11.11. 21. "Myśmy wszystko zapomnieli..."
Wystarczy tytułową pożyczkę z Wesela Wyspiańskiego odnieść do europejskiej, w tym oczywiście polskiej, historii minionego wieku, by stało się jasne, że raczej nie odrobiliśmy zadań polecanych niedawno przez Timothy’ego Snyder’a w poradniku O tyranii. Dwadzieścia lekcji z dwudziestego wieku (przeł. Bartłomiej Pietrzyk, Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków 2017, ss. 128). Widać to wyraźnie w kontekście katastrofy humanistycznej na polsko-białoruskiej granicy i naszego jedenastolistopadowego święta, które zawłaszczają „prawdziwi patrioci” w tzw. Marszu Niepodległości.
Człowiek się przyzwyczaja, wie pan. Nikt się już nie dziwi, widząc, jak stada nosorożców pędzą po ulicach. Ludzie schodzą im z drogi, a potem spacerują dalej, załatwiają swoje sprawy, jak gdyby nigdy nic” (Eugène Ionesco, Nosorożec, przeł. Adam Tarn, zob. w tomie sztuk wybranych Oficyny Wydawniczej Mireki, Kraków 2004, s. 175-313; cytat s. 292).
Taki komentarz na temat obserwowanych w swoim otoczeniu zdarzeń wygłasza Daisy, jedna z bohaterek Nosorożca Ionesco, w rozmowie z trzeciego – ostatniego – aktu dramatu, więc gdy przedstawiana akcja zbliża się do finału. Inny uczestnik tej sceny, prawnik Dudard, bez zająknienia przytaknie: „To najmądrzejsze, co można zrobić” (s. 292).
Niedarmo zatem Snyder w swoich lekcjach o tyranii między innymi Nosorożca właśnie wymienia wśród lektur znaczących dla rozumienia zdarzeń i zachowań takich między innymi jak te na granicy czy na wspomnianych marszach.
Nosorożec reprezentuje teatr absurdu, operuje groteską, powstał w 1959 roku. Czytany bywa między innymi w kontekście odniesień do faszyzmu. Ionesco (1909-1994) miał w tym zakresie bogate obserwacje dotyczące faszyzacji rodzimej Rumunii, która w 1938 roku stała się dyktaturą królewską. Król Karol II rozwiązał mianowicie parlament, w konsekwencji ogłoszona została nowa konstytucja, zniesiono obywatelskie swobody, a politykę podporządkowano idei zacieśniania stosunków z hitlerowskimi Niemcami.
Nie tylko przeszłych okoliczności dotyczy jednak Nosorożec. Ukazane w nim sytuacje mają bez wątpienia charakter ponadczasowy i nie tyle lokalny, co z gruntu archetypiczny i uniwersalny. Dziś wydaje się więc wciąż aktualny. U podstaw ukazywanych w dramacie groteskowych zdarzeń i nasyconych stereotypami absurdalnych dyskusji daje się bowiem odkrywać mechanizmy, oznaki i skutki procesów społecznych, które napędzane są politycznie zorientowaną, mocno zideologizowaną propagandą, różnie kierunkowanym i różnie motywowanym strachem, w tym przed obcością, oraz potrzebą jakiejś przynależności.
