13.10.22. Instrukcje obsługi rzeczywistości...
Wskazywanych wyżej instrukcji dotyczy nowa książka Marcina Napiórkowskiego Naprawić przyszłość (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2022). Jej tytuł na pierwszy rzut oka zdaje się epatować założeniem najzupełniej paradoksalnym – no, bo jak naprawiać coś, czego jeszcze nie ma… Podtytuł zresztą też jakby nie z tej Ziemi – jako sposób ratunku przed globalną katastrofą wskazuje konieczność tworzenia fikcyjnych narracji: Dlaczego potrzebujemy lepszych opowieści, żeby uratować świat. Na tzw. „zdrowy rozum” istotniejsze we wzmiankowanej „potrzebie zasadniczej” wydawałyby się przecież działania bardziej konkretne. A jednak… a jednak trudno zaprzeczyć słuszności rozwijanej przez autora refleksji.
Na początek wystarczy zdać sobie sprawę z faktu, że podstawowe „instrukcje obsługi rzeczywistości” (s. 40) to nic innego, jak opowieści właśnie. Inaczej mówiąc, mity. Nie ma bowiem i nie było dotąd społeczności bez mitów. To one kształtują wyobrażenia o świecie i zapewniają jaką taką spójność działaniom ludzkich zbiorowości obejmujących jednostki oraz grupy różne z definicji i w różnych wymiarach. Problem w tym jednak, które mity, które opowiadania o przyszłości i kiedy, a także dlaczego biorą górę. Przykłady mamy pod ręką na co dzień. Autor przedstawianej książki pisze:
Chrześcijaństwo i filozofia platońska, komunizm i nazizm, liberalizm i konserwatyzm, mistycyzm i rygor nowoczesnej nauki – wszystko to tylko opowieści. Ale takie opowieści ukształtowały historię świata, a dziś, wraz ze zwiększaniem się mocy oddziaływania ludzkości, kształtują także jego krajobraz czy biologiczną różnorodność. Mają skutki równie realne i namacalne jak prądy morskie, procesy erozyjne albo kolejne mutacje rdzy źdźbłowej. Nawet jeżeli moc wyjaśniania świata zawarta w niektórych opowieściach okazuje się bardzo ograniczona (bo opierają się na błędnych przesłankach), w niczym nie umniejsza to ich mocy zmieniania świata tak, by pasował do zawartej w nich wizji, czasem naprawdę przerażającej.
Bo nasze opowieści nie tylko mniej lub bardziej trafnie próbują przewidzieć przyszłość. One ją formują (s. 41).
Znaczące są przy tym słowa „próbują” oraz „formują”. Jeszcze bardziej wyraziste byłoby chyba – „projektują”: nasze opowieści projektują naszą przyszłość, choć w istocie nic o niej nie wiemy. Tak bowiem, jak nie da się żyć bez oddechu, nie ma człowieczeństwa bez wychylania się myślą w przód. I może to właśnie jest jednym z zasadniczych znaków tego, co ludzkie. Teraźniejszość przecież właściwie nie istnieje, przemija jak mgnienie, powiedziałby Michał Heller. W istocie mamy tylko przeszłość, ale wstecz raczej także nie da się żyć, chociaż… o tym za chwilę. Na razie zaznaczmy, że nawet świadomość możliwego zaistnienia sytuacji o charakterze czarnych łabędzi z opisu Nasima N. Taleba – była o nich mowa w poprzednich Zapiskach – nie powinna i nie może przekreślić potrzeby projektowania przyszłości. Napiórkowski tych uwag także zresztą nie pomija (zob. s. 308; 431), ale swoją refleksję i swoje sprawozdanie z badań zaczyna jednak od fundamentalnego stwierdzenia: „Zanim przyszłość stanie się faktem, jest opowieścią” (s. 5). I od razu dodaje:
Ściślej – wieloma rywalizującymi opowieściami o możliwych przyszłościach. Te opowieści łączą nas i dzielą, kierują naszymi poczynaniami i nadają im sens. Niszowi pisarze i reżyserzy hollywoodzkich hitów, naukowcy i buntownicy, a także twój wujek, król dyskusji przy imieninowym stole – wszyscy angażujemy się w opowieści o przyszłości. Trudno o coś bardziej ludzkiego niż to wyczekiwanie na jutro (s. 5).
