2.02.23. O demokracji

Stan rozmaitych wymiarów rzeczywistości, o których decyduje polityka w krajach o zadeklarowanym ustroju demokratycznym, zdaje się dziś najwyraźniej i nie tylko w Polsce „rozumowi bluźnić” – gdyby do zjawisk serwowanych przez zawodników aktywnie występujących aktualnie na politycznych ringach odnieść słowa ze znanej ballady Mickiewicza. Znaczące okazują się przy tym z reguły: gra indywidualnych oraz partyjnych interesów, bliskie feudalizmowi relacje wewnątrzpartyjne, poglądy ludzi przekonanych, że publikowanie komentarzy w mediach cyfrowych równa się demokracji bezpośredniej, lęki tych grup społecznych, które z różnych powodów łatwo ulegają uproszczonym wizjom świata i boją się zmian.

Wszystko to skutkuje rozbuchanym populizmem, polaryzacją poglądów, kulturowymi wojnami, próbami zaprowadzania autorytaryzmu i kolonizowania poszczególnych państw. Ujawnia się zaś dość powszechnie. Także tam, gdzie, można by sądzić, demokracja ugruntowana jest solidnie i od dawna.

 Jeśli ktoś chciałby podjąć wobec tego głębszy namysł nad wyliczanymi wyżej zagadnieniami i szuka także narzędzi-kategorii objaśniających niepokojące zjawiska współczesnego świata, dobrze byłoby może zajrzeć do książek autora, który specjalizuje się w historii oraz teorii myśli politycznej, a ze szczególną uwagą bada problem demokracji i populizmu. Na takie zapotrzebowanie odpowiada swymi pracami na przykład Jan-Werner Müller – aktualnie profesor nauk politycznych na Uniwersytecie w Princeton. W polskim tłumaczeniu ukazały się cztery jego książki: Co to jest populizm? (2017), Przeciw demokracji. Idee polityczne XX wieku w Europie (2017), Strach i wolność. O inny liberalizm (2021) i ostatnio – Demokracja rządzi (grudzień 2022). Właśnie o tej ostatniej będzie dalej mowa (przeł. Tomasz Sawczuk, Fundacja Kultury Liberalnej).

Szachownica na okładce książki Müllera bije w oczy i swoje w kontekście jej tytułu znaczy. Wskazuje bezsprzecznie, że mamy do czynienia z grą. Naturalne powinny być w związku z tym pytania o to, kim są gracze, kto ich desygnuje, kogo reprezentują, kto graczom kibicuje, co oznacza wygrana jednych lub drugich, jak zwycięzcy budują relacje ze swymi zwolennikami, a także z przegranymi. Przede wszystkim zaś istotne wydaje się pytanie o to, czy podczas gry respektowane są jej twarde reguły zgodnie z tym, czego wymagają zarówno szachy, jak i demokracja.

Podstawą do prezentowanych w książce rozważań są wydarzenia obserwowane w Ameryce pod prezydenturą Trumpa, brytyjski Brexit, a także działania przywódców Węgier, Turcji, Polski czy Brazylii. Padają nazwiska Orbána, Erdoğana, Kaczyńskiego, Morawieckiego, Bolsonaro, Modiego, Netanjahu czy Putina, postrzeganego jako ewidentny wzorzec dla wcześniej wymienionych. Wynika z tego, że demokracja jest bez wątpienia w kryzysie, a stąd pytanie, co w dalej… Obszerniej zaś założenia, zawartość i przesłanie całej pracy Müllera zapowiada jej polski redaktor, Jarosław Kuisz w Przedmowie zatytułowanej Wojna i demokracja. Pisze:

Liberalni demokraci przypomnieli sobie starą prawdę, że ustrój, który wciąż tak magnetycznie działa na ludzi z różnych stron globu, w istocie jest projektem kruchym. I o tym właśnie traktuje niniejsza książka. […]
Od kilku lat Jan-Werner Müller prowadzi swoistą „krucjatę pojęciową”, a mianowicie w XXI wieku w obliczu rozlewającego się populizmu i związanej z nim polaryzacji przypomina, co w ogóle oznaczają podstawowe terminy demokratycznego słownika.
Najbardziej zastanawiające dla autora pozostaje bowiem to, że chociaż od ideologii liberalizmu opędza się współcześnie wielu – to niemal wszyscy politycy chcą uchodzić za demokratów, nawet za cenę oczywistego kłamstwa. […] W najnowszej książce Müller koncentruje się […] na problemie utrzymania demokracji przy życiu w warunkach przemian technologicznych i społecznych pierwszych dekad XXI wieku.
Prowadzone od rana do wieczora ataki na liberalizm sprawiły, że pod znakiem zapytania stanęła sama demokracja. Ograniczanie przeciwnikom politycznym wolności słowa w mediach publicznych, korzystanie ze wspólnych wszystkim obywatelom zasobów państwowych na rzecz jednego tylko obozu politycznego, uciekanie się w czasie kampanii wyborczej do inwigilacji konkurentów za pośrednictwem nowych technologii (takich jak program Pegasus) i parę innych zjawisk pozwala, niestety, podać w wątpliwość prawidłowość samego przeprowadzania wyborów w Polsce.
„Demokracja rządzi” to książka ważna, bo przypomina nam o znaczeniu demokratycznej infrastruktury, konieczności trwania demokratycznych instytucji, które gwarantują możliwość przeprowadzania uczciwych wyborów oraz istnienie zróżnicowanych opinii. Co jednak nie mniej istotne, Müller rozprawia się ze złudzeniami dotyczącymi możliwości budowania demokracji bezpośredniej, które miałyby się pojawić po ewentualnym opadnięciu fali populizmu narodowego. […]
Media społecznościowe przynoszą wielu obywatelom złudzenie, że biorą udział w demokracji bezpośredniej, że poświęcają czas na coś istotnego. Nic bardziej błędnego, wydaje się nam mówić Müller – bez realnych instytucji demokratycznych będziemy co najwyżej bujać w wirtualnych chmurach.
Niniejsza książka w dużej mierze poświęcona jest uświadomieniu sobie, gdzie dziś znajduje się liberalna demokracja, jakie ma kłopoty i skąd – pomimo wszystko – jej zwolennicy mogą czerpać nadzieję (Demokracja rządzi, s. 9-11).

W książce Müllera zainteresowani pomiędzy Wstępem a Kodą znajdą trzy znacząco zatytułowane części: Demokracja na niby…, Realna demokracja… i Nowe otwarcie.

Wstęp otwiera uwaga absolutnie zasadnicza dla całości rozważań prowadzonych przez autora. „Wszystkim się wydaje, że demokracja jest w kryzysie – lecz ilu spośród nas ma pewność, czym właściwie jest demokracja?” (Demokracja rządzi, s. 15). No właśnie…

Dalej znajdziemy okazję do namysłu nad tym, co w ogóle oznacza słowo kryzys i na czym polega kryzys w omawianym kontekście, a także co wiąże się z pojęciem ludu – istotnym zwłaszcza wobec sytuacji politycznego wykluczania i dzielenia ludzi na lepsze i gorsze sorty. Tu wspomniany zostanie na przykład „atak Jarosława Kaczyńskiego na tych Polaków, którzy mają według niego zdradę w genach” (jw., s. 36). Nieoczywiste okażą się też pojęcia populizmu, nacjonalizmu, faszyzmu, nazizmu, rasizmu… Tego rodzaju dociekania Kuisz w swej Przedmowie określa niezbyt zręcznie mianem „swoistej krucjaty pojęciowej” prowadzonej przez Müllera. Rzecz w tym, że krucjaty mają raczej negatywne nacechowanie. Tymczasem fakt, że posługujemy się takimi samymi słowami, niekoniecznie oznacza, że to samo mamy na myśli i przede wszystkim, że niekoniecznie idą za tym takie same wizje rzeczywistości. Formuła Wittgensteina o tym, że „granice mojego języka wyznaczają granice mojego świata”, stale pozostaje w mocy. W jednej ze współczesnych powieści przeczytamy wręcz, że „ludzie nie mieszkają w kraju, mieszkają w języku” (Jaume Cabré, Wyznaję, przeł. Anna Sawicka,  Wydawnictwo Marginesy, s. 27)…