Przypomnijmy dla porządku: ukazane w Nosorożcu sytuacje dotyczą prowincjonalnego miasteczka, w którym z nagła pojawia się cwałujący ulicami nosorożec. Bohaterowie ze zdumieniem rozpoznają w nim dobrze znaną sobie osobę. Nosorożec tratuje kota jednej z bohaterek, potem rozwala schodki prowadzące do pewnego „urzędu, prywatnego przedsiębiorstwa” czy raczej „dużego wydawnictwa prawniczego”. Obecni w wydawnictwie pracownicy, bohaterowie dramatu, dyskutują w następstwie o fenomenie i wiarygodności oraz znaczeniu informacji o tym nosorożcu, podając przy tym w wątpliwość świadectwa naocznych świadków. Potem liczba nosorożców już tylko systematycznie rośnie, a wraz z nimi narastają i zwielokrotniają się wszelkiego rodzaju destrukcja i przemoc. Z czasem coraz to inni mieszkańcy miasteczka ulegają przemianie. Gruboskóre nosorożce w licznych grupach pędzą przez miasto, tratują i niszczą wszystko, co po drodze, niezrozumiale przy tym rycząc. Na skutek postępującego podziału przekonań, wśród mieszkańców miasteczka ujawnia się pustka i obcość w rozpadających się międzyludzkich relacjach – sąsiedzkich, przyjacielskich, koleżeńskich, miłosnych, małżeńskich. Ludzie poddają się dehumanizacji. Metamorfozie ulegną wszyscy prócz jednego tylko Bérengera. Ten w początkowej fazie zdarzeń, rozważając przypadek przemiany bliskiego znajomego, mówi:
Ale koniec końców, nie ma się czemu dziwić. Jego stanowczość była pozorna. Co nie znaczy, że nie mógł być czy nie był porządnym człowiekiem. Porządni ludzie stają się porządnymi nosorożcami. Niestety! Działają w dobrej wierze, więc łatwo ich nabrać” (Nosorożec, s. 290).
Wspomniany zaś wyżej prawnik Dudard, niwelując swe rozterki dotyczące relacji z innymi i bliski już przyłączenia się do stada, będzie mówił:
Mam skrupuły! Powinienem iść ze swoimi szefami i kolegami na dobre i na złe. To mój obowiązek […] Muszę być z nimi, to mój obowiązek. Idę za głosem obowiązku. […] Zachowam jasność umysłu. […] Całą swą jasność umysłu. Jeśli krytykować, to od wewnątrz, nie z zewnątrz. Nie opuszczę ich, nie opuszczę ich” (Nosorożec, s. 295).
Daisy z kolei powie jeszcze: „Trzeba być rozsądnym. Trzeba znaleźć modus vivendi. Trzeba się z nimi porozumieć” (Nosorożec, s. 306). Do końca oprotestowywać te zachowania będzie, jak wspomniano, jeden tylko Bérenger, niepoddająca się stadu jednostka, którą łatwo stratować, która jednak mimo obezwładniającej samotności, wewnętrznego lęku i rozterek zapowiada: „Nie, ja się nie przyzwyczaję do tego” (Nosorożec, s. 292). I w końcowym monologu wykrzyczy:
Człowiekiem jestem. Człowiekiem. […] Przeciwko całemu światu będę się bronił, przeciwko wszystkim, będę się bronił! Jestem ostatni, do końca będę człowiekiem! Ja nie kapituluję! (Nosorożec, s. 313).
Podjęta na świeżo lektura dramatu Ionesco zdaje się upewniać, że metafora cwałujących nosorożców obejmuje u nas coraz większą liczbę zwolenników „dobrej zmiany”. Przekonują o tym dotyczące aktualnych wydarzeń niezliczone internetowe komentarze, w których kipi od wszystkowiedzącej, agresywnej nienawiści. Jak zatem zawczasu rozpoznawać, nazywać oraz interpretować takie głosy i wyrażane przez nie intencje?
Podpowiedź przynosi pewien tekst Umberta Eco (1932-2016). Jest to wykład przygotowany w 1995 roku dla amerykańskich studentów. Nosi tytuł Wieczny faszyzm (zob. w zbiorze: Pięć pism moralnych, przeł. Ireneusz Kania, Wydawnictwo Znak, Kraków 1999, s. 23-42; wszystkie dalsze cytaty z wykładu Eco pochodzą ze s. 34-40 tego wydania, tak samo zastosowane wyróżnienia). W tekście tym przedstawia autor najpierw własne obserwacje i wspomnienia dotyczące funkcjonowania państwa rządzonego przez Mussoliniego, a następnie wylicza i omawia czternaście typowych cech tego, co nazywa „prafaszyzmem” albo „odwiecznym faszyzmem”. A oto w pewnym skrócie opis tendencji zapowiadających w ujęciu Eco faszyzm.
