Dlaczego dwa bloki opozycji są samobójstwem – elementarz D’Hondta

Pomysł wydaje się sprytny i „chodzi w kuluarach”.

Dwa bloki opozycji przeciw PiS. Jeden konserwatywny, drugi lewicowy. Jeden liczy na przejęcie głosów wahających się dotychczasowych zwolenników PiS. Drugi kumuluje „energię protestów” i jest bezkompromisowy w sprawach rozdziału kościoła, aborcji, praw LGBT, uchodźców na granicy i wszystkich tych tematów, które „polityczne centrum” wolało dotąd uznawać za „tematy zastępcze” i unikało „radykalnych” stanowisk w obawie przed utratą znacznej części poparcia. Ten pomysł jest samobójstwem. Niestety będzie nim również za chwilę, kiedy kolejne sondaże ujawnią skutki Polskiego Ładu i skandalu Pegasusa, notowania PiS znowu spadną, opozycja upewni się, że warto czekać, a komentatorzy uwierzą, że wybory obecna władza przegra zaplątany we własne nogi zupełnie niezależnie od tego, kto i z czym przeciw niej wystartuje.

 

Polityka

Dwa bloki opozycji przeciw PiS. Jeden konserwatywny, drugi lewicowy. Jeden liczy na przejęcie głosów wahających się dotychczasowych zwolenników PiS. Drugi kumuluje „energię protestów” i jest bezkompromisowy w sprawach rozdziału kościoła, aborcji, praw LGBT, uchodźców na granicy i wszystkich tych tematów, które „polityczne centrum” wolało dotąd uznawać za „tematy zastępcze” i unikało „radykalnych” stanowisk w obawie przed utratą znacznej części poparcia. Ten pomysł jest samobójstwem. Niestety będzie nim również za chwilę, kiedy kolejne sondaże ujawnią skutki Polskiego Ładu i skandalu Pegasusa, notowania PiS znowu spadną, opozycja upewni się, że warto czekać, a komentatorzy uwierzą, że wybory obecna władza przegra zaplątany we własne nogi zupełnie niezależnie od tego, kto i z czym przeciw niej wystartuje.

 

 

Polityka

Z politycznego punktu widzenia oczekiwany sojusz Hołowni z Tuskiem wydaje się aberracją, ponieważ wartość Hołowni – o czym jemu samemu mówić jest niezręcznie – polega głównie właśnie na tym, że nie jest Tuskiem i ze „starą polityką” nie ma niczego wspólnego. Ten atut Hołownia straci natychmiast, kiedy się z Tuskiem dogada, ustalając podział miejsc na wspólnej liście. Mamy tu doświadczenia.

Na przykład Barbara Nowacka i jej Inicjatywa Polska. Przystępując do KO Nowacka wygłosiła kilka skądinąd słusznych deklaracji, że w sytuacji „walki o wszystko” pora zapomnieć o najważniejszych nawet postulatach i skoncentrować się na ratowaniu państwa. Można tu pominąć rozważania o szansach jej postulatów nawet w sytuacji wygranej KO z PiS, bo jej postulaty nadal będą „kontrowersyjne” i sondażowo kłopotliwe, a zagrożenie prawicowym populizmem nie zniknie. Wystarczy przyjąć do wiadomości, że Barbara Nowacka na tym sojuszu straciła cały swój polityczny potencjał i samodzielną siłę. Nie wniosła żadnych „lewicowych głosów” do Koalicji, a przeciwnie – na lewicy straciła wiarygodność. Podobny los czeka Hołownię i Hołownia dobrze o tym wie. Sojusz z Tuskiem w dodatku pozbawi go szans na przeciągnięcie głosów wahających się konserwatywnych pisowców. Ale straty odniesie również Tusk, bo obecność Hołowni może odstraszyć tych zwolenników PO/KO, którzy wiążą nadzieje z jej domniemanym „lewym skrzydłem” kojarzonym dotąd – nieważne, czy słusznie, ważne, że kojarzonym – z Rafałem Trzaskowskim.

Dobrej alternatywy dla Hołowni nie ma w żadnym scenariuszu według reguł, do których politycy przywykli. Narracyjnie jest w kłopocie i kiedy musi uzasadnić odmowę porozumienia, mówi z konieczności – jak mówi się zwykle w takich razach – o różnicach programowych. Konia z rzędem temu, kto je wskaże, Hołownia o tym kłopocie dobrze wie, celując przecież w to samo „centrum”, w które mierzy również Tusk. Dlatego będzie z pewnością twierdzić, że program PL 2050 przede wszystkim jakiś istnieje, a programu Platformy nie ma. Wszystko to gadanina, w dodatku niezbyt prawdziwa, a chodzi w niej wyłącznie o to, że porozumienie z KO byłoby dla projektu PL 2050 wyrokiem. Startując jednak osobno i chcąc „się policzyć” Hołownia skończy z kolei jak Biedroń, który w wyborach europejskich zamiast spodziewanych na podstawie sondaży kilkunastu procent wylądował z wynikiem 6%, więc niewiele ponad progiem. Większość zwolenników „nowej nadziei” Wiosny Biedronia przy urnach, w lęku przed PiS, zagłosowało jednak na „starą politykę” KE Schetyny, próbując „obstawić pewniaka”. Wyjściem dla Hołowni – w moim przekonaniu jedynym – są prawybory. Tylko one – zapewniając w miarę swobodny wybór bez zagrożenia ze strony PiS – pozwolą mu policzyć szable.

