Większość znowu przegra?

Znacząca większość obywateli Polski jest ciągle jeszcze za demokracją. Problem polega na tym, że współczesne demokracje przedstawicielskie są systemami wyjątkowo skomplikowanymi. Uznanie, czy system polityczny jest jeszcze demokracją, czy jest już autorytarny wymaga od obywateli sporej wiedzy, skupienia uwagi i bezstronnego pochylenia się nad bieżącą polityką. Nie jest o to łatwo w społeczeństwie zatopionym w ideologiach, zapracowanym i ogarniętym szałem konsumpcji

Współczesne partie polityczne potrafią zmieniać demokrację przedstawicielską w system autorytarny, w tym faszystowski, dokonując erozji w kluczowych miejscach ustroju. Dysponując ogromnymi zasobami finansowymi na reklamę i PR, skutecznie wmawiają „ciemnemu  ludowi”, że czarne jest białe, gdyż dekoracja się nie zmienia. Oligarchia partyjna czerpie z takiej konfiguracji systemu ogromne korzyści materialne, a także zaspokaja patologiczną potrzebę posiadania władzy przez licznych polityków-psychopatów. Proces ten widoczny jest w wielu krajach na świecie, także w Polsce. Jest to dosyć nowe zjawisko i trudno z nim walczyć starymi metodami, na przykład organizując tylko demonstracje uliczne.

Mniejszość rządzi większością

Partia rządząca w Polsce dysponuje wprawdzie większością parlamentarną, ale za prawdziwą demokracją opowiada się tu jednak zdecydowana większość społeczeństwa. Także wyborcy partii opozycyjnych nadal stanowią większość socjologiczną. W dodatku są to grupy opiniotwórcze, klasa kreatywna, lepiej wykształceni mieszkańcy miast, w tym zdecydowana większość mieszkańców dużych metropolii, gdzie zazwyczaj decydują się losy ustrojów i rządów. I mimo tego demokratyczna opozycja nie potrafi od lat wykorzystać tego faktu, aby wygrać wybory i przywrócić demokrację. Nieudolność opozycji parlamentarnej i ulicznej jest zadziwiająca.

To Kaczyński dyktuje agendę i tematy dnia. Co i rusz wyciąga z kieszeni kolejno jakieś polityczne pacynki i groźne zmiany ustrojowe, a opozycja i obywatele biegają bezmyślnie po mieście według jego planu. Raz walczą o prawa kobiet. Potem o Trybunał Konstytucyjny. Co kilka miesięcy pojawia się aborcja lub inny straszak. I gdy Kaczyński zaatakuje sędziów, obywatele zapominają już o deformie edukacji i biegną pod sądy. I deklarują: „obronimy demokrację”. Na każdej demonstracji jest tylko jeden temat, poprzednie problemy zostają porzucone, a więc zmiany zostają zalegalizowane przez zapomnienie. Tymczasem skuteczny pokojowy opór obywatelski powinien być wprawdzie spontaniczny, ale jednocześnie musi mieć strukturę – a więc powinien zachować pamięć o każdym akcie wandalizmu ustrojowego, co zwiększyłoby jego skuteczność i sens w opinii publicznej.

Zmiana pojedynczego punktu w ustroju nie jest bowiem postrzegana przez demokratyczną, zapracowaną większość obywateli jako tragedia, za którą warto marznąć na ulicy, narażać się i zmieniać swoje orientacje wyborcze, traktowane często jako „wiara ojców”. Erozja demokracji – jak opisują to także w odniesieniu do Polski Ginsburg i Huq z Uniwersytetu w Chicago  – odbywa się stopniowo, poniżej radarów intelektualnych wielu zwykłych, uczciwych obywateli. Popierana przez prowincjonalną mniejszość oligarchia pisowska robi więc w konia obywateli, w tym świadomą tego, miejską, wykształconą większość Polaków.

