4.05.23. O politcznych przebierańcach

Była jakiś czas temu mowa w tych Zapiskach o Edwardzie L. Bernays’ie i jego książce z 1928 roku, w której ów mistrz propagandy objaśniał zarówno istotę i niezbędność rozwijania mechanizmów propagandowych, jak również dobrze przećwiczone, konkretne przykłady działań charakterystycznych dla inżynierii społecznej, która sprawującym władzę zapewnia oczekiwane przez nich reakcje społeczeństwa na określone sytuacje czy zdarzenia i związane z nimi odgórne decyzje (zob. tekst z 23.01.2021). W swoim czasie korzystali z tej koncepcji, utożsamianej zwykle z „praniem ludzkich mózgów”, Goebbels i wielu po nim. Dziś także w różnym stopniu i w różnych miejscach znajduje ona zastosowanie… Z tym, że słowo „propaganda” od dawna już nacechowane jest pejoratywnie, a oddziaływania określane jako propagandowe z reguły budzą co najmniej pewien dystans.

Problem retoryki, która określa relacje między władzą a poddanymi czy politykami a obywatelami, wcale jednak przez to nie znika. Nie jest zresztą nowy i nie charakteryzuje wyłącznie naszej współczesności. Przeciwnie – jest aktualny wręcz od zawsze, a pisał o tym już Arystoteles. Socjotechniki jako sposoby politycznego komunikowania się nieadekwatne do aktualnej sytuacji kulturowej są całkiem po prostu w razie potrzeby zastępowane innymi i inaczej nazywane. 

Tak się właśnie dzieje dzisiaj z pojęciem propagandy. Na jego miejsce wprowadzane są do przestrzeni publicznej inne określenia związane z polityczną retoryką komunikacyjną. Takie, które nie zostały jeszcze nadmiernie obarczone i skompromitowane historycznym odium. Takie, które odpowiadają równocześnie aktualnym możliwościom technicznym społecznego komunikowania się – dziś nieporównywalnym z jakimkolwiek okresem w przeszłości. O  „politycznym komunikowaniu” mówi się więc teraz tak, jak w biznesie o budowaniu wizerunku firmy, a zatem jako o działaniu „public relations” albo – ostatnio i, zdaje się, coraz chętniej – z użyciem pojęcia „spinu”.  

W tym ostatnim przypadku nie chodzi naturalnie o znane w fizyce określenie momentu pędu, lecz właśnie o socjotechniki uprawiane przez „spin doktorów”, to jest służących politykom specjalistów, którzy na polityczne zamówienie kreują wizerunki swych mocodawców. Wyrazistym przykładem działania spin doktorów może tu być Putin prezentowany przez jakiś czas jak filmowy Batman. Pomocne w ustalaniu podstawowych znaczeń „spinu” mogą  zaś być językowe objaśnienia z pracy Mateusza Domagały (Spin jako sztuka manipulacji przekazem medialnym, Wydawnictwo Rys, Poznań 2015). Parę lat temu autor tej pracy pisał:

Pojęcia takie jak „spin”, „spin doktor” i „spinning” coraz częściej pojawiają się na łamach publikacji naukowych i prasy. Wyrazy zaczerpnięte z terminologii używanej w krajach anglosaskich przenoszą się na grunt innych języków, w tym polskiego. Brak rodowitego odpowiednika powoduje, że w języku dominuje forma obcojęzyczna. W dosłownym znaczeniu czasownik „spin” oznacza proces przędzenia, zdolność do skręcania i obracania, a także produkt powstały w wyniku przędzenia. Jako rzeczownik „spin” oznacza wirowanie lub obrót. Po raz pierwszy wyraz „spin” zanotował Charles Dickens w 1853 roku na łamach brytyjskiego magazynu „Household Words”.
Wraz z rozwojem mediów oraz życia politycznego pojęcie „spin” ewoluowało. William Safire, twórca przemówień Richarda Nixona i dziennikarz „New York Times”, w 1986 roku na łamach nowojorskiej gazety opublikował tekst na temat nowego znaczenia wyrazu „spin”, coraz częściej występującego w amerykańskich mediach, oraz pojawienia się doradców politycznych zwanych „spin doktorami”. Safire tłumaczył „spin” jako czasownik wywodzący się ze slangu, który jeszcze w latach 50. XX wieku oznaczał „zmylić” lub „oszukiwać”. Autor tekstu uważa, że wpływ na znaczenie czasownika mógł mieć funkcjonujący w języku angielskim idiom „to spin a yarn” (w języku polskim odpowiadająca temu wyrażaniu forma brzmi: „pleść głupoty” lub „opowiadać niestworzone historie”).
W latach 80. XX wieku czasownik „spin” i zaczął funkcjonować jako rzeczownik „interpretacja” i „przekręcanie”. W rezultacie w świecie mediów i polityki forma „spin” jest rozumiana w sposób metaforyczny i oznacza stronniczą lub „skrzywioną” informację, która ma na celu tworzyć korzystne wrażenie w oczach opinii publicznej (Spin jako…, s. 17).

