22.04.21. Nowa pochwała głupoty

Całkiem niedawno ukazała się niewielka, za to, doprawdy, niezwykła książka Bartosza Brożka, Michała Hellera, Jerzego Stelmacha Szkice z filozofii głupoty (Copernicus Center Press, Kraków 2021, ss. 142). Obejmuje 20 szkiców zgrupowanych w trzech autorskich blokach: 1. Systematyka głupoty (Jerzy Stelmach), 2.  Głupota w działaniu (Michał Heller), 3. W obronie głupoty (Bartosz Brożek). Każdy z autorów reprezentuje inne nieco podejście poznawcze i z innej nieco perspektywy rozpatruje tytułowy temat. Sygnałem tego wewnętrznego zróżnicowania jest okładka książki. Autorzy piszą:

Uznaliśmy, że najlepiej istotę naszej współpracy wyraża umieszczone na okładce zdjęcie gwaszu Tadeusza Makowskiego Kapela, przedstawiające trzech grających na różnych instrumentach, dość osobliwych, choć równocześnie raczej sympatycznych grajków. My natomiast, tak jak to w takich przypadkach zwykle bywa, nie jesteśmy pewni ani tego, co „zagraliśmy”, ani tym bardziej tego, czy ktoś zechce do takiej muzyki „zatańczyć” (nota z 4. strony okładki).

Przedstawiana książka to bardzo starannie i klarownie napisany przewodnik po różnych odmianach głupoty i problemach z nimi związanych. Przewodnik ułatwiający rozpoznawanie, identyfikowanie, nazywanie, więc interpretację oraz wartościowanie cudzych i własnych zachowań, decyzji i postaw o znamionach takiego lub innego głupstwa, w kontekście rozmaitych zdarzeń i zjawisk współczesnego świata, w kontekście międzyludzkich relacji. Rodzaj niezbędnika dla kogoś, kto ma ambicję cokolwiek choćby rozumieć z tego, co i dlaczego się wokół niego dzieje, w czym świadomie lub nieświadomie bierze udział, co sam świadomie lub nieświadomie wyprawia. Niezbędnika dla kogoś, kto chciałby odkrywać, jak ta dookolna głupota jest w ogóle możliwa i skąd się bierze. Przy tym żadnych popisów teoretycznego czy metodologicznego bełkotu. Za to charakterystyka różnych odmian bełkotu gwarantowana. Zróżnicowanie zaś, na które autorzy zwracają uwagę w objaśnieniu do okładki i poprzez replikacje gwaszu Makowskiego na stronach otwierających kolejne części książki, wydaje się oczywiste, ale nie niweluje spójności sumarycznej wizji podejmowanych problemów. Otwiera raczej na wzajemne dopełnianie się refleksji. I – dziwnym, a może właśnie najzupełniej naturalnym trybem – kolejnym autorom, przy omawianiu kolejnych kwestii dobrze służą odwołania do literatury pięknej, zwłaszcza zaś do różnych wierszy Wisławy Szymborskiej…

Gdyby jednak na wejściu wziąć pod uwagę grecki źródłosłów słowa filozofia, więc philéō sophía, co w przekładzie oznacza – miłuję mądrość, można by w pierwszym odruchu pomyśleć, że tytułowa filozofia głupoty, czyli właściwie miłość głupoty, to jakaś pomyłka, oksymoron, paradoksalne zestawienie słów o przeciwstawnych, wykluczających się znaczeniach. Bo czy istotnie Eros – bóg miłości miałby tu coś do powiedzenia? Trzeba chyba tę definicję rozwinąć. Podpowiedź przynosi opracowanie hasła filozofia z Encyklopedii PWN (dostępna, ma się rozumieć, w Internecie). Jest w nim sugestia odsyłająca w tej sprawie do Uczty Platona. Zajrzyjmy w takim razie do źródła. Narodziny Erosa, boga miłości, główny bohater Uczty, Sokrates, z powołaniem na swą rozmowę z Diotymą, przedstawia tak:

Otóż kiedy się urodziła Afrodyta, ucztę bogowie wyprawiali, a między innymi był tam Dostatek, syn Rozwagi. Kiedy już zjedli, przyszła tam Bieda, żeby sobie coś wyżebrać, bo było wszystkiego w bród, i stanęła koło drzwi. Dostatek upiwszy się nektarem (bo wina jeszcze nie było), poszedł do ogrodu Zeusa i tam usnął, ciężko pijany. A Biedzie się zachciało, jako iż była uboga, dziecko mieć od Dostatku; dlatego się przy nim położyła i poczęła Erosa. I dlatego to Eros został towarzyszem i sługą Afrodyty, bo go na jej urodzinach spłodzono, a z natury już jest miłośnikiem tego, co piękne, bo i Afrodyta piękna. A że to syn Dostatku i Biedy, przeto mu taki los wypadł: przede wszystkim jest to wieczny biedak; daleko mu do delikatnych rysów i do piękności, jak się niejednemu wydaje; niezgrabny jest i jak potyrcze wygląda, i boso chodzi, bezdomny po ziemi się wala, bez pościeli sypia pod progiem gdzieś albo przy drodze, dachu nigdy nie ma nad głową, bo taka już jego natura po matce, że z biedą chodzi w parze. Ale po ojcu goni za tym, co piękne i co dobre, odważny, zuch, tęgi myśliwy, zawsze jakieś wymyśla sposoby, do rozumu dąży, dać sobie rady potrafi, a filozofuje całe życie, straszny czarodziej, truciciel czy sofista; ani to bóg, ani człowiek. I jednego dnia to żyje i rozkwita, to umiera znowu i znowu z martwych powstaje, bo jest w nim natura ojcowska. A co tylko zdobędzie, to na powrót utraci, tak że ani braków nie cierpi, ani też nie opływa w dostatki. A jest pośrodku pomiędzy mądrością i głupotą (Platon, Uczta, przeł. Władysław Witwicki, Wydawnictwo Marek. Derewiecki, Kęty 2007, s. 68).

Filozofia, jak z tego wynika i jak czytamy w objaśnieniu z przywoływanej wyżej encyklopedii, „sytuuje się pomiędzy mądrością bogów a głupotą głupców. Od bogów odróżnia ją bieda (niewiedza), a od głupców dostatek (świadomość niewiedzy), dlatego szczytem filozoficznej mądrości jest brak ostatecznej pewności (wiem, że nic nie wiem – Sokrates)”.

Tytuł Szkiców z filozofii głupoty dobrze te relacje oddaje. Nawiązuje poza tym do Pochwały głupoty Erazma z Rotterdamu (przeł. Edwin Jędrkiewicz, Wstęp Henryk Barycz, BN II, Nr 81, Ossolineum, Wrocław 1953; wydanie dostępne w Internecie), więc do tekstu napisanego przez Erazma (1469-1535) w roku 1509 (pierwodruk 1511). Do tego jeszcze, oczywiście, wrócimy.

Na razie deklaracje ze Wstępu do Szkiców z filozofii głupoty. Trzej filozofowie tak w nim zapowiadają i uzasadniają podejmowane dalej problemy:

Czy warto pisać o głupocie? Jesteśmy przekonani, że tak. Głupota jest bowiem wszechobecna, przenika wszelkie obszary ludzkiej aktywności, co w konsekwencji powoduje, że jej identyfikacja wcale nie jest taka prosta, jak mogłoby się wydawać. A jeśli mamy problemy ze zdefiniowaniem jej poszczególnych odmian, to przeciwstawienie się głupocie może okazać się zadaniem bardzo trudnym, a w pewnych przypadkach nawet niewykonalnym. Stąd nasze przekonanie, że każda próba mająca na celu „policzenie” i „ponazywanie” głupoty jest warta zachodu. Przy tej okazji na jedną jeszcze okoliczność warto może zwrócić uwagę, a mianowicie, że rozważania na temat głupoty pozwalają lepiej zrozumieć fenomen mądrości. W ten sposób można więc mieć „dwa w jednym” (Szkice…, s. 6).