W całej tej dzisiejszej gadaninie – a może już tylko wczorajszej? – i Tuskowi, i Hołowni chodzi prawdopodobnie o „logikę etapu”. Obaj wierzą być może, że PiS z notowaniami na poziomie 20% lub mniej nie będzie już stanowił zagrożenia i że wybór będzie swobodny. Osobny start PL 2050 będzie nie tylko możliwy, ale będzie tym skuteczniejszy im bardziej Hołownia odróżni się od Tuska. Patrząc w ten sam sposób Tusk wykorzystuje czas, kiedy lęk przed trzecią kadencją PiS wyznacza wszystkie polityczne wybory po opozycyjnej stronie dla utrwalenia pozycji PO kosztem konkurencji, więc zwłaszcza Lewicy, ale również właśnie PL 2050.

Ale nie o prawyborach tym razem, a o czystej arytmetyce. O tym, czym grożą pomysły inne niż start przeciw PiS jedną listą. Wyobraźmy sobie dwa takie bloki przeciw PiS. Jeden z nich nazwałem tu KO. Może to być sojusz z PSL i Hołownią, więc „konserwatywny”, wbrew podniesionym tu zastrzeżeniom, z których wynikałaby raczej rekomendacja, by KO dogadała się jednak z SLD, „skręcając na lewo” i pozostawiając sojuszowi Hołowni z PSL grę na przeciągnięcie wyborców PiS, przy równoczesnym ratowaniu tożsamości kogoś w polityce nowego. Nie ma to jednak znaczenia dla czysto arytmetycznej lekcji z podstaw D’Hondta. Drugi z dwóch bloków opozycji nazwałem tu SLD – znów tylko umownie. Polityka nie ma tu żadnego znaczenia, bo znosi ją arytmetyczny wyrok.

 

Elementarz arytmetyki D’Hondta

Pod uwagę wziąłem dwa przykładowe rozkłady głosów – w obu opozycja dostaje w sumie więcej lub tyle samo głosów, ile PiS:

Wariant pierwszy:

PiS

49

KO

26

SLD

25

Wariant drugi natomiast to:

PiS

35

KO

20

SLD

15

Podane wyżej wartości są umowne. To ani nie są procenty, ani nie prawdziwe wyniki. Algorytm D’Hondta potrafiłby prawidłowo podzielić 12 mandatów w typowym okręgu między trzy partie również w przypadku 3 głosów dla jednej z nich, 2 dla kolejnej i 1 dla ostatniej. Ilości bezwzględne nie mają tu znaczenia – chodzi wyłącznie o proporcje i to liczone w bardzo specyficzny sposób. Otóż liczby głosów dla każdej z partii dzieli się kolejno przez 1, 2, 3 itd. – przez kolejne liczby naturalne. Operacja ta dla drugiego z powyższych wariantów wygląda następująco (wystarczy przeczytać kilka pierwszych wierszy, by zrozumieć całość):

Nazwa

Głosy

Dzielnik

Iloraz

KO

20

1

20,000

KO

20

2

10,000

KO

20

3

6,667

KO

20

4

5,000

KO

20

5

4,000

KO

20

6

3,333

KO

20

7

2,857

KO

20

8

2,500

KO

20

9

2,222

KO

20

10

2,000

PiS

35

1

35,000

PiS

35

2

17,500

PiS

35

3

11,667

PiS

35

4

8,750

PiS

35

5

7,000

PiS

35

6

5,833

PiS

35

7

5,000

PiS

35

8

4,375

PiS

35

9

3,889

PiS

35

10

3,500

SLD

15

1

15,000

SLD

15

2

7,500

SLD

15

3

5,000

SLD

15

4

3,750

SLD

15

5

3,000

SLD

15

6

2,500

SLD

15

7

2,143

SLD

15

8

1,875

SLD

15

9

1,667

SLD

15

10

1,500

Wyjaśniam: pierwsze dwie kolumny powtarzają po 10 razy nazwę i wynik (głosy) każdego z komitetów. Kolumna obok zawiera dla każdego z komitetów dziesięć kolejnych dzielników. Kolejna kolumna zawiera wynik dzielenia ilości głosów przez kolejne dzielniki — dwóch pozycji na lewo. To według wartości tych ilorazów – a nie wg głosów – D’Hondt przydziela mandaty w Sejmie partiom. Tę tabelę należy więc następnie uszeregować według wielkości ilorazów – od największego do najmniejszego. Rezultat będzie następujący (ilość głosów nie ma tu już znaczenia, więc ją sobie w tabeli darujemy):