- Nastawienie na kult tradycji. Autor wyjaśnia przy tym, że tradycjonalizm jest od faszyzmu starszy. „Był typowy nie tylko dla kontrrewolucyjnej myśli katolickiej po rewolucji francuskiej; narodził się już w epoce późnohellenistycznej jako reakcja na klasyczny racjonalizm grecki”. Wiąże się z nim przekonanie o objawieniu przechowywanym w różnych religiach, zabytkach i zapomnianych językach. Przeświadczenie to oznacza, że: „Prawda została już raz na zawsze ogłoszona, my zaś możemy tylko kontynuować interpretowanie jej niejasnego orędzia”. Równa się to akceptacji kulturowego synkretyzmu, który toleruje sprzeczności i wyklucza postęp. Symptomatyczna dla takiego myślenia jest na przykład lokalizacja na półkach amerykańskich księgarń świętego Augustyna, który – pisze Eco – „o ile wiem, nie był faszystą” i Stonehenge pod wspólnym hasłem New Age.
- „Tradycjonalizm implikuje odrzucenie modernizmu”, tj. świata nowoczesnego. „Zarówno faszyści, jak naziści wielbili technikę, tymczasem myśliciele tradycjonalistyczni zwykle odrzucają technikę jako negację tradycyjnych wartości duchowych. Jednakże, choć nazizm chełpił się sukcesami w dziedzinie przemysłu, jego chwalby pod adresem nowoczesności były tylko powierzchownym przejawem ideologii opartej na krwi i ziemi (Blut und Boden). Odrzucenie świata nowoczesnego przebierało się w szatki potępienia kapitalistycznego sposobu życia, jego istotą było jednak odrzucenie ducha roku 1789 (albo, rzecz jasna, 1776). Oświecenie, era rozumu postrzegane są jako początek współczesnego zepsucia. W tym sensie prafaszyzm można definiować jako irracjonalizm”.
- „Irracjonalizm związany jest także z kultem działania dla działania”, więc takiego, które nie wymaga ani uprzedniej refleksji ani refleksji w ogóle. Według tej opcji – pisze Eco – „Myślenie jest formą kastracji. Dlatego kultura jest podejrzana w tej mierze, w jakiej utożsamia się z postawami krytycznymi. Poczynając od zdania przypisywanego Goebbelsowi (Gdy słyszę o kulturze, wyciągam pistolet), kończąc zaś na częstych powiedzeniach w rodzaju intelektualne świnie, jajogłowi, faceci przeżarci snobizmem, uniwersytety to wylęgarnie komunistów, podejrzliwość wobec świata intelektualnego zawsze była symptomem prafaszyzmu”. Tu dałoby się dorzucić z naszej półki choćby formuły typu drugi sort czy wykształciuchy itp. Eco dodaje: „Oficjalni intelektualiści faszystowscy zajmowali się głównie oskarżaniem współczesnej kultury i liberalnej inteligencji o porzucenie tradycyjnych wartości”. Też takich mamy.
- Brak zgody na jakąkolwiek krytykę, bo „niezgoda jest zdradą”.
- „Ponadto niezgoda jest znakiem różnorodności. Prafaszyzm wzrasta i poszukuje zgody, wykorzystując i rozniecając naturalną obawę przed różnicą. Pierwszy apel ruchu faszystowskiego skierowany jest przeciwko intruzom”.
- „Źródłem prafaszyzmu jest indywidualna bądź społeczna frustracja. Tłumaczy to, dlaczego jedną z typowych cech faszyzmów historycznych było odwołanie się do sfrustrowanych klas średnich, czujących się nieswojo na skutek jakiegoś kryzysu gospodarczego bądź politycznego upokorzenia, przerażonych presją niższych grup społecznych. W naszych czasach, gdy dawni proletariusze przedzierzgają się w drobnomieszczaństwo (lumpenproletariat sam wyklucza się ze sceny politycznej), faszyzm właśnie w tej nowej większości znajdzie swe audytorium”.