Perspektywa niewątpliwie kusząca i – jak czytamy dalej – temat dziś wyraźnie „rozwojowy”, co widać w kontekście „bieżących wydarzeń politycznych w Polsce i zachowań niektórych polityków” (Szkice…, s. 7).  Zadanie natomiast iście Herkulesowe, skoro w pierwszym zdaniu cytowanego Wstępu figuruje informacja o tym, że w języku polskim słowo głupota posiada „283 synonimy występujące w co najmniej 28 różnych grupach znaczeniowych” (Szkice…, s. 5).

Przejdźmy jednak do informacji bardziej szczegółowych. Więc tak: teksty zgromadzone w bloku pod nazwą Systematyka głupoty przynoszą analizę dziesięciu przyczyn głupstwa (zob. Spis treści, s. 141): 1. nieznajomość lub lekceważenie podstawowych zasad komunikacji językowej, 2. uporczywe dystansowanie się od wiedzy opartej na faktach, 3. minimalizm poznawczy, 4. niezdolność do rozumienia i interpretacji przypadków trudnych, 5. łatwość ulegania emocjom negatywnym, 6. brak poczucia humoru, 7. „zamawianie dobra”, 8. skłonność do nadmiernego ryzyka, 9. poszukiwanie obiektów zainteresowania zastępczego, 10. uleganie zachowaniom bytów zbiorowych (sfora, tłum, masa).

W ramach takiej klasyfikacji opisywana będzie specyfika głupoty perswazyjnej, fundamentalnej (autorytarnej), instytucjonalnej, biurowej, egzystencjalnej, emocjonalnej, moralnej, konsumpcyjnej, „tulipanowej” (zob. w Sieci hasło Tulipomania w siedemnastowiecznej Holandii i spowodowany nią krach ekonomiczny), a także głupoty wojującej, przepraszającej, zawstydzonej czy zakłopotanej. Opisywane będą następnie rozmaite odmiany bełkotu i ich funkcje, poznawcza arogancja oraz zwykłe, prostackie „rżnięcie głupa”.

W całej książce jeden tylko szkic, ostatni w omawianym bloku, poświęcony jest „głupocie masy”. Czytamy w nim między innymi o myśleniu plemiennym lub narodowym.

W wielu swoich odmianach, zwłaszcza tych skrajnie głupich, myślenie plemienne i narodowe odwołuje się albo do idei „plemienia lub narodu wybranego”, albo do idei „plemienia lub narodu cierpiącego”, pokrzywdzonego przez historię lub innych, mającego wobec tego prawo do odwetu albo przynajmniej rekompensaty. Nie rozwój i sukcesy stają się powodem do dumy takich plemion czy narodów, bo zwykle takich sukcesów po prostu nie odnosiły, lecz urojone wyobrażenia o własnym szczególnym statusie i znaczeniu, ewentualnie rzeczywiste lub wymyślone cierpienia. Wyrazem głupoty „plemion i narodów wybranych”, a często również „cierpiących”, jest potrzeba ciągłego ogłaszania rzekomo odniesionych zwycięstw, jak i potrzeba nieustannego celebrowania rzeczywistych klęsk. A wszystko to uzupełnione „selektywnym rozumieniem historii własnego plemienia lub narodu”. Historia w myśleniu plemiennym i narodowym jest wykorzystywana jako narzędzie manipulacji, służącej przede wszystkim zwiększeniu kontroli nad członkami pewnych wspólnot, a stając się narzędziem manipulacji, przestaje być obiektywną dziedziną wiedzy. Nie dość, że jest traktowana wybiórczo, to jeszcze i te tendencyjnie wybrane jej fragmenty są bardzo często w bezczelny sposób fałszowane (Szkice…, s. 55-56).

Następny zestaw szkiców, więc rozważania nad Głupotą w działaniu, związane są między innymi z pytaniem „jak możliwa jest głupota”, czy da się wygrać dyskusję z fundamentalnym głupcem, czy głupota jest zaraźliwa i czy istnieje na nią jakaś szczepionka. W rezultacie namysłu nad takimi pytaniami okaże się, że głupota może być „argumentem na rzecz duchowości”.

