Tusk: hura, oj, no cóż…

Pełne spektrum odgłosów rozbrzmiewa w polityce dzisiaj, kiedy wśród fanfar powraca do niej Donald Tusk. Zależy, gdzie przyłożyć ucho. Co ciekawe, ten sam komplet reakcji słychać po obu stronach polskiej politycznej wojny, bo i wśród zwolenników PiS są tacy, dla których powrót Tuska oznacza polaryzację według dobrze znanych i sprawdzonych kryteriów, choć oczywiście niepokoi wspomnienie znanej w PiS jakości tego akurat rywala.

W największym skrócie największej zmiany spodziewają się ci zaangażowani po obu stronach w wojnę tożsamości, która trwa w Polsce co najmniej od 2005 roku i którzy wciąż wierzą, że da się w niej wygrać i że to cokolwiek zmieni. Kto by nie uległ takim emocjom? Sam im ulegam, choć bardzo się staram i choć właśnie w tej wojnie widzę jedną z istotnych przyczyn zła. Chodzi jednak przecież nie tylko o emocje – Tusk ma oczywiście rację, kiedy tę wojnę definiuje w kategoriach walki ze złem. Żadnego odkrycia tym przecież nie czyni.

W ostatnich dniach słyszeliśmy i czytaliśmy sporo o tym, kto się do czego w opozycji nadaje. Zgodny chór publicystów i polityków uznał bez żadnych „ale”, że np. Borys Budka nie nadaje się do niczego. Ocenie w tej samej sprawie niezbyt śmiało poddał się także Grzegorz Schetyna, wiedząc przecież dobrze, że wypadnie mniej więcej tak samo, zatem z podobną nieśmiałością i głosem bardzo ściszonym zapisał się do obozu Tuska, choć skądinąd nie jest tam, jak wiemy, szczególnie niecierpliwie oczekiwany. Rankingi dotyczyły w tej sytuacji Tuska i Trzaskowskiego, a wysublimowane analizy politycznych komentatorów dotyczyły np. tego, że Trzaskowski byłby świetnym prezydentem, a Tusk być może znów premierem, na pewno zaś świetnym młotem na PiS. Czytaliśmy z tej okazji między innymi, że „prezydenckie predyspozycje” Trzaskowskiego czynią zeń przywódcę ogółu polskich demokratów, wśród których Tusk będzie miał prawdopodobnie pozycję dominującą, ale przecież nie wyłączną i przez to od Trzaskowskiego niższą, co rodzi oczywiste zmieszanie w towarzystwie.

Przyznam, że od czytania tego rodzaju prognoz robiło mi się słabo i traciłem zdolność do cenzuralnego formułowania myśli. Bo np. – z przeproszeniem wszystkich – a Hołownia to ch…j?! No, jeśli politykę wyobrażamy sobie  już wyłącznie w kategoriach konferencji prasowych, albo debat i pojedynków na „zaoranie”, to w starciu Hołowni z Trzaskowskim bukmacherzy obstawialiby prawdopodobnie pół na pół, natomiast Hołownia z Tuskiem byłby raczej notowany słabo – choć przecież wszystkie błędy PO i sama natura patologicznie wojennej polityki to nie wina Trzaskowskiego i Hołowni powinno być łatwiej atakować za to wszystko Tuska, którego wina w tej i w każdej innej sprawie jest przecież oczywista. Uderza w tym wszystkim to, czego komentujący publicyści nie zauważają przede wszystkim u siebie – skłonność widzenia polityki w kategoriach bukmacherskich zakładów. Nikt tego nie wypowiedział, ale nieobecność Hołowni w tych jakże głębokich analizach świadczy również o silnym przekonaniu, że Tuskowi się uda – przywrócić dominującą pozycję PO na opozycji i prawdopodobnie również zmarginalizować Hołownię. Nie podzielam tej wiary, ale ona przede wszystkim świadczy o wierzących, bo przecież nie o tym, co będzie. U źródeł rozbudzonego entuzjazmu jednych, a optymizmu drugich, jest wygrana w boju PO z PiS.

