Maratończyk. Zwolnienie i tekst Tomasza Lisa

fot. wirtualnemedia.pl

Tomasz Lis pożegnał się z Newsweekiem ładnym i spokojnym wpisem na Twitterze. Napisał, że dziękuję i że zostawia redakcję w „dobrych rękach”. Życzył Newsweekowi „powodzenia”

Myślę, że tak naprawdę pożegnał się z redakcją, którą kierował przez ostanie 10 lat swoim ostatnim tekstem. Może tekstem najważniejszym w jego dotychczasowym, bardzo bogatym dorobku.

Nie wiemy, jakie były powody aż tak nagłego odejścia/zwolnienia Lisa z Newsweeka. Wydaje się, że z dnia na dzień, ale zapewne było to poprzedzone jakimiś rozmowami. Można spekulować, że dotyczyły one spraw, które zostały podjęte przez naczelnego w cotygodniowym wstępniaku. A sprawy te są najwyższej wagi. Aż tak poważne, że całe środowisko, wszystkie ważniejsze redakcje zamilkły i nie wiedzą, co odpowiedzieć na te kilka akapitów prawdy. Tak jak media zazwyczaj buzują z powodu błahostek, z małych, nic nie znaczących spraw robią „wielkie”, tak teraz przysiadły, schowały się w kąt i zdaje się chcą jak najszybciej o Lisie i jego tekście zapomnieć.

Aby nie ułatwiać im sprawy przypomnę tekst Tomasza Lisa w całości: dla tych, którzy mają prenumeratę https://www.newsweek.pl/opinie/tomasz-lis-czwarta-pseudowladza-felieton/nmrh1qj i dla pozostałych cytując Tomasza Lisa:

CZWARTA PSEUDOWŁADZA

data publikacji: 22.05.2022 r.

Kilkanaście miesięcy przed wyborami czas poważnie zadać pytanie, czy przy takich mediach jakie mamy dziś, PiS w ogóle może przegrać? Czy przy takich mediach jest szansa by ocalić demokrację?

Pytanie jest o tyle zasadne i dramatyczne, że w Polsce wolnych mediów generalnie już nie ma. Jest raczej kilka wolnych redakcji. Nie trzeba niestety wszystkich palców obu rąk, by je zliczyć.

W mijającym tygodniu „Gazeta Wyborcza” opisała aferę z machinacjami obecnego premiera w czasach, gdy był szefem banku, dotyczącymi wrocławskich kamienic. Ogromna większość mediów sprawę całkowicie zignorowała, a niektóre poinformowały o niej z kilkudniowym poślizgiem, choć te same media kilka miesięcy wcześniej dostały absolutnego amoku, gdy lider opozycji przekroczył samochodem dozwoloną prędkość. Tam było wykroczenie i utrata na kilka miesięcy prawa jazdy, tu potencjalnie zagrożone kilkoma latami przestępstwo. Dysproporcja czynów była dokładnie taka jak dysproporcja poświęconej im przez media uwagi.

W przypadku poprzednich afer dotyczących Morawieckiego i innych polityków PiS funkcjonariusze tej partii, kłamiąc w żywe oczy, zaprzeczali faktom albo bagatelizowali sprawę, mówiąc, że to kapiszon lub odgrzewany kotlet. Teraz sprawę po prostu całkowicie zignorowali, wiedząc, że dzięki pisowskiej agenturze w mediach mogą to zrobić zupełnie bezkarnie. Ich medialni pomagierzy pomogą sprawę zlekceważyć i unieważnić.

Wesprzyj mini-noclegownię dla uchodźców z Ukrainy

Tak, na szczęście mamy wciąż w Polsce kilka wolnych redakcji. Większość mediów i bardzo wielu dziennikarzy jest jednak zaplątanych w bardzo gęstą sieć politycznych, personalnych i towarzyskich zależności z władzą i jej ludźmi. Nikt ich do tej sieci na siłę nie wciągał. Wchodzili dobrowolnie. Jedni ze strachu i oportunizmu, inni z pazerności, jeszcze inni z próżności.