Nieco dalej przybliża autor historię człowieka, który po wypadku utracił zdolność „spoglądania naprzód”, „zdolność do wybiegania w przyszłość, porównywania możliwości i wybierania najlepszej”. Jego życie stało się w rezultacie jedną wielką katastrofą. Chociaż rozumiał wszelkie dane dotyczące otaczającej go rzeczywistości, decyzje co do przyszłości podejmował w zupełnej wiedzą sprzeczności ze swą wiedzą. W odniesieniu do styku teraźniejszości i przyszłości czegoś jego mózg nie ogarniał (s. 16-28). Jeśli więc rozszerzyć myśl o tego rodzaju przypadłości na całe populacje, powstaje obraz doprawdy porażający…
W Zakończeniu książki Napiórkowskiego przeczytamy:
Nie będzie idealnej przyszłości. Utopia to niebezpieczne złudzenie. Podobnie nie ma doskonałych opowieści o przyszłości. Sama przyszłość zmienia się nieustannie w zależności od naszych poczynań i tak też muszą się zmieniać nasze opowieści. Nie znaczy to, że nie powinniśmy wytrwale pracować nad tym, żeby owe narracje były coraz lepsze – bliższe faktom, uwzględniające coraz więcej wymiarów, bardziej ludzkie (s. 433).
Opowieści mityzujące rzeczywistość – dodajmy – miewają mniej lub bardziej lokalny zasięg. Mogą też mieć zasięg mniej lub bardziej globalny. W tym miejscu można by przywołać rozważania Przemysława Czaplińskiego z książki Poruszona mapa. Wyobraźnia geograficzno-kulturowa polskiej literatury przełomu XX i XXI wieku (była o tym mowa w Zapiskach z 11.03. 2021). Jej autor ukazuje klarownie, jak rozmaite światy się dzielą, ale też jak się przenikają…
Tak czy inaczej, w ramach większych opowieści mieszczą się naturalnie rozliczne podporządkowane im i z nimi związane opowieści mniejsze. W książce Napiórkowskiego chodzi o ten drugi wariant. O wersje istotne globalnie. O takie zderzenie współczesnych mitów w kontekście cywilizacyjno-kulturowego przyspieszenia, cyfrowej rewolucji i zagrażającej nam katastrofy klimatycznej, które czyni nas świadkami i w różnych rolach uczestnikami „wojny o władzę nad globalną wyobraźnią” (s. 69).
W centrum uwagi jest tu zawsze pojęcie postępu oraz dwie opowieści główne, które go dotyczą. Napędza je – według Napiórkowskiego – technooptymizm i technopesymizm. Pierwsza skupiona jest na lansowaniu przekonań o systematycznym rozwoju. Druga traktuje postęp jako złudzenie i wręcz oszustwo „narzucane przez tych, którzy czerpią zyski z technologii”. Mamy zatem do czynienia „z dyżurną filozofią kapitalizmu, liberalizmu i neoliberalizmu” oraz filozofią napędzaną przez „współczesne ruchy ekologiczne i antykapitalistyczne” (s. 7). Toczy się między nimi bezustanny spór. Napiórkowski analizuje go gruntowniej w I części książki (Opowieść o dwóch opowieściach) w odniesieniu do problemów „naszych relacji z przyrodą, głównie systemów żywnościowych […], z uwzględnieniem m.in. rolnictwa, diety oraz ich wpływu na środowiska”. Zaznacza jednak, że „do podobnych starć między technooptymistami i technopesymistami dochodzi dziś w debacie m.in. o nowych technologiach, medycynie, polityce czy ekonomii”. Kwestie wybrane do detalicznego rozważenia w tej książce wystarczają jednak, by odkryć, jaki to wszystko ma wpływ na inne obszary ludzkiej aktywności, w tym „na szkołę, fabrykę czy nowoczesny start-up” (s. 69).