Pomocny w ustalaniu znaczeń „spinu” może być też opublikowany całkiem niedawno (22.04.2023) w „Dzienniku Polskim” – dostępny w sieci – felieton Ryszarda Tadeusiewicza. Tekst powstał, gdy profesor odkrył z nagła, że powracające bezustannie w publicznym dyskursie,  a – jak sądził – dobrze mu znane pojęcie, nie do fizyki się odnosi. W następstwie podjął stosowną kwerendę, by w rezultacie stwierdzić:

w relacjach między ludźmi spin jest metodą przedstawiania pewnych osób lub pewnych zdarzeń w sposób silnie zdeformowany, tak aby odbiorca informacji wytworzył sobie fałszywy obraz, na podstawie którego będzie podejmował decyzje (na przykład podczas wyborów). Ludzie, którzy potrafią skutecznie deformować informację o rzeczywistości dla uzyskania określonego efektu – to właśnie spin doktorzy. W pierwszej chwili sądziłem, że taką nazwę im nadano, ponieważ są to zawodowi krętacze, ale okazało się, że jest to akronim od określenia Significant Progress In the News (znaczący postęp w informacjach) […].
Technik socjologicznego spinu jest dużo. Kluczowa jest selekcja informacji. Rozpowszechnia się tylko te informacje, które służą z góry przyjętemu celowi. Albo tylko te pozytywne (z ukryciem negatywów), albo z kolei tylko te negatywne (z pomijaniem jakichkolwiek wzmianek pozytywnych). Inną techniką jest zaprzeczanie faktom w taki sposób, żeby nie można było udowodnić kłamstwa w tym zaprzeczeniu. […] Spin doktorzy są mistrzami w tworzeniu tak pokrętnych wypowiedzi, żeby prawdziwe znaczenie wypowiedzi ukryć, natomiast wzbudzić lub złagodzić emocje. Prawdziwą kopalnią możliwości w tym zakresie są eufemizmy kryjące prawdziwą treść pod łatwą do przyswojenia formą. Z tego powodu spin doktorzy określani są jako ci, którzy leczą niedobre historie i kreują dobre, chociaż często nieprawdziwe.

I to jest kontekst, który otwiera na sygnalizowaną w tytule tych Zapisków kwestię „politycznych przebierańców”. Cały ich ogólnoświatowy rejestr przedstawiają zaś Sergei Guriev i Daniel Treisman w książce Spin dyktatorzy. Nowe oblicze tyranii w XXI wieku (przeł. Aleksandra Żak, Szczeliny, Kraków, kwiecień 2023).

