22.02.24. O niezależnym dziennikarstwie
„Stoimy na gruzach dawnego świata…” pisze w książce z 2022 roku, parę dni temu wydanej w polskim tłumaczeniu, Maria Ressa – filipińska dziennikarka w 2021 roku uhonorowana Pokojową Nagrodą Nobla za działania na rzecz obrony wolności słowa i demokracji.
Książka nosi tytuł Jak stawić czoła dyktatorowi. Opowieść z pierwszej linii frontu cyfrowej wojny informacyjnej (przeł. Tomasz Macios, Wydawnictwo Znak Koncept, Kraków 2024). Jest to swoista autobiografia zawodowej aktywności autorki. Ukazuje jej doświadczenia z perspektywy ról przez nią samą znacząco określanych jako symptomatyczne dla „Syzyfa i Kasandry w jednej osobie”.
Wynikają z tych doświadczeń i odpowiadających im studiów rozpoznania dotyczące sytuacji dziennikarstwa w konfrontacji z opresyjną władzą oraz wpływu technologii „jako wspólniczki” tak charakteryzowanej władzy na współczesny nam system informacyjny. Nietrudno przy tym rozpoznać w trakcie lektury opisów konkretnych zdarzeń i zjawisk z kraju, zdawałoby się, dalekiego, ich podobieństwo, wręcz identyczność, z dobrze nam znanymi sytuacjami z najbliższego, „własnego podwórka” – jak choćby z tymi, które związane były z kupowaniem respiratorów w trakcie pandemii, ale i z wieloma innymi…
Tworzenie warunków do działania dziennikarstwu prawdziwie niezależnemu, to jest skupiającemu uwagę na faktach i rzetelności źródeł informacji, rzeczywiście wymaga pracy syzyfowej. W żadnym razie zaś nie wiąże się ta praca ze sprowadzaniem dziennikarskich mediów do miana „naszych”. Bez znaczenia pozostają tu ustalenia, kto oraz z jakich powodów ową „naszość” chce definiować.
Stworzenie opisywanych warunków jest jednak możliwe, jak dowodzi historia Marii Ressy Zakres oddziaływania cyfrowych mediów aktualnie wywołuje jednak figurę Kasandry. W pewnym momencie Ressa nie bez kozery pisze więc: „Tę książkę powinien przeczytać każdy, kto uważa demokrację za coś danego raz na zawsze”. Siebie zaś i swą pracę przedstawia tak:
Nazywam się Maria Ressa. Jestem dziennikarką od ponad trzydziestu sześciu lat. Urodziłam się na Filipinach, dorastałam i zdobywałam wykształcenie w New Jersey, a po studiach, pod koniec lat osiemdziesiątych wróciłam do kraju. Związałam się zawodowo z CNN, w latach dziewięćdziesiątych stworzyłam i prowadziłam dwa oddziały tej stacji w Azji Południowo-Wschodniej. To była epoka świetności CNN i ekscytujący czas dla międzynarodowych dziennikarzy. Z mojego punktu obserwacyjnego w Azji Południowo-Wschodniej widziałam na własne oczy dramatyczne wydarzenia, które często zapowiadały to, co się stanie na całym świecie: narodziny ruchów demokratycznych w byłych krajach kolonialnych, przerażający rozwój islamskiego terroryzmu na długo przed 11 września, nową klasę demokratycznie wybranych despotów zmieniających swoje kraje w quasi-dyktatury, i niesamowitą obietnicę i siłę mediów społecznościowych, które niestety odegrają wkrótce kluczową rolę w zniszczeniu wszystkiego, co jest mi drogie.
