Gdzie oni są? Głos o dylematach wyborców zatrudniających swoich reprezentantów

Co za widok. Media pełne są sprzecznych oświadczeń naruszających integralność intelektualną ministrów i wysokich urzędników państwowych. Telewizja publiczna organizuje konkurencyjne występy najważniejszych osób w państwie (w tym samym czasie antenowym). Rzecznik ministra zdrowia (lekarza przeciwstawiającego antykoncepcję i dekalog) występuje publicznie bez obowiązującej społeczeństwo maseczki na twarzy. Może tylko po to, aby go suweren rozpoznał, kiedy szef mu wybije medale za zasługi?

Chwilowi bohaterowie wojny z epidemią mają jedną cechę wspólną: szukają kruczków prawnych dla uzasadnienia swoich działań bez obawy, że brak przykładu, pycha lub zwykła głupota odsuną od nich elektorat wystraszony koronawirusem.

W tle widać protestujących z zachowaniem dwóch metrów odstępu obywateli, rozbite przygraniczne rodziny, reporterów z mandatami, urzędników ryzykujących kariery oraz nękania i procesy sądowe, samorządowców narażających się na przegranie kolejnych wyborów. W oczy szczypie postępująca inwigilacja i zastraszanie społeczeństwa, powszechne naginanie prawa.



Na horyzoncie majaczą plany ochrony polskich przedsiębiorstw strategicznych przed wrogimi przejęciami. Na razie zostały one ogłoszone na konferencji prasowej, ale już z udziałem twórcy i głównego akcjonariusza prywatnej sieci sklepów z butami. Na marginesie, firmy dotychczas agresywnie i ryzykownie rosnącej i z pewnością niezbyt lubianej przez pokonaną konkurencję.

Drobni przedsiębiorcy czekający na pomoc państwa chcieliby zapewne zrozumieć, na jakich zasadach pieniądze z ich podatków i przyszłości ich dzieci będą użyte na uznaniową obronę prywatnych firm. Kto będzie odpowiedzialny za te decyzje i jak będzie rozliczany? A może należałoby rozważyć wprowadzenie rozwiązań komercyjnych, zamiast promowania farsy z zasad rynkowych?

Złowrogo brzęczą maszynki do druku pieniędzy poumieszczane w „różnych mrocznych instytucjach” (jak śpiewał klasyk) robiące głośne brrrr w skali, która obudziła już nawet analityków banków komercyjnych, przestrzegających przed dewaluacją złotego. W tym samym czasie, trwająca licytacja na setki miliardów złotych, wydaje się być lekarstwem na wirusa zdumiewająco zgodnie zaakceptowanym przez większość polityków, również opozycyjnych.


W rytm obu tych melodii pojawiają się refleksje, które muszą być wypowiedziane z nadzieją, że znajdzie się ktoś z kręgosłupem wystarczająco silnym, aby taką dyskusję podjąć.

„Polexit” i „wypierpol” to mało prawdopodobne scenariusze

Poszukiwanie wpływu na wydarzenia w Polsce w instytucjach Unii Europejskiej może nie mieć sensu. Jest prawdopodobne, że Europa skoncentrowana na obronie przed wirusem krajów bardziej zintegrowanych, będzie się temu procesowi jedynie bezczynnie przyglądać.

Należy jednak pamiętać, że choć w desperacji swoich władców Polska może stać się satelitą Stanów Zjednoczonych (albo nawet romansować z Białorusią), zawsze będzie krajem uzależnionym od współpracy gospodarczej z Unią Europejską.

To uzależnienie jest już obustronne. Polska pozostanie we wspólnocie europejskiej niezależnie od lokalnej polityki. Pytanie tylko, jak to powiązanie będzie działało w przyszłości? Czy Polska będzie równorzędnym partnerem gospodarczym na zasadach wolności, współpracy, poszanowania dla innych, ale też odpowiedzialności i solidarności? A może jej przyszłość będzie oparta o chiński model rozwoju, a europejscy partnerzy zaakceptują taki stan rzeczy? Polska pozostanie rynkiem niewykwalifikowanego, ale taniego pracownika (bo specjalistów zaimportuje Europa) oraz niewymagającego konsumenta uzależnionego od nieomylności najwyższego przywódcy i jego partii. Będzie pracowitym krajem opartym na tradycyjnych źródłach energii, tradycyjnych wartościach i przeszłości. Producentem żywności, krajem mlekiem i miodem płynącym, choć pogrążonym w węglowym pyle.