- Przekonanie, że jedyny znaczący dla tożsamości przywilej to urodziny w danym kraju. Z tego wyrasta nacjonalizm, związana z nim jest obsesja spisku i ksenofobia, tj. strach przed obcymi / innymi, którzy przynoszą pasożyty, bywają terrorystami, uprawiają dowolne formy seksu. Konieczne jest w związku z tym wyraziste wskazywanie wrogów. „Wyznawcy powinni się czuć osaczeni”.
- „Wyznawcy powinni czuć się upokorzeni ostentacyjnym bogactwem i potęgą wrogów. […] Wszelako muszą być przekonani, że potrafią zdać klęskę wrogom. W ten sposób, dzięki ciągłemu manipulowaniu rejestrem retorycznym, wrogowie są jednocześnie bardzo silni i bardzo słabi”.
- „W optyce prafaszyzmu nie ma walki o życie, lecz raczej życie jest dla walki. Pacyfizm jest zatem kumaniem się z wrogiem, pacyfizm jest zły, gdyż życie to nieustanna walka. To wszakże niesie ze sobą kompleks Armagedonu: skoro wrogowie muszą i mogą zostać pokonani, musi też przyjść starcie ostateczne. Takie rozwiązanie ostateczne implikuje następującą po nim erę pokoju, Złoty Wiek, sprzeczny jednak z zasadą nieustającej walki. Tej sprzeczności nie potrafił nigdy rozwiązać żaden przywódca faszystowski”.
- Kolejny problem to kwestia elitaryzmu. Prafaszyzm też go potrzebuje. Elitaryzm uchodzi jednak za wyróżnik arystokratyczny, znamienny dla ideologii reakcyjnej, i oznacza pogardę dla słabych. „Prafaszyzm nie może się wyrzec głoszenia elitaryzmu ludowego. Każdy obywatel należy do narodu najlepszego na świecie, członkowie partii są najlepszymi obywatelami, każdy obywatel może (albo powinien) zostać członkiem partii. Nie może jednak być patrycjuszy bez plebejuszy”. Trzeba zatem przyjąć organizację hierarchiczną. W tak zorganizowanej grupie „każdy subordynowany przywódca gardzi swymi podwładnymi, z których każdy z kolei gardzi swoimi. Wszystko to umacnia poczucie elitaryzmu masowego”.
- „W takiej perspektywie każdy wychowywany jest na bohatera. […] Ten kultu heroizmu związany jest z kultem śmierci […] prafaszystowski bohater tęskni do śmierci, zapowiadanej jako najlepsza nagroda za heroiczne życie. W tej niecierpliwości, zauważmy nawiasem, częściej udaje mu się wyprawiać na tamten świat innych”. Jak się przygotowuje bohaterów zrodzonych, by umierali dla i za Führera, sprawdzał, dodajmy, w 1938 roku dyrektor szkoły amerykańskiej w Berlinie (zob. książkę Gregora Ziemera Jak wychować nazistę. Reportaż o fanatycznej edukacji (przeł. Anna Dorota Kamińska, Wydawnictwo Znak Litera Nowa, Kraków 2021, ss. 270). Jak natomiast problem bohaterskiej śmierci dla ojczyzny wygląda z perspektywy polskiej historii, czytamy w książce Stefana Chwina Oddać życie za Polskę. Samobójstwo altruistyczne w kulturze polskiej XIX wieku (Wydawnictwo Tytuł, Gdańsk 2021, ss. 628).
- „Ponieważ jednak zarówno nieustająca wojna, jak i heroizm są zabawami raczej trudnymi, prafaszysta swoją wolę mocy przenosi na sprawy seksualne. Tu tkwi źródło machismo (oznaczającego pogardę dla kobiet i bezwzględne potępienie nonkonformistycznych zwyczajów seksualnych, od czystości do homoseksualizmu)”.