Karnowski napisał u siebie: być może to dobrze, że Tusk wrócił. Polska potrzebuje dopowiadania takich historii do końca. Zdaje się, że wśród „naszych” myślimy podobnie. Tusk rozgniatający na proch Kaczyńskiego jest czymś nieporównywalnie dla nas słodszym od zwycięstwa np. właśnie Hołowni. No, dobra

Zwraca uwagę też mina i reakcje Trzaskowskiego – wygląda, jakby mu ktoś narobił w kieszeń. Prawicowcy komentują to tak, że o zgodzie na tej linii mowy nie ma. „Nasi” raczej o tym milczą, choć z tego milczenia nijak nie wynika niedawno jeszcze rozważana prezydentura Trzaskowskiego. Nie wygląda na to, by Trzaskowski miał szansę ugrać cokolwiek. Między „odnowę Platformy”, a kontrofertę Hołowni raczej nie zdoła się wstrzelić. Może co najwyżej przetransferować się do Polski 2050. Dlaczego to jest tylko żart właściwie? Oczywiście dlatego, że tam nie ma miejsca na dwóch takich i bynajmniej nie o poglądy i programy chodzi (nie są przecież rozróżnialne), ale o przywództwo. I póki na tym właśnie polegają polityczne możliwości i niemożliwości, to o polityce świadczy to równie źle jak klimaty z zakładów bukmacherskich. Nie – wcale nie dlatego, że taka polityka „zdradza wartości”. To może uwierać wyłącznie frajerów np. w moim rodzaju. Twardych realistów – jak Tusk i ci, którzy w nim widzą nadzieję – obchodzi skutek. Problem w tym, że póki Trzaskowski z Tuskiem i Hołownią nie są w stanie nie tylko akceptować się nawzajem w jakimkolwiek wspólnym projekcie, ale w ogóle zmieścić się w wyobraźni choćby jednego politycznego komentatora, to żadnej skutecznej opozycyjnej polityki w Polsce nie będzie. O tym, że w rzeczywistości zmieścić w tej konstelacji musiałaby np. Marta Lempart, w ogóle już szkoda wspominać.

A jak mogliby się zmieścić oni wszyscy i skąd to wiem – a nie wiedzą tego mądrzejsi ode mnie wytrawni komentatorzy? Ano, bardzo prosto. W prawyborach wyłaniających wspólnych kandydatów i listy demokratów głosami ich wyborców – że powtórzę po raz tysięczny. Szanse na prawybory po ruchu z Tuskiem w mojej ocenie bardzo dramatycznie spadają. Rywalizacja z Hołownią tylko się zaostrzy. Porozumienia nie będzie. Ale to jeszcze mały kłopot.

Co może dodać opozycji Tusk? Morale. W sondażach wskazujemy od dawna nie tych, których lubimy „programowo”, ale tych, którzy naszym zdaniem mają szansę. Jeszcze większe znaczenie ma to przy urnach, kiedy nie chcemy ryzykować „zmarnowanych głosów”. Tusk jako znany fighter o potwierdzonej skuteczności doda w ten sposób paru punktów Platformie – i będzie to więcej niż Platforma straci na jego „dziaderstwie”.

Czyim jednak kosztem doda? Z pewnością od każdego weźmie po trochu, ale najwięcej odzyska od Hołowni, na rzecz którego PO straciła najwięcej. Niestety możliwym skutkiem dodatkowym może być osłabienie siły przyciągania pisowskich wyborców przez Polskę 2050, co może wpłynąć na spadek sumy poparcia całej dzisiejszej opozycji. Tu zaś stan posiadania jest przecież komfortowy. Patrzę na tekst Karnowskiego i zamieszczony w nim sondaż: KO, Pl2050, Lewica i PSL mają w sumie 58%! Taki wynik w głosowaniu plus d’Hondt – kto wie: może i konstytucyjna większość!

Do wyborów nie pójdzie jednak jeden blok, a kilka. Efekt znamy z 2019 roku. Patrząc na sytuację dzisiaj, tyle widzę, że wpływ Tuska na kondycję opozycji w sensie wielkości poparcia dla niej zmienić się może niezbyt znacznie. Wpływ na wynik wyborczy może się równocześnie okazać równie dobrze fatalny. Tusk może nas kosztować rozbicie głosów i ograniczenie zdolności przeciągania pisowskich lub konfederackich wyborców.