I

W Polsce media nie kontrolują władzy, to władza na różne sposoby kontroluje większość mediów albo przynajmniej na nie wpływa. Jeśli uznamy wolność mediów za jeden z warunków istnienia demokracji, to musimy dojść do wniosku, że to jeszcze jedno kryterium wskazujące, iż prawdziwej demokracji w Polsce nie ma. Jest jej atrapa. Podobnie jak istnieje atrapa wolnych mediów. Kontrola władzy przez media jest iluzoryczna. Wpływ władzy na media jest faktyczny. Mamy dziś wolne media tak jak mamy wolne sądy – bardziej niż na gwarancje instytucjonalne możemy liczyć na dobrą wolę oraz charakter właścicieli mediów i dziennikarzy. Niestety, możemy liczyć na zdecydowaną mniejszość. W sumie na garstkę.

„Kto się miał ześwinić, już się ześwinił” – powiedział o sędziach Igor Tuleya. To samo można powiedzieć o dziennikarzach. Choć czasem można odnieść wrażenie, że ich większość nawet nie pojmuje istoty toczącej się gry i tego, o jaką stawkę ona się toczy. Mamy po latach brutalnej operacji coraz mniej wolne sądy i coraz mniej wolne media. Jeśli PiS wygra kolejne wybory, definitywnie stracimy jedne i drugie.

II

Medialny system tej władzy działa sprawnie i bezlitośnie. Miliardy złotych na TVP. Dziesiątki milionów na zaprzyjaźnione tygodniki. Nawiasem mówiąc, istnieje tu dość groteskowa korelacja – im niższa sprzedaż, tym większe pieniądze ze spółek skarbu państwa. Szczyt kuriozum to tygodnik, który dzięki władzy zarabia miliony, choć nawet się nie ukazuje. To swoisty medialny fenomen epoki PiS, okazuje się, że może istnieć pismo bez czytelników. A nawet ma się ono lepiej – odpadają koszty papieru i dystrybucji. Władza płaci po prostu pismu za komentatorsko-piarowskie usługi niektórych jego żurnalistów i za doroczną nagrodę człowieka roku, którą zwykle, cóż za niespodzianka, dostaje ostatnio Jarosław Kaczyński.

Dochodzą jeszcze miliony na zaprzyjaźnione portale, w tym jeden, który chyba w ramach dowcipu nazwano czystą polityką. Reszta przyzwoitości kazała nazwę zapisywać w formie 300. Są miliony na zaprzyjaźnione media, są też srebrniki dla oportunistów indywidualnych. Ta władza własnych mediów i własnych ludzi w mediach nie zaniedbuje.

III

Władza stosuje wobec mediów metody putinowskie (jak przy próbie pacyfikacji TVN), orbánowskie (jak w przypadku Orlen Press) i własne, które są kombinacją presji, przekupstwa, a czasem uwodzenia. Trzeba PiS-owi oddać, że działa sprytnie. Czasem idzie na chama i kupuje cały koncern prasowy, czasem dogaduje się z właścicielami mediów i wydawcami i satysfakcjonuje się zainstalowaniem w kluczowych miejscach swoich ludzi, którzy wiedzą, jak zadbać o odpowiedni przekaz i narracje. Tak po przejęciu władzy postąpiono z RMF, tak niedługo później stało się z Polsatem.

Gdy ludzie Kaczyńskiego 15 lat temu na dwa miesiące przed wyborami straszyli właścicieli i szefów tej stacji, domagając się, by ci się mnie pozbyli, nie szło im o mój cotygodniowy program. Kategorycznie żądali, bym przestał kierować „Wydarzeniami”, co też nastąpiło. Stawką był program informacyjny dla milionów. Bo nie trzeba kupować ani całej stacji telewizyjnej, ani programu informacyjnego, wystarczy przejąć w mediach punkty węzłowe.

ZOBACZ TAKŻE: Obywatele RP: Żądamy niepolitycznej KRS [ZDJĘCIA]

Pójście na układ z władzą władza docenia. Zawsze przyjdzie jakaś pandemia i rządowe ogłoszenia za miliony pójdą do mediów uległych. Niepokorni albo oponenci władzy nie dostaną ani grosza. Miliony na pismo, które się nie ukazuje, to rzeczywiście światowy fenomen. Ale gdy posłucha się medialnych występów ludzi zatrudnionych w tytule, szok ustępuje. Wszystko po linii i na bazie.