Tak, można z czystym sumieniem potwierdzić tezę Runcimana, że Polska także należy do tych miejsc na świecie, gdzie demokracja „postradała zmysły”. Nie tylko partia rządząca kieruje się jakimś patologicznym, niezgodnym z polską racją stanu, planem działań, wspomagana przez ukrytą w cieniu agenturę Mordoru, ale wygląda na to, że i opozycja wraz z demokratyczną większością – partyjną, uliczną i kanapową – także „postradała zmysły”. Nie jest to tylko polska specjalność. Runciman wskazuje wiele przyczyn tego stanu rzeczy, ale ani on, ani chyba nikt inny, nie wie do końca jak z tego wybrnąć.

W ramach szukania utraconego przez demokrację rozumu proponuję więc pierwszy mały krok: ustalmy, o co nam chodzi. Ustalmy jedną pełną listę konkretnych postulatów i powtarzajmy ją przy każdej okazji. Nie rezygnujmy z żadnego punktu, dopóki partie nie potraktują nas poważnie. Zbierzmy wszystkie pojedyncze akty erozji demokracji i niszczenia państwa prawa w jeden dokument. Bo dopiero to ukazuje pełny obraz katastrofy i daje podstawę do uzasadnionych roszczeń obywatelskich. Na demonstracjach powtarzajmy ciągle te same – oczywiste i proste – postulaty.

Największy błąd demokratycznego społeczeństwa to brak jasnego, prostego programu. Protestujący w 1980 roku robotnicy potrafili to zrobić spisując swoje pretensje do komunistycznego państwa na zwykłej płycie paździerzowej. I dopiero ten prosty akt pozwolił skrystalizować aktywność milionów rozproszonych jednostek, doprowadzając do obalenia komuny.

W tym kontekście informacja o tworzeniu przez środowisko Obywateli RP niezależnych mediów publicznych, to dobra wiadomość. Problemem jest przecież fakt, że to co istotne w sferze publicznej nie może się przebić przez zgiełk fake newsów, jazgot w mediach społecznościowych i zwykły szum informacyjny dnia codziennego. Komputery stają się coraz bardziej inteligentne, ludzie głupieją, a politycy kłamią i manipulują na niespotykaną wcześniej skalę. A przecież zwykły szary człowiek może tylko niewielką część swojej świadomej uwagi poświęcić na zgłębianie zawiłości problemów wspólnotowych i walczyć z Lewiatanem o przywrócenie gwarantowanej mu przez Konstytucję godności.


Demonstracja pod Sejmem przeciwko zmianie Ustawy o Sądzie Najwyższym, 20 lipca 2017. (fot. Waldemar Sadowski. Creative Commons)


Tymczasem przejęte przez aparat partyjny media publiczne dodatkowo, w niedopuszczalny sposób i wbrew prawu, urabiają i zniewalają umysły wyborców. Znowu obowiązuje zasada faszystowskiej propagandy, mówiąca, że kłamstwo powtórzone sto razy staje się prawdą. Prawda musi być więc powtórzona sto jeden razy, aby przebić się przez szum informacyjny i stać się prawdą rzeczywistą, a nie wiedzą wtajemniczonych.

Warto tu przy okazji zwrócić uwagę, że nadchodzące wybory nie będą wolne i uczciwe. Tzw. media publiczne, pełniące funkcję Ministerstwa Propagandy delegalizują w moich oczach także te kolejne wybory prezydenckie. Jednak Polacy i politycy opozycji już się do tego przyzwyczaili. Tak jak do braku Trybunału Konstytucyjnego, czy niezależnej prokuratury. Te niby-wybory i to pokraczne państwo już stały się standardem polskiej kultury politycznej. Należy więc poprzeć i wykorzystać nowe obywatelskie media do przedyskutowania i spisania naszych roszczeń do tego systemu. A potem, jako Postulaty, należy je powtarzać. Podtykać partiom pod nos. Wszędzie. Ciągle. Bo inaczej nasi przedstawiciele szybko zapomną, czym jest demokracja konstytucyjna.  

Postulaty demokratycznej większości

Projekt opracowania postulatów obywatelskich był przygotowywany już w 2016 i 2017 roku. Spisywałem wówczas propozycje pojawiające się na forum ORP i nadchodzące mailami od różnych osób. Powstawały ich kolejne wersje. Zarząd ORP jakoś nie zainteresował się tym projektem. Być może dlatego, że zajęty był bieganiem za kolejnymi pacynkami wystawianymi przez Kaczyńskiego, aby odwrócić uwagę od „erozji” porządku konstytucyjnego. Ale może teraz warto ten projekt kontynuować?

