15.04.21. Kit i ściema na okrągło

Jak głęboko tkwi fałsz w naszym codziennym życiu? Prawdopodobnie głębiej niż myślicie. Badania psychologiczne sugerują, że w ciągu pierwszych dziesięciu minut rozmowy z nieznajomą osobą przeciętnie wypowiada się trzy kłamstwa. Inne badania wykazały, że każdy z nas kłamie średnio co najmniej raz dziennie.
Często lubimy myśleć, że Prawda i Kłamstwo toczą swego rodzaju odwieczną wojnę. Ale efekt bariery wysiłku jest taki, że w większości przypadków Prawda nawet się nie pokazuje na polu bitwy. Na świecie jest mnóstwo rzeczy, o których tak naprawdę niczego nie wiemy. I z powodu braku informacji zazwyczaj przestajemy się mieć na baczności, ilekroć pojawia się coś, co uchodzi za informację – nawet gdy nie ma dobrego powodu, żeby w nią wierzyć.

Cytaty pochodzą z książki Prawda. Krótka historia wciskania kitu Toma Phillipsa (przeł. Maria Gębicka-Frąc, Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2020, s. 40, 44). „Krótka” nie oznacza historii dopiero co zaistniałej, która się właśnie co najwyżej rozpędza. Oznacza raczej, że sama opowieść na tytułowy temat będzie w zasadzie dość krótka, podczas gdy problem, którego dotyczy, jest właściwie odwieczny. Ściemnianie i wciskanie kitu uprawiają bowiem wszyscy: z grzeczności, z powodu grubiaństwa, ze strachu, ze względu na rozmaite interesy, z nawyku, z głupoty, przez podłość, z chciwości, z niewiedzy, ze zmęczenia, z litości, z lenistwa, z zadufania …

Opowieści Phillipsa dobrze służy prześmiewczy często ton, charakterystyczny dla kogoś, kto zawodowo, jak jej angielski autor, zajmuje się wyszukiwaniem głupstw i ich analizą. Drobne 300 stron czyta się z dużą przyjemnością i bez szczególnego wysiłku, choć rezultaty tej refleksji szczególnym optymizmem nie napawają, a w każdym razie dobrze czytelnikowi może zrobić poważniejszy nad nimi namysł.

W trakcie lektury trafimy na nazwiska wielkich „ściemniaczy” znanych z przeszłości. Należą do nich choćby Benjamin Franklin, Jonathan Swift czy traktowany jak ikona „wciskaczy kitu” Nicolò Machiavelli. Phillips go zresztą broni, pisząc: to „człowiek tak bardzo kojarzony ze sztuką obłudy politycznej, że gdy o niej mówimy, wciąż sięgamy (raczej niesprawiedliwie) po jego nazwisko (Prawda…, s. 25; przy okazji: sympatyczny portret Machiavellego zob. Maurzio Viroli, Uśmiech Machiavellego. Biografia, przeł. Krzysztof Żaboklicki, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2006).

Nie braknie też wzmianek o niedawnym arcymistrzu ściemniania, Donaldzie Trumpie:

Granicę 5000 kłamstw prezydent USA przekroczył siódmego września 2018 roku dzięki szczególnie intensywnej nawałnicy bredni, kiedy to według „Post” w ciągu zaledwie 120 minut wygłosił co najmniej 125 fałszywych albo wprowadzających w błąd oświadczeń, czyli więcej niż jedno na minutę. Ale nie był to jego najbardziej nieuczciwy dzień – ten wątpliwy rekord został pobity piątego listopada 2018 roku, w przeddzień połowy kadencji, gdy w trakcie wystąpień podczas trzech wieców wyborczych „Post” odnotował 139 informacji niekoniecznie zgodnych z prawdą (Prawda…, s. 15).

Niedawno była w tych Zapiskach mowa o książce filozofa, Tomasza Stawiszyńskiego, Co robić przed końcem świata. W tym o opisywanych w niej między innymi przeświadczeniach co do przybyłych na Ziemię dawno temu z gwiazdozbioru Smoka jaszczurów, reptilian, które w ludzkim przebraniu polityków i biznesmenów rządzą dziś naszym światem, starannie maskując swe pochodzenie i niejawne interesy. Są ludzie, którzy traktują to jako niezbitą prawdę.

