10.04.25. Czas na Kafkę ...

W 2024 roku minęło sto lat od śmierci Franza Kafki (1983-1924). W tym roku mija sto od momentu, gdy staraniem jego przyjaciela, Maksa Broda, wydany został Proces, powieść Kafki, o której za sprawą szkolnej edukacji chyba mało kto nie słyszał – także nasza aktualna tzw. podstawa programowa sugeruje lekturę jej fragmentów. Sytuacje groteskowe i absurdalne zwykliśmy zresztą od dawna, automatycznie wręcz, określać także jako z gruntu „kafkowskie”, odnosząc je z reguły do relacji między konkretnymi ludźmi a instytucjami lub do sposobu funkcjonowania owych instytucji. Współczesność nam takich obrazów i doświadczeń  nie skąpi, a nawet zdaje się dostarczać ich w wielkim nadmiarze.

Wprawdzie możliwość bezwzględnego i „ostatecznego” uzgodnienia znaczeń wynikających z prozy autora Procesu wydaje się mimo czytelniczych przyzwyczajeń raczej utopijna, ale coraz to nowe propozycje jej odczytań oraz związane z tym  tendencje do wskazywania „jedynie słusznych” ustaleń – jak wynika na przykład z analiz znawcy przedmiotu, Łukasza Musiała – i tak mają się całkiem dobrze. W przypadku twórczości Kafki od dawna bowiem można mówić wręcz o interpretacyjnym szaleństwie oraz o związanej z nim tendencji do ortodoksyjnych wniosków. Sam Kafka jakby czasem ginie przy tym. Nie bez przyczyny zatem Musiał kończy poświęcony takim problemom artykuł  pytaniem: „A gdzie w tym wszystkim będzie Kafka?”. I natychmiast daje odpowiedź: „Wszędzie. Bo na Kafkę zawsze jest czas” (zob. W poszukiwaniu straconego Kafki, „Teksty Drugie” 2013, nr 6, s. 222-241). Tylko co by to mogło w istocie znaczyć?

Jako impuls wskazujący aktualnie „czas na Kafkę” potraktujmy w takim razie nową, wydaną z końcem marca, polską edycję jego Listów do Mileny. Więcej o nich za chwilę jednak. Najpierw przydadzą się może drobne przypomnienia biograficzno-bibliograficzne.

Więc tak: Franz Kafka – pisarz urodzony w Pradze, w zasymilowanej rodzinie żydowskiej, jako swoją „mowę macierzystą” traktujący język niemiecki, z wykształcenia doktor prawa, na co dzień pracownik Zakładu Ubezpieczeń od Wypadków Robotników.  Za życia nie opublikował wiele.  

Praga w tym czasie – miasto Czechów, Niemców i Żydów – „liczyła około 600 tysięcy mieszkańców, większość pochodzenia czeskiego. Tylko nieliczną mniejszość, mniej więcej 32 tysiące, stanowili naturalni użytkownicy języka niemieckiego, reprezentujący w większości wyższą klasę średnią właścicieli sklepów i fabryk, oficjeli rządowych, rzemieślników i bankierów. Z racji administracyjnego wcielenia do monarchii austro-węgierskiej, w której niemiecki był oficjalnym językiem urzędowym, niemieckojęzyczni mieszkańcy Pragi cieszyli się wpływami znacznie przerastającymi ich stosunkowo małą liczbę” (Franz Kafka. Encyklopedia, przeł. Jolanta Kozak, PIW, Warszawa 2017, s. 308).  

Twórczość Kafki w przeważającej części pozostawała w stale korygowanych przez niego rękopisach. Kafka ciągle był bowiem niepewny co do wartości ostatecznej wersji swych tekstów. W jego domu, a mieszkał do 35. roku życia z rodzicami, zawód pisarza, zwłaszcza w oczach ojca, nie cieszył się uznaniem. Wręcz odwrotnie. Dyskomfort, jakiego w  takiej sytuacji Kafka jako pisarz doświadczał, można sobie wyobrazić, czytając w jednym z listów do Felicji Bauer, jego ówczesnej narzeczonej, taki fragment autocharakterystyki: „Moje życie  składa się, i właściwie składało się zawsze z prób pisania, i to z prób najczęściej nieudanych. Gdybym jednak nie pisał, to leżałbym już na ziemi, wart tego tylko, żeby zostać wymiecionym”.