Wspomniane zwiększone morale – rzeczywiście często w polityce przesądzające bardziej niż jakkolwiek pojęta atrakcyjność programu – ma przy tym bardzo specyficzny charakter. Jak zobaczyliśmy entuzjazm wokół Tuska, jeśli rzeczywiście nastąpi i będzie zauważalny, będzie miał ów znany nam dobrze wojenny charakter. Tusk pogromca złego. Warto nie tracić z pola widzenia tego w narastającej wojnie, że zakres objętych wojennymi działaniami sfer stale się rozszerza. Pola minowe objęły już wszystkie możliwe „kwestie światopoglądowe”, całą politykę międzynarodową, która jeszcze niedawno była ponadpartyjną racją stanu, edukację, rosnące obszary polityki gospodarczej, niemal całą politykę społeczną i także zdrowotną. Czegoś jeszcze nam trzeba, co by się wymknęło nudnemu myśleniu racjonalnemu i stało przedmiotem emocjonujących zmagań plemion?

Karierę robią dzisiaj dane o korelacji poziomu wyszczepień przeciw Covid-19, a poparciem Dudy i Trzaskowskiego w głosowaniu prezydenckim. Antyszczepionkowcy głosują na Dudę. Obraz sytuacji jest jasny, obserwacja jest prawidłowa. My – racjonalni Europejczycy, wierzący nauce i jej autorytetom – versus nieokrzesany ciemnogród.

Tusk w charakterze świeżo objawionego antypisowskiego fightera pogłębia, rozszerza i utrwala tę definicję podstawowego konfliktu. To fatalna okoliczność. Ten podział nas zgubi. W tej wojnie nie będzie wygranych. Będą tylko coraz gwałtowniejsze starcia jak to, na które niedawno ze zgrozą patrzyliśmy na Kapitolu.

Obraz w nagłówku — Jerzy Kosałka, „Bitwa pod Kłobuckiem”

O autorze

5 thoughts on “Tusk: hura, oj, no cóż…

  1. Wrócił Tusk – źle. Po co wracał, przecież obiecali już nie kraść i nie zatrudniać szwagra.

  2. Niepojęte, jak durnym narodem byliśmy/jesteśmy/ i, kurna, będziemy. Jaro trzyma za mordy jednych, Donek drugich, a ciemny lud szczęśliwy, bo mniejsze zło będzie walczyć ze złem, jakby był w tym sens. To jest niekończący się dramat.

  3. Wysłuchałem chyba dzisiaj ze dwa zdania Tuska. Ale odruchowo przełączyłem na inny kanał, podobnie jak przy Kaczyńskim.Na widok ich obu, i na słuch głosu ich obu reaguję rzygiem równej długości. Symetrycznej długości.

    Gdzieś indziej słyszałem, że Tusk groził czy życzył śmierci symetrystom. Jako symetrysta czuję się godnie przywitany przez Żula Stanu. I z wzajemnością życzę śmierci politycznej tym wszystkim POPiSKomuchom.

  4. A ja wierzę w Tuska i KO. Celowo nie PO, a KO. Bo to jest szersza formacja, mieszcząca w sobie lewice, zielonych i liberałów. Ponadto uwazam, że dojdzie do wspólnej listy KO, Pl2050 i PSL. To pozwoli wygrać wybory. Nie mam również wątpliwości co do przywrócenia praworządności po zwycięstwie i głębokiej naprawie państwa. Jesteśmy innym społeczeństwem niż w 2015 roku. Wiele się nauczyliśmy, a przede wszystkim przyczytalismy konstytucje. Tak organizacje obywatelskie osłabły, straciły zapal. Ale to wroci. Ile można żyć w stanie nieustannego wrzenia. Musi przyjść ten moment, kiedy przyjdzie wyczujemy to, i ruszymy. Do urn, na demonstracje, do pilnowania władzy, również tej zwycięskiej.

Skomentuj KIG Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Emeryt na niedzielę

Paweł Kasprzak jest jednym z pomysłodawców i założycieli ruchu Obywatele RP. Był także wydawcą i inicjatorem Obywateli.News. Po z górą pięciu latach aktywności w pełnym wymiarze godzin wycofał się z działalności z powodu sytuacji, w jakiej znalazła się jego rodzina. Kasprzak jest znany z kilku rzeczy, w tym z publicystki, w której próbował programowo szukać dróg „zbawienia Ojczyzny”. Sam nazywał to waleniem głową w mur – „walił” zresztą nie tylko tekstami, ale też innego rodzaju aktywnością. Dziś Kasprzak twierdzi, że z „kanapy emeryta” rzeczywistość wygląda nieco inaczej. Czy lepiej? Zobaczymy. Kasprzak obiecuje starać się pisać krócej, choć zastrzega, że za efekt nie ręczy. Co tydzień tekst, skoro nie udało mu się utrzymać cyklu codziennych komentarzy wideo.