- „Prafaszyzm opiera się na populizmie jakościowym. […] Dla prafaszyzmu jednostki jako jednostki nie mają praw, lud zaś pojmowany jest jako pewna jakość, monolityczna całość wyrażająca wolę wspólną. Skoro wszakże żadna liczba istot ludzkich nie może mieć jednej wspólnej woli, przywódca pretenduje do roli wyraziciela ich woli. […] W ten sposób lud staje się wyłącznie fikcją teatralną. […] W naszej przyszłości rysuje się wyraźnie jakościowy populizm TV bądź Internetu, w którym emocjonalna odpowiedź jakiejś wyselekcjonowanej grupy obywateli może być przedstawiana i akceptowana jako głos ludu. […] Ilekroć jakiś polityk wysuwa wątpliwości co do prawowitości parlamentu, gdyż nie reprezentuje on już głosu ludu, możemy wyczuć w powietrzu smrodek prafaszyzmu”.
- „Prafaszyzm posługuje się nowomową”. Tu oczywiste odesłanie do Orwella. Można by też z naszego własnego podwórka dorzucić sugestie lektury prac Michała Głowińskiego na ten temat, a także w 2019 roku wydaną książkę Katarzyny Kłosińskiej i Michała Rusinka Dobra zmiana, czyli jak się rządzi światem za pomocą słów (Wydawnictwo Znak, Kraków, ss. 382).
Tyle Umberto Eco o prafaszyzmie. Co jednak robić, gdy się okazuje, że dobrze opisane sytuacje z przeszłości w nieco odmienionych kostiumach i z udziałem coraz to nowych nosorożców się powtarzają, gdy prafaszyzm odnawia swój wizerunek? Co robić, gdy nasze państwo zamierza chronić przede wszystkim właśnie rodzime nosorożce, a sam główny prokurator doradza im, by swe racje odnaleźli w obywatelskim nieposłuszeństwie, lekceważąc myślenie o charakteryzujących takie nieposłuszeństwo twardych zasadach, bo przecież myślenie dla nosorożców może być formą kastracji (zob. punkt 3. w analizie Umberta Eco), a o czytaniu i namyśle nad czytanym szkoda nawet mówić (zob. Henry Thoreau, O obywatelskim nieposłuszeństwie, przeł. Marcin Barski, Wydawnictwo vis-à-vis, Kraków 2020, ss. 40; Jerzy Zajadło, Nieposłuszny obywatel RP, Biblioteka Palestry, Wydawnictwo Arche, Sopot 2018, ss. 112).
Bérengeropodobnym opadają ręce…
Może wyjaśnieniem tego stanu rzeczy jest tytułowa fraza z Wesela: „Myśmy wszystko zapomnieli…”, a może potwierdza on po prostu wyniki eksperymentu Stanley’a Milgram’a z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, o którym mało kto nie słyszał (zob. Posłuszeństwo wobec autorytetu, przeł. Małgorzata Hołda, Wydawnictwo WAM, Kraków 2008, ss. 248). Zwłaszcza jeśli wspomnieć też opublikowaną dekadę wcześniej książkę Hannah Arendt Eichmann Jerozolimie. Rzecz o banalności zła (przeł. Adam Szostkiewicz, Wydawnictwo Znak, Kraków 2010, ss. 420) i nie tak odległe zdarzenia w Abu Gharib…
Nic w każdym razie dziwnego, że w odnotowanym na początku tych Zapisków małym poradniku o tyranii Timothy’ego Snyder’a pierwsza z jego lekcji formułowanych na podstawie historii dwudziestego wieku opatrzona jest hasłem „Nie bądź z góry posłuszny”. Trzeba też zauważyć, że motto do całego zbioru tych lekcji pochodzi z prac Leszka Kołakowskiego i brzmi: „Być oszukanym w polityce nie jest usprawiedliwieniem”. Formuła ta utrąca w przedbiegach cytowaną już kwestię Bérengera z Nosorożca, który próbował jakoś usprawiedliwić oszukanych, mówiąc: „Porządni ludzie stają się porządnymi nosorożcami. Niestety! Działają w dobrej wierze, więc łatwo ich nabrać”…
Co natomiast powiedzieć w takim kontekście dla zwyczajowego dopełnienia tych Zapisków o edukacji? Straszna rzecz być nauczycielem! Przecież te wszystkie nosorożce podobno chodziły kiedyś do szkoły i to zanim zaczął ją urządzać aktualny minister. Jak to się dzieje, że mimo coraz obszerniejszej listy obowiązkowych lektur i coraz słuszniejszych deklaracji ideologicznych jakby nigdy nic przepoczwarzają się i robią to, co robią?
