1.04.21. Gdy świat wypada z ram ...
Zapiski dziś będą raczej krótkie. I nie jest to primaaprilisowa ściema. Tytuł Zapisków, niestety, też nic wspólnego z Prima Aprilis nie ma. Uwagę skupimy w każdym razie głównie na jednej książce – Tomasza Stawiszyńskiego Co robić przed końcem świata (Wydawnictwo Agora, Warszawa 2021, ss. 358). Przy okazji nie obejdzie się pewnie bez drobnych wzmianek o lekturach dodatkowych, które ten podstawowy tekst wywołuje z bibliotecznych półek jak, nie przymierzając, nożyce po uderzeniu w stół.
Na książkę Stawiszyńskiego składa się trzydzieści sześć „odcinków”, które były przez niego „wygłaszane na antenie Radia TOK FM w ramach cotygodniowej audycji Kwadrans filozofa” – jak informuje we Wstępie sam autor (Co robić…, s. 8). Jego wierni słuchacze mogą wobec tego powtórzyć słowa Olgi Tokarczuk cytowane na okładce: „Wreszcie moja ulubiona audycja radiowa w jednym miejscu i na papierze”. „W jednym miejscu” ma ten dodatkowy walor, że tworzy możliwość równoczesnego ogarnięcia szerszego spektrum poruszanych zagadnień i relacji między nimi.
Są to teksty z lat 2019-2020. Podejmują z reguły problemy aktualne w danym, zdawałoby się, momencie. Poddane analizie odkrywają jednak swoje głębokie korzenie i powszechniejsze znaczenia. Nie biorą się przecież znikąd. Są świadectwami naszej kultury i naszej sytuacji w świecie.
Intencje swej pracy autor określa wprost. Chodzi o ćwiczenia „w myśleniu i rozumieniu współczesności. Czasami polskiej, czasami globalnej, czasami politycznej, a czasami intymnej i egzystencjalnej” (Co robić…, s. 7). W tym oczywiście chodzi też o ćwiczenia w myśleniu na temat sytuacji szczególnej, więc takiej, która z nagła doświadcza nas pandemią. Zderzenie znaczeń – „z nagła” i „pandemia” – o czymś mówi. Każe myśleć o zaskoczeniu, o nieprzygotowaniu i o rozmiarach katastrofy, choć przecież zjawiska pandemii powtarzają się od wieków… Mamy tego świadectwa nawet w rodzimej literaturze pięknej, obowiązkowo czytanej podobno w szkołach. Weźmy Mickiewiczową Balladę Alpuhara z Konrada Wallenroda albo Ojca zadżumionych Słowackiego. Z takiej też przyczyny powstał przecież Dekameron Boccaccia… Zaskoczenie wskazuje, że zbyt pewni siebie – utraciliśmy czujność…
O tym między innymi pisze Stawiszyński jako filozof i z filozoficznej perspektywy. A wszystko językiem precyzyjnym i klarownym, bez żadnych terminologicznych zawijasów, bez odniesień do jakichś filozoficznych systemów. Każde słowo i każde zdanie na swoim miejscu, żadnej ornamentacji, żadnych informacji zbędnych. Wszystko określone jednoznacznie. Dyskusja możliwa, potrzebna, wręcz konieczna, wątpliwości mają rację bytu, ale nie bez argumentów na rzecz określonego stanowiska. Tak powstaje książka, która w zasadzie nie poddaje się streszczeniom, bo streszczając, trzeba by powtarzać całe kolejne wywody.
Tytuł główny Co robić przed końcem świata to repetycja tytułu jednego z tekstów składowych. Tekstu skupiającego w szczegółach uwagę na kwestiach ekologicznych i współczesnych tendencjach do kreowania związanych z tym wizji apokaliptycznych. W tej formule „spotykają się” jednak także wszystkie inne obserwacje dotyczące naszego „tu i teraz”. W tytule nie ma pytajnika. Nie chodzi zatem o rozpacz desperata, lecz raczej o wielostronną diagnozę (przed końcem świata), a równocześnie także o pewną jednak obietnicę jakichś podpowiedzi racjonalnego postępowania (co robić). W każdym zaś razie idzie o to, jak zauważać i rozpoznawać rozmaite zjawiska, jak docierać do ich znaczeń, jak odkrywać własną w nich rolę i co potem…
Tytuł tych Zapisków natomiast daje się zapewne w pierwszym odruchu czytać przede wszystkim w kontekście doświadczenia pandemii, która rujnuje wszelkie poczucie normalności czy tego, co za normalność przywykliśmy uważać. Użycie czasu teraźniejszego – nieco tchórzliwe może – wskazuje, że mamy do czynienia z aktem lub procesem, z sytuacją w toku stawania się, gdy przecież nie wszystko jeszcze stracone. W istocie jednak jest to tylko parafraza formuły zdecydowanie bardziej jednoznacznej. Formuły, która także pochodzi z książki Stawiszyńskiego. W pewnym miejscu, używając czasu przeszłego, konstatuje on bowiem, że świat „dawno już wypadł z ram” (Co robić…, s. 147). A zatem wszystko przepadło, przełajdaczone, stało się… W takim razie trzeba chociaż podjąć starania, które pozwalają odkryć, na czym polega katastrofa, czym jest powodowana i nazwać te odkrycia, by dało się z myśleniem o przyszłości wiązać jednak i mimo wszystko trochę nadziei…
Książce – wspólnym redakcyjnym staraniem autora i Ewy Wieczorek – nadano układ problemowy (Co robić…, s. 8), grupując zebrane teksty w pięć bloków o znaczących tytułach: I. To nie jest świat dla kruchych ludzi, II. Mieszkańcy płaskiej Ziemi, III. Matrix biało-czerwony, IV. Ludzie i potwory, V. Pochwała wątpliwości.