Choroba i testament. Mimo to, a może właśnie dlatego,  chory na gruźlicę Kafka, tuż przed śmiercią, cały swój pisarski dorobek przeznaczył  na zniszczenie. O dokonanie tego aktu anihilacji poprosił swego, wspomnianego wyżej, najlepszego przyjaciela, co przypomina na przykład Marek Wydmuch, polski historyk i teoretyk literatury, cytując odpowiedni zapis we wstępie do książki stworzonej potem przez Maksa Broda Franz Kafka. Opowieść biograficzna (przeł. Tadeusz Zabłudowski, Czytelnik, Warszawa 1982):

Najdroższy Maksie – pisał Kafka – moja ostatnia prośba: wszystko, co znajduje się w mojej spuściźnie (w szafie bibliotecznej, w bieliźniarce, w biurku, w domu i w biurze, lub co gdzie indziej się zawieruszyło i zwróciło Twoją uwagę), a więc dzienniki, rękopisy, listy, obce i moje własne, rysunki i tak dalej – spal doszczętnie, nie czytając, jak również wszystko, com pisał i rysował i co jest u Ciebie lub u innych, do których zwrócisz się z prośbą w moim imieniu”.

W komentarzu do tego zapisu Wydmuch notuje:

Testament był bezlitosny i nie dopuszczał wątpliwości co do intencji zmarłego. Brod istotnie pozbierał skrupulatnie wszystkie pozostałe  po Kafce papiery, zamiast je jednak zniszczyć – uporządkował rękopisy, doprowadził do ładu nie zawsze przejrzystą kolejność poszczególnych wersji niedrukowanych opowiadań i powieści [co, dodajmy od razu, niekoniecznie znajduje aplauz u badaczy spuścizny Kafki – zak] oraz zgromadził listy, by stopniowo przystąpić do pracy nad udostępnieniem ich światu. W 1925 roku ukazał się – pod jego redakcją – Proces, w rok później – Zamek, w roku 1927 Ameryka [= Zaginiony – zak]. Potem przyszedł czas na opowiadania i aforyzmy, wreszcie  i na pierwsze wydanie zbiorowe. W ten sposób Max Brod ocalił prozę Kafki wbrew woli jej autora, a pośrednio – uczynił ją tym, czym jest dzisiaj: jednym z najważniejszych zjawisk literatury dwudziestego wieku (Marek Wydmuch, Kafka i Brod, w: Maks Brod, Franz Kafka. Opowieść biograficzna, jw., s. 6-7; wyróżnienie –zak).

Tak opisana sytuacja stanowi jednak ewidentny przykład „zdradzonego testamentu”, jak to określił, analizując w swym eseju tę i podobne historie, Milan Kundera (zob. Zdradzone testamenty, z franc. przeł. Marek Bieńczyk, PIW, Warszawa 1996). Niesamowite jest natomiast to przede wszystkim, że w rezultacie zapoczątkowanego i rozwijanego przez Broda kultu Kafki „żaden  inny XX-wieczny pisarz (i, po prawdzie, żaden inny w historii literatury oprócz Szekspira) nie odcisnął tak wyraźnego piętna na kulturze zachodniej, włączając w to kulturę popularną…”pisał niedawno cytowany wyżej  badacz tej twórczości, Łukasz Musiał, zaznaczając między innymi, że istnieje już [rok 2013 – zak] ponad czterdzieści tysięcy poważnych prac na temat twórczości Kafki (w tym biografia opracowana przez Reinera Stacha czy przygotowana przez niego Dokumentacja wszystkich listów, dzienników i zdarzeń pt. Kafka dzień po dniu). Dziś wskazywana przez Musiała liczba dotyczących Kafki prac jest zapewne jeszcze potężniejsza. Tu można by naturalnie wyliczyć także przyprawiającą o zawrót  głowy liczbę znanych  w Polsce i w świecie nazwisk literaturoznawców, filozofów, socjologów czy psychoanalityków, którzy się twórczością Kafki z perspektywy swych specjalności zawodowych zajmowali…