12 thoughts on “11.11.21. „Myśmy wszystko zapomnieli…””
Co powiedzieć? No, ja bym coś dodał. To na przykład, że co najmniej pkt 4. z Eco — „krytyka jest zdradą” — odnosi się bardzo dobrze do nas, którzy twierdzimy, że nie jesteśmy nosorożcami. I jeszcze bym dodał, że nie tylko porządni ludzie stają się nosorożcami — wcale zresztą niekoniecznie porządnymi — ale że się nimi stają niezauważalnie dla siebie i być może też dla otoczenia.
Kiedy dzisiaj powiem, że władzę trzeba ograniczyć, to ponieważ mam jawnie na myśli Kaczyńskiego, ludzie wokół przytakną głowami z jakimś zrozumieniem, choć zupełnie bez entuzjazmu, bo przecież Kaczyńskiego władzy trzeba pozbawić i zamknąć w więzieniu, a nie gadać coś o ograniczeniu. Kiedy jednak jutro powiem to samo o władzy Tuska, będę pożytecznym idiotą albo wręcz faszyzującym zdrajcą, bo władzę Tuska trzeba będzie wyłącznie wspierać i umacniać. Założymy się?
Nie tylko „byliśmy głupi”, jak powiedział Marcin Król, ale jesteśmy i będziemy.
I jeszcze coś o tym, że i porządni stają się nosorożcami. To po pierwsze prawda. Po drugie rzeczywiście niewiele z tego wynika, gdy idzie o ocenę odpowiedzialności „porządnych nosorożców”, bo ona pozostaje niezniesiona. Ale to ważne, wiedzieć, że Bérenger był sam. Pamiętać o tym kiedyś. Bo „porządne nosorożce kiedyś zapomną o własnej metamorfozie, odpowiedzialnymi za całe zło chętnie czyniąc wybrane nosorożce najgorsze, pierwsze spośród przemienionych itd. To będzie nie tylko niesprawiedliwe, ale — co być może ważniejsze — po prostu fałszywe, a przez to uniemożliwi zrozumienie fenomenu metamorfozy, konieczne z kolei, gdybyśmy się chcieli takich metamorfoz ustrzec w przyszłości.
Niczego takiego do wiadomości nie przyjęliśmy i nie wygląda na to, żebyśmy mieli w sobie jakąkolwiek gotowość, a wiem to właśnie stąd, że władzę Tuska trzeba będzie wspierać i nie marudzić. Tak — właśnie tak. Dzisiaj tratujące wszystko nosorożce są solą tej ziemi, wyrosły na niej dawno — wcale nie pod kuratelą Czarnka i Zalewskiej.
Na dniach mieliśmy okropny przykład nawałnicy tych „dobrych”, wściekłych i wyjących nosorożców z tej drugiej strony przy okazji tragicznej śmierci pani Izy. Nikt nie wie absolutnie nic o tym, jakie były okoliczności tej tragedii, o relacjach przyczynowo-skutkowych, czy lekarze popełnili jakikolwiek błąd, a już w ogóle czy się czegokolwiek bali, ale media i wściekłe nosorożce zrobiły z tego obrzydliwy happening pod polityczną tezę i oczywiście ze zmyśloną „medyczną diagnozą i wyrokiem”. Mówiąc szczerze, wzbudza to u mnie podobne obrzydzenie, jak te orgie padlinożerców i hien cmentarnych w wykonaniu sekty smoleńskiej.