W 2012 roku wraz z innymi dziennikarzami założyłam na Filipinach internetowy serwis informacyjny Rappler. Miałam ambicję stworzenia w moim kraju nowego standardu dziennikarstwa śledczego, które wykorzysta platformy mediów społecznościowych do budowy wspólnot działania na rzecz lepszych rządów i silniejszej demokracji. W tamtym czasie szczerze wierzyłam w zdolność mediów społecznościowych do czynienia dobra na świecie. Korzystając z Facebooka i innych platform, mogliśmy pozyskiwać od ich użytkowników najświeższe informacje, znajdować kluczowe źródła i wskazówki, wspólnie działać na rzecz praworządności i przeciw zmianom klimatycznym, a także pomagać w poszerzaniu wiedzy wyborców i zachęcać ich do uczestnictwa w wyborach. Szybko odnieśliśmy sukces, ale w piątym roku istnienia Rapplera przestano chwalić nasze pomysły i staliśmy się celem ataków rządu – tylko dlatego, że nadal wykonywaliśmy swoją dziennikarską pracę: mówiliśmy prawdę i rozliczaliśmy władze.
W Rapplerze demaskowaliśmy korupcję i manipulację nie tylko w rządzie, ale coraz częściej także w firmach technologicznych, które powoli zdominowały nasze życie. Od 2016 roku zaczęliśmy nagłaśniać bezkarność na dwóch frontach: wojny narkotykowej prezydenta Rodriga Dutertego i Facebooka Marka Zuckerberga.
Pozwólcie, że powiem wam, dlaczego reszta świata powinna zwrócić uwagę na to, co dzieje się na Filipinach: rok 2021 był szóstym rokiem z rzędu, kiedy Filipińczycy – spośród wszystkich ludzi na całym globie – spędzili najwięcej czasu w internecie oraz mediach społecznościowych. Mimo niskiej prędkości transferu danych w 2013 roku mieszkańcy mojego kraju umieścili na YouTubie najwięcej filmów, przodowali także w pobieraniu ich z tego serwisu. Cztery lata później 97 procent obywateli Filipin korzystało z Facebooka. Kiedy w 2017 roku powiedziałam o tych statystykach Markowi Zuckerbergowi, przez chwilę milczał. „Poczekaj Mario – odpowiedział w końcu, patrząc mi prosto w oczy – a co robi pozostałe 3 procent?”
Wtedy rozbawił mnie ten niewyszukany żart. Teraz już się nie śmieję (s. 16-17).
Ressa mówi zatem – gdyby rozszerzyć tę autoprezentację o dalsze uwagi z początkowych stron książki – o dziennikarstwie, którego zadaniem jest bezwzględna koncentracja uwagi na faktach, podczas gdy „boska moc technologii” – pozbawiona mechanizmów kontroli i równowagi, puszczona na żywioł ze względu rozmaite interesy motywowane dążeniem do władzy oraz gromadzenia pieniędzy:
- umożliwia prowadzenie wojny informacyjnej;
- pozwala rozprzestrzeniać się wirusom kłamstwa i manipulacji;
- uprawomocnia bezkarność online przeradzającą się w bezkarność offline;
- rozwija tendencje do stosowania przemocy, wywoływania lęków i nienawiści, nastawiania jednych przeciwko drugim;
- służy niszczeniu praworządności;
- fabrykuje całkiem nową rzeczywistość;
- odbiera sens rozmaitym znaczącym przedsięwzięciom ludzkim;
- geopolitycznym mocarstwom daje sposoby na to, by manipulować każdym z nas indywidualnie;
- przyspiesza dochodzenie do władzy autorytarnych przywódców i dyktatorów;
- w konsekwencji kształtuje sytuację, w której demokracja staje się martwa.
Maria Ressa od dawna płaci za swą nieugiętą postawę niezliczonymi oskarżeniami ze strony władz, procesami i aresztowaniami. Chociaż ma podwójne obywatelstwo – filipińskie i amerykańskie – nie wyjeżdża jednak z kraju swego pochodzenia. Po jednej z rozpraw sądowych mówiła zgromadzonym tam dziennikarzom: „Chcę mieć pewność, że zrobiłam wszystko, co mogłam. Nie będziemy unikać walki. Nie będziemy się chować. Nie damy się złamać” (s. 242).