Pośmiertny kult Kafki. Uwagi na ten temat Musiał tak w każdym razie rozwinął w innej swojej pracy:

… po swej śmierci Kafka stał się przede wszystkim zdepersonalizowanym mitem, odcieleśnionym tak bardzo, że czasami można by wręcz wątpić, czy ktoś taki naprawę istniał; stał się abstrakcyjną ikoną, stereotypem, marką, na koniec oczywiście znakiem handlowym. Słowem wszystkim i każdym, tylko nie sobą. Po prostu… obudził się pewnego ranka z niespokojnych snów i stwierdził, że zmienił się w swoje własne nazwisko, przytaczane w setkach artykułów, książek, podręczników, filmów, grafik, piosenek, komiksów; reprodukowane na plakatach, na pocztówkach, na kubkach do herbaty, pudełkach od zapałek, breloczkach. W konsekwencji pisarz, ten z krwi i kości, został wyparty przez własnego awatara. Tego ostatniego wszyscy doskonale znamy, bo wszystkich nas podobnie formatowała szkolna edukacja. Jak to szło? Prorok dwudziestowiecznych totalitaryzmów, świata zdehumanizowanego, zbiurokratyzowanego, pełnego lęku, samotności, odrzucenia, odbierającego człowiekowi wolność i godność. Oto Kafka w pigułce, w sam raz na potrzeby dwudziestowiecznego przemysłu kulturowego [wyróżnienie – zak].
W obliczu kryzysów egzystencjalnych, epistemologicznych, etycznych i wielu innych jeszcze, nieszczędzonych nam przez ostatnie stulecie, przemysł ów przynajmniej od lat trzydziestych coraz bardziej nerwowo poszukiwał produktu, którego przekaz ideowy doskonale odzwierciedliłby niepokoje współczesności. Produkt taki musiał być stosunkowo nieskomplikowany w obsłudze, tzn. przy całym nowatorstwie dizajnu i wieloznaczności przekazu powinna go cechować intelektualna poręczność – w końcu  miało chodzić o użytek na skalę masową. Proza Kafki idealnie nadawała się do takich celów. Z jednej strony odznaczała się wyjątkowa oryginalnością tematyczną i formalną, z drugiej była zaskakująco przystępna językowo. No i pod pewnymi względami nosiła znamiona proroctwa, w szczególności Proces można było odczytywać jako przenikliwą wizję tego, co z człowiekiem miał zrobić okrutny wiek dwudziesty. Ludzkość od zawsze miała słabość do proroków (Łukasz Musiał, Parametry Kafki, w: Franz Kafka, Proces, przeł. Jakub Ekier, Wydanie II, przejrzane,  Wydawnictwo Officyna s.c., Łódź 2016; cytat s. 251-252) 

Jak się do tego mają Listy do Mileny? Ich nowa edycja – (przeł. Feliks Konopka, Elżbieta Ptaszyńska-Sadowska, Przedmowa: Ryszard Koziołek, Jak być kochaną przez Franza Kafkę?, Posłowie: Grzegorz Jankowicz, Jak być kochanym przez Milenę?, Znak Litera Nowa, Kraków 2025) – obejmuje również: Listy Mileny do Maxa Broda, Mileny Jesenskiej Wspomnienie o Kafce, Kalendarium 1919-1924 oraz 3 felietony Mileny. Jej listy do Kafki nie zachowały się. Tu prócz sugestii autorów przedmowy i posłowia przydadzą się być może także uwagi, które wiele lat temu sformułował o Listach do Mileny Zbigniew Bieńkowski:

Listy do Mileny zrobiły w Europie zachodniej wielką karierę, karierę własną, niezależną od całej Kafkowskiej problematyki. W epoce, w której literatura epistolarna nie istnieje, Listy do Mileny zostały uznane za arcydzieło ginącego gatunku. Mają dane ku temu. Szczerość i bezpośredniość, śmiałość i powaga traktowania najbardziej intymnych przeżyć, docieranie do ostatecznych konsekwencji uczucia, umiejętności krzyku i milczenia – to wszystko czynią z tych listów pasjonujący pamiętnik wielkiej miłości. Niemal na naszych oczach cztery dni spędzone z Mileną w Wiedniu przeobrażają świat Kafki, rozniecają żar namiętności, kilka znów godzin wspólnie przeżytych w Gműnd gwałtownie spopielają uczucie. Wszystko to dzieje się bez wielokropków, bez pseudonimowania, jawnie. Ale to jest dopiero pierwsza warstwa Listów do Mileny.  Poza tą pierwsza warstwą zaczyna się cały skomplikowany świat Kafki. Listy do Mileny są właśnie niezastąpionym komentarzem do życia, a więc i dzieła Kafki [wyróżnienie  –  zak].
Obok Dzienników, Listy do Mileny stanowią bezpośredni zapis Kafkowskiego losu. […] Adresatka jego miłości przez presję uczuciową umożliwia mu jeszcze pełniejszą  eksplorację siebie, wnikliwszą introspekcję. Przede wszystkim daje mu tak przezeń upragnioną szansę obiektywizacji. Może na siebie spojrzeć nie swoimi oczami. […]
Listy do Mileny są olbrzymiej wagi świadectwem […] walki toczonej z losem. Jeśli Kafka  spojrzał na siebie kiedykolwiek z zewnątrz, oczami świata, to właśnie tutaj. Wagę tego świadectwa potęguje i to jeszcze, że odnosi się ono do kulminacyjnego okresu jego życia, lat 1920-1922, lat pełnej dojrzałości artystycznej i filozoficznej.
Milena jest tą jedyną przyjaźnią Kafki, która mu dała szanse wolności. Nieżydowskość Mileny otwiera przed Kafką świat nowych możliwości: bezinteresownego i nieobciążonego odpowiedzialnością uczucia. Dlatego zapewne narodziny miłości dzieją się w atmosferze oporu psychicznego (listy przed spotkaniem wiedeńskim), i dlatego zapewne miłość taką temperaturę osiąga. Miłość do Mileny będzie bez przeszłości i bez przyszłości jednocześnie. Odpowiedzialność, upiór odpowiedzialności, to wszystko, co jak cień szło za każdym krokiem Kafki przez całe życie, po raz pierwszy się nie liczy. Po raz pierwszy jego samotność, ta bezgraniczna samotność skazująca go na ustawiczne wygnanie, znajduje oparcie w samotności drugiego człowieka. Los Kafki jakby stracił swoją nieuchwytność. Chcąc się ukazać Milenie w sposób całkowity, przedstawić się jej ze wszystkich stron swego życia, musi patrzeć przed siebie jej oczami. Po raz pierwszy widzi obiektywnie swoje kontury, punkty, w których się styka ze światem, granice siebie. Jego zwierzenia mają charakter odkryć. To, co pisze o żydostwie, o związkach ze światem nieżydowskim, jest rewelacją. Pod tym względem Listy do Mileny są cenniejszym źródłem poznania Kafki nawet od Dzienników. W oczach Mileny mógł ujrzeć swoją własną odrębność. Chcąc się określić Milenie, określał tego siebie, co nie miał jeszcze konturów w świadomości, jakby się dla niej dopiero stwarzał z metafizycznego żywiołu, którym był przede wszystkim. Z tych powodów wartość Listów do Mileny dla poznania Kafki jest olbrzymia. Nie są one uzupełnieniem czy potwierdzeniem, ale odkryciem całych stron życia, a więc i dzieła autora Zamku (Przedmowa, w:  Listy do Mileny, WL, Kraków 1959, s. 9-12).