Jak widać, już nie o „spin doktorach” tylko mowa, lecz o „spin dyktatorach”. Pojęcie „spinu” uzyskuje znaczące rozszerzenie. Teza jest przy tym taka: (1) dyktatura stanowi oczywiste przeciwieństwo demokracji, (2) dyktatury były i są utrzymywane zwykle za pomocą strachu, (3) aktualnie daje się jednak zaobserwować odchodzenie w różnych tego typu państwach od takich rozwiązań, (4) w miejsce „dyktatury strachu” wprowadzana tam bywa natomiast „dyktatura spinu”. Ta zaś „opiera się na  fikcji przedstawiania dyktatora jako kompetentnego, dobrotliwego demokraty” (Spin dyktatorzy…, s. 11). Inaczej mówiąc, dyktatorzy przebierają się za demokratów. I zwykle chodzi przy tym nie tyle o relacje wewnętrzne, co o opinię zewnętrzną. Z dyktatorami nie każdy chce się zadawać. Co innego z demokratami…

Autorzy prezentowanej książki to uniwersyteccy profesorowie ekonomii oraz nauk politycznych. Przedstawiając swą pracę, zaznaczają – aktualnie z perspektywy Paryża, Londynu i Los Angeles – że powstała ona w oparciu o zgromadzone informacje, ale także o własne doświadczenie. Piszą: „Obaj spędziliśmy wiele lat, śledząc ewolucję putinowskiego reżimu w Rosji: prowadząc analizy akademickie oraz bezpośrednio go obserwując. Z czasem uznaliśmy ów reżim nie za wyjątek, lecz raczej przykład kierunku, w jakim zmierzają państwa autorytarne na całym świecie – od Wenezueli Hugo Cháveza po Malezję Mahathira bin Mohamada i Kazachstan Nursułtana Nazarbajewa” (jw., s. 21).

Działania „spin dyktatorów” określane są, według  Gurieva i Treismana, przez cztery główne zasady:

(1) zaczyna się od zdobywania popularności, zamiast represji, jak w dyktaturach strachu, stosuje się przy tym „manipulacje informacjami”, by zdobyć poparcie mas, oddzielając ogół obywateli od grupy lepiej poinformowanych;

(2) potem idzie wykorzystywanie popularności dla umocnienia władzy – tu istotne bywa organizowanie wyborów i referendów, które popularnym władcom zawsze przynoszą „druzgocące zwycięstwa”, te zaś traktowane są jako tożsame ze zdobyciem uprawnień „do wprowadzania  zmian w instytucjach publicznych i prawnych”, co skutkuje zwykle zmianami  konstytucji, wypełnianiem  sądów i organów kontrolnych lojalistami czy manipulacjami w odniesieniu do okręgów wyborczych;

(3) kolejna reguła to udawanie demokracji, które ma ukazać „spin dyktatorów” jako ludzi otwartych, sprzyjających wolności (nie bez przyczyny na przykład nazwa Niemieckiej Republiki Demokratycznej miała sugerować demokratyczny charakter tego zarządzanego przez Ericha Honeckera państwa pod radzieckim nadzorem);

 (4) demonstracyjne „otwieranie się na świat”, z którym wiąże się udział „spin dyktatorów” w działaniach różnych międzynarodowych instytucji, co pozwala następnie sabotować przedsięwzięcia, które mogłyby się zwrócić przeciwko nim (jw., s. 44-49).

Autorzy książki o „spin dyktaturach” na wielu stronach, pod hasłem  „Jak to się robi”, opisują,  w oparciu o rezultaty  przeszukiwań całego nieledwie świata i w porównaniu z „dyktaturami strachu”, sięgając przy tym w przeszłość wielu krajów. Jako pioniera  „spin dyktatury” wskazują Lee Kuan Yewa i Singapur. Zajmują się też aktywnością chińską z tego zakresu. Opisywane zmiany wiążą z „koktajlem modernizacji”, co oznacza rezultat „połączonych sił  powiązanych z modernizacją gospodarczą i społeczną, a także z globalizacją” ( jw., s. 272). Z „bliższych nam okolic” analizie poddają działania Putina, Orbána, Łukaszenki czy Erdoğana. Polskę w swych rozważaniach ominęli, wyjąwszy małą wzmiankę o dwudziestoleciu międzywojennym i działaniu Piłsudskiego (jw. s. 75). Nie oznacza to, by lektura ich książki nie dostarczała narzędzi do opisu naszej politycznej rzeczywistości…

Ostatni rozdział książki Gurieva i Treismana poświęcony jest refleksji nad przyszłością spinu i rozpoczyna się od szeregu pytań. Czytamy: „Pojawienie się dyktatury spinu to jedno z najbardziej wyrazistych zjawisk politycznych ostatniego półwiecza. Ale czy ona przetrwa? Czy reżimy w dzisiejszym Singapurze, Rosji, na Węgrzech i w Kazachstanie dotrwają do polowy XXI wieku? Czy istniejące jeszcze brutalne autokracje zmienia taktykę i zamiast zastraszać, zaczną oszukiwać? A może spin dyktatorzy wrócą do bardziej krwawych i jawnych form tyranii?” (jw., s. 307).