Odwdzięczać się za usługi można zresztą na różne sposoby. Można na przykład podarować bliskiemu dziennikarzowi audycyjkę w Polskim Radiu. To, że nikt jej nie słucha, nie ma znaczenia, ważne, że ktoś na niej zarabia. W ciągu kilku lat stworzono system okołomedialnej korupcji. Grube miliony płacone są za wsparcie, milczenie albo życzliwość wobec władzy. Efekt – to już nie są wolne media, to są media powolne władzy. A są też agenci indywidualni. Jest cała grupa speców od kolportowania medialnych wrzutek i powielania narracji wypichconej na Nowogrodzkiej. Ci spece się wspierają. Gdy któremuś z nich robi się gorąco pod czterema literami, dają sobie wzajemnie świadectwa profesjonalizmu.

IV

Część żurnalistów PiS od lat prowadzi po sznureczku. Kiedyś wiedzieli, że mają udowadniać, że afera z Sowy była największą w historii wszechświata i oznaczała konieczność zmiany władzy. Potem wiedzieli, że trzeba się zachwycać świeżością Dudy i autentyzmem Szydło. I należy pod niebiosa wychwalać 500+. Szydzić z KOD i powtarzać w nieskończoność, że ludzi nic nie obchodzi jakaś konstytucja. A potem wiedzieli, że trzeba się zachwycać kompetencjami i menedżerskimi zdolnościami Morawieckiego i kpić z opozycji za brak programu i bezrefleksyjny anty-PiS. I powtarzać, iż powrót Tuska nic nie zmienił, bo w przeciwieństwie do Kaczyńskiego jest politykiem przeszłości i nie ma wizji.

I dokładnie to, dokładnie tak robili. Afery PiS bagatelizowali albo powtarzali, że to dla publiki zbyt skomplikowane detale bez znaczenia, by dokładnie do takiego stanu świadomości społecznej doprowadzić. Tak powstał bezpartyjny medialny blok współpracy z władzą.

Gdy tematem jest afera Morawieckiego, ignorują ją. Gdy tego samego dnia ukazuje się sondaż wskazujący, że zjednoczona opozycja pokonałaby PiS 50:30, piszą, że zwykłych ludzi nie obchodzi, czy opozycja będzie zjednoczona, czy nie, i zaczynają gadać o wydumanym konflikcie Tuska z Trzaskowskim, bo ten temat PiS się podoba. Jeśli nie mogą pomóc władzy, to spróbują przynajmniej zaszkodzić opozycji.

V

Maile Dworczyka pokazują, że obecna władza stoi bezczelnym kłamstwem i nachalnym PR. Da się tak rządzić dzięki mediom przejętym i spacyfikowanym albo pozbawionym kręgosłupa i uległym. Funkcjonariusze medialnego bloku współpracy z władzą i tak zwane neutralne media wolą się zajmować opozycją niż władzą. Zajmowanie się PiS wymaga pewnej odwagi. Można stracić reklamy, można zostać zaatakowanym albo stracić gości w programie. W opozycję można walić bezkarnie i jeszcze udawać, że to dowód niezależności i obiektywizmu. Najdurniejsza PiS-owska wrzutka zdaje się dla wielu znaczyć więcej niż największa afera PiS. Może dlatego, że od afery pozwala odwracać uwagę.

ZOBACZ TAKŻE: Niemczyk i Nałęcz-Nieniewski o konsekwencjach Pegasusa

Jednych kupuje się milionami, innym daje się pozory akcesu na salony władzy. Są i tacy, których – by służyli gorliwie, nawet jeśli bezmyślnie – wystarczy pogłaskać po główce i dać im pączka. A najlepiej dwa.