Spróbujmy teraz odtworzyć główny rejestr podejmowanych w książce Stawiszyńskiego problemów składających się na wizję świata, który wypada lub nawet całkiem już wypadł z ram. Zapytajmy też o te ramy. Co je tworzy lub powinno tworzyć? Pandemia wyostrza spojrzenie.
I tak. Tło stanowią problemy ekonomiki rynkowej. Wszelkie lansowane i podejmowane działania nastawione są dziś na wzrost i zysk. One definiują wartości nadrzędne. Tak działa rynek. Porządek wyznaczają algorytmy. Technologia i kultura mają służyć tym nadrzędnym wartościom. Żywego człowieka mogą więc zastąpić awatary, boty, roboty. Tak jest korzystniej. Im nie trzeba płacić, nie biorą urlopów, mogą być aktywne na okrągło, nie zakładają związków zawodowych. Konkretny, żywy człowiek się w takiej „konkurencji” nie liczy. A jeśli już, to głównie jako pozbawiony jakiegokolwiek sprawstwa konsument. Tylko jego uwaga jest w cenie. Sterowanie tą uwagą służy konsumpcji. Wyrazistego przykładu dostarczają tu między innymi starania Hollywood, by dawno nieżyjącego, sławnego aktora zastąpić jego awatarem nieodróżnialnym dla widzów od żywego idola. Ciąg dalszy tego rodzaju starań można sobie wyobrazić jako sytuację, gdy w ogóle eliminuje się żywych ludzi z produkcji filmowych. Lub innych…
Tymczasem rozwija się pandemia. Za wyrazistą ilustrację omawianych kwestii można w tym kontekście uznać chyba sytuację, gdy ktoś, podejmując lekturę prac na temat pandemii historycznych, ogląda w Sieci obraz Pietera Bruegla Tryumf śmierci, a w chwilę potem znajduje w telefonie zachętę do „odmiany wnętrza swego mieszkania w kilka chwil” i propozycję kupna „za o 30% niższą cenę wymarzonej dekoracji ściennej”, którą stanowi oczywiście reprodukcja tego właśnie obrazu. Algorytmy pracują…
Pandemia wywołuje strach. O życie swoje i bliskich, o słabych i chorych, o pracę, o niespłacone kredyty… Kryzys ogarnia świat i nagle wyraźniej daje się zauważyć tego świata porządek, w którym tkwimy po uszy jako niby indywidualni „kowale własnego losu”. To powoduje naturalną wściekłość – niech się rządzący nie dziwią. Wściekłość…
Na system, który karmi nas opowieściami o równych szansach i nieskończonych możliwościach, jakie przed każdym bez wyjątku się rozpościerają, a w praktyce promuje żądzę zysku, bezwzględność i darwinowskie prawo silniejszego. I przedstawia to jako wzorce cnót. […] na porządek świata, w którym od lat, systematycznie pozbawia się całe grupy społeczne realnego dostępu do jakichkolwiek socjalnych zabezpieczeń. W którym legalizuje się wyzysk – eufemistycznie określając go mianem elastycznych form zatrudnienia, co w praktyce oznacza brak możliwości wzięcia urlopu, brak możliwości zwolnienia w czasie choroby i brak możliwości odłożenia jakichkolwiek pieniędzy na przyszłość. I w którym sankcjonuje się gigantyczne różnice w zarobkach prezesów i pracowników. […] na ideologię, w myśl której to nie ludzie, życie, zdrowie i elementarnie godna egzystencja, lecz zysk, rozwój i bogactwo są wartościami, wedle których zbudowana jest struktura życia społecznego (Co robić…, s. 30-31).