MandatyNazwaDzielnikIloraz
1PiS135,000
2KO120,000
3PiS217,500
4SLD115,000
5PiS311,667
6KO210,000
7PiS48,750
8SLD27,500
9PiS57,000
10KO36,667
11PiS65,833
12KO45,000
13PiS75,000
14SLD35,000
15PiS84,375
16KO54,000
17PiS93,889

Tej akurat tabeli warto przez chwilę przyjrzeć się uważnie, bo ona wyjaśnia całą sytuację. W tej kolejności przydziela się mandaty w okręgu. Mandat nr 3 należy się PiS, ponieważ jego wynik podzielony przez 2 dał rezultat wyższy niż wynik SLD podzielony przez 1. PiS dostaje również mandat nr 5 ponieważ wynik PiS podzielony przez 3 jest wyższy niż wynik KO dzielony przez 2, a w przypadku mandatu nr 9 wynik PiS dzielony przez 5 przewyższa wynik KO dzielony przez 3. Itd.

W powyższej tabeli na zielono zaznaczono pierwszych 8 mandatów. W okręgu 17-mandatowym trzeba do tego dodać oczywiście mandaty w wierszach zaznaczonych na pomarańczowo. Startująca w dwóch blokach opozycja dostała dokładnie tyle samo głosów co PiS. Wśród okręgów o ilości mandatów od 8 do 17 jedynie w trzech przypadkach podział mandatów odpowiada faktycznej równowadze głosów i PiS dostaje połowę. Zaznaczone są na czerwono w zestawieniu poniżej. W pozostałych PiS zyskuje przewagę.

Wariant I różni się nieznaczną przewagą opozycji i przede wszystkim rozkładem – dwa opozycyjne bloki dostają niemal po tyle samo głosów. To przynosi korzystniejszy rezultat, bo już nie w dwóch, a w pięciu przypadkach okręgów połowie głosów PiS odpowiada połowa mandatów, co zaznaczono znów czerwonym kolorem. Co więcej, w dwóch przypadkach to opozycja dostaje więcej niż PiS, co zaznaczono z kolei kolorem zielonym – to efekt wspomnianej nieznacznej przewagi. Bilans jednak i tak wypada niekorzystnie i w obu wariantach suma mandatów PiS jest większa niż suma mandatów opozycji.

 

   

Okręgi
wielkość

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

Mandaty

W sumie

 

Komitet

Głosy

            

Wariant I

PiS

49

 

4

5

5

5

6

7

7

7

8

9

63

KO

26

 

2

2

3

3

3

3

4

4

4

4

32

SLD

25

 

2

2

2

3

3

3

3

4

4

4

30

               

Wariant II

PiS

35

 

4

5

5

6

7

7

7

8

9

9

67

KO

20

 

2

2

3

3

3

3

4

4

4

5

33

SLD

15

 

1

2

2

2

2

3

3

3

3

3

24

Nie przeprowadziłem rachunków dla równorzędnej rywalizacji PiS vs. jedna lista opozycji. Zrozumienie powyższych tabel pozwoli natychmiast przewidzieć rezultat. Przewagę w mandatach ma oczywiście ten, kto ma przewagę w głosach. Tę przewagę zmniejszą okręgi o parzystej ilości mandatów. W nich ta przewaga musi być znaczna, by dać prowadzenie.

Loteria, prawda? Owszem – i to jak każda loteria, albo jak ruletka: krupier zawsze wygrywa. Bez cienia złudzeń proszę. Więcej niż jedna lista przeciw zjednoczonemu przeciwnikowi, to jak chęć rozbicia banku. Podobno to się czasem zdarza…

CDN.