W książce Phillipsa przeczytamy rozdział na temat podobnych fake newsów o starożytnym wręcz pochodzeniu. Będą to opowieści o komecie Halleya i jej mocy, o apokaliptycznych zapowiedziach, na wypełnienie których nasi przodkowie z różnych czasów i miejsc na kuli ziemskiej czekali w pełnej gotowości, stale przesuwając terminy – jakby dla potwierdzenia istoty opisywanego przez psychologów dysonansu poznawczego.

Okaże się następnie, że bardzo długo na mapach Afryki, opracowywanych przez znanych specjalistów, figurowały przepotężne góry Kong oraz Góry Księżycowe, których nigdy tam w istocie nie było. Podobnie, jak nie istniały mityczne krainy, za które odpowiedzialna była wyłącznie „geografia kreatywna” i w które wierzył między innymi Fryderyk Barbarossa. Łączono z nimi imię księdza Jana i organizowano w ich poszukiwaniu wyprawy, zwłaszcza gdy „odkryto” list owego księdza Jana (zob. Umberto Eco, Baudolino, przeł. Adam Szymański, Noir sur Blanc, Warszawa 2001).  Nie istniało również świetnie zagospodarowane państwo w Ameryce Łacińskiej, które reklamował niejaki Gregor MacGregor, ogłaszając możliwość kupowania tam ziemi, co do poważnych inwestycji zachęciło wielu…

W takim kontekście przestaje właściwie dziwić, że niemal codziennie stykamy się z mniej lub bardziej sensacyjnymi opowieściami lub wystąpieniami o podobnej proweniencji. Są tacy, którzy uważają, że Ziemia jest płaska. Występują  – ostatnio zwłaszcza – tacy, którzy negują pandemię lub odmawiają szczepień z lęku przed ubezwłasnowolniającymi czipami serwowanymi ludziom w szczepionkach. Zdumienie pewnych uczniów średniej szkoły, gdy spotkali niedawno swą nauczycielkę całą i zdrową po odbyciu szczepienia, nie miało granic. „Jak to! Pani się szczepiła, a przecież piszą w Internecie…”.  

O niebezpieczeństwach związanych z LGBT, o gender i zbrodniczych pomysłach edukacji seksualnej w szkołach słyszał każdy, kto ma uszy do słuchania. Nawet jeśli bezpośrednio nigdy nie zetknął się z prawniczką, Krystyną Pawłowicz, kuratorką z Krakowa, Barbarą Nowak, czy ministrem Przemysławem Czarnkiem, o premierze, prezydencie i ich nadzorcy nie wspominając. Wszystko to jednak, niezależnie od funkcji pełnionych w państwie przez przykładowo wymienione osoby, oznacza w zasadzie tylko czubek lodowej góry.

Może warto w takim razie na temat ściemniaczy i wciskaczy kitu dokonać rozpoznań bardziej szczegółowych, choć nie są one niczym nowym pod słońcem i choć z kłamstwami żyjemy, jak zostało już zaznaczone, za pan brat od zawsze. Fakt, że poddawani jesteśmy bezustannie oddziaływaniu rozmaitych ściemniaczy zauważył zresztą i na sobie doświadczył z pewnością chyba każdy. Nieco trudniej tylko przyznać, że sami kit wciskamy innym nieledwie na każdym kroku.

Będzie więc można, niejako w konsekwencji, przeczytać w omawianej książce o rozmaitych metodach stosowanych w różnych kulturach, dawniej i dziś, z myślą o wykrywaniu kłamstw. Wliczyć do nich trzeba sposoby opisywane w Wedach starożytnych Indii, jak również podpowiadane przez św. Augustyna, a także stosowane kiedyś do identyfikacji czarownic. Tu właściwą rolę spełniały rozgrzane do czerwoności pogrzebacze lub wrzątek, a potem podtapianie lub stosy. Mamy też metody całkiem współczesne, przynależne do rejestru wykorzystywanego w polityce przez różnych spin doktorów. O reklamie nawet nie wspominamy.