Człowiek jest czymś więcej niż materią, bo może zawieszać prawa logiki. A niczemu, co materialne, dotychczas nigdy się to nie udało. Wolność do głupoty. Oto wielkość ludzkiego fenomenu” (Szkice…, s. 65).

Stąd już w zasadzie niedaleko do refleksji wpisanej między wiersze monologu Głupoty wykreowanej przez Erazma z Rotterdamu, jeśli nie poprzestawać na powierzchownej lekturze tego szesnastowiecznego tekstu i brykowych objaśnieniach jego znaczeń. Okazuje się, że nic nie jest tak proste, jak się z pozoru wydaje. Nawet głupota. Zwłaszcza gdy sięgnąć do szkicu Cykuta i nowiczok.

Szkice zamykające książkę nie pozostawiają wątpliwości, że reprezentuje ona w istocie nową pochwałę głupoty. Na temat dzieła wielkiego Erazma czytamy tu:

Owszem, tekst ten jest satyrą – spersonifikowana Głupota wygłasza w nim długi monolog, który aż skrzy się od dowcipu. Jest wypełniony mniej lub bardziej niewinnymi złośliwościami, pomysłowo skonstruowanymi insynuacjami i zabawnymi nawiązaniami kulturowymi. Ale doprawdy trudno uznać, że Erazm po prostu potępia w nim głupotę albo że w podniosłej formie zajmuje się sprawami błahymi.
Erazmowa Głupota naprawdę da się lubić. Jest bardzo ludzka – trochę próżna, trochę zarozumiała, ale nigdy w stopniu, który by nas zniechęcał do wysłuchania tego, co ma do powiedzenia. A mówi rzeczy ciekawe: dysponując sprawnym zmysłem obserwacji, odmalowuje zaskakująco trafny obraz naszych przywar i małostek. Pokazuje, że to, co zwykło się uważać za głupotę, jest często przejawem zdrowego rozsądku, a uczone dywagacje, stawiane za wzór wyrafinowania i mądrości, bywają bezwartościowe. Sprawa z Głupotą jest złożona: ani ona nie jest tak głupia, jak chcemy myśleć, ani my tak rozumni, jak lubimy twierdzić. Pochwała głupoty nie jest zatem przewrotną satyrą wymierzającą ciosy w imieniu oświeconego Rozumu. Przynajmniej w pewnej mierze Erazm bierze Głupotę w obronę, używając szarości tam, gdzie inni skłonni są kreślić czarno-białe rysunki.
Chciałbym, aby pięć poniższych krótkich esejów wpisało się w taki sposób myślenia. Moja obrona głupoty nie jest pomyślana jako pochwała anarchizmu czy nihilizmu poznawczego. Nie twierdzę, że głupota nie wyrządza nam szkód ani tym bardziej, że jest czymś z istoty dobrym. Ale sprzeciwiam się traktowaniu jej z góry, wedle a priori założonych tez. Staram się pokazać, że ewolucja ukształtowała nasze mózgi i umysły w taki sposób, iż trudno sprostać wyśrubowanym standardom racjonalności. Przekonuję też, że nie wszystko, co skłonni jesteśmy nazywać głupim, takie w istocie jest. Często bezkompromisowa wiara w rozum niepostrzeżenie przemienia się w ślepe zaufanie do największych głupot.  Zastanawiam się także, co istnienie głupoty mówi nam o świecie, w którym żyjemy. Krótko mówiąc, próbuję przekonać Czytelnika, że od głupoty można się wiele nauczyć (Szkice…, s. 88).