Analizując stanowiska reprezentantów wskazywanych wyżej racji, Napiórkowski przywołuje rozliczne, w większości anglojęzyczne, bestselerowe książki tym kwestiom poświęcone i referuje wykładane przez ich autorów przeświadczenia. W takim kontekście aktualizuje na wejściu poglądy Jonathana Swifta, który w Podróżach Guliwera twierdził, że najbardziej gwałtowne wojny toczą się zwykle z powodu różnicy poglądów, a w Bitwie książek dawał opis zdarzenia, który Napiórkowski przybliża: jesteśmy oto w bibliotece, a tam książki jako personifikacje jej mieszkańców przytrzaskują sobie okładki, walą się nimi wzajemnie i strącają nawzajem się z półek…
Nie ma znaczenia fakt, że opowieść Swifta powstała na przełomie siedemnastego i osiemnastego wieku… Dziś też ma sens, a nawet przy współczesnej produkcji wydawniczej ukazana w niej walka mogłaby bez wątpienia nabrać dużo większego rozmachu…
Napiórkowski zwraca w każdym razie uwagę na zasadnicze odmienności opowieści technooptymistów i technopesymistów, ale też na pewne ich podobieństwa i na to, jak są one wspierane przez dokonania popkultury, więc przez hitowe powieści, a jeszcze bardziej przez filmy czy seriale. Wskazuje również manowce, na które analizowane wizje świata prowadzą. Omawia mianowicie przykłady dowodzące, że da się z nimi związać bez kłopotu zachowania, głoszone przekonania, konkretne wypowiedzi i działania konkretnych polityków oraz sprzyjających im oraz uwiedzionych przez nich grup ludzi. Łatwo przy tym wskazać takich, jak choćby Trump, Putin czy lokalnie – Kaczyński albo nasz aktualny minister edukacji i krakowska kuratorka oświaty, która ostatnio „naciska dyrektorów”, żeby lekcje religii sytuowali w ciągu lekcyjnego dnia, a nie na początku lub na końcu, by dzięki temu mogli zapobiegać „prześladowaniu chrześcijan”. Rozwijanie takich właśnie idei projektuje w każdym razie przyszłość jako wspominane poprzednio „życie wstecz”. Wynika z nich, ni mniej, ni więcej, tylko, że trzeba zatrzymać czas, bo dobre już było…
Książka Napiórkowskiego jest lekturą, która pozwala się nieźle w relacjonowanym tu chaosie rozeznać i dostarcza narzędzi do nazywania znaczących elementów wizji takich, jak opisywane wyżej…
Na tak charakteryzowaną refleksję nakłada się tzw. historia „dwóch kultur”, czyli dyskusja – zapoczątkowana w 1959 roku referatem wygłoszonym w Cambridge przez Charlesa P. Snowa – o antagonizmie między ścisłowcami i humanistami. Jest to dyskusja, sprowadzając rzecz do skrótu użytego przez autora wspomnianego referatu, o tych, którzy nie mają pojęcia o drugiej zasadzie termodynamiki, oraz o tych, którzy nie znają twórczości Szekspira. Dokładniej zaś rzecz biorąc, jest to prezentacja konfliktu między dwiema kulturami. Konflikt dotyczy postrzegania relacji między ciałem i umysłem, naturą i kulturą, faktami i wartościami, przyczynami i celami, a generalnie: między tym, co materialne i mentalne. Ostatecznie między humanistyką i nauką. W tym starciu humaniści przepadają, choć to oni zwykle zajmowali się przekazywaniem opowieści kierujących naszymi wyobrażeniami o świecie. Idea dwóch kultur wskazuje jednak, że stawiać trzeba raczej na takich, którzy operują liczbami, więc konkretami i którzy drugą zasadę termodynamiki wygłaszają bez zająknienia i bez mrugnięcia okiem. W rezultacie można mówić – jak sugeruje autor książki o „naprawianiu przyszłości” w jej II części – o „dwóch plemionach”.
Kłopot w tym, że biegłość matematyczną osiągają zwykle nieliczni, co powoduje, że łatwo podpina się pod ich opowieści pseudonauka, a jeśli reprezentanci pseudonauki dobrze sobie radzą z opowieściami, z każdym wygrywają w przedbiegach. Przykładem omawianym w książce Napiórkowskiego jest działalność Jerzego Zięby, który nowotwory leczy głównie witaminą C, na wszystko inne poleca zaś specyfiki, na których dobrze zarabia, i coś w rodzaju magicznego myślenia.
Ludzie zresztą nierzadko poddają się magii, pisze Napiórkowski i omawia takie kwestie w związku z książką Galiny Linquist w jej angielskiej wersji językowej. Podkreśla przy tym, że praca ta pomaga „zrozumieć czasy chaosu po upadku Związku Radzieckiego” (s. 263). Na marginesie warto więc może zauważyć, że problemu magii uprawianej w rozmaitych poradzieckich republikach dotyczy także wydany w 2020 roku reportaż Jacka Hugo-Badera Szamańska choroba.
Przy okazji” można by tu natomiast dodać, że istnieje też pojęcie „trzeciej kultury”, zaproponowane w swoim czasie przez Johna Brockmana. Ta opcja, przez Napiórkowskiego pominięta, jeszcze mocniej „dokłada” humanistom, sugerując rezygnację z ich pośrednictwa w opowiadaniu o tym, co w świecie istotne. W zamian rozwija ideę popularyzacji wiedzy ścisłej przez samych ścisłowców, za którymi „podręczniki nie nadążają”. Według tej opcji przestarzały w prezentowanych dociekaniach jest już nawet sam Yuval N. Harari ze swoim Sapiens. Od zwierząt do bogów.