Pojawiały się różne propozycje. Niektóre wymagały zmiany konstytucji, inne nie. Jedne dotyczyły zmian formalnych – ustrojowych, inne dotyczyły spraw socjalnych i światopoglądowych. Sądzę, że w ramach projektu należy się skupić raczej na postulatach, które dotyczą porządku demokratycznego i nie wymagają zmiany konstytucji. Tutaj nie powinno być pola do kompromisów. Pozostałymi sprawami też można się zająć, ale na innych zasadach – wymagają one dłuższej debaty i gotowości do kompromisów.

Wybór istotnych punktów ustrojowych z listy z 2017 roku:

  • Przywrócić funkcjonowanie Trybunału Konstytucyjnego
  • Reforma systemu sądownictwa, przywracającego niezawisłość i wprowadzającego sprawność systemu
  • Przeprowadzić reformę edukacji
  • Uniezależnić media publiczne od wpływu partii politycznych, władzy ustawodawczej i wykonawczej,
  • Przywrócić niezależność służby cywilnej – wprowadzić rzetelne konkursy przy rekrutacji na stanowiska w administracji, spółkach skarbu państwa i agencjach państwowych,
  • Przywrócić niezależność prokuratury od partii politycznych i rządu,
  • Powrót do polityki integracji europejskiej,
  • Ograniczyć rolę partii politycznych,
  • Przestrzegać zasady rozdziału kościoła od państwa,
  • Zmienić ustawę o zgromadzeniach, aby była zgodna ze standardami praw człowieka i obywatela
  • Zagwarantować realną kontrolę sądową nad działaniem służb specjalnych,
  • Wybierać Prokuratora Generalnego, Komendanta Głównego Policji, Prezesa TVP i PR

A tak wygląda ostatnia pełna wersja: Postulaty. Wersja z 17.01.2017 r.

Niezależne media, które – jak wynika z zapowiedzi – przygotowują Obywatele RP, byłyby dobrym forum do uaktualnienia, przedyskutowania i opracowania ich ostatecznej wersji.

Pakt prezydencki

Warto zwrócić jeszcze uwagę na dwa aspekty związane z Postulatami i wynikający z nich istotny wniosek praktyczny.

Po pierwsze – postulaty te prowadzą głównie do ograniczenia roli partii w państwie. Regularna wojna hybrydowa między partiami politycznymi, która toczy się w Polsce od wielu lat, podsycana zapewne przez agenturę Mordoru, przekroczyła już linię zdrowego rozsądku i zaczyna zagrażać państwu jako wspólnocie obywatelskiej (a nie organom władzy). Bezpośrednią winę za ten stan ponosi partia rządząca. Opór i walka partii opozycyjnych jest moralnie uzasadniona. Nie ma tu oczywiście żadnej symetrii.

Jednak efektem tej wyniszczającej walki jest niebezpieczny podział wspólnoty. Wynika to wszystko ze zbyt dużej władzy i zasobów materialnych, którą ustrój i praktyka przydziela partiom rządzącym. Wiemy, że w rzeczywistości w Polsce nie istnieje trójpodział, gdyż mamy do czynienia z jednolitą władzą ustawodawczą i wykonawczą, którą nadzoruje prezes partii. Daje to ogromną władzę jednostce i jego otoczeniu, czego nie przewiduje Konstytucja. Jeżeli wybory wygrywa partia wodzowska, jak obecnie, to mamy dyktaturę – miękką, bo polityków ograniczały dotychczas wolne sądy i wolne media.  Ale w sprzyjających warunkach, gdy wykruszą się odważni sędziowie i dziennikarze, ten pokraczny twór państwowy łatwo przepoczwarzy się w twardą dyktaturę. Tak więc reforma ujęta w Postulatach prowadzi do zmniejszenie roli partii politycznych w systemie – bez konieczności zmiany Konstytucji.

