Debaty w Studiu Obywatele.News: #01 Szymon Hołownia

Szymon Hołownia był jedynym spośród prezydenckich kandydatów, który wystąpił w studiu Obywatele News. Jest naszym gościem ponownie — znów, jako jedyny polityk tej rangi

W ramach debat w naszym studio rozmawiamy o polityce nie pozwalając na półsłówka, przekazy dnia, okrągłe zdania bez treści i polityczny PR. 

Rozmowa z Hołownią była więc twarda, bez uników i okrągłych słów. Być może nawet udało się coś realnego ustalić.

Rozmawiała trójka dziadersów. Czy w Wigilię dało się usłyszeć ich ludzkie głosy — proszę sprawdzić. O samym dziaderstwie i naturze trwającej właśnie przewartościowującej wszystko rewolucji rozmowa z Agnieszką Holland, już wkrótce.


Szymon Hołownia w studiu Obywateli.News:

Paweł Kasprzak w jedym z komentarzy po debacie:

Absolutnie nie zgadzam się z oceną Hołowni jako homofoba, mizogina, agenta kościoła. To wyjątkowo niesprawiedliwe opinie, bardzo krzywdzące i potencjalnie niebezpiecznie szkodliwe. Hołownia mówi co innego. Między innymi to, że jego osobiste poglądy w żaden sposób nie determinują jego postępowania na urzędzie np. prezydenta. Rozmawialiśmy o tym w kampanii i usłyszeliśmy, że nie do polityków należy tu decyzja.

W tej ostatniej rozmowie ta deklaracja zabrzmiała słabiej i mocno mnie zaniepokoiła — tym bardziej, że i Lewica ma ochotę decydować o prawach człowieka zwykłą większością parlamentarną. A temu się będę sprzeciwiał póki żyję.

Owszem, można oczywiście poznajdywać z przeszłości mnóstwo wypowiedzi Hołowni, w których byłby nierozróżnialny z Terlikowskim, niemniej to po prostu nieprawda, że w jego politycznym programie one znajdują jakiekolwiek potwierdzenie. Znam też z poglądów kilka osób z jego otoczenia. Hanna Gill nie zdradziła postulatów lewicy przystępując do Polski 2050. Nie zrobiła nawet tego, co Nowacka — nie zawiesiła tych postulatów na kołku, „bo demokracja jest ważniejsza”. Niczego zawieszać nie musi. Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, Jacek Kozłowski — to są wciąż ci sami ludzie, nie zwerbowało ich Opus Dei.

Hołownia ma wciąż potencjał przeciągania wyborców PiS, jeśli tak na to patrzeć. A to jest bezcenne. Ci ludzie nie mogą zostać bez politycznej reprezentacji, bo to jest groźne.

W kluczowej sprawie ideowego sporu lewicy z pisowską większością, definicja zawiera się dla mnie w nieszczęsnym słowie „kompromis”. Jeśli Hołownia uznaje — a uznaje — że skandal polega tu nie tylko lub nawet nie tyle na wstecznej treści tego rzekomego kompromisu, a na tym, że w kuluarach zawarło go między sobą kilku facetów, to jest to również mój pogląd. Jeśli natomiast lewica chce dzisiaj zastąpić tamten „kompromis” nowym, progresywnym, to mimo, że z jego treścią bym się zgodził, jestem z wielu zasadniczych powodów bardzo przeciwny temu rozwiązaniu.

Prawna regulacja praw człowieka nie może być zależna od bieżącej politycznej większości. Musi mieć konstytucyjny charakter, nieporównanie silniejszy mandat i musi być trwała. Politycy są tu od wykonania dyspozycji, nie od określania prawa.

W moich dotychczasowych rozmowach widziałem zaledwie dwóch polityków, którzy to rozumieją. To bardzo charakterystyczny zestaw niestety. Michał Kamiński — dzisiaj UED i chyba już nie PSL, a kiedyś PiS, kiedyś również homofob i mizogin, co otwarcie przyznaje i ze wstydem się odżegnuje. Oraz właśnie Hołownia — choć z niepokojem patrzę, co mówił u nas ostatnio.

Mówił zaś — zgodnie z prawdą — że w kwestii aborcji konstytucja pozostawia sprawę otwartą dla ustawodawców w Sejmie. Ma rację — taka była intencja konstytucyjnego zapisu i tę intencję złamał Zoll orzekając niekonstytucyjność SLD-owskiej noweli, na to powołał się Garlicki w ówczesnym głosie odrębnym i Kieres w obecnym. To prawda, ale rzecz właśnie nie powinna i nie może pozostawać w rękach polityków.

Być może tu rysuje się rozbieżność. Na pewno nie polega na domniemanej mizoginii. Jeśli zaś mamy do czynienia z robieżnością, to powinniśmy pielęgnować rozmowę o tym. Bo jest fundamentalnie ważna. I jest trudna. Wymaga głębokiego namysłu.


O autorze

w cyklu debat