Wiadomość w butelce: „Save Your Souls”

Żyjemy w takiej części świata, którą wkrótce być może Europejczycy oznaczą na mapach, jak to kiedyś robili Rzymianie: „tu żyją lwy”. Istotnie, jest ich tu pełno i są groźne. Zanim nas zjedzą, wiadomość w butelce, którą ktoś być może znajdzie: lwy żyją wszędzie, uważajcie.

Czytaj

Z wizytą na antypodach albo podróż do wnętrza bestii

Pytania, które zadają sobie dokonujący apostazji katolicy oraz te, które im często zadajemy – jak możecie wspierać ten zinstytucjonalizowany skandal własną obecnością – są jak najbardziej zasadne. Tak bardzo zasadne, że szczerze współczuję ich adresatom, bo wiem, że żadna dobra odpowiedź nie istnieje. Albo jest skrajnie trudna. Nie da się więc – co więcej, nie powinno się próbować – oddzielić uczciwego myślenia o świeckim państwie od tego kontekstu, czasem przecież krwawego w najdosłowniejszym sensie. Niemniej demokracja np. prawo głosu daje każdemu.

Czytaj

Demony i gotowość na nie

Pewien jestem tego przede wszystkim, że to są ważne sprawy. Że trzeba o nich poważnie rozmawiać. Twardo. Bo cena będzie też twarda. Twardsza niż wszystkie inwektywy latające w obie strony w kolejnej facebookowej awanturze aktywistów…

Czytaj

5. „Ludzie tacy jak my”. Demokracja 2.0

Alienacja klasy politycznej jest faktem, a nie mitem propagowanym przez wyznawców spiskowych teorii – choć to niekoniecznie zła wola i powszechny cynizm leży u jej źródeł, a często po prostu prawa społecznej psychologii i naturalny bezwład ewolucji systemu. Korekty znanego nam dziś systemu politycznej reprezentacji, jak te sygnalizowane już w tym cyklu, są konieczne, ale nie wystarczą. Trzeba szukać nowych rozwiązań.Alienacja klasy politycznej jest faktem, a nie mitem propagowanym przez wyznawców spiskowych teorii – choć to niekoniecznie zła wola i powszechny cynizm leży u jej źródeł, a często po prostu prawa społecznej psychologii i naturalny bezwład ewolucji systemu. Korekty znanego nam dziś systemu politycznej reprezentacji, jak te sygnalizowane już w tym cyklu, są konieczne, ale nie wystarczą. Trzeba szukać nowych rozwiązań. Nie wolno po prostu bronić starego porządku. Zwolennicy ancien regime’u w czasach Wielkiej Rewolucji mieli powody lepsze niż my dzisiaj, by bronić ładu, cywilizacji i zwykłej przyzwoitości przed barbarzyńskim, zbuntowanym ludem. Ich tragiczny los nie na tym polegał, że trafili na szafot – nie mieli historycznej racji.

Czytaj

4. Media i sztandary

Wypada powiedzieć wyraźnie, że w kryzysie polskiej demokracji zawiodły również media, nie tylko instytucje demokracji. W bardzo czytelny sposób wyborcy PiS odrzucili w 2015 roku nie tylko ówczesne elity polityczne, ale także związane z nimi – jak nie bez racji sądzono – media ówczesnego głównego nurtu. Ważne byłoby w takim razie zastanowić się, czy dzisiejszym naszym problemem jest TVP obsadzona ludźmi rządzącej partii i wystarczy w związku z tym po prostu wymiana kadr, czy może chodzi o wady strukturalne, które umożliwiły tak łatwe przejęcie mediów publicznych i zamienienie ich machinę propagandy rządzącej partii. Czy w modelu i faktycznym funkcjonowaniu mediów – nie tylko publicznych, ale również prywatnych sprzed 2015 roku – nie da się znaleźć źródeł choroby tak wyraźnie widocznej dzisiaj i na czym dokładnie ta choroba polega.