Po drugie – pamiętając jak partie opozycyjne potraktowały kolejne postulaty i próby odpartyjnienia państwa i partycypacji obywateli w procesach demokratycznych, proponowane nie tak dawno przez Obywateli RP, teraz w wyborach prezydenckich należałoby poprzeć kandydata, który nie wywodzi się z oligarchii partyjnych. Może warto zawrzeć z nim pakt wyborczy? Zaproponować mu poparcie i pomoc w zbieraniu podpisów, w zamian za współpracę przy realizacji tych Postulatów? Prezydent, który pomoże ruchom obywatelskim zagonić partie polityczne, a szczególnie jedną, z powrotem do nowej ustrojowej zagrody, to byłoby spore osiągnięcie demokracji.

Wszystkie powyższe wywody zmierzały do wyartykułowania propozycji, aby ideę Postulatów wykorzystać w nadchodzących wyborach prezydenckich. W związku z charakterem tych Postulatów – ograniczających rolę partii – proponuję więc, aby zawrzeć pakt obywatelski z jednym z kandydatów i poprzeć go w zamian za wprowadzenie ich treści do polskiej polityki.

Kandydatem, który według mnie w sposób oczywisty spełnia powyższe warunki jest Szymon Hołownia. Oglądając jego wstępne propozycje programowe widać, że jest mu po drodze z ruchami obywatelskimi. Jeżeli ktoś lubi nawiązywać do tradycji, to można by nazwać te Postulaty – przez analogię do „artykułów henrykowskich”, które od 1573 roku musiał podpisywać kandydat na króla Polski – „Artykułami szymonowskimi”.

Inni demokratyczni kandydaci też by pewnie się pod tymi Postulatami podpisali, ale czy środowiska partyjne pozwolą im na niezależność i wsparcie ograniczania roli partii w polskim ustroju?

Co do samej kandydatury Hołowni pojawiły się też głosy krytyczne. Jacek Żakowski stwierdził na przykład, że Hołownię dyskwalifikuje brak doświadczenia w prawdziwej polityce, a więc nie da sobie rady wśród partyjnych rekinów. Wygląda na to, że ten ceniony dziennikarz należy do grupy demokratów, którzy – używając określenia Runcimana – „postradali zmysły”. Powinniśmy wybrać właśnie prezydenta, który nie jest skażony polityką partyjną. Hołownia, z jednej strony dobrze rozumie współczesny świat, co ewidentnie wynika z jego tekstów i wypowiedzi, a z drugiej strony kieruje się w życiu wartościami.

„Panie Redaktorze Kochany”, właśnie dobrze, żeby Prezydent był bardziej naiwny, niż cyniczny – a więc żeby na serio traktował wartości art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej: „poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości. Wartości te są wspólne Państwom Członkowskim w społeczeństwie opartym na pluralizmie, niedyskryminacji, tolerancji, sprawiedliwości, solidarności oraz na równości kobiet i mężczyzn.”

Powinniśmy poprzeć właśnie pozytywnego, bezpartyjnego naiwniaka, który traktuje te wartości poważnie, i – jak my wszyscy – brzydzi się jeszcze zgnilizną moralną partyjnych spindoktorków, którzy manipulują ludźmi za pomocą poufnej inżynierii społecznej, naruszając tym w masowy sposób godność człowieka.

Jeśli chodzi o kandydatów partii demokratycznych, trzymajmy ich na ławce rezerwowej. Być może będziemy musieli im kibicować w drugiej połowie tego nieuczciwego meczu.

Zalążek publicznego rozumu

Warto zaprosić do takiej koalicji wsparcia jednego kandydata także inne organizacje, które są w miarę wiarygodne – niezależnie od światopoglądu, który reprezentują. Wyobrażam sobie, że Obywatele RP mogliby zainicjować ten proces, być może na starcie w wąskim gronie, aby nie poszło tak jak w przypadku KORD-u, gdzie ogromna góra nie urodziła nawet myszy. Może na przykład z Klubem Jagiellońskim? Ostrożność jest wskazana, gdyż trzeba przyjąć za pewnik, że Komitet taki będzie rozbijany przez rządzącą oligarchię jak i przez agenturę Mordoru.  