O autorze

2 thoughts on “Dlaczego dwa bloki opozycji są samobójstwem – elementarz D’Hondta

    1. W artykule OKO.press jest kilka nieprawd. Np. ta, że D’Hondt dorzuca premię wszystkim najsilniejszym, a nie tylko zwycięzcy. To prawda, że wszystkim, ale nierówno. Łatwo sprawdzić licząc. W OKO.press Michał Danielewicz pisał przed wyborami 2019, że wiara w „zjednoczoną opozycję” jest mitem, bo właśnie w konkurencji partie opozycji mają szansę zmobilizować swoje rozłączne i podzielone w wielu ważnych sprawach elektoraty i pokazywał wielkość tego efektu. To oczywiście prawda i te same wybory z 2019 pokazały właśnie ten efekt, na który sam wielokrotnie wskazywałem, sprzeciwiając się koalicjom zawartym w partyjnych gabinetach, odbierających demokratycznym wyborcom wybór, skazującym ich na głosowanie np. na Ujazdowskiego, bo tak za nas wymyślił Schetyna itd. Poparcie kandydatów opozycji do Senatu było średnio o 5% niższe od sumy głosów oddanych na partie opozycji do Sejmu. Ta strata spowodowała nieznaczną przewagę w Senacie zamiast wielkiej. W Sejmie jednak trzy bloki zniwelowały przewagę tej samej wielkości 5% (milion głosów!) całkowicie, a nawet więcej. PiS wygrał te wybory. Taka była cena trzech bloków! Tyle co milion głosów straty! I druga kadencja PiS. Wszystkie te odkrycia o tyle mnie dziwią, że są oczywiste. Od lat o nich powtarzamy.

      Nieprawda zatem. D’Hondt przy tego rodzaju układankach ma znaczenie większe niż wszelkie spekulacje polityczne. Dlaczego tak jest — pokazałem. To charakterystyczne. Ten artykuł w OKO.press pochodzi z lata 2019. Jesienią znaczenie D’Hondta się potwierdziło. 5% przewagi w głosach, a PiS rządzi.

      Wyjściem z dylematu razem dla D’Hondta, czy osobno dla zwiększenia liczby głosów są prawybory, które wciąż proponujemy. Innego rozwiązania nikt jeszcze nie zaproponował. Dominuje pieprzenie. Nikt na tę propozycję nigdy nie odpowiedział.

Skomentuj Hubert Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Emeryt na niedzielę

Paweł Kasprzak jest jednym z pomysłodawców i założycieli ruchu Obywatele RP. Był także wydawcą i inicjatorem Obywateli.News. Po z górą pięciu latach aktywności w pełnym wymiarze godzin wycofał się z działalności z powodu sytuacji, w jakiej znalazła się jego rodzina. Kasprzak jest znany z kilku rzeczy, w tym z publicystki, w której próbował programowo szukać dróg „zbawienia Ojczyzny”. Sam nazywał to waleniem głową w mur – „walił” zresztą nie tylko tekstami, ale też innego rodzaju aktywnością. Dziś Kasprzak twierdzi, że z „kanapy emeryta” rzeczywistość wygląda nieco inaczej. Czy lepiej? Zobaczymy. Kasprzak obiecuje starać się pisać krócej, choć zastrzega, że za efekt nie ręczy. Co tydzień tekst, skoro nie udało mu się utrzymać cyklu codziennych komentarzy wideo.

Wiadomość w butelce: „Save Your Souls”

Żyjemy w takiej części świata, którą wkrótce być może Europejczycy oznaczą na mapach, jak to kiedyś robili Rzymianie: „tu żyją lwy”. Istotnie, jest ich tu pełno i są groźne. Zanim nas zjedzą, wiadomość w butelce, którą ktoś być może znajdzie: lwy żyją wszędzie, uważajcie.

Czytaj

Z wizytą na antypodach albo podróż do wnętrza bestii

Pytania, które zadają sobie dokonujący apostazji katolicy oraz te, które im często zadajemy – jak możecie wspierać ten zinstytucjonalizowany skandal własną obecnością – są jak najbardziej zasadne. Tak bardzo zasadne, że szczerze współczuję ich adresatom, bo wiem, że żadna dobra odpowiedź nie istnieje. Albo jest skrajnie trudna. Nie da się więc – co więcej, nie powinno się próbować – oddzielić uczciwego myślenia o świeckim państwie od tego kontekstu, czasem przecież krwawego w najdosłowniejszym sensie. Niemniej demokracja np. prawo głosu daje każdemu.

Czytaj

Demony i gotowość na nie

Pewien jestem tego przede wszystkim, że to są ważne sprawy. Że trzeba o nich poważnie rozmawiać. Twardo. Bo cena będzie też twarda. Twardsza niż wszystkie inwektywy latające w obie strony w kolejnej facebookowej awanturze aktywistów…

Czytaj

5. „Ludzie tacy jak my”. Demokracja 2.0

Alienacja klasy politycznej jest faktem, a nie mitem propagowanym przez wyznawców spiskowych teorii – choć to niekoniecznie zła wola i powszechny cynizm leży u jej źródeł, a często po prostu prawa społecznej psychologii i naturalny bezwład ewolucji systemu. Korekty znanego nam dziś systemu politycznej reprezentacji, jak te sygnalizowane już w tym cyklu, są konieczne, ale nie wystarczą. Trzeba szukać nowych rozwiązań.Alienacja klasy politycznej jest faktem, a nie mitem propagowanym przez wyznawców spiskowych teorii – choć to niekoniecznie zła wola i powszechny cynizm leży u jej źródeł, a często po prostu prawa społecznej psychologii i naturalny bezwład ewolucji systemu. Korekty znanego nam dziś systemu politycznej reprezentacji, jak te sygnalizowane już w tym cyklu, są konieczne, ale nie wystarczą. Trzeba szukać nowych rozwiązań. Nie wolno po prostu bronić starego porządku. Zwolennicy ancien regime’u w czasach Wielkiej Rewolucji mieli powody lepsze niż my dzisiaj, by bronić ładu, cywilizacji i zwykłej przyzwoitości przed barbarzyńskim, zbuntowanym ludem. Ich tragiczny los nie na tym polegał, że trafili na szafot – nie mieli historycznej racji.