Czytaj

Sondaże i nadzieje

276 i 305 mandatów oraz – co ważniejsze – wymagane dla nich co najmniej 50 lub 60% poparcia. Trzeba przede wszystkim wiedzieć, że to kompletnie nierealne nie tylko w świetle bieżących i dających się wyobrazić sondaży, ale w logice polityki, którą uprawia się w Polsce. W historii III RP żaden taki wynik nie zdarzył się nigdy od czasu pamiętnego 4 czerwca 1989 roku, kiedy kandydaci Komitetu Obywatelskiego „S” uzyskiwali poparcie od 60 do 80%. Nigdy potem nic podobnego się nie zdarzyło. Nigdy nikomu – choć wiele przeszliśmy. Pomyślmy o tym przez chwilę. Cud nie zdarzy się więc i tym razem, bo w świecie polityki jaką znamy to nie jest możliwe.

Czytaj

3. Wyborcza wojna książąt i wasali

Zamachu na rządy prawa dokonuje w Polsce partia wodzowska, o autorytarnej strukturze, skrajnie niedemokratycznym statucie i praktyce funkcjonowania koncentrującej wszystkie decyzje w rękach lidera. To nie jest przypadek. Poczynania Kaczyńskiego nie byłyby możliwe w partii prawdziwie demokratycznej. Prawny zakaz ubiegania się o władzę w wyborach organizacji nieprzestrzegających zasad demokracji w relacjach wewnętrznych byłby zatem kolejnym z tym bezpieczników demokracji, który mógłby skutecznie zapobiec polskiemu kryzysowi. To jeden z twardych wniosków z polskich doświadczeń kryzysu.

Czytaj

2. Do trzech zliczyć

O trójpodziale władzy mówiliśmy i wykrzykiwaliśmy przez ostatnie 7 lat sporo. Na myśli mieliśmy jednak zawsze tylko sądy i władzę polityczną, a to przecież trójki nie czyni – co jakoś do głowy przez te długie 7 lat nie przyszło właściwie nikomu. Trochę to dziwne. Mówiliśmy trzy, a zliczyć umieliśmy najwyraźniej tylko do dwóch, a przecież mamy się za rozumną elitę. Jak nie patrzeć, trójpodziału władzy w III RP nie było nigdy. Gdyby był, historia ostatnich lat wyglądałaby zdecydowanie inaczej i bez wątpliwości lepiej. Może czas nauczyć się liczyć do trzech.

Czytaj

1. Granice władzy i Przemysław Czarnek

Ograniczenie rządzących, kimkolwiek by byli i jakkolwiek byliby wyłaniani – czy pochodzą z wyborów, zamachu stanu lub obcej interwencji, jak to się zdarzyło w Niemczech i Japonii po II Wojnie, kiedy władzę i jej nowy porządek zainstalowali tam zwycięzcy alianci, czy są np. dziedziczni – ma dla demokracji znaczenie ważniejsze niż sam demokratyczny wybór. Historycznie to ono było pierwsze. To od niego rozpoczął się ład, który w zachodnim świecie uznajemy za cywilizowany i oczywisty. Zasada ograniczenia rządzących świadomą wolą rządzonych jest najważniejszą i pierwotną cechą liberalizmu, znacznie starszą od samego tego pojęcia. W Anglii wywodzi się ona od Wielkiej Karty Swobód, więc z początków XIII w. We Francji to Oświecenie, Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela, zatem późny wiek XVIII. W Polsce – rzadko o tym pamiętamy – to tradycja Odrodzenia i Reformacji, Artykuły Henrykowskie i Pacta Conventa, wiek XVI.

Czytaj

Cud nad Dnieprem

W miejsce zrozumiałej egzaltacji, która dzisiaj dominuje, kiedy patrzymy na bombardowane miasta, śmierć, cierpienie i bohaterstwo, warto zdawać sobie sprawę z rzeczywistości. Jeśli Putin zmiażdży Ukrainę, przyszłość Europy i świata będzie zupełnie inna niż jeśli Ukraina się obroni. To w tym i tylko w tym kontekście zdania Stoltenberga, Blinkena i decyzje Zachodu znaczą w ogóle cokolwiek.