 Wyobrażam sobie, że powstałby w Polsce wiarygodny, pozapartyjny punkt oparcia dla  „rozumu publicznego”, wiarygodny ośrodek, który nie bierze udziału w wojnie domowej partii politycznych. Nie jest to projekt antypartyjny, wręcz odwrotnie – chodzi o to, aby partie mogły skoncentrować się na konkretyzacji dobra wspólnego, a nie pielęgnacji dobra oligarchicznego – jak obecnie.

Proces tworzenia dobra oligarchicznego określił Kaczyński kryptonimem „wymiany elit”. Można dodać: wymiany przy korycie. Takiego świńskiego rozpasania i tuczenia się „na państwowym”, bez konkursów, bez poczucia wstydu, i traktowanego wręcz jako przejaw patriotyzmu, nigdy wcześniej nie obserwowaliśmy. Proceder ten, jak widać, akceptowany jest przez prawicowych wyborców, którzy bezmyślnie przedkładają własne krótkoterminowe zyski kosztem długofalowego zrównoważonego rozwoju całej wspólnoty, kosztem dzieci, jakby jutra miało w Polsce nie być. Powtórka z czasów saskich. 

A w ogóle, to w związku z niepełnym trójpodziałem władzy w polskim ustroju, wybieranie prezydenta, który realnie, a nie tylko formalnie, wywodzi się spoza oligarchii partyjnych, powinno utrwalić się jako niepisana dobra praktyka ustrojowa.

A więc: Szymek na Hrad!

fot. Darwin Yamamoto/Creative Commons

O autorze

2 thoughts on “Większość znowu przegra?

  1. Paradoksem jest, że to lud de facto odrzuca demokrację ( a więc władzę ludu) oddając władzę w ręce autorytarnych polityków….
    Uważam, że możliwość kandydowania na Urząd Prezydenta tylko osób spoza oligarchii partyjnych, powinna zostać utrwalona nie jako niepisana dobra praktyka ustrojowa ale realnie i prawnie poprzez zmiany w Konstytucji.
    To, częściowo ale realnie, ograniczałoby rozdmuchaną partiokrację , która staje się rakiem demokracji…..
    A więc Szymek na Hrad!

    1. Tak, i do tego dołożyć zakaz finansowania kampanii prezydenckich z funduszy partyjnych. Kandydaci powinni dostać główną część środków na kampanię z budżetu. Bezpartyjny Hołownia będzie miał właśnie problem , aby wygrać z kandydatami partyjnymi, którzy dysponują aparatem, logistyką i kasą. I to się będzie powielać na wieki wieków.

      W obecnej sytuacji wybory prezydenckie, to przecież wersja wyborów partyjnych. A więc w efekcie kto by nie wygrał wzmocni tylko daną partię, a niekoniecznie demokrację. Dlatego warto by jednak poprzeć w pierwszej turze kandydata niepartyjnego, a w drugiej po prostu kandydata demokratycznego.

      Ale niestety, jestem sceptyczny, bo opozycja uliczna, kanapowa, wolne media… jakoś nie potrafią się ogarnąć. Na przykład ORP wręcz domaga się, aby System wyłonił kandydata partyjnego. A jest rzadka okazja , aby wzmocnić jedynego jak dotąd rozsądnego kandydata bezpartyjnego – nawet jeżeli to poparcie zaistniałoby tylko w pierwszej turze. Byłby to jednak TEMAT w całej kampanii. Nawet Paweł Kasprzak pokazuje w dzisiejszym tekście, że nie czuje bluesa, rozgaduje problem. Jego tekst jest oczywiście merytorycznie dobry, ale powinien zredukować liczbę wątków i skupić się na istocie. Clausewitz by na pewno poradził, aby teraz skoncentrować siły i środki na jednym odcinku, bo to być może ostatnia szansa.

Skomentuj Krzysztof Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Głosy w dyskusji

Wybory już za:

Dni
Godzin
Minut
Sekund

Znaczenie „partyjnego programu”

Wygrane kampanie PiSu w praktyce uruchamiały spontaniczne działania oddolne (by użyć ukochanego słowa z czasów „Solidarności”) nie tylko działaczy partyjnych, ale bardziej zaangażowanych wyborców PiSu. Program najwyraźniej do nich przemawiał i zostawiał miejsce na włączenie się w akcję za własną partią.

Czytaj »