Czytaj

4. Media i sztandary

Wypada powiedzieć wyraźnie, że w kryzysie polskiej demokracji zawiodły również media, nie tylko instytucje demokracji. W bardzo czytelny sposób wyborcy PiS odrzucili w 2015 roku nie tylko ówczesne elity polityczne, ale także związane z nimi – jak nie bez racji sądzono – media ówczesnego głównego nurtu. Ważne byłoby w takim razie zastanowić się, czy dzisiejszym naszym problemem jest TVP obsadzona ludźmi rządzącej partii i wystarczy w związku z tym po prostu wymiana kadr, czy może chodzi o wady strukturalne, które umożliwiły tak łatwe przejęcie mediów publicznych i zamienienie ich machinę propagandy rządzącej partii. Czy w modelu i faktycznym funkcjonowaniu mediów – nie tylko publicznych, ale również prywatnych sprzed 2015 roku – nie da się znaleźć źródeł choroby tak wyraźnie widocznej dzisiaj i na czym dokładnie ta choroba polega.

Czytaj

Sondaże i nadzieje

276 i 305 mandatów oraz – co ważniejsze – wymagane dla nich co najmniej 50 lub 60% poparcia. Trzeba przede wszystkim wiedzieć, że to kompletnie nierealne nie tylko w świetle bieżących i dających się wyobrazić sondaży, ale w logice polityki, którą uprawia się w Polsce. W historii III RP żaden taki wynik nie zdarzył się nigdy od czasu pamiętnego 4 czerwca 1989 roku, kiedy kandydaci Komitetu Obywatelskiego „S” uzyskiwali poparcie od 60 do 80%. Nigdy potem nic podobnego się nie zdarzyło. Nigdy nikomu – choć wiele przeszliśmy. Pomyślmy o tym przez chwilę. Cud nie zdarzy się więc i tym razem, bo w świecie polityki jaką znamy to nie jest możliwe.

Czytaj

3. Wyborcza wojna książąt i wasali

Zamachu na rządy prawa dokonuje w Polsce partia wodzowska, o autorytarnej strukturze, skrajnie niedemokratycznym statucie i praktyce funkcjonowania koncentrującej wszystkie decyzje w rękach lidera. To nie jest przypadek. Poczynania Kaczyńskiego nie byłyby możliwe w partii prawdziwie demokratycznej. Prawny zakaz ubiegania się o władzę w wyborach organizacji nieprzestrzegających zasad demokracji w relacjach wewnętrznych byłby zatem kolejnym z tym bezpieczników demokracji, który mógłby skutecznie zapobiec polskiemu kryzysowi. To jeden z twardych wniosków z polskich doświadczeń kryzysu.

Czytaj

2. Do trzech zliczyć

O trójpodziale władzy mówiliśmy i wykrzykiwaliśmy przez ostatnie 7 lat sporo. Na myśli mieliśmy jednak zawsze tylko sądy i władzę polityczną, a to przecież trójki nie czyni – co jakoś do głowy przez te długie 7 lat nie przyszło właściwie nikomu. Trochę to dziwne. Mówiliśmy trzy, a zliczyć umieliśmy najwyraźniej tylko do dwóch, a przecież mamy się za rozumną elitę. Jak nie patrzeć, trójpodziału władzy w III RP nie było nigdy. Gdyby był, historia ostatnich lat wyglądałaby zdecydowanie inaczej i bez wątpliwości lepiej. Może czas nauczyć się liczyć do trzech.

Czytaj

1. Granice władzy i Przemysław Czarnek

Ograniczenie rządzących, kimkolwiek by byli i jakkolwiek byliby wyłaniani – czy pochodzą z wyborów, zamachu stanu lub obcej interwencji, jak to się zdarzyło w Niemczech i Japonii po II Wojnie, kiedy władzę i jej nowy porządek zainstalowali tam zwycięzcy alianci, czy są np. dziedziczni – ma dla demokracji znaczenie ważniejsze niż sam demokratyczny wybór. Historycznie to ono było pierwsze. To od niego rozpoczął się ład, który w zachodnim świecie uznajemy za cywilizowany i oczywisty. Zasada ograniczenia rządzących świadomą wolą rządzonych jest najważniejszą i pierwotną cechą liberalizmu, znacznie starszą od samego tego pojęcia. W Anglii wywodzi się ona od Wielkiej Karty Swobód, więc z początków XIII w. We Francji to Oświecenie, Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela, zatem późny wiek XVIII. W Polsce – rzadko o tym pamiętamy – to tradycja Odrodzenia i Reformacji, Artykuły Henrykowskie i Pacta Conventa, wiek XVI.