PRZECZYTAJ TAKŻE: Kopertowe wybory a prawa człowieka


Nie potrzeba wyrafinowanej wyobraźni, aby przewidzieć, w którą stronę Europa skieruje swoje fundusze i rozwój po kryzysie, oraz że ten kierunek nie musi być zgodny z preferencjami obrońców tzw. interesów narodowych Polski. Nie oznacza to jednak, że w przyszłej Europie nie będzie miejsca dla takich krajów jak Polska, która nie jest zagrożeniem, a inwestowanie na jej terenie jest obarczone niewielkim ryzykiem.

Wyprodukowane tu towary szybko i łatwo trafiają do centrum Europy. Być może jest sąsiadem kłopotliwym i głośnym, ale to niewielka cena za tanią produkcję oraz relatywną akceptację zanieczyszczenia środowiska, trudnych warunków życiowych, kulejącej opieki zdrowotnej i niskich emerytur. Europejskie koncerny chcące wykorzystać tę sytuację z pewnością będą mogły się dogadać z polskim rządem, tak jak dotychczas dogadywały się zagraniczne banki i raczej spolegliwe grupy medialne. Warto pamiętać, że decyzje Unii Europejskiej także są wynikiem działania jej funkcjonariuszy i grup interesu.

Warto pamiętać o znaczeniu samorządów w Europie

Kryzys może uderzyć dotkliwie zwłaszcza w miastach i Polsce lokalnej. Zapewne będzie on początkowo odczuwalny mniej boleśnie na wsi oraz w strategicznych regionach i ważnych sektorach przemysłów państwowych. Słabnący popyt wewnętrzny odbije się na cenach nieruchomości mieszkalnych i dodatkowo spowolni sektor nieruchomości, budownictwa, itd.

Można założyć, że ten kto już dzisiaj wesprze samorządowców (np. nie zgadzających się na łamanie prawa) będzie mógł łatwiej dotrzeć do ludzi z alternatywnym przekazem w przyszłości. Demonstrujący w świetle policyjnych kamer mieszkańcy przygranicznych gmin już odczuwają skutki decyzji podejmowanych przez rząd. Potrzebują pomocy, choć ich fizyczny sprzeciw zapewne nie wynika jedynie z niechęci do posła Kaczyńskiego, czy troski o demokratyczne wartości.


Ludzie powinni być przygotowani na trudne czasy. O ile rząd informuje o sukcesach, otwieraniu lasów (a wkrótce obiektów sportowych i boisk piłkarskich), trzeba zadbać o dostęp do rzetelnej informacji o prawdziwych skutkach możliwego kryzysu. A co za tym idzie np. o zasadach dystrybucji dostępnych środków i konieczności obrony również interesów lokalnych.

Nowoczesna Europa jest oparta na wspólnotach samorządowych. Bliskie mi idee wolności, demokracji i samostanowienia wymagają silnej reprezentacji lokalnej. I to właśnie w samorządach konieczne jest działanie edukacyjne oraz pokazujące mechanizmy decyzji centralnych podejmowanych przez rządzących. Chociaż kryzys może potrwać kilka lat, do kolejnych wyborów ludzie przystąpią przynajmniej silniejsi lokalną świadomością, solidarnością i patriotyzmem.

Niezależnie od szalejącego populizmu, pilnie potrzebna jest nowa obywatelska reprezentacja parlamentarna

Warto przypomnieć sobie w tym trudnych dniach zarzuty posła Palikota z 25 czerwca 2014 roku, że ówcześnie rządzący nie zrobili nic aby zabezpieczyć kraj na wypadek „powrotu szalonych ludzi do władzy” (wskazanych przez niego ad persona posłów Kaczyńskiego i Korwin-Mikkego). Jeżeli dzisiaj jest łamane prawo, gdzie są masowe pozwy, interpelacje, konkretne próby zabezpieczenia praw zapisanych w konstytucji, zamiast ekwilibrystyki słownej o tych „co zagrażają demokracji”?

Trzeba pamiętać, że w czasach twittera i facebooka moralna idea nie obroni się sama. Potrzebne są osobowości wyraźne i działające z charyzmą. Tacy rozpoznawalni, zdecydowani i odważni parlamentarzyści istnieją. Jednakże, pomimo ich pojedynczych działań, niemoc i pasywne zaangażowanie większości wywołują dramatyczne skutki. Zniechęcają wyborców do polityki, sugerują bezsilność i powodują apatię. Obywatele zapominają, że system polityczny jest z nimi na kontrakcie oraz, że ponoszą jego koszty w zamian za konkretne działania.


PRZECZYTAJ TAKŻE: List otwarty do polskich polityków. Uwaga na kryzys wirusa, bo król może być nagi


Kosmetyczne zmiany przywództwa są już niewystarczające. Nadszedł czas na nowe struktury.