Nie byłoby władzy PiS bez zaprzyjaźnionych mediów. Może być dalsza władza PiS dzięki mediom tej władzy zaprzedanym, nawet jeśli nie całkowicie sprzedajnym. Media coraz częściej zajmują się u nas nie informowaniem i komentowaniem, ale swoistym ściemnianiem i nieczystą grą z publiką. O tym nie powiemy, tego nie zauważymy, to zbagatelizujemy, to zagadamy, to przykryjemy zasłoną dymną albo podzielimy włos na czworo tak, by istotę sprawy całkowicie zamazać, zrelatywizować, unieważnić.

VI

Nie idzie o to, by medialnie rozszarpywać władzę i robić klakę opozycji. Można nie lubić opozycji, można korzystać z prawa do jej krytykowania. Warto jednak przestać ignorować fakty, sprzedawać półprawdy i ściemniać. Warto przestać traktować odbiorców jak kompletnych idiotów. I tak nikt nie prześcignie w tej konkurencji TVP, bo jak w chwili szczerości przyznał nieoceniony sędzia prokurator Piotrowicz: „Proszę pamiętać, że w telewizji publicznej nie mówimy do osób inteligentnych”.

Na razie system działa. Działa redaktor „Suwart”, który dba o to, by internetowy portal dostał miliony za robienie PR Ziobrze i jego ekipie. Redaktor-konsultant Dworczyka po kilkutygodniowym przewietrzeniu na skoczniach narciarskich jakby nigdy nic powrócił na antenę. Przecież nic się nie stało, prawda? Program partii programem narodu.

Rządowi konsultanci doradzają władzuni, czy usunięcie z radiowej Trójki legendarnego Wojciecha Manna bardziej się władzy opłaci, czy jej zaszkodzi. I mają się świetnie. Przecież to tylko koleżeńskie pogawędki. W normalnym kraju każda taka „pogawędka” byłaby wielkim skandalem. W Polsce jednak media wykonały wielką pracę, by normalnością stała się nienormalność. I mówimy tu o służącej władzy i oszukującej publikę naprawdę sporej grupie ludzi. Nie musimy nawet dotykać skrajnego przypadku braci Kremlowskich, którzy służą władzy za grube miliony. Wielu służy za drobne albo ze zwykłej głupoty w imię czegoś, co nazwano symetryzmem.

Bardzo zazdroszczę kolegom z „Polityki”, którzy wymyślili to słowo, bo zrobiło bezdyskusyjną karierę. Symetryści chyba je nawet lubią. Uznali, że symetryzm to nie synonim oportunizmu i tchórzostwa, ale obiektywizmu i bezstronności. Symetryzm jednak, z całym szacunkiem dla moich kolegów z „Polityki”, to zdecydowanie za ładne słowo na opis postawy, której istotą jest intelektualne szalbierstwo, tchórzostwo, cwaniactwo, cynizm i nihilizm przebrany za intelektualną niezależność.

VII

Oczywiście każdą krytykę można kwitować „obsesją totalnych”, niczym się nieróżniących się od pisowców. To zdecydowanie wygodniejsze niż zmierzenie się na serio z zarzutami i spojrzenie w lustro nie dla nakarmienia samozachwytu. Nie, nie idzie o to, by być jak TVP i „Sieci” à rebours.

Idzie o to, by być BBC i CNN. O wałkach Morawieckiego nie mówimy nic, a o przekroczeniu prędkości przez Tuska od rana do nocy. Mówmy i o tym, i o tym, odróżniając jednak wykroczenie od czegoś, co pachnie przestępstwem.

Na swoich zjazdach polscy sędziowie zajmują się praworządnością i przyjmują uchwały w sprawie wolnych sądów i sędziowskiej niezależności. Na największym dorocznym spędzie medialnym dziennikarze zajmują się tym, co interesuje ich najbardziej – sobą i zaspokajaniem swojej próżności. Jakie znaczenie ma to, że w kwestii wolności mediów kraj stacza się na peryferie cywilizowanego świata, skoro na corocznym medialnym odpuście rozdają figurki, dyplomy i paciorki. Trzeba sobie zrobić selfie.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Algorytm porażki