Czytaj

Kraj sekt

Chodzi mi o to, by na wspólnej liście znaleźli się np. zwolennicy uwolnienia aborcji i przeciwnicy. By się na niej znaleźli głosami ludzi, którzy właśnie na te rzeczy głosują. By nie pozwolić zepchnąć pod dywan rozwiązania tego konfliktu, tylko, by go wreszcie rozwiązać. By ten konflikt i wiele innych przenieść do instytucji demokracji i uczynić przedmiotem sporu, który jest treścią polityki i treścią demokracji – a nie plemiennej wojny, bo jej efektem jest wyłącznie nienawiść i zniszczenie. Git? Dla mnie git. Gotów byłem za to wypruwać bebechy.

Czytaj

Do wyborców PL 2050 i do wyborców lewicy

Nie proponuję Wam głosowania na Tuska. Lewicowcom nie sugeruję głosowania na Hołownię. Proponuję wspólną listę Lewicy, PO i PL 2050 oraz wszystkich pozostałych wyłonioną również Waszymi głosami w otwartych, międzypartyjnych prawyborach – po to, by właśnie dać Wam możliwość głosowania na swoich.

Czytaj

Do tanga trzeba nie tylko dwojga – ktoś musi je najpierw zagrać

Namawiam Monikę Płatek do kandydowania w imię dokładnie tych samych racji o Ojczyźnie w potrzebie, które tak dobitnie wymieniła, wzywając do jedności i wspólnej listy opozycji. Jeśli mam sobie naprawdę wyobrazić wspólną listę ruchu demokratów idących po zwycięstwo, to nijak nie widzę listy warszawskiej albo warszawskich kandydatów do Senatu, bez dr hab. Moniki Płatek, prof. Uniwersytetu Warszawskiego, wybitnej prawniczki, karnistki, obrończyni praw człowieka bezwzględnie w każdych, nawet najtrudniejszych okolicznościach. Obywatelki, której pryncypialnej niezgody na żadną „drogę na skróty” i na żadne obejścia zasad prawa w imię bieżącej potrzeby jestem absolutnie pewny, bo ją wielokrotnie widziałem. Monika Płatek pisze dzisiaj „albo jedna lista, albo nie liczcie na nasze głosy”. Ja napiszę, że albo na wspólnej liście będą ludzie jak ona, albo ta lista będzie niewiele warta i głosów nie zdobędzie. Mam za sobą jedną nieśmiałą osobistą próbę przekonania jej do tego – dzisiaj bezczelnie pozwalam sobie namawiać ją publicznie. Akurat ja mam prawo – w ramach rewanżu. Trudno mi nie skorzystać z tego przywileju.

Czytaj

Wbrew optymizmowi przyszłych sondaży postawa opozycji gwarantuje klęskę

Większość konstytucyjną mielibyśmy gdyby PiS dostał 27%, a Konfederacja 10%. Taki wynik jest dzisiaj prawdopodobny. Jednak do tego szczęścia potrzeba jeszcze pozostałych 63% dla opozycji — najlepiej idącej jednym blokiem. To zaś scenariusz political fiction. Jak to jest możliwe i czy da się z tym jakoś sobie poradzić? Ten największy dziś problem nie będzie politycznie komentowany.

Czytaj

Patrzcie w górę – bo znowu przegramy!

Chodzi o szacunek dla faktów, dla logiki, o chęć ustalenia jednak prawdy, a nie trendów w ponowoczesnym płynnym chaosie. To fundamentalnie ważne. Ważniejsze nawet niż te wybory, które nas znowu czekają. Rozpada się nie tylko Polska, ale cywilizacja w ogóle.

Czytaj

Moja pierwsza wojna

Mam ileś wspomnień kombatanta. I mam zawsze mieszane odczucia, bo te kombatanckie wspomnienia są mocno fałszem podszyte i wszystkie one razem składają się na obraz historii kompletnie zafałszowany – i tylko trochę ten fałsz wynika z „polityki historycznej”, a o wiele bardziej z naszych kompleksów.