Należy założyć, że szybki powrót do władzy poprzez dalszą licytację funduszy jest niemożliwy, albo nie ma sensu. Rząd gra już w otwarte karty i to rozdanie jest przegrane. Pozostaje budowa świadomości lokalnej i społecznej, edukacja i plany na przyszłość. Tak jak to wielokrotnie bywało w polskiej historii.

Czas zapomnieć o styropianie i efektownych gestach. Ludzie muszą zrozumieć, że przyszłość ich dzieci zależy nie tylko od deklaracji i dobrej woli polityków, ale od faktycznej polityki gospodarczej państwa, inflacji i dewaluacji. Muszą zrozumieć, że szacunek dla różnych poglądów jest fundamentem innowacji, która jest niezbędna dla rozwoju. Muszą chcieć aspirować do klasy średniej, bo klasa robotnicza wielkich obszarów przemysłowych w końcu zaniknie lub pozostanie na łasce dobroczyńców urzędników.

Jest wielu obywateli – „myślących kolektywnie indywidualistów”, którzy rozumieją znaczenie podejmowania długoterminowych decyzji gospodarczych. Potrzebują oni reprezentacji. Nadszedł czas na nową partię opozycyjną, która zajmie jasne stanowisko już teraz. Pozwoli to chociażby na skanalizowanie i wsparcie niezależnych opinii i myślenia sceptycznego wobec każdego rządu, który jest nieomylny, gdy ma nieograniczone środki. Niezależnie od tego, czy pochodzą one z dodruku pieniędzy, czy z przejęcia funduszy podczas rujnowania programu OFE.


PRZECZYTAJ TAKŻE: Organizujmy się i współpracujmy, bo państwo już przestało działać


W każdej demokracji muszą istnieć różne poglądy. Nie winię polityków za ich elementarne braki w wykształceniu, oni po prostu tacy zostali wybrani lub wskazani przez wybranych. Chociaż często odrzuca mnie ich buta, brak szacunku dla wyborców i prostactwo, również staram się to zrozumieć. Po prostu, wychowani na dziedzictwie komunizmu, nie potrafią inaczej się zachowywać.

Nie mogę jednak zrozumieć i zaakceptować braku wyrazistej, obywatelskiej, parlamentarnej reprezentacji proeuropejskiej inteligencji, specjalistów, przedsiębiorców i osób przedsiębiorczych, czyli tych od których zależy przyszłe powodzenie jakichkolwiek planów gospodarczych.

Konieczne jest powstanie nowej partii politycznej. Reprezentacji obywateli, którzy nie zgadzają się z szaloną wizją realizowaną dzisiaj w Polsce. Niektóre cytaty w tym artykule pochodzą od polityków opozycji. Choć ubarwiają one tekst, wolałbym jednak pisać o konkretnych działaniach podjętych przez reprezentantów wyborców, którzy dbają o profesjonalne państwo niewyznaniowe, troszczące się o swoich specjalistów, oparte na kontrakcie społecznym i inwestujące w przyszłość. Kto to zrozumie pierwszy ten zajmie lepsze miejsce startowe, bo nadchodząca zmiana jest nieunikniona.

Jeżeli jedność opozycji ma polegać na milczącym oddawaniu pola w tej bezwzględnej walce o zasady, to straciła ona rację bytu. To ostatni dzwonek, bo jeżeli przegracie najbliższe starcie bez walki, to choć będziecie mieli zapewnione miejsca w ławach opozycji na kolejne lata, historia zapamięta nie tylko wystylizowanych piewców przetrawionych frazesów, ale również osadzonych w politycznej synekurze pasywnych świadków upadku demokracji. Wygrają fundamentaliści i farbowani patrioci, a Polska kolejny raz nie wyciągnie lekcji z popełnionych błędów.

  • dr Piotr Kasprzak – doktorat z zakresu finansów behawioralnych, nadany przez Kolegium Nauk o Przedsiębiorstwie (SGH Warszawa). Absolwent Socjologii (UAM Poznań) oraz Teorii i Publicystyki Ekonomicznej (Uniwersytet Ekonomiczny Poznań). Analityk i doradca strategiczny w międzynarodowych transakcjach fuzji i przejęć.

O autorze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Głosy w dyskusji

Wybory już za:

Dni
Godzin
Minut
Sekund

Znaczenie „partyjnego programu”

Wygrane kampanie PiSu w praktyce uruchamiały spontaniczne działania oddolne (by użyć ukochanego słowa z czasów „Solidarności”) nie tylko działaczy partyjnych, ale bardziej zaangażowanych wyborców PiSu. Program najwyraźniej do nich przemawiał i zostawiał miejsce na włączenie się w akcję za własną partią.

Czytaj »