Może w takim razie warto, dla lepszej orientacji w możliwych paralelach, zestawić z powyższym mały fragment wystąpienia Głupoty wykreowanej przez sławnego Erazma. Na przykład ten, który dotyczy między innymi wspominanej poprzednio sprawy Sokratesa:

A czy jest co głupszego niż dla nie wiadomo jakich przyczyn rozpoczynać taką walkę, z której obie strony zawsze więcej mają straty niż zysku. Bo o tych, co giną, o tych się […] milczy. A kiedy już stanęły po obu stronach jeżące się żelazem zastępy i chrapliwym dźwiękiem zagrały rogi, to, pytam, jakiż wtedy pożytek z owych mędrców, którzy wyczerpani nauką, przy swojej chłodnej rozcieńczonej krwi ledwie dech mogą złapać? Wtedy trzeba tęgich i mocnych chłopów, którzy by mieli jak najwięcej odwagi, a jak najmniej rozumu! Chyba że ktoś by wolał mieć żołnierzem Demostenesa, który idąc za radą Archilocha, ledwo ujrzał nieprzyjaciela, a już tarczę rzuciwszy uciekł – tak kiepskim będąc żołnierzem, jak mądrym był mówcą. Ależ rozum – powiadają – jest rzeczą bardzo ważną! Przyznaję, że jeśli idzie o wodza, to tak, ale to jakiś rozum specjalnie wojskowy, a nie filozoficzny, bo przecież tak wspaniałych czynów dokonuje się z darmozjadami, rufianami, złodziejami, zbójami, wiejskimi parobkami, tępakami, zadłużonymi frantami i tym podobnymi mętami ludzkimi, a nie z kiwającymi się przy świeczce nad książką filozofami.
Jak tacy na nic zgoła w życiu się nie zdadzą, na to dowodem może być Sokrates, którego – jego tylko jednego – wyrocznia Apollina, sama nie bardzo mądrze robiąc, za mądrego uznała, a który skoro tylko wdawał się w jakieś sprawy publiczne, wśród powszechnego śmiechu musiał się precz zabierać. Jakkolwiek niezupełnie głupi był ten człowiek, skoro nie przyjmował nazwy mędrca, Bogu tylko ją przyznając, i skoro uważał, że mędrzec nie powinien brać udziału w życiu publicznym, to jednak powinien by był raczej przestrzegać, by nie zadawał się z mądrością ten, kto chce, by go do plemienia ludzkiego zaliczono. Cóż wreszcie, jeśli nie mądrość doprowadziła go do tego, że po skazaniu musiał wypić cykutę? Albowiem filozofując wśród chmur i idei [aluzja do sztuki Arystofanesa, który w komedii Chmury ośmieszał Sokratesa], wymierzając nogi pcheł i cudując się głosowi komarów, nie nauczył się tego, co potrzebne do codziennego życia… (Pochwała głupoty, opis bibl. zob. wyżej).

Wszystko jasne. Pozostaje tylko nałożyć na to finalną konkluzję z ostatniego zestawu tekstów pomieszczonych w omawianych Szkicach z filozofii głupoty:

To w obliczu Transcendencji możemy w pełni zobaczyć, jak jesteśmy Głupi (przez duże G). Jeśli będziemy potrafili to zaakceptować, to staniemy się nieco mniej głupi (przez małe g). Parafrazując niezbyt dziś popularnego klasyka: mądrość to uświadomiona Głupota (Szkice…, s. 138).

Może trzeba by jeszcze, zwłaszcza w kontekście cytowanego wcześniej pytania o to, „jak możliwa jest głupota”, zastanowić się na koniec nad tym, kiedy, w jakich warunkach i jakim sposobem możliwe byłoby to postulowane wyżej dochodzenie do mądrości. Na przykład w ramach edukacji szkolnej…

Najbardziej przydatne w takim procesie wydaje się chyba, nawet Erazmowa Głupota to sugeruje, krytyczne myślenie. I także twórcom naszej najnowszej tzw.  Podstawy programowej taka idea nie jest obca, skoro do jej preambuły wpisali konieczność „rozwijania umiejętności krytycznego i logicznego myślenia, rozumowania, argumentowania i wnioskowania” (zob. Podstawa programowa kształcenia ogólnego z komentarzem. Szkoła podstawowa. Język polski, hasło: Kształcenie ogólne w szkole podstawowej ma na celu…, punkt 5.).