Samo przez się zrozumiałe, że w książce Phillipsa znaczące miejsce zajmuje refleksja o kłamstwach w polityce oraz analiza funkcji prasy i dziennikarstwa. Znaleźć w niej można także opowieści o niesamowitych szachrajstwach przynoszących wielkie pieniądze i o zwykłych złudzeniach. Cyfrowe media, które oskarża się aktualnie o rozprzestrzenianie fake newsów, jakby od nich wszystko się zaczęło, zwiększają tylko w oczywisty sposób tempo i natychmiastowo umożliwiają globalny zasięg tego rozprzestrzeniania, bo poza tym fake newsy znane są od zawsze. Skąd się to bierze?

Odpowiedź Philipsa znajdziemy w ostatnim rozdziale jego książki:

[…] jest mnóstwo tego, co wiemy, i mnóstwo tego, o czym myślimy, że wiemy, a o czym w rzeczywistości możemy nie wiedzieć, tyle że, niestety, po prostu nie wiemy, czego w rzeczywistości nie wiemy (Prawda…, s. 283).
Problem w tym, że mnóstwo rzeczy, o których myślimy, że je wiemy, opiera się na drżących fundamentach [i] nie ogranicza się do przeszłości. Obecnie nauka przechodzi „kryzys replikacji” – odkrywamy, że mnóstwo elementów wiedzy, które według nas mają solidne podwaliny, jest w rzeczywistości zupełnie iluzorycznych. […] Kłopot w tym, że w większości wypadków nikt tak naprawdę nie zawraca sobie głowy powtarzaniem już przeprowadzonych eksperymentów [w swoim czasie na absolutną konieczność takich działań wskazywał Richard F. Feynman, zob. Nauka spod znaku kultu cargo w: „Pan raczy żartować, panie Feynman” przeł. Tomasz Bieroń, Znak, Kraków 2007, s.  339-347 – zak]. Częściowo powodem jest system motywacji w nauce: nikt nie dostanie dużych grantów ani prestiżowych stanowisk na uniwersytecie za kopiowanie tego, co ktoś już kiedyś zrobił. […] To, niestety, oznacza, że nikt nie zadaje sobie fatygi, żeby zweryfikować ogrom tego, co uważamy za naszą istotną wiedzę (Prawda…, s. 284-85).
[…] wszyscy pływamy w morzu półprawd i kłamstw, ponieważ świat jest durny i skomplikowany; nikt dokładnie nie wie, co się dzieje, i po prostu w taki sposób są skonstruowane nasze mózgi. Ale to nie kryzys. Tak się zawsze sprawy miały (Prawda…, s. 286).

I dalej:

Cytat, od którego zacząłem tę książkę, zaczerpnięty z pracy lekkomyślnego badacza Arktyki, Vilhjalmura Stefanssona – „najbardziej uderzającą sprzecznością naszej cywilizacji jest głoszony przez nas fundamentalny szacunek dla prawdy i głębokie lekceważenie, z jakim ją traktujemy” – może brzmi, jakby pochodził z dzieła, które będzie lamentować nad naszym niepowodzeniem dorastania do standardów prawdy.  W rzeczywistości autor obiera przeciwny kurs, sugeruje bowiem, że może nie powinien nas zbytnio zaskakiwać fakt, że prawda należy do rzadkości.  „Jest pewną naiwnością ze strony filozofów, którzy na podstawie niedostatku prawdy stawiają diagnozę, że świat cierpi na nieuleczalną chorobę – pisze. – Czy nie jest możliwe, że nie mogą nas wyleczyć z tej prostej przyczyny, że nie jesteśmy chorzy?”
Sądzę, że to pierwsze, co musimy zrobić, jeśli chcemy przesunąć igłę kompasu z powrotem od nieprawdy w kierunku prawdy: nie dajmy się zwariować. Musimy być świadomi, że kit zawsze będzie z nami i że najlepsze, na co możemy liczyć, to trzymanie go w szachu (odnosi się to zwłaszcza do władz myślących o wydaniu zakazu publikowania fake newsów: coś takiego spowodowałoby gorsze problemy niż ten, który próbuje się zlikwidować (Prawda…, s. 286-287).
Szerzące się pogłoski, panika spowodowana przez nowe metody komunikacji, groza wzbudzana przez fałszywe wiadomości i strach przed przeładowaniem informacyjnym – wszystko to istnieje od stuleci. Wtedy sobie poradziliśmy i teraz też możemy sobie radzić, chyba że załamiemy ręce i krzykniemy „LOL, nic nie ma znaczenia”. Największym zmartwieniem związanym z fake newsami nie jest to, że ludzie w nie wierzą. Gorsze jest to, że przestali wierzyć w prawdziwe wiadomości (Prawda…, s. 289).