Dociekanie i uzgadnianie sensu słów używanych do opisu rzeczywistości jest w każdym razie kwestią podstawową, gdy chodzi o wspólne sprawy. Jej pomijanie powoduje, że „język myśli za nas”, sprowadzając problemy zasadnicze do „drętwej mowy”. Zjawiska te objaśniała w swoim czasie precyzyjnie – choć, niestety, nie bez ideologicznego zacietrzewienia skierowanego przeciwko współczesnym tendencjom kulturowo-językowym – francuska filozofka, Chantal Delsol, w książce Nienawiść do świata. Totalitaryzmy i ponowoczesność (przeł. Marek Chojnacki, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 2017). W rozdziale, którego tytuł jest drobną parafrazą z Schillera –  „Język, który myśli za ciebie” – pisała mianowicie:

Drętwa mowa pojawia się wszędzie, w każdym razie wszędzie tam, gdzie istnieje sfera publiczna i opinia publiczna. Władze autokratyczne muszą oszukiwać opinię publiczną, ale władze demokratyczne muszą ją uwodzić. I tu, i tam stosuje się w tym celu te same środki – i to do tego stopnia, że zaciera się granica pomiędzy uwodzeniem a oszukiwaniem. […] Każda władza polityczna (rządowa lub władająca za pomocą wpływu) stara się nadzorować opinię publiczną poprzez kontrolę języka.  Istnieją jednak granice, po których przekroczeniu należy zadać pytanie, czy myśl jest jeszcze wolna. […]
Żaden język nie ujmuje rzeczywistości wprost; zawsze ją interpretuje. […] Drętwą mowę cechuje przede wszystkim używanie w nieskończoność tych samych słów, które szybko się banalizują i wkrótce już nic nie znaczą. Jest to język stereotypów, język pełen słów wytrychów i pustych formuł, charakteryzujący się nadmiernym użyciem słów zbyt niejasnych i zbyt ogólnych. Dziś są to takie słowa, jak: wolność, pokój, równość, prawo do tego czy tamtego, formuła „dla wszystkich” itd. […] Za brakiem precyzji kryją się gotowe doktryny narzucane uczestnikom życia publicznego (Nienawiść do…, s. 280-281).

W książce Müllera zainteresowani zapraszani są w każdym razie do refleksji o tym, co naprawdę znaczą pojęcia opisujące, czym demokracja jest i na czym polega skomplikowanie istotnych dla niej zasad. Wiążą się z tym pytania:

Co jest naprawdę niezbędne dla demokracji? Czy chodzi o jedną cechę, a może o więcej? Czy chodzi o wybory, zbiór podstawowych praw, takich jak wolność słowa, a może o bardziej ulotną kwestię zbiorowych postaw, na przykład skłonność obywateli do traktowania siebie nawzajem z szacunkiem? (Demokracja rządzi, s. 17).

Znajdziemy w tej pracy także analizy rozlicznych przykładów, które świadczą o zwyrodnieniach demokracji. I – co najważniejsze – sugestie sposobów przejścia od tego, co „na niby”, do tego, co „na serio”.  Wiąże się nimi (1) konieczność „pożegnania się” z myślą o nieuchronności demokracji, więc z taką wizją rozwoju świata, która jakiś czas temu, po upadku żelaznej kurtyny, wielu wydawała się pewna, przynajmniej w odniesieniu do państw Zachodu, oraz (2) pogodzenia się w konsekwencji z postrzeganiem demokracji w kategoriach, które z powołaniem na specjalistyczne badania Müller określa jako „instytucjonalną niepewność”. Tak o tym pisze:

Ta nieporęczna formuła zawiera głęboką prawdę: wyniki polityczne – przede wszystkim wynik wyborów – muszą być niepewne. Jeśli ktoś chce myśleć, że wszystko jest z góry jasne, to ma do dyspozycji: Koreę Północną, gdzie oficjalni kandydaci otrzymują dosłownie 100 procent głosów; podobnie inne dyktatury, takie jak Azerbejdżan, gdzie w 2013 roku wyniki wyborów zostały przypadkowo opublikowane na dzień przed głosowaniem w aplikacji iPhone’a; albo Trumpa, który ogłosił zwycięstwo, gdy miał chwilową przewagę w policzonych głosach i zarządził zaprzestanie ich liczenia […].
Niepewność nie jest tożsama z chaosem czy przypadkowością, ponieważ z konieczności jest zinstytucjonalizowana (w końcu wynik wojen domowych również może być niepewny, ale takie wojny nie są zinstytucjonalizowane). Reguły muszą umożliwiać, jak i powstrzymywać konflikt […]. Procedury muszą dawać przegranym prawo do wypowiedzenia się, a wygranym możliwość wprowadzenia swojego programu w życie, a przy tym nie tylko pozwalać na zamianę miejsc między przegranymi i wygranymi, ale także na to, by z czasem do gry wchodzili nowi zwycięzcy i przegrani ((Demokracja rządzi, s. 129-130).

Możliwość naprawy demokracji łączy Müller z koniecznością „powrotu do pierwszych zasad”. Pisze:

Powróćmy do czegoś podstawowego, raz jeszcze riduzione verso il principio: demokracja ma dwoistą naturę, lub, mówiąc inaczej, dwa główne ośrodki. Po pierwsze, wymaga konkretnej przestrzeni (i czasu) dla zbiorowego podejmowania wiążących decyzji – dla wyrażenia woli politycznej poprzez stanowienie prawa: większość decyduje, po tym jak opozycja miała możliwość wypowiedzenia się. Z drugiej strony, potrzebna jest przestrzeń do ciągłego kształtowania się opinii i sądów politycznych w skali całego społeczeństwa: każdy może się wypowiedzieć, w mniej lub bardziej dowolnym momencie.
Podejmowanie decyzji wymaga procedur… (Demokracja rządzi, s. 158).

Te „pierwsze zasady” wiążą się z pilnowaniem infrastruktury krytycznej, w tym poprawnego działania państwowych instytucji, a także z regułami funkcjonowania partii politycznych, więc między innymi z koniecznością demokracji wewnątrzpartyjnej, jak również z organizowaniem prawyborów czy referendów…

Książka Müllera warta jest w każdym razie przestudiowania i nawet tym, którzy zwykle nie wybierają lektur dotyczących myśli politycznej, przydadzą się oferowane w niej narzędzia do oceny otaczającej nas rzeczywistości – narzędzia wolne od wyłącznie emocjonalnego nacechowania. Książka ta może też dostarczyć impulsów tym, którzy zajmują się w rozmaitych zakresach próbami prowadzenia rzetelnej edukacji obywatelskiej. Ta zaczyna się zwykle w domu, ale bez wątpienia znajduje taką lub inną kontynuację w szkole. Wydaje się więc, że ludziom odpowiedzialnym za kształt oświaty w naszym kraju po lekturze książki Müllera łatwiej byłoby zrozumieć, że dobrze jest w ramach takiej edukacji wychodzić od teraźniejszości, brać pod uwagę i poddawać analizie konkretny, znany kontekst, w którym zachodzą konkretne procesy, możliwe do obserwowania na bieżąco. I że konieczne jest przy tym podejmowanie rzetelnego namysłu nad wyobrażeniami o roli cyfrowej technologii w kształtowaniu demokratycznych relacji. Wszystko zaś po to, by wspierać myślenie i rozumienie dookolnego świata, a nie poprzestawać na prostym etykietowaniu rozmaitych zjawisk.

O autorze

Zapiski na marginesach starych i nowych lektur

Fot. Wikimedia

Fot. Franciszek Vetulani

Zofia Agnieszka Kłakówna – mieszka w Krakowie, polonistka, literaturoznawczyni, od zawsze i stale zajmuje się problemami edukacji — w teorii i w praktyce, w różnych rolach, w różnych szkołach, w różnych miejscach, w Polsce i poza jej granicami, jest autorką paru książek na ten temat, współautorką koncepcji edukacyjnej i odpowiadających jej podręczników pod nazwą To lubię! Sztuka pisania, przez wiele lat redagowała czasopismo „Nowa Polszczyzna”. Zdaniem recenzentów jej prac – „skrajna indywidualistka, która przedziwnym sposobem prawie zawsze pracuje w zespole”. 

Wszystkie zapiski