Przedmowę do przedstawianej książki napisała Amal Clooney, adwokatka Ressy i doradczyni Rapplera. Czytamy w niej:
W autokracji przeciwnikiem dziennikarza jest państwo. To ono stanowi prawo, kontroluje policję, zatrudnia prokuratorów i buduje więzienia. Dysponuje armią botów aktywnych online, aby podważać zaufania do każdego, kogo uzna za wroga, i oczernić go. Ma moc odbierania koncesji nadawcom i blokowania witryn internetowych. Żeby przetrwać, musi przede wszystkim kontrolować przekaz. Istnienie autorytarnej władzy zależy od dbałości o to, by historia miała tylko jedną wersję.
Jak powiedział kiedyś słynny filozof, nie ma większej tyranii niż ta, która działa pod osłoną prawa i w imię sprawiedliwości (s. 11, wyróżnienie – zak).
Na przestrzeni dziejów niejednokrotnie próbowano brutalnie uciszać najważniejsze głosy w społeczeństwie. Gandhi, Nelson Mandela i Martin Luther King stanęli przed sądem, ponieważ krytykowali ówczesne władze w swoich krajach. […]
Walka Marii definiuje nasze czasy. Dane z ostatnich lat pokazują, że na całym świecie trafia do więzień i zostaje zamordowanych więcej dziennikarzy niż kiedykolwiek wcześniej, odkąd zaczęto te przypadki rejestrować. Jest też dziś więcej państw autokratycznych niż demokratycznych.
Dlatego Maria nie chce opuścić kraju i robi wszystko, by oczyścić się ze stawianych jej zarzutów. Wie, że niezależny głos, taki jak jej własny, zawsze ma wartość, ale staje się niezbędny, gdy inni milczą. Jest wsparciem dla każdego, kto ośmieli się mówić. Ponieważ jeśli Marii, obywatelce Stanów Zjednoczonych i laureatce Pokojowej Nagrody Nobla, grozi więzienie za to, że wykonuje swoją pracę, to czego mogą się spodziewać inni? (s. 12).
Jest w książce Ressy rozdział szczególny i nie tylko dlatego, że opisuje w nim autorka moment, gdy odebrała telefon z Komitetu Noblowskiego. Rozdział ten nosi tytuł Dlaczego faszyzm wygrywa. Jest swoistą przestrogą. Zwraca uwagę na fakt, że polityczne zmiany nie są wieczne. Zawiera między innymi opowieść o tym, jak na Filipinach w 2022 roku władzę zdobył syn Markosa, dyktatora z lat 1965-1986. Czytamy:
Prawie trzydzieści lat po tym, jak jego rodzina została odsunięta od władzy przez rewolucję siły ludu i po tym, jak jego ojciec uwięził i zamordował tysiące ludzi i zrabował 10 miliardów dolarów ze skarbu państwa, Markos wracał (s. 280).
W tym kontekście uwadze zainteresowanych takimi problemami warto polecić wydaną w styczniu książkę Skąd ten faszyzm? polskiego filozofa i tłumacza z Uniwersytetu Warszawskiego Michała Herera (Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2024). Zamieszczona na okładce tej pracy nota Andrzeja Ledera następująco określa przedmiot i rezultat refleksji jej autora:
Jakiego rodzaju fenomenem jest faszyzm? Antynowoczesnym, bo tak brzmią jego hasła, czy stanowiącym kwintesencje procesów modernizacyjnych, jak chce wielu? Mieszczańskim, czy raczej żerującym na buncie przeciw cnotom bourgeois? Wreszcie, najważniejsze zapewne: ucieleśniającym kapitalizm, czy będącym przejawem jego kryzysu? A może jest po prostu niepowstrzymaną wolą władzy? Michał Herer cierpliwie przeprowadza nas przez argumentację na rzecz każdej z tych opcji, by w końcu pokazać swoje własne rozumienie tego, co w dzisiejszym faszyzmie jest dla nas najniebezpieczniejsze. Niepokojące.
Kolejna nota okładkowa prezentuje zdanie Przemysława Wielgosza na temat książki Herera. Rozpoczyna się zaś od parafrazy hasła znanego kiedyś powszechnie:
Widmo faszyzmu krąży nad światem. I zdaje się tym groźniejsze, im bardziej liberalne społeczeństwa są wobec niego bezradne. Esej Michała Herera jest niczym łyk świeżego powietrza i obietnica wyjścia z impasu. Odsłania logiki brunatnienia społeczeństw mieszczańskich tam, gdzie bardzo nie chcemy go widzieć, autor zarazem daje czytelnikom narzędzia pozwalające te logiki zakłócać, podważać, a nade wszystko rozbrajać ich polityczne konsekwencje. Rzecz bardzo potrzebna, aktualna, a zarazem mocno niepokojąca.