Czytaj

Cud nad Dnieprem

W miejsce zrozumiałej egzaltacji, która dzisiaj dominuje, kiedy patrzymy na bombardowane miasta, śmierć, cierpienie i bohaterstwo, warto zdawać sobie sprawę z rzeczywistości. Jeśli Putin zmiażdży Ukrainę, przyszłość Europy i świata będzie zupełnie inna niż jeśli Ukraina się obroni. To w tym i tylko w tym kontekście zdania Stoltenberga, Blinkena i decyzje Zachodu znaczą w ogóle cokolwiek.

Czytaj

Kraj sekt

Chodzi mi o to, by na wspólnej liście znaleźli się np. zwolennicy uwolnienia aborcji i przeciwnicy. By się na niej znaleźli głosami ludzi, którzy właśnie na te rzeczy głosują. By nie pozwolić zepchnąć pod dywan rozwiązania tego konfliktu, tylko, by go wreszcie rozwiązać. By ten konflikt i wiele innych przenieść do instytucji demokracji i uczynić przedmiotem sporu, który jest treścią polityki i treścią demokracji – a nie plemiennej wojny, bo jej efektem jest wyłącznie nienawiść i zniszczenie. Git? Dla mnie git. Gotów byłem za to wypruwać bebechy.

Czytaj

Do wyborców PL 2050 i do wyborców lewicy

Nie proponuję Wam głosowania na Tuska. Lewicowcom nie sugeruję głosowania na Hołownię. Proponuję wspólną listę Lewicy, PO i PL 2050 oraz wszystkich pozostałych wyłonioną również Waszymi głosami w otwartych, międzypartyjnych prawyborach – po to, by właśnie dać Wam możliwość głosowania na swoich.

Czytaj

Do tanga trzeba nie tylko dwojga – ktoś musi je najpierw zagrać

Namawiam Monikę Płatek do kandydowania w imię dokładnie tych samych racji o Ojczyźnie w potrzebie, które tak dobitnie wymieniła, wzywając do jedności i wspólnej listy opozycji. Jeśli mam sobie naprawdę wyobrazić wspólną listę ruchu demokratów idących po zwycięstwo, to nijak nie widzę listy warszawskiej albo warszawskich kandydatów do Senatu, bez dr hab. Moniki Płatek, prof. Uniwersytetu Warszawskiego, wybitnej prawniczki, karnistki, obrończyni praw człowieka bezwzględnie w każdych, nawet najtrudniejszych okolicznościach. Obywatelki, której pryncypialnej niezgody na żadną „drogę na skróty” i na żadne obejścia zasad prawa w imię bieżącej potrzeby jestem absolutnie pewny, bo ją wielokrotnie widziałem. Monika Płatek pisze dzisiaj „albo jedna lista, albo nie liczcie na nasze głosy”. Ja napiszę, że albo na wspólnej liście będą ludzie jak ona, albo ta lista będzie niewiele warta i głosów nie zdobędzie. Mam za sobą jedną nieśmiałą osobistą próbę przekonania jej do tego – dzisiaj bezczelnie pozwalam sobie namawiać ją publicznie. Akurat ja mam prawo – w ramach rewanżu. Trudno mi nie skorzystać z tego przywileju.

Czytaj

Wbrew optymizmowi przyszłych sondaży postawa opozycji gwarantuje klęskę

Większość konstytucyjną mielibyśmy gdyby PiS dostał 27%, a Konfederacja 10%. Taki wynik jest dzisiaj prawdopodobny. Jednak do tego szczęścia potrzeba jeszcze pozostałych 63% dla opozycji — najlepiej idącej jednym blokiem. To zaś scenariusz political fiction. Jak to jest możliwe i czy da się z tym jakoś sobie poradzić? Ten największy dziś problem nie będzie politycznie komentowany.

Czytaj

Patrzcie w górę – bo znowu przegramy!

Chodzi o szacunek dla faktów, dla logiki, o chęć ustalenia jednak prawdy, a nie trendów w ponowoczesnym płynnym chaosie. To fundamentalnie ważne. Ważniejsze nawet niż te wybory, które nas znowu czekają. Rozpada się nie tylko Polska, ale cywilizacja w ogóle.

Czytaj

Moja pierwsza wojna

Mam ileś wspomnień kombatanta. I mam zawsze mieszane odczucia, bo te kombatanckie wspomnienia są mocno fałszem podszyte i wszystkie one razem składają się na obraz historii kompletnie zafałszowany – i tylko trochę ten fałsz wynika z „polityki historycznej”, a o wiele bardziej z naszych kompleksów.