Zdaje się, że cytowane pytania zostały chyba napisane w złą godzinę, bo trudno nie pamiętać o rosyjskiej napaści na Ukrainę, choć rosyjscy „wojownicy klawiatury” na usługach Kremla robią wiele, by mieszać ludziom w głowach.

Jeśli natomiast idzie o Polskę, pominiętą w analizach Gurieva i Treismana, brak ten pozwoli z naddatkiem nadrobić lektura świetnie napisanych tekstów Wojciecha Sadurskiego wydanych w tomie Demokracja na czarną godzinę. Publicystyka, eseje, mowy obrończe 2002-2022 (Wydawnictwo Austeria, Kraków-Budapeszt-Syrakuzy 2022, 614 stron). Upewnia w tym już pierwszy tekst Władza nad prawdą, czyli o roli kłamstwa w polityce.

Co się zaś tyczy edukacji, by zwyczajowo dopełnić ostatni akapit tych Zapisków odniesieniem do szkoły, można by w omawianym kontekście przypomnieć osławiony podręcznik Wojciecha Roszkowskiego Historia i teraźniejszość, a w nim gotowe, zgodne z wyobrażeniami władzy, „prawdy” o rzeczywistości. Nasza „spin dyktatura” nie zostaje tak całkiem w tyle…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O autorze

Zapiski na marginesach starych i nowych lektur

Fot. Wikimedia

Fot. Franciszek Vetulani

Zofia Agnieszka Kłakówna – mieszka w Krakowie, polonistka, literaturoznawczyni, od zawsze i stale zajmuje się problemami edukacji — w teorii i w praktyce, w różnych rolach, w różnych szkołach, w różnych miejscach, w Polsce i poza jej granicami, jest autorką paru książek na ten temat, współautorką koncepcji edukacyjnej i odpowiadających jej podręczników pod nazwą To lubię! Sztuka pisania, przez wiele lat redagowała czasopismo „Nowa Polszczyzna”. Zdaniem recenzentów jej prac – „skrajna indywidualistka, która przedziwnym sposobem prawie zawsze pracuje w zespole”. 

Wszystkie zapiski

4.04.24. O idei, formach i praktykach debatowania

Debata jest dobra. Rozmowa też. Tyle, że od czasu „ringów politycznych” w TVN24 pękła bariera względnie dotąd przestrzeganego zakazu, by politykom dać do rąk mikrofony i pozwolić im się wzajem „orać” na żywo. Debata stała się w ten sposób żywiołem politycznej wojny. Narzędziem raczej destrukcji niż budowy życia publicznego.

Czytaj »

21.03.24. O znaczeniu murów w historii cywilizacji…

Może ktoś zauważyłby przy tym wreszcie, że sensowna edukacja nie polega na budowaniu murów, nakłanianiu do powtarzania za „uczonymi w piśmie” dat, charakterystyk epok i stylów, że nie służą jej gry w konstruowanie politycznie nacechowanych „kanonów lektur”. Sensowna edukacja wymaga przede wszystkim ćwiczenia w przekraczaniu myślowych ograniczeń…

Czytaj »

22.02.24. O niezależnym dziennikarstwie

97 procent obywateli Filipin korzystało z Facebooka. Kiedy w 2017 roku powiedziałam o tych statystykach Markowi Zuckerbergowi, przez chwilę milczał. „Poczekaj Mario – odpowiedział w końcu, patrząc mi prosto w oczy – a co robi pozostałe 3 procent?”
Wtedy rozbawił mnie ten niewyszukany żart. Teraz już się nie śmieję.

Czytaj »