To tylko mała próbka wyliczanych i analizowanych w książce Stawiszyńskiego elementów systemu, w którym starannie zacierana jest świadomość wpisanego w ludzką kondycję poczucia tragizmu, więc
konfliktu między pragnieniem życia a nieuchronnością przemijania. Pomiędzy bezwzględnością przypadku a poczuciem sprawiedliwości, potrzebą ładu, celu i sensu. […] pomiędzy chęcią realizowania wielu możliwości naraz a redukcyjnym charakterem każdego wyboru, w którym zazwyczaj tracimy więcej niż zyskujemy (Co robić…, s. 96).
Przywołuje w tym kontekście Stawiszyński Bunt mas (z 1930), podkreślając za Ortegą y Gassetem, że współczesny człowiek
przestał sobie zdawać sprawę z tych wszystkich okoliczności. A co za tym idzie, uznał, że świat, w którym żyje – włączając w to dobrodziejstwa takiej a nie innej organizacji społecznej, rozwoju nauki i technologii czy kultury – jest czymś danym raz na zawsze, naturalnym i oczywistym (Co robić…, s. 96-97).
W tym miejscu chciałoby się zasugerować inną jeszcze, a dogłębnie przenikliwą diagnozę współczesności. W wydaniu Marii Janion, która pisała, że istotnie, przed bylejakością życia traktowanego jak igrzyska dla maluczkich, ratować może poczucie tragizmu, ale też poczucie ironii (zob. Bez tragizmu, bez ironii. Rozmowa Katarzyny Bielas z Maria Janion, „Gazeta Wyborcza” 1996, nr 99). Zawsze oznacza to zachowanie pewnego dystansu, gdy to, co chwilowe, udaje wiecznotrwałe.
W omawianym kontekście wiele też mówi jednostronicowa Kompletna i krótka metafizyka. Innej nie będzie. Innej nie będzie Leszka Kołakowskiego (zob. w tomie Chrześcijaństwo, Znak, Kraków 2019, s. 958). W tym tekście eksponowany jest z kolei fakt, że człowiek to byt wpisany w czas. I stąd właśnie biorą się stale ponawiane i rozmaicie ukierunkowane próby nadawania życiu sensu. Mogą one jednak prowadzić do sytuacji omawianych przez Neila Postmana w jego Zabawić się na śmierć (książka z 1985, przeł. Lech Niedzielski, MUZA SA, Warszawa 2002, ss. 236). Spełnioną wizję tego rodzaju „zabawy” ukazuje powieść Raya Bradbury’ego 451stopni Fahrenheita (przeł. Adam Kaska, Czytelnik, Warszawa 1960, ss. 176). Najczęściej jednak poczucie zależności od czasu prowadzi chyba w stronę religii. Przy tym zaś nawet idee Raya Kurzweila niewiele mogą, a w każdym razie wobec niewielu mogą cokolwiek (zob. Nadchodzi osobliwość. Kiedy człowiek przekroczy granice biologii, przeł. Eliza Chodkowska, Anna Nowosielska, Kurhaus, Warszawa 2016, ss. 496). O takich sprawach również jest w książce Stawiszyńskiego mowa. Ich jednoznaczne rozwinięcie ze względu na bliski nam kontekst oferuje z kolei książka Tomasza Polaka System kościelny, czyli przewagi pana K (Wydawnictwo UAM, Poznań 2020, ss. 264; na wszelki wypadek warto może dodać, że pan K to bohater powiastek Bertolda Brechta, które autor Systemu kościelnego przywołuje od czasu do czasu dla spointowania swych rozważań).
Wracając zaś do lektury książki Stawiszyńskiego, zaznaczmy, że stwarza ona między innymi okazję do namysłu nad powstawaniem rozmaitych wariantów teorii spiskowych, łącznie z tymi, które uzasadniają i opisują wygląd płaskiej Ziemi, a także w związku z tymi, które szermują twierdzeniami o ukrytym światowym rządzie kosmicznych jaszczurów – reptilian – zamaskowanych w ludzkich formach. Dodatkowe przykłady i pewne rozwinięcie tych problemów znaleźć można w książkach Marcina Napiórkowskiego Mitologia współczesna (PWN, Warszawa 2018, ss. 382) i Filipa Gralińskiego Znikająca nerka. Mały leksykon legend miejskich (Media Rodzina, Poznań 2012, ss. 304). Lektura Cmentarza w Pradze Umberta Eco tez nie byłaby w tym kontekście od rzeczy (przeł. Krzysztof Żaboklicki, Noir sur Blanc, Warszawa 2011, ss. 504).
Stawiszyński podejmuje poza tym najbardziej newralgiczne kwestie, które uwidoczniły się w rezultacie politycznej „dobrej zmiany”, w tym wskazywanie wrogów i swoiście pojmowane dążenie do zatrzymania czasu. W pewnym momencie musi się więc pojawić w związku z tym problem rozumienia i stanu demokracji, u nas i gdzie indziej (Co robić…, s. 99). Tu od razu przychodzi na myśl Anny Applebaum Zmierzch demokracji. Zwodniczy powab autorytaryzmu (przeł. Piotr Tarczyński, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2020, ss. 228).