Czytaj

Aborcja i władza

Senat jest „nasz”, demokratyczny. Mamy w nim 24 kobiety, w tym 9 z PiS. I choć parytetowe proporcje po naszej stronie wyglądają zdecydowanie lepiej, to jednak wcale nie wyglądają dobrze i nawet w „naszej połówce” trudno byłoby wskazać jakąś większość „progresywistów” skłonnych do „otwarcia” w sprawie aborcji. Naprawdę uważamy, że oni mają większe prawo decydować o aborcji niż nasz nadużywający alkoholu, nieokrzesany sąsiad w poplamionej żonobijce, głosujący w referendum? Patrzę na Senat i bardzo wątpię. Która z aktywistek OSK zdecydowałaby się powierzyć rozstrzygnięcie sprawy aborcji tej jego połówce, która jest „nasza”? Skąd nadzieja, że po kolejnych wyborach cokolwiek pod tym względem będzie lepiej? Nieporównanie ważniejsze pytanie ogólne – czy dobre państwo naprawdę na tym polega, że w Senacie są zawsze ci, którzy tam naszym zdaniem powinni być? Wyborcy PiS tak właśnie sądzą. Szli do wyborów w 2015 roku, żeby odsunąć „złodziei z PO”. Efekt znamy, ale wyborcy PiS nadal wierzą, że „swoi” są lepsi od „obcych”, nawet jeśli kradną tak samo albo bardziej. Może więc dobre państwo, to po prostu takie, w którym sprawy naprawdę ważne nie zależą od tego, kto akurat rządzi?

Czytaj

Kiedy już PiS upadnie

Wbrew naszym własnym notorycznym deklaracjom i wbrew zdaniu Tuska, że do zła nie wolno się przyzwyczaić – przyzwyczaić powinniśmy się już dawno. Tusk wrócił, notowania PiS leciały w dół, sondaże od dawna dawały i wciąż dają zwycięstwo opozycji, tym razem niezależnie od tego, ile list wystawi. Jakoś nie było słychać okrzyków triumfu, prawda? Dziwne? Z pewnością dziwić powinno, ale nikogo nie zdziwiło. Dziwaczność wczorajszej sytuacji dobrze wyjaśnił stan dzisiejszy. Dzisiaj jest mianowicie jasne, dlaczego postulat przedterminowych wyborów w warunkach „wojny hybrydowej” byłby szaleństwem. A referendum w sprawie UE? Też?

Czytaj

#MeToo

W mojej pamięci i mojej dzisiejszej ocenie problem w tym konkretnym przypadku Maćka Zięby, którego zapamiętałem jako człowieka po prostu niezwykle dobrego, polega właśnie na tym, jak tak straszna rzecz mogła się zdarzyć komuś tak porządnemu. Bo to, że się notorycznie zdarza szujom i marnym głupkom, jak Jankowski albo Dziwisz czy Jędraszewski, jest akurat bardzo łatwo zrozumiałe i wobec tego niewarte uwagi.

Czytaj

Ach, jacy my wszyscy niewinni…

Z piedestału strącany jest właśnie kolejny duchowny autorytet. Ojciec Maciej Zięba. Był dla mnie i autorytetem, i przyjacielem. Cóż, nie będę miał przyjaciela na piedestale. Ale przyjaźń zachowam. Niniejsze jest więc dla mnie niemal prywatą. Zachowam też jednak i zamierzam wyrazić przekonanie, że Maciek był porządnym, mądrym i wartościowym człowiekiem. Który dopuścił się zła. Niejasna deklaracja w czasach zmagań o fundamentalną prostotę prawdy i fałszu, dobra i zła? Przeciwnie – bardzo jasna.

Czytaj

Nie o taką Polskę…

Przy całym własnym krytycyzmie, ostrym niemal na granicy depresji, najzupełniej poważnie uważam konflikt z PiS za właściwie wygrany. Myślę, że to jest trzeźwa ocena, a nie pijana wizja. PiS zmierza ku zderzeniu z kolejnym murem i albo rozsypie się hamując, albo przypuści jeszcze kolejną szarżę, ale zderzenia już nie przeżyje. Ma go też wreszcie kto dobić – mam tu na myśli oczywiście Tuska. Ta sytuacja powinna skłaniać do radości, a wcale nie skłania. Kompletnie już pomieszaliśmy, z czego należy się cieszyć, a czym martwić.

Czytaj

Pragmatyzm wojny ze złem

Zło wokół widzimy. Bunt przeciw niemu jest zrozumiały. Czy bunt wystarczy za powód, by przyniósł cokolwiek dobrego? Myślę, że tak. Czy buntując się przeciw złu, trzeba koniecznie wskazać dobro, którego się chce? Myślę, że wcale nie. Zostawmy więc pytania o dobro przynajmniej na razie.