Kłopot w tym, że ćwiczenie wyliczonych właśnie dyspozycji umysłowych wymaga spełnienia pewnego elementarnego założenia. Takiego mianowicie, które dopuszcza zderzanie w dyskusji różnych stanowisk. Tymczasem to właśnie przekracza możliwości zrozumienia u tych wszystkich, którzy wiedzą wszystko i na pewno. Skąd by się w przeciwnym razie brali tacy, którzy bez wahania wskazują, co w szkole wolno, a czego nie, które lektury wpisywać na listę do obowiązkowego czytania, a które skreślać (bo bez z góry założonej przez kogoś listy w ogóle sobie szkoły nie wyobrażają). Ich świat porządkują opcje zero- jedynkowe.

Tekst Zenka Martyniuka w podręczniku szkolnym niektórych oburza z definicji. Nie oburza natomiast projektowany tam sposób korzystania z tego tekstu – wypisywanie czasowników. Zapewne lepiej byłoby czasowniki wypisywać z wiersza Norwida… Skutek jednak byłby absolutnie taki sam. Ogarnijcie się chociaż trochę, powiedziałaby Głupota.

A poza tym choć cykuta i nowiczok skutkują tym samym, liczy się też proces, a proces  Sokratesa i relacjonujący go Platon od ponad dwóch tysiącleci każą pamiętać: „wiem, że nic nie wiem”…

1 thought on “22.02.21. Nowa pochwała głupoty

  1. Jak co tydzień z przyjemnością czytam recenzję. Dziś mniej odnośników, za to mocna końcówka. Naprawdę trzeba się buntować! Gdy każą! Gdy każą robić to i to, bo wszystko wiedzą. Gdy każą dopisywać przecinki w tekstach Różewicza. Bo poeta miał fanaberie i przecinków nie wstawiał. Chciałby się zadedykować naszym decydentom „Wiem, że nic nie wiem”. Naprawdę!

Skomentuj Krzysztof Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O autorze

Zapiski na marginesach starych i nowych lektur

Fot. Wikimedia

Fot. Franciszek Vetulani

Zofia Agnieszka Kłakówna – mieszka w Krakowie, polonistka, literaturoznawczyni, od zawsze i stale zajmuje się problemami edukacji — w teorii i w praktyce, w różnych rolach, w różnych szkołach, w różnych miejscach, w Polsce i poza jej granicami, jest autorką paru książek na ten temat, współautorką koncepcji edukacyjnej i odpowiadających jej podręczników pod nazwą To lubię! Sztuka pisania, przez wiele lat redagowała czasopismo „Nowa Polszczyzna”. Zdaniem recenzentów jej prac – „skrajna indywidualistka, która przedziwnym sposobem prawie zawsze pracuje w zespole”. 

Wszystkie zapiski

4.04.24. O idei, formach i praktykach debatowania

Debata jest dobra. Rozmowa też. Tyle, że od czasu „ringów politycznych” w TVN24 pękła bariera względnie dotąd przestrzeganego zakazu, by politykom dać do rąk mikrofony i pozwolić im się wzajem „orać” na żywo. Debata stała się w ten sposób żywiołem politycznej wojny. Narzędziem raczej destrukcji niż budowy życia publicznego.

Czytaj »

21.03.24. O znaczeniu murów w historii cywilizacji…

Może ktoś zauważyłby przy tym wreszcie, że sensowna edukacja nie polega na budowaniu murów, nakłanianiu do powtarzania za „uczonymi w piśmie” dat, charakterystyk epok i stylów, że nie służą jej gry w konstruowanie politycznie nacechowanych „kanonów lektur”. Sensowna edukacja wymaga przede wszystkim ćwiczenia w przekraczaniu myślowych ograniczeń…

Czytaj »

22.02.24. O niezależnym dziennikarstwie

97 procent obywateli Filipin korzystało z Facebooka. Kiedy w 2017 roku powiedziałam o tych statystykach Markowi Zuckerbergowi, przez chwilę milczał. „Poczekaj Mario – odpowiedział w końcu, patrząc mi prosto w oczy – a co robi pozostałe 3 procent?”
Wtedy rozbawił mnie ten niewyszukany żart. Teraz już się nie śmieję.

Czytaj »