Czytaj

Aborcja i władza

Senat jest „nasz”, demokratyczny. Mamy w nim 24 kobiety, w tym 9 z PiS. I choć parytetowe proporcje po naszej stronie wyglądają zdecydowanie lepiej, to jednak wcale nie wyglądają dobrze i nawet w „naszej połówce” trudno byłoby wskazać jakąś większość „progresywistów” skłonnych do „otwarcia” w sprawie aborcji. Naprawdę uważamy, że oni mają większe prawo decydować o aborcji niż nasz nadużywający alkoholu, nieokrzesany sąsiad w poplamionej żonobijce, głosujący w referendum? Patrzę na Senat i bardzo wątpię. Która z aktywistek OSK zdecydowałaby się powierzyć rozstrzygnięcie sprawy aborcji tej jego połówce, która jest „nasza”? Skąd nadzieja, że po kolejnych wyborach cokolwiek pod tym względem będzie lepiej? Nieporównanie ważniejsze pytanie ogólne – czy dobre państwo naprawdę na tym polega, że w Senacie są zawsze ci, którzy tam naszym zdaniem powinni być? Wyborcy PiS tak właśnie sądzą. Szli do wyborów w 2015 roku, żeby odsunąć „złodziei z PO”. Efekt znamy, ale wyborcy PiS nadal wierzą, że „swoi” są lepsi od „obcych”, nawet jeśli kradną tak samo albo bardziej. Może więc dobre państwo, to po prostu takie, w którym sprawy naprawdę ważne nie zależą od tego, kto akurat rządzi?

Czytaj

Kiedy już PiS upadnie

Wbrew naszym własnym notorycznym deklaracjom i wbrew zdaniu Tuska, że do zła nie wolno się przyzwyczaić – przyzwyczaić powinniśmy się już dawno. Tusk wrócił, notowania PiS leciały w dół, sondaże od dawna dawały i wciąż dają zwycięstwo opozycji, tym razem niezależnie od tego, ile list wystawi. Jakoś nie było słychać okrzyków triumfu, prawda? Dziwne? Z pewnością dziwić powinno, ale nikogo nie zdziwiło. Dziwaczność wczorajszej sytuacji dobrze wyjaśnił stan dzisiejszy. Dzisiaj jest mianowicie jasne, dlaczego postulat przedterminowych wyborów w warunkach „wojny hybrydowej” byłby szaleństwem. A referendum w sprawie UE? Też?

Czytaj

#MeToo

W mojej pamięci i mojej dzisiejszej ocenie problem w tym konkretnym przypadku Maćka Zięby, którego zapamiętałem jako człowieka po prostu niezwykle dobrego, polega właśnie na tym, jak tak straszna rzecz mogła się zdarzyć komuś tak porządnemu. Bo to, że się notorycznie zdarza szujom i marnym głupkom, jak Jankowski albo Dziwisz czy Jędraszewski, jest akurat bardzo łatwo zrozumiałe i wobec tego niewarte uwagi.

Czytaj

Ach, jacy my wszyscy niewinni…

Z piedestału strącany jest właśnie kolejny duchowny autorytet. Ojciec Maciej Zięba. Był dla mnie i autorytetem, i przyjacielem. Cóż, nie będę miał przyjaciela na piedestale. Ale przyjaźń zachowam. Niniejsze jest więc dla mnie niemal prywatą. Zachowam też jednak i zamierzam wyrazić przekonanie, że Maciek był porządnym, mądrym i wartościowym człowiekiem. Który dopuścił się zła. Niejasna deklaracja w czasach zmagań o fundamentalną prostotę prawdy i fałszu, dobra i zła? Przeciwnie – bardzo jasna.

Czytaj

Nie o taką Polskę…

Przy całym własnym krytycyzmie, ostrym niemal na granicy depresji, najzupełniej poważnie uważam konflikt z PiS za właściwie wygrany. Myślę, że to jest trzeźwa ocena, a nie pijana wizja. PiS zmierza ku zderzeniu z kolejnym murem i albo rozsypie się hamując, albo przypuści jeszcze kolejną szarżę, ale zderzenia już nie przeżyje. Ma go też wreszcie kto dobić – mam tu na myśli oczywiście Tuska. Ta sytuacja powinna skłaniać do radości, a wcale nie skłania. Kompletnie już pomieszaliśmy, z czego należy się cieszyć, a czym martwić.

Czytaj

Pragmatyzm wojny ze złem

Zło wokół widzimy. Bunt przeciw niemu jest zrozumiały. Czy bunt wystarczy za powód, by przyniósł cokolwiek dobrego? Myślę, że tak. Czy buntując się przeciw złu, trzeba koniecznie wskazać dobro, którego się chce? Myślę, że wcale nie. Zostawmy więc pytania o dobro przynajmniej na razie.