Emocjonalne zaszłości. Dla porządku warto pewnie dodać, że Kafka był trzykrotnie zaręczony. Dwa razy z tą samą dziewczyną – Felicją Bauer (ostateczne zerwanie miało taki przebieg, że stał się on w jakiejś mierze ramą dla powieści Proces). Raz, krótko z Julią Wohryzek (ten związek oprotestowali rodzice Kafki). Milena Jesenská, adresatka listów, o których mowa wyżej, była natomiast wprawdzie nieszczęśliwie, ale zamężna, co na wejściu nie oznaczało charakterystycznej w żydowskiej w tradycji obligacji  zakładania rodziny, co dla Kafki miało znaczenie, choć nie był szczególnie gotowy do małżeństwa. Milena jako dziennikarka i tłumaczka (także jego utwory przekładała na czeski) była poza tym jedyną chyba z partnerek Kafki, która biegle posługiwała się piórem. Ich związek nie trwał długo, ale jego epistolarny rezultat okazuje się niebagatelny. Ostatnia partnerka Kafki to Dora Diamant. Dla niej wyprowadził się od rodziców i ona była przy nim do śmierci.

Co wobec przytoczonych informacji miałby oznaczać dziś „czas na Kafkę”? To może, o czym w kontekście Procesu pisze przywoływany już Łukasz Musiał, sugerując, że nie tyle może chodzi przy tym o odkrywanie i nazywanie absurdów otaczającej rzeczywistości, co o konfrontację  każdego / każdej z nas z ciemną stroną prawdy o nas samych. W interpretacji Musiała o bohaterze Procesu czytamy bowiem między innymi, co następuje:

Postawienie w stan oskarżenia [Józefa K.] pełni funkcje katalizatora wydarzeń, dzięki którym K. może uruchomić w sobie odpowiedni proces emocjonalny i poznawczy, ten jednak nie prowadzi do zasadniczych zmian w jego codziennym życiu: K. pozostaje na wolności, może robić to, co robił do tej pory, może pracować, spotykać się z ludźmi, korzystać z rozrywek, bo przecież oskarżenie nie jest oskarżeniem formalnym, a jedynie bardzo mocnym wezwaniem egzystencjalnym do tego, by K. zmienił swoje życie wewnętrzne. […] Niestety, K. nie rozumie, na czym polega oskarżenie – że jest w gruncie rzeczy szansą. Powiela dawne błędy, koncentruje uwagę na błahostkach, chce, żeby inni załatwili sprawę za niego. Kolejne rozdziały powieści to w rzeczywistości kolejne próby, przed jakimi staje Józef K. i żadna z nich nie kończy się dla niego dobrze. Nie powinna nas zwodzić prawnicza nomenklatura stosowana przez pisarza: „oskarżenie”, „sąd”, „uniewinnienie” i „proces” to metafory życiowych wyzwań, Przebieg „procesu” zależy w całości od postępowania „oskarżonego”, niestety K. tego nie rozumie. Chce uzyskać szybka pomoc u obcych i w gruncie rzeczy przypadkowych ludzi, nie dostrzegając, że powinien raczej wykazać się cierpliwością i polegać wyłącznie na sobie. […]
Józef K. nie jest ofiarą, jeśli już to swoich własnych zaniechań. Z kolei sąd nie jest instancją opresyjną, jeśli już to łańcuchem zrobionym z kłamstwa, iluzji, resentymentów, zaniechań, winy, wstydu – łańcuchem zrobionym i nałożonym sobie na szyję przez samego K. Innymi słowy, w postaci „sądu” i jego współpracowników Józef K. napotyka wyłącznie kolejne wersje siebie samego. To on sam jest „strażnikiem”, czyli prokuratorem, obrońcą, sędzią i katem w jednym, broniącym sobie  samemu dostępu do samopoznania. […] Utarło się, że jedna z największych wartości pisarstwa Kafki, a już zwłaszcza Procesu, leży w jego enigmatyczności, niesprowadzalności do jednej, choćby najbardziej dogłębnej i wielostronnej interpretacji. W końcu na tym ma polegać główna siła literatury: na nieoczywistości prawd, jakie nam ona przekazuje. Po prawie ćwierćwieczu moich spotkań  z Procesem mogę stwierdzić, że wcale nie jestem tego pewny. I że intuicja coraz częściej podpowiada mi  jedno: Kafka to… bardzo prosty pisarz. Kłopot w tym, że owa prostota, jako tożsama z życiem, jest też zadaniem na… całe życie, w związku z czym wykracza poza  jednorazowy akt lektury Procesu, poza twórczość Kafki i w ogóle poza literaturę.
Z drugiej strony takie arcyzadanie to wcale może nie kłopot, tylko nasze, czytelników, szczęście? Prezent dla nas? Wyzwanie? Szansa? W końcu może się zdarzyć, że któregoś pięknego dnia staniemy przed bramą prowadzącą do prawa, machniemy ręką na ostrzeżenia strażnika i wejdziemy do środka. I wtedy…
Ale to już będzie zupełnie inna historia.