Czytaj

Tusk: hura, oj, no cóż…

W największym skrócie największej zmiany spodziewają się ci zaangażowani po obu stronach w wojnę tożsamości, która trwa w Polsce co najmniej od 2005 roku i którzy wciąż wierzą, że da się w niej wygrać i że to cokolwiek zmieni. Kto by nie uległ takim emocjom? Sam im ulegam, choć bardzo się staram i choć właśnie w tej wojnie widzę jedną z istotnych przyczyn zła. Chodzi jednak przecież nie tylko o emocje – Tusk ma oczywiście rację, kiedy tę wojnę definiuje w kategoriach walki ze złem. Żadnego odkrycia tym przecież nie czyni.

Czytaj

Ukąszenie Kamińskim

Jak można rozumieć sytuację Bartka i Fundacji Otwarty Dialog? Opiszę, jak ją sam widzę i jakie mam z nią własne doświadczenia. Z osobistej perspektywy. Prywatnej. Interesuje tutaj – i równocześnie bardzo uwiera – osamotnienie Bartka Kramka wśród opozycji. Bo ono pozwoliło go w ogóle zamknąć.

Czytaj

Rzeszowski poligon – political fiction

Strategia w Rzeszowie jest wynikiem przypadkowego aktu szaleństwa. Strategia w opozycyjnej polityce to wciąż political fiction. Obawiam się bardzo, że polska polityka w ogóle nie jest wciąż niczym więcej. Co gorsza, choć Konrad Fijołek to porządny facet i choć w Rzeszowie rzeczywiście wiele dobrego się zdarzyło, to właśnie w świetle tego sukcesu kompletną fikcją okazuje się w Polsce nie tylko sama polityka, ale i polityczny naród, obywatelskie społeczeństwo, czy jakkolwiek inaczej zwać to wszystko, co przez lata usiłowaliśmy budować z Obywatelami RP.

Czytaj

4 Czerwca – wygrać cokolwiek

Charyzma. Poszukujemy jej wciąż. Cała polska historia powinna nas przed nią przestrzegać. Piłsudski, Zamach Majowy, Wałęsa, Wojna na Górze. Marzyłbym, żebyśmy o tym pomyśleli i pogadali w rocznicę 4 czerwca, pamiętając, że rok po tamtej euforii byliśmy wszyscy już na kolejnej wojnie. Ale raczej nie pomyślimy i nie pogadamy. Znowu.

Czytaj

„Kury szczać prowadzać”

Nie miejmy złudzeń. Każdy opowiadający o nowej nadziei, chcący się policzyć, startujący osobno, będzie jak politycy z diagnoz Piłsudskiego. Każdy wódz-uzdrowiciel wejdzie z kolei w dawno temu uszyte przezeń buty kawalerzysty. Efekt będzie ten sam. Zmierzamy w tę stronę.

Czytaj

Przyglądając się ścianie…

W przyrodzie przeżywają przystosowane jednostki, w polityce też. Kryteria rządzące naturalną selekcją znamy. Dobrze byłoby poznać te, które rządzą selekcją w polityce i doprowadzają do stanu, w którym skądinąd przecież niegłupi i wcale nie szmatławi ludzie zachowują się jak ostatnie gnojki, a pieprzą przy tym takie bzdury, że połowa narodu od tego wariuje, a druga rzyga. Poznawszy te mechanizmy, będziemy być może w stanie nie tylko złorzeczyć przed telewizorami, ale cokolwiek zrobić.

Czytaj

Przekaz tygodnia: prawda nas rozwali

Śmiem twierdzić, że o „zdradzie Lewicy” i Funduszu Odbudowy nie przeczytaliśmy dotąd i nie usłyszeliśmy ani słowa prawdy. Czy ktokolwiek w kontekście awantury o Fundusz i o „zdradę Lewicy” widział w mediach na przykład cokolwiek o 90. Artykule Konstytucji? Tym, który przewiduje, że umowy międzynarodowe – jeśli to nie są jakieś umowy handlowe, ale coś, co wchodzi w kompetencje parlamentu i w zakres ustaw – ratyfikuje się w obu izbach kwalifikowaną większością 2/3? Czy ktoś słyszał też, że jednak zwykłą większością Sejm może zdecydować o trybie ratyfikacji i uznać np., że ona wymaga referendum? Że wtedy cytowane od miesięcy sondaże w tej sprawie nabiorą szczególnego i nieco innego znaczenia?

Czytaj

Obywatelski program? Chwila prawdy: ile znaczą ruchy obywatelskie? Strajk Kobiet i jego widoczność z chwilą ogłoszenia orzeczenia Przyłębskiej - ale już choćby w dniach głosowania prezydenckiego? Ruchów obywatelskich nie widać wcale. Jak ich nie widać na ogół - tendencja w trakcie pięciu lat jest wyraźna.