Warto podkreślić, że to zdziczenie ogarnia coraz szersze kręgi społeczne i niemal całą klasę polityczną. Kompletna ignorancja dla faktów i rozumu, wydawanie sekundowych wyroków bez cienia analiz, dedukcji, procesów i dowodów. Coś takiego jak domniemanie niewinności, prawo do obrony oraz sprawiedliwego procesu to już zapomniane pojęcia w sferze publicznej.
I ma Pan rację, że ta alegoria z nosorożcami, o ile dotyczy „onych” służy właśnie polaryzacji, kneblowaniu, wypieraniu krytycyzmu i odpowiedzialności, wyplenianiu resztek rozumnej dyskusji w debacie publicznej. Tusk zresztą nakreśla chyba swój plan polityczny na tej jednej jedynej linii podziału. To ta koncepcja „walki dobra ze złem absolutnym”, i chyba na tym kończy się cały „program polityczny”.
Nie kończy się na tym. Ale gdyby nawet, to jest słuszny, najlepszy. Zły tylko dla kogoś, komu zawsze wszystko się nie podoba. Albo dla kogoś, kto ma lepszy pomysł.
Mnie się Kaczyński, Czarzasty i Tusk równie nie podoba. To nie znaczy, że mnie się wszystko nie podoba. Na przykład podobałoby mi się, jakby ci trzej partyjni bandyci odważyli się stanąć do powszechnych, równych wyborów, tak jak to jest napisane w Konstytucji RP. Z prawem każdego obywatela do kandydowania. Ciekawe, co by po tych gangsterach i ich bandyckich pseudo-partyjkach po takich wyborach pozostało?
A symetryzm to nie jest obelga, według Twoich intencji. To jest trzeźwe, rozumne i pogłębione spojrzenie na tych tzw. polskich polityków.
Znowu ten symetryzm samooświecony. Gotowa wierszówka dla politycznej bandyterki.
Mam dużo cierpliwości/wyrozumiałości dla Pana Pawła, więc wyjaśnię Mu to jeszcze raz. Krótko i na przykładzie. Może za którymś razem zrozumie.
Definicja 1: obywatel to członek szerszej lub lokalnej społeczności, nie musi się wyróżniać niczym nadzwyczajnym – żyje, pracuje, płaci podatki, utrzymuje rodzinę i przestrzega zasad.
Definicja 2: bandyta to taki członek społeczności, który nagle fizycznie (np. nożem) zaatakował obywatela, nie znając go ani nie mając po temu innych powodów – powodem była wyłącznie chęć skrzywdzenia kogoś, kogokolwiek. Za to, że bandycie się coś nie udało (np. wcześniej zabił brata). Albo za to, że obywatel ma dobrą pracę i jest porządnie ubrany. Albo nawet za nic, tak dla fantazji (Breivik).
Teza: gdy napaść bandyty na obywatela ma ciąg dalszy w postaci rozpaczliwej obrony, walki, sporu, rozprawy sądowej itp. – to symetryzm może polegać na przyznawaniu obu stronom tych samych praw, tych, jakie występują w tej społeczności. Obywatelowi, który tę społeczność i jej zasady AKCEPTUJE oraz bandycie, który tę społeczność i jej zasady NEGUJE, NISZCZY. Bandyta sam się postawił poza społecznością, łamiąc jej prawa, zatem sam z siebie nie oczekuje dla siebie praw. Ale uparty symetrysta koniecznie te prawa chce każdemu przyznawać, w imię „zasad”, także temu bandycie. Uparty czy może zwyczajnie bezmyślny? A może ten symetrysta nie miał okazji przekonać się, że w razie podobnego ataku opowiadania o praworządności i inne łagodne perswazje źle działają, nie zapewnią obrony? Prawidłowo działa wtedy tylko obrona skuteczna, która – I’m very sorry – MUSI być brutalniejsza niż ten atak. „Bo inaczej – dupa zbita!” (cytat z nadinspektora, film Kiler).