Samodzielne sprawdzanie wszystkiego jest niemożliwe. I nie chodzi o odległy „wielki świat” oraz o kosmiczne galaktyki. Zwykle niewiele tak naprawdę wiemy nawet o swym najbliższym otoczeniu. To napędza tendencję do kreacji domniemań oraz do samooszukiwania… Trzeba jednak komuś wierzyć, komuś zaufać, radzić sobie z rozmaitymi lękami. Może wobec tego istotne jest to przynajmniej, by mieć świadomość mechanizmów, którymi rządzi się ludzki mózg w staraniach o przetrwanie (ewolucja wie, co robi, zwierzęta też nieźle sobie radzą z kamuflażem i oszukiwaniem) i zachowywać jakąś kontrolę nad swoimi przeświadczeniami oraz swoją pewnością co do tego, jak się rzeczy mają…

Tu dodajmy, że poszerzenie tego rodzaju refleksji przynosi inna jeszcze, rok wcześniej u nas wydana praca Phillipsa – Ludzie. Krótka historia o tym, jak spieprzyliśmy wszystko (przeł. Maria Gębicka-Frąc, Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2019). Znaleźć w niej można objaśnienie zachowań związanych z dysonansem poznawczym, więc odpowiedź na pytanie, dlaczego ludzie kurczowo wręcz trzymają się raz wybranych opcji, poglądów, punktów widzenia, choć gołym okiem widać, że są w błędzie. W związku z tym warto też zajrzeć do książki Carol Tavris i Elliota Aronson Wszyscy błądzą (ale nie ja). Dlaczego usprawiedliwiamy głupie poglądy, złe decyzje i szkodliwe działania (Wydawnictwo Smak Słowa, przeł. Agnieszka Nowak, Sopot 2007). Ta lektura dostarcza na przykład całych rejestrów samousprawiedliwień stosowanych przez znanych polityków. Ci nigdy niczego nie zawalają, najwyżej ich administracje okazują się z nagła do niczego. Niezła zabawa, gdyby nie była taka smutna…

Co zaś powiedzieć na koniec prezentacji takich lektur? Może to, że dobrze byłoby pamiętać, iż wytwarzanie kitu w opisywanych przykładach, jak i w ogóle konstruowanie naszych wyobrażeń o świecie, odbywa się za pomocą języka. Całą tę stosowaną przez nas ściemę i cały produkowany kit jakoś trzeba przecież wyrazić. Inaczej mówiąc, taki świat, jaki język. Mogliby to kiedyś wreszcie wziąć pod uwagę ci, którzy tworzą szkolne programy z bezustannie powielanym przeświadczeniem, że recytacja gramatycznych reguł wszystko w sprawie nauki języka, więc i rozumienia świata oraz samych siebie załatwia. Nie załatwia niczego.  Dobrze byłoby też pamiętać, że celowo kreowana fikcja służy literaturze pięknej i w tym akurat przypadku im ściema lepsza, tym potężniejsza i bardziej wiarygodna wynikająca z niej prawda. Trudno, jak widać, o całkiem jednoznaczne ustalenia na tym najlepszym ze światów…

1 thought on “15.04.21. Kit i ściema na okrągło

  1. Świetny tekst, inspirujący. Wpisuję tą książkę na listę ksiązek do przeczytania. Dziękuję.

Comments are closed.

O autorze

Zapiski na marginesach starych i nowych lektur

Fot. Wikimedia

Fot. Franciszek Vetulani

Zofia Agnieszka Kłakówna – mieszka w Krakowie, polonistka, literaturoznawczyni, od zawsze i stale zajmuje się problemami edukacji — w teorii i w praktyce, w różnych rolach, w różnych szkołach, w różnych miejscach, w Polsce i poza jej granicami, jest autorką paru książek na ten temat, współautorką koncepcji edukacyjnej i odpowiadających jej podręczników pod nazwą To lubię! Sztuka pisania, przez wiele lat redagowała czasopismo „Nowa Polszczyzna”. Zdaniem recenzentów jej prac – „skrajna indywidualistka, która przedziwnym sposobem prawie zawsze pracuje w zespole”. 

Wszystkie zapiski