Propozycje „trzeciej kultury” miałyby się w każdym razie rozwijać na przykład w ramach rozmaitych pikników / centrów / blogów naukowych. I trudno zaprzeczyć, że udział w takich inbach, gdyby użyć młodzieżowego slangu, ma z pewnością niepodważalne zalety. Tyle, że powszechność takich oddziaływań i jeszcze w ramach globalnego zasięgu, a tego wymagałby stan aktualnych zmian cywilizacyjno-kulturowych, ma chyba dość zasadnicze granice…
Napiórkowski rozważa i uzasadnia inne rozwiązania i widzi przy tym konieczność nowego podejścia do zadań humanistów, a także ich niezbywalną rolę. O tym traktuje III część jego książki: Cztery żywioły opowieści. Omawia tu problemy związane z oddziaływaniem opowieści, a w kolejnych rozdziałach obszernie przedstawia ich zasadnicze elementy: Struktura, czyli jak płynie czas; Kod, czyli jak wygląda wolność; Medium, czyli jak podróżuje informacja; Wspólnota, czyli mosty i mury. W ramach wyliczonych tu rozdziałów jest okazja do namysłu nad tym, jak działają metafory, archetypy i gatunki mowy, jak zmieniał się i zmienia dostęp do informacji oraz komunikacja wraz z wynalezieniem pisma, potem druku, następnie radia i telewizji, w końcu mediów społecznościowych.
W Zakończeniu (s. 499-436) znajdzie się natomiast konkretna receptura dotycząca uzgodnień między dwoma kulturami i jej szczegółowe omówienie, tj. 10 pomysłów na lepsze opowieści o przyszłości. Są to kolejno następujące szczegółowo rozwijane zalecenia: 1. Podmiotem opowieści uczyń ludzkość, 2. Zasypuj przepaści, 3. Poznaj prawdziwą cenę nierówności, 4. Szukaj ukrytych kosztów, 5. Myśl wielowymiarowo, 6. Podążaj za energią, 7. Strasz groźnym, oswajaj niegroźne, 8. Nie hakuj mózgów, 9. Zrozum, jak dużo nie wiesz, 10. Poprawiaj swoje opowieści.
Istotne jest w każdym razie, by stale pamiętać przy tym, że: „Fikcja i rzeczywistość nie są rozdzielone, lecz nieustannie na siebie wpływają. W największym stopniu dotyczy to tego, co dopiero przed nami. Dlatego właśnie, żeby mieć dobrą przyszłość, potrzebujemy dobrych opowieści o przyszłości”(s. 268).
Dodajmy jeszcze, że – zdaniem Napiórkowskiego – rozmaitym opowieściom lepiej służą odwołania do osobistych doświadczeń niż pospieszne generalizacje. Sam trzyma się tego zalecenia, więc w książkę o naprawianiu przyszłości wpisuje też starannie dobierane elementy własnej biografii. I wyznaje m.in., że gdy zaczynał referowane badania, zdecydowanie sprzyjał technooptymistom, ale wraz z kolejnymi odkryciami i lekturami musiał jednak nieco zrewidować swe stanowisko…
Lektura przedstawianej książki wymaga skupionej uwagi, lecz chętnym dostarcza, jak zaznaczono wyżej, ważnych narzędzi orientujących w rzeczywistości bliższego i dalszego zasięgu. Ktoś mógłby może przy okazji odkryć stosowane w niej reguły używania feminatywów, bo ta akurat kwestia stanowi raczej autorską lub redakcyjną tajemnicę zupełną…
Co natomiast powiedzieć w takim kontekście o edukacji? Może to, że książka Napiórkowskiego może być swego rodzaju przewodnikiem dla tych, którzy obmyślają dziś, w czasie ewidentnej zapaści dotykającej uniwersyteckie kierunki humanistyczne, model proponowanego w tym zakresie kształcenia.
Powinno być też jasne, że dostarcza dobrych podstaw do namysłu, jak organizować kształcenie humanistyczne na poziomie szkolnym, od podstawówki po liceum. Z całą pewnością dowodzi również, że istotne powinno być przy tym rzetelne analizowanie tekstów popkulturowych, które w środowisku dzieci i młodzieży są wprawdzie dobrze znane i stanowią znakomite nośniki opowieści o współczesności i przyszłości, ale u spodu mają zakodowane przesłania niekoniecznie odpowiadające najlepszym wariantom myślenia o tej przyszłości. Jest ważne, by zdawać sobie sprawę z tego, co „siedzi w podtekstach”. Dopiero wtedy można w miarę samodzielnie konceptualizować świat. Emocje do tego nie wystarczą. Konieczne jest podejmowanie jakichś prób ich racjonalizacji. Bez instrukcji trudno orientować się w tym, jak coś działa, ale trudno też z instrukcji właściwie korzystać, gdy się jej ze zrozumieniem nie czyta. A poza wszystkim czas wreszcie odwiązać się na poziomie szkoły od myśli, że gdy chodzi o mity, to wystarczy przepowiadać te greckie…
1 thought on “13.10.22. Instrukcje obsługi rzeczywistości…”
Dziękuję za kolejne polecenie. Książka już zakupiona i można się zanurzyć w przygodę z narracjami.