Szanowny Panie/Pani (nie jestem pewien rodzaju nicka), poza tym, że w tym wywodzie trochę dziur się znajduje, to przede zupełnie nie jest jasne, co on ma wspólnego z tekstem, pod którym się pojawia i z treścią mojego komentarza, do którego Pan/Pani się odnosi. Poza protekcjonalnym tonem, który nienajlepiej brzmi w kontekście tej cokolwiek nonsensownej wypowiedzi, nic tu nie jest jasne.
Do kitu są obie definicje. Obywatel ma obowiązki — niektóre Pan/Pani wymienił(a), ale poza tym ma prawa. Bandyta zresztą pozostaje obywatelem, choć jego prawa bywają ograniczane wyrokami, a obowiązki mogą mu na ich skutek przybyć nieoczekiwane i nowe. Ale obywatelem pozostaje, o ile nie straci wszystkich praw. Motywy działania bandyty bywają rozmaite, a ich lista jest znacznie szersza niż ta, którą Pan/Pani przedstawił(a). Może to być np. chęć zysku. Zdobycia i (lub) utrzymania władzy. Chęć zaspokojenia seksualnego. Chęć zbawienia duszy nawet.
Teza o symetryzmie nie wiem skąd tu się wzięła i do czego się odnosi, ale i tak jest do kitu. Nie — bandyta nie stawia się poza społecznością, nie każdy przynajmniej. Społeczność nie wyklucza bandyta nawet wtedy, kiedy go pozbawia wolności. Bywają społeczności wykluczające bandytów (ale i ludzi chorych psychicznie lub tylko „dziwnych”) banicją, ale dziś to są społeczności nomadów, choć kiedyś potrafili to robić Grecy w swej do dziś pod wieloma względami niedościgłej cywilizacji. W cywilizacji nam bliskiej (choćby tylko geograficznie, bo co może bliskie Pana/Pani sercu, ja nie mam pojęcia) bandyta bywa natomiast zmuszany przemocą do poddania się ostrym zasadom penitecjarnym — są to zasady społeczności obywateli.
Brutalność reakcji na akcję bandyty — tego komentować nie mam jak, nadinspektor z Kilera to jednak nie jest inspiracja w myśleniu ani o prawie, ani o normach etycznych. Szkoły co do represyjności prawa są różne. Nie wiem, czy jakikolwiek sens miałoby tu powtarzać argumenty stron akurat tej dyskusji.
Gorzka prawda „myśmy wszystko zapomnieli”.
Dziś niezwykle smutny. Porażające są te cytaty z Eco. Zwłaszcza w takim zestawieniu.
To prawda, że współczesne nosorożce nie wyszły spod Czarnkowejczy Zalewskiej edukacji. Niestety, zawsze te nosorożce będą. Taki jest świat. Problem, że współcześni Czarnkowie i Zalewskie, Kaczyńskie i Dudy… te nosorożce nobilitują. Ze tym nosorożcom pozwalają robić to, co robią.
„Słynne zdanie przypisywane Goebbelsowi” de facto pochodzi z nazistowskiej sztuki Hannsa Johsta „Schlageter”, która miała premierę w Staatstheater w Berlinie 20 kwietnia 1933 roku i miało brzmieć: „kiedy słyszę słowo kultura odbezpieczam mojego browninga”.
Są różne kultury. Np. Bacha i Mozarta mogę słuchać bez znudzenia z zachwytem miesiącami, a może nawet i latami. Z drugiej strony już w młodzieńczości w komunie spodobał się cytat z kultowego filmu fabularnego, w którym aktor grający rolę prostego, ale ambitnego chłopaka ze wsi powiedział „Trudno zachować kulturę, gdy się widzi taką sztukę”. Ja miałem podobny problem zarówno wtedy w komunie, ale ma ten problem również dzisiaj.