No, właśnie. Zachętę, która wynika z ostatnich zdań cytowanego tekstu, znamy przecież od dawna. Odpowiada jej starożytna maksyma z frontonu świątyni Apollina w Delfach: „Poznaj samego siebie!”. Ciągle aktualna i – jak się okazuje – możliwa do odkrycia także w tekstach, o których przywykliśmy myśleć w zupełnie innych kategoriach.

Nowa edycja Listów do Mileny zwraca uwagę na tego rodzaju poszukiwania prowadzone przez ich autora. Tym samym otwiera też na ponowną lekturę innych jego tekstów i na próby odkrywania tego, co rzeczywiście stanowiło podstawę do tworzenia zapełniających je obrazów i sytuacji. W przypadku Kafki i w przypadku każdego / każdej z nas oraz, że do tego  właśnie skłaniają jego teksty. Ze względu na edukację, o której zwykle jest mowa pod koniec tych Zapisków, oznaczałoby to najzupełniej zasadniczą ideę określającą sens funkcjonowania szkoły:  tworzenie uczącym się warunków do samopoznania. Opowieść, jak przekładać taką myśl na konkrety, to już jednak zupełnie inna historia i pojęcie o szkole inne niż wynikające z działań  polityków…

O autorze

Zapiski na marginesach starych i nowych lektur

Fot. Wikimedia

Fot. Franciszek Vetulani

Zofia Agnieszka Kłakówna – mieszka w Krakowie, polonistka, literaturoznawczyni, od zawsze i stale zajmuje się problemami edukacji — w teorii i w praktyce, w różnych rolach, w różnych szkołach, w różnych miejscach, w Polsce i poza jej granicami, jest autorką paru książek na ten temat, współautorką koncepcji edukacyjnej i odpowiadających jej podręczników pod nazwą To lubię! Sztuka pisania, przez wiele lat redagowała czasopismo „Nowa Polszczyzna”. Zdaniem recenzentów jej prac – „skrajna indywidualistka, która przedziwnym sposobem prawie zawsze pracuje w zespole”. 

Wszystkie zapiski

27.03.25. Taniec św. Wita

Gdzie jest zabezpieczenie przed udziałem w rozmaitych politycznych pląsawicach tanecznych także wtedy, gdy zachęcają do nich skrzydlate słowa skrywające rzeczywiste interesy tych, którzy takie tańce aranżują?

Czytaj »

27.02.25. Gry z przeszłością

Intensyfikacja majstrowania w przeszłości następuje w czasach kluczowych dla podtrzymania, odtworzenia, a nawet zbudowania na nowo poczucia zbiorowej tożsamości

Czytaj »