Za kilka miesięcy, w grudniu, będziemy mieć powtórkę z tego prowincjonalnego festiwalu biedacelebryctwa. Selfie własne, z małżonkiem lub małżonką albo z pieskiem i wpisem, że dziękujemy za nominację, mamy nadzieję na nagrodę i jesteśmy wzruszeni po nominacji albo nagrodzie. Selfie środowiska, które z wolności częściowo zrezygnowało albo selfie mediów, które otwarcie lub półotwarcie poszły na układ z władzą, nie będzie. Nic nie poradzę – w kraju, który co roku zalicza dramatyczny spadek w rankingu wolności mediów, wszystkie dziennikarskie nagrody i wyróżnienia mogą być co najwyżej nagrodami pocieszenia dla częściowych lub całkowitych ślepców.

Od lat niemal codziennie słyszymy w mediach rozważania o słabości opozycji. O słabości lub fatalnej kondycji mediów rozważań właściwie nie słychać. Nie wzywam tu do tego, by występowali wyłącznie przedstawiciele i zwolennicy opozycji i by eliminować z mediów ludzi władzy. Warto jednak zastanowić się, czy zapraszając kogoś do programu, nie powinno się jednak unikać robienia wielkich gwiazd i autorytetów z troglodytów, manipulantów i notorycznych kłamców. Zrównanie kłamcy z prawdomównym i prawdy z kłamstwem jest unicestwieniem prawdy i faktów, a stąd już tylko krok do piekła. Jak powiedział kiedyś amerykański senator Daniel Patrick Moynihan: „Macie prawo do własnych opinii, ale nie do własnych faktów”. Tak, brońmy faktów, bo kłamcy mordują je na naszych oczach, a my im na to pozwalamy i jeszcze to nagłaśniamy.

Doskonale zdaję sobie sprawę, że to, co tu piszę, bardzo wielu się nie spodoba, nawet bardzo nie spodoba. Trudno – amicus Plato, sed magis amica veritas. Media mają być wolne, a nie powolne władzy. Te ostatnie nie zasługują nawet, by istnieć. Są zaprzeczeniem swej istoty.

Niezmiennie wierzę, że PiS może przegrać wybory i stracić władzę, ale z przykrością stwierdzam, że jeśli tak się stanie, to raczej mimo mediów niż dzięki mediom. Najbliższe wybory da się wygrać, ale na tak zwane wolne media niech demokraci nie liczą. Muszą dać radę sami.

Tomasz Lis

  • Do tego tematu wrócę na pewno. Posłucham o czym plotkują w mieście, może Tomasz Lis powie „coś więcej”, ale sprawa jakości, kompetencji i odpowiedzialności ludzi składających się na świat mediów, tzw. czwartej władzy wymaga publicznej rozmowy i rozliczenia. To dla mnie nie ulega wątpliwości. W większości dziennikarze i całe redakcje przynoszą nam wstyd. Powinni mieć tego świadomość.


  • Paweł Bujalski – polityk, samorządowiec, przedsiębiorca, wiceprezydent Warszawy w latach 1994–1999.

Tekst opublikowany został na pawelbujalski.blog

fot. wirtualnemedia.pl

O autorze

2 thoughts on “Maratończyk. Zwolnienie i tekst Tomasza Lisa

  1. Genialny tekst, jakże prawdziwy. Poczekamy, zobaczymy. Na pewno jakieś nazwiska wypłyną, bo muszą wypłynąć. Mam nawet swoje typy. Np w radio opozycyjnym TokFm.
    Ciekawe komu u wydawcy tygodnika nie spodobał się. Bo usuwać naczelnego z powodu felietonu? Chyba z nieczystego sumienia. Niestety źle to wróży jeśli chodzi o przyszłoroczne wybory. Specjaliści wyrokują, że nie da się wygrać wyborów bez ogólnopolskich mediów i sączonej tam propagandy.
    Co powiedzieć o naszym społeczeństwie? Niczego nie rozumie?Niczego nie przewiduje? Ktoś powiedział, że jest folwarczne.

    1. Społeczeństwo to my. Jak to świadczy o nas? Ponarzekajmy na innych i może poczujemy się lepiej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Starsze opinie, komentarze, listy