Zajmuje się Stawiszyński również kwestią dysonansu poznawczego i dominacją emocji nad rozumem, problemami społecznych i politycznych podziałów, przyczynami tworzenia się baniek informacyjnych, stanem instytucji państwowych, rolą korporacji, w tym kościelnej, sposobami wywoływania i rozpalania emocji na użytek polityki, co określa jako „zabawę zapałkami na polu naftowym” (Co robić…, s. 158). Pisze o zaniku prywatności w rezultacie funkcjonowania technologii cyfrowej, o kulturze narcyzmu i o kłamstwie, które funkcjonuje w polityce. Nawiasem mówiąc, w sprawie definicji politycznego kłamstwa nic nie jest chyba w stanie przebić najzupełniej niezwykłego opisu wystąpienia pewnego polityka ukazywanego w powieści Sándora Máraia Maruderzy (ostatni tom z cyklu Dzieło Garrenów, przeł. Teresa Worowska, Czytelnik, Warszawa 2013, ss. 376). Tu dla smaku tylko mały fragment:
Naturalnie dobrze kłamał, płynnie […] zamiast prawdy gorzkiej i nieprzyjemnej, wreszcie otrzymali to, na co zawsze czekali: opakowane w prawdę kłamstwo, które stanowiło odpowiedź na wszystko, co do tej pory było w ich życiu dręczącym, nierozwiązanym problemem […] Kłamał, mówił o świecie, o surowcach, o stosunku dużych i małych narodów, zapewne nakłamał też sporo prawdy, czemu nie? Nic prostszego, niż z elementów prawdy sklecić wielkie, przekonywające kłamstwo, a ten artysta fałszu doskonale wiedział, że dobre kłamstwo musi być zbudowane z elementów rzeczywistości. I jak ze słów Pisma Świętego można zestawić listę przekleństw, tak i on wiedział, że z elementów setek półprawd można skonstruować wielkie Kłamstwo, którego w szczegółach rzeczywiście nie będzie można zanegować (Maruderzy, s. 106-107).
Ostatni rozdział omawianej książki to Pochwała Chwedona. Tekst poświęcony profesorowi Bohdanowi Chwedeńczukowi, którego uczniem czuje się Stawiszyński. W tych Zapiskach tworzy to punkt wyjścia do refleksji poświęcanej zwykle edukacji. Czytamy:
W życiu w ogóle, w nauce, a w filozofii to już w szczególności, niezwykle jest istotne, żeby spotkać właściwego nauczyciela. Nie kogoś, kto po prostu przekazuje informacje – bo to z powodzeniem robią dzisiaj na przykład strony internetowe albo instruktażowe programy na YouTubie – ale kogoś, kto za pośrednictwem swojej osobowości, uwagi, którą nam poświęca, własnego przykładu, a właściwie trudnej do opisania siły oddziaływania, wywiera na nas niezatarty wpływ. Raz na zawsze. Od momentu takiego spotkania, od momentu spotkania z takim nauczycielem zmieniamy się sami i zmienia się nasze życie (Co robić…, s. 348).
Dziwne, a może właśnie oczywiste i naturalne, że podobnie pisał też w swoim czasie Stephen Hawking:
Umysł człowieka jest czymś niewiarygodnym. Jest on w stanie uchwycić zarówno wspaniałość niebios, jak misterność podstawowych cząstek materii. Niemniej każdy umysł, aby wykorzystać swój potencjał, potrzebuje iskry. Iskry ciekawości i zdziwienia. Często iskry tej dostarcza nauczyciel. […] Za każdym wybitnym człowiekiem stoi wybitny nauczyciel. Gdy każdy z nas zastanawia się nad tym, czego dokona w życiu, najprawdopodobniej uda mu się to osiągnąć, jeśli tylko będzie miał dobrego nauczyciela (Krótkie odpowiedzi na wielkie pytania, przel. Marek Krośniak, Zysk i S-ka, Poznań 2018, s. 231-232).
Jeśli kogoś te sprawy zajmują, rozwinięcie refleksji na takie tematy znajdzie w książeczce George’a Steinera Nauki mistrzów (przeł. Jerzy Łoziński, Zysk i S-ka, Poznań 2007, ss. 196). A co do nauki filozofowania jako drogi do rozumienia otaczającego świata i swojego w nim miejsca, do czego książka Stawiszyńskiego zdecydowanie zachęca, szkole podpowiedzi z tego zakresu dostarcza na przykład Hans-Ludwig Freese (zob. Nasze dzieci są filozofami. Jak rozmawiać z dziećmi o poważnych sprawach, przeł. Urszula Popławska, Wydawnictwo WAM, Kraków 2008, ss. 166).