Czytaj

Ukąszenie Kamińskim

Jak można rozumieć sytuację Bartka i Fundacji Otwarty Dialog? Opiszę, jak ją sam widzę i jakie mam z nią własne doświadczenia. Z osobistej perspektywy. Prywatnej. Interesuje tutaj – i równocześnie bardzo uwiera – osamotnienie Bartka Kramka wśród opozycji. Bo ono pozwoliło go w ogóle zamknąć.

Czytaj

Rzeszowski poligon – political fiction

Strategia w Rzeszowie jest wynikiem przypadkowego aktu szaleństwa. Strategia w opozycyjnej polityce to wciąż political fiction. Obawiam się bardzo, że polska polityka w ogóle nie jest wciąż niczym więcej. Co gorsza, choć Konrad Fijołek to porządny facet i choć w Rzeszowie rzeczywiście wiele dobrego się zdarzyło, to właśnie w świetle tego sukcesu kompletną fikcją okazuje się w Polsce nie tylko sama polityka, ale i polityczny naród, obywatelskie społeczeństwo, czy jakkolwiek inaczej zwać to wszystko, co przez lata usiłowaliśmy budować z Obywatelami RP.

Czytaj

4 Czerwca – wygrać cokolwiek

Charyzma. Poszukujemy jej wciąż. Cała polska historia powinna nas przed nią przestrzegać. Piłsudski, Zamach Majowy, Wałęsa, Wojna na Górze. Marzyłbym, żebyśmy o tym pomyśleli i pogadali w rocznicę 4 czerwca, pamiętając, że rok po tamtej euforii byliśmy wszyscy już na kolejnej wojnie. Ale raczej nie pomyślimy i nie pogadamy. Znowu.

Czytaj

„Kury szczać prowadzać”

Nie miejmy złudzeń. Każdy opowiadający o nowej nadziei, chcący się policzyć, startujący osobno, będzie jak politycy z diagnoz Piłsudskiego. Każdy wódz-uzdrowiciel wejdzie z kolei w dawno temu uszyte przezeń buty kawalerzysty. Efekt będzie ten sam. Zmierzamy w tę stronę.

Czytaj

Przyglądając się ścianie…

W przyrodzie przeżywają przystosowane jednostki, w polityce też. Kryteria rządzące naturalną selekcją znamy. Dobrze byłoby poznać te, które rządzą selekcją w polityce i doprowadzają do stanu, w którym skądinąd przecież niegłupi i wcale nie szmatławi ludzie zachowują się jak ostatnie gnojki, a pieprzą przy tym takie bzdury, że połowa narodu od tego wariuje, a druga rzyga. Poznawszy te mechanizmy, będziemy być może w stanie nie tylko złorzeczyć przed telewizorami, ale cokolwiek zrobić.

Czytaj

Przekaz tygodnia: prawda nas rozwali

Śmiem twierdzić, że o „zdradzie Lewicy” i Funduszu Odbudowy nie przeczytaliśmy dotąd i nie usłyszeliśmy ani słowa prawdy. Czy ktokolwiek w kontekście awantury o Fundusz i o „zdradę Lewicy” widział w mediach na przykład cokolwiek o 90. Artykule Konstytucji? Tym, który przewiduje, że umowy międzynarodowe – jeśli to nie są jakieś umowy handlowe, ale coś, co wchodzi w kompetencje parlamentu i w zakres ustaw – ratyfikuje się w obu izbach kwalifikowaną większością 2/3? Czy ktoś słyszał też, że jednak zwykłą większością Sejm może zdecydować o trybie ratyfikacji i uznać np., że ona wymaga referendum? Że wtedy cytowane od miesięcy sondaże w tej sprawie nabiorą szczególnego i nieco innego znaczenia?

Czytaj

Obywatelski program? Chwila prawdy: ile znaczą ruchy obywatelskie? Strajk Kobiet i jego widoczność z chwilą ogłoszenia orzeczenia Przyłębskiej - ale już choćby w dniach głosowania prezydenckiego? Ruchów obywatelskich nie widać wcale. Jak ich nie widać na ogół - tendencja w trakcie pięciu lat jest wyraźna.