Notatki Profesora Marcina Króla

Notatki prof. Marcina Króla. Kryzys współczesności

Pamięć i kultura. Wracam do tematu poruszanego kilkakrotnie w Notatkach. Trzeba jednak szerzej omówić konsekwencje manipulacji pamięcią po 1945 roku, które mają skutki aż do dzisiaj. Proszę darować i tak skrótowe omówienie fundamentalnych spraw. A zatem po pierwsze, pamięć po wojnie i pamięć Holokaustu

Wyrobiła się już tradycja przypominania o Zagładzie w odpowiednie dni, rocznice i zapominania w pozostałym czasie.

Podobnie przypominamy w odpowiednie dni rocznicę Powstania Warszawskiego, wyzwolenia Francji, czy sukcesu „narodowego powstania słowackiego”. Dzięki temu nie ma już sporów, wszystko jest uporządkowane, a narody europejskie od Łotwy i Litwy po Flandrię czy Francję mogą względnie spokojnie obchodzić rocznice. Pojawiają się książki lub filmy, które przypominają rozmiary ówczesnej tragedii i zdrady, ale to tylko sezonowe sensacje nie zmieniające naszego oglądu świata. Nie zmieniające przede wszystkim tego, że Europa w 1945 roku nie tylko zakończyła wojnę, ale również znalazła się w bezprzykładnym stanie moralnego rozpadu. W różnych krajach różnymi sposobami usiłowano temu zaradzić. I udało się, a – jak już wiemy – najlepszym sposobem okazała się niepamięć. Każdy wybudowany pomnik oznacza odsunięcie kwestii do przeszłości.


PRZECZYTAJ TAKŻE: Notatki prof. Marcina Króla. Największy kryzys czasów nowożytnych


Sprawa winy i odpowiedzialności zniknęła. Bezpośrednio po wojnie było nieco chaotycznych rozliczeń i tyle. Przepaść stworzona przez nazizm, a przede wszystkim przez Zagładę nie została zasypana, a tylko zapomniana, odsunięta do czasów rzekomo minionych. Można to zrozumieć stosując kategorie psychologii społecznej. Przecież całe społeczeństwa nie mogły bez przerwy żyć w poczuciu winy. Jednak to poczucie winy (i strachu przed powrotem niewytłumaczonych zjawisk) spowodowało kolosalne konsekwencje, z którymi tylko częściowo sobie poradziliśmy.
Przede wszystkim stosunek do marksizmu i – nieco inna kwestia – do Związku Sowieckiego.

Można uważać francuskie, włoskie czy polskie debaty na temat marksizmu (wciąż niewygasłe) za rodzaj aberracji umysłowej, jednak jest to błąd. Bardzo poważni ludzie przedkładali świat czarno – biały nad szary i tak bywa od dzisiaj. To nie był tylko nonsens czy oszołomienie, jak próbował wyjaśniać w „Umyśle zniewolonym” Czesław Miłosz. To był wybór czyniony w świecie zdewastowanym, wybór rozpaczliwy, a z dzisiejszej perspektywy nonsensowny. Jednak wówczas spór o stosunek do Związku Sowieckiego dla wielu intelektualistów w Polsce czy we Francji wydawał się zasadniczy i był zasadniczy. Amerykańska opinia publiczna zareagowała jeszcze inaczej: Związek Sowiecki stał się wrogiem numer jeden, a jego wpływy obsesyjnie i z tragicznymi konsekwencjami tropiono wszędzie. Nigdy nazizm nie był takim wrogiem i nie prześladowano w Ameryce tak licznych miękkich sympatyków Hitlera.


Stosunek do komunizmu i Związku Sowieckiego odegrał także zupełnie inną rolę. Rolę w zasadzie znakomitą. Oto już w 1950 roku odbywa się w Berlinie pierwszy Kongres Wolności Kultury. Gromadzą się pisarze i artyści o najróżniejszych poglądach, których łączy jedno – intensywny antykomunizm (wśród delegatów są między innymi Jerzy Giedroyc i Józef Czapski). Kongres przeistacza się w instytucję, której zasługi są kolosalne.

Dwa lata potem powstaje Radio Wolna Europa. Wszystko to odegrało niebywałą rolę w historii Europy, a pisma wydawane i finansowane przez Kongres Wolności Kultury, jak francuskie „Preuves” czy znakomity angielskie miesięcznik „Encounter”, utrzymywały bardzo wysoki poziom debaty intelektualnej. Sam korzystałem ze stypendiów przyznawanych przez dobudówki Kongresu. Potem się okazało, że wszystko finansowało CIA, ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie?


PRZECZYTAJ TAKŻE: Notatki prof. Marcina Króla. Kryzys nowoczesności – demokracja


Dzięki Kongresowi upowszechniona została nie tylko wolność kultury, ale i jej jedność w nastawieniu do Związku Sowieckiego. Można powiedzieć, że antykomunizm dopomógł w zapomnieniu o nazizmie.

Na zachodzie Europy powstała wielka liberalna wspólnota, do której aspirowali także artyści i intelektualiści z krajów okupowanych przez sowietów. Powstały w ramach tej wspólnoty znakomite dzieła literackie czy filmy. Prowadzono spory, jak Isaiah Berlin z Johnem Rawlsem o kształt liberalizmu, ale były to spory w rodzinie. Liberalna wspólnota wykluczyła wszelkie manifestacje nacjonalizmu i to do tego stopnia, że znajdowano – czasem słusznie – rodowód nacjonalizmu i nazizmu w romantyzmie. W tych samych ramach powstawały jednak dzieła takie jak malarstwo i dramaty Jean Geneta czy wielkie dzieła Samuela Becketta. W liberalizmie obecny był silny ton pesymistyczny, ale to było jedyne pokłosie wielkiej wojny. W doskonałych warunkach ekonomicznych i politycznych świat kultury liberalnej rozkwitał. To było i jest nasze dziedzictwo i nic tego nie zmieni.

Jednak był to świat kultury wyższej. Jej rozwojowi towarzyszyła eksplozja kultury masowej, której nikt nie rozumiał i początkowo nawet nie chciał rozumieć. Lamentowano i straszono, ale kultura masowa zdominowała (zwłaszcza dzięki błyskawicznemu rozwojowi telewizji) rynek prac umysłowych. To tam były pieniądze, wielkie nakłady, miliony albumów piosenek. Na okładkach popularnych dzienników czy tygodników pojawili się ludzie dziś nazywani celebrytami. Kultura masowa nie zabiła kultury wyższej, ale całkowicie zdominowała mentalność szerokich mas społecznych. Już Tocqueville zapowiadał jej nadejście i wróżył, że będzie to koniec powagi w kulturze.

I to jest obecnie najpoważniejszy problem: jak przywrócić powagę kultury niezbędną dla odnowienia demokracji?

O autorze

Fot. Wikipedia

Archiwum (prawie) codziennych notatek prof. Króla z przerwanego jego śmiercią cyklu…