Przy okazji dodam, że o innych pracach na temat faszyzmu była już kiedyś w tych Zapiskach mowa (zob. tekst pt. Powtórki z historii z 17.03.2022). Wracając zaś do historii Marii Ressy, trzeba dodać, że Pokojową Nagrodą Nobla została ona uhonorowana wespół z Dmitrijem Muratowem, Rosjaninem, współtwórcą i redaktorem naczelnym założonej w Moskwie w 1993 roku liberalnej „Nowej Gaziety”. Muratowowi – podobnie jak Rossie – nagrodę przyznano za pracę na rzecz wolności słowa i demokracji. Redagowane przez niego pismo miało oczywiście rozmaite kłopoty w czasie swego istnienia. Muratow podejmował w nim bowiem takie kwestie, jak korupcja rządu, wyborcze fałszerstwa czy łamanie praw człowieka, publikował przy tym teksty Anny Politkowskiej prześwietlające działania Putina. Sam był zresztą kiedyś korespondentem relacjonującym to, co działo się w Czeczenii.
Licencję prowadzonemu przez niego pismu odebrano w roku 2022. Samego Muratowa wpisano zaś we wrześniu 2023 roku na listę zagranicznych agentów, którzy – jak władze twierdzą – na zamówienie obcych mocarstw biorą pieniądze za tworzenie negatywnych opinii o rosyjskiej polityce. Chodziło o to, że Muratow napiętnował rosyjską napaść na Ukrainę, a na dodatek wystawił w marcu 2022 roku swój noblowski medal na aukcji charytatywnej, przeznaczając uzyskaną zań kwotę w całości (103 miliony USD) na pomoc ukraińskim dzieciom. Władza musi kontrolować przekaz i pilnować, by historia miała jedną tylko wersję – powtórzmy za Amal Clooney. Sprawdza się to – jak mamy ostatnio okazję obserwować – w związku z zamordowaniem Aleksieja Nawalnego i w reakcji na ten fakt przyjaciela Putina, niejakiego Trumpa.
Książka Ressy w ma w oryginale tytuł How to stand up to a dictator. Polskie tłumaczenie Jak stawić czoła dyktatorowi brzmi jakby chodziło o akt jednorazowy i skuteczny. Zdaje się jednak, że bliższe relacjonowanym w książce działaniom byłoby wyrażenie „stawiać czoła”, więc takie, które sugeruje konieczność podejmowania akcji w rodzaju opisywanych przez Marię Ressa wielokrotnie, systematycznie i nieustannie. Rzetelne dziennikarstwo – stawiające na fakty i wiarygodność dobrze sprawdzonych źródeł informacji oraz niezależność od oczekiwań autokratów – stale bowiem bywało i bywa zagrożone. Dziś jednak, gdy możliwości mediów cyfrowych w zasadniczy sposób mogą autokracji służyć, to zagrożenie jest nad wyraz niebezpieczne.
Rozeznanie w zagadnieniach ukazywanych w książkach dziś przedstawianych powinna oczywiście dawać obywatelska edukacja humanistyczna. Powinna, gdyby tylko jej projektowanie nie sprowadzało się do wpisywania i wykreślania rozmaitych tekstów z listy lektur oraz „przekazywania” określonych wiadomości. Gdyby poza tym nie wiązało się to z przekonaniem, że dobra edukacja polega głównie na wiernym repetowaniu gotowych ustaleń na rozmaite, znaczące tematy. Przecież zamiast rozmawiać na podstawie lektury dobrze wybranych fragmentów W pustyni i w puszczy o problemach kolonializmu, lepiej powieść po prostu usunąć z edukacyjnej przestrzeni. Nie ma tekstu, nie ma sprawy, trzeba zdać egzamin. I tak dalej, i tym podobnie…