O różnych sposobach rozpoznawania prawdy...

W kontekście aktualnych donosów rzeczywistości oraz napędzających je wypowiedzi polityków godna szczególnej uwagi wydaje się dziś pewna lektura z 2018 roku. Chodzi o ostatnią książkę chorującego na stwardnienie zanikowe boczne światowej sławy kosmologa, Stephena Hawkinga (1942-2018), to jest o Krótkie odpowiedzi na wielkie pytania (przeł. Marek Krośniak, Wydawnictwo Zysk i S-ka).

Rejestr pytań, nad którymi umierający Hawking się zastanawiał, widnieje od razu w spisie treści tej niewielkiej książeczki. Czytamy więc, że mowa będzie o tym, co w ogóle stanowi specyfikę takich pytań, dlaczego je zadajemy, a nawet dlaczego musimy je zadawać. Następnie zaś o tym, czy istnieje Bóg, jak się ten nasz wszechświat zaczął, czy istnieją w nim poza nami jakieś inne istoty rozumne, czy da się przewidywać przyszłość, co jest wewnątrz czarnej dziury, czy możliwa jest podróż w czasie, czy ludzkość przetrwa na Ziemi, czy powinniśmy skolonizować kosmos albo czy sztuczna inteligencja zdominuje ludzką i czy możemy naszą przyszłość kształtować… Prawie na wejściu znajdziemy też zdanie, które zdaje się nadawać proporcje wszelkim wyobrażeniom o międzyludzkich relacjach. To zdanie brzmi:

Gdy patrzymy na Ziemię z Kosmosu, widzimy siebie jako całość. Widzimy jedność, a nie podziały. Ten prosty obraz ma […] mocną wymowę – wszyscy żyjemy na jednej planecie (Krótkie odpowiedzi…, s. 29; wyróżnienie zak).

To oznacza, sygnalizował dalej Hawking, że planety naszej dotyczy wiele pytań…

na które koniecznie trzeba znaleźć odpowiedź. Będzie to wymagało nowego pokolenia, które wykaże zainteresowanie i zaangażowanie, jak również będzie obeznanie z nauką. Jak wyżywić nieustannie przyrastającą ludność świata? Zapewnić czystą wodę, produkować odnawialną energię, leczyć choroby i zapobiegać im oraz spowolnić globalne ocieplanie się klimatu?

I dodawał jeszcze:

Mam nadzieję, że nauka i technika dostarczą tu odpowiedzi, ale będą też potrzebni ludzie, jednostki mające odpowiednią wiedzę i pojmujące istotę problemów, aby wdrożyć te rozwiązania. Walczmy o to, by każda kobieta i każdy mężczyzna mogli wieść zdrowe i bezpieczne życie, pełne rozmaitych sposobności i miłości. Wszyscy jesteśmy podróżnikami w czasie, zdążającymi ku przyszłości. Ale musimy zjednoczonym wysiłkiem uczynić tę przyszłość miejscem, w którym naprawdę chcielibyśmy być (Krótkie odpowiedzi…, s. 48-49).

Tu warto by zaraz sięgnąć do esejów Paula Kingsnorth’a Wyznania otrzeźwiałego ekologa (przeł Tomasz Sikora, Wydawnictwo Ha!art Kraków 2024), w którym znajdziemy między innymi tekst dotyczący idei kolonizacji kosmosu, a także rozważania o tym, jak „pod przykrywką troski o planetę” słuszne idee ekologiczne zmieniają się w politykierstwo na usługach rozmaitych korporacji…

Tymczasem bowiem, gdy patrzeć z bliska, w ludzkim świecie wciąż, to jest zarówno w historii, jak i w naszej współczesności, natrafiamy przede wszystkim na różnie motywowane podziały i „długie trwanie” braku akceptacji dla odmiennych tożsamości. Skutków doświadczamy zaś bezpośrednio, na przykład tam, gdzie trwają wojny, albo poznajemy je z mniejszej lub większej odległości, obserwując ich konsekwencje. „Wiecznie to samo” – chciałoby się  powiedzieć, co nawet jakby wyraźniej widać za sprawą cyfrowych mediów.

Ostatnio na te podziały w zasadniczy sposób zdaje się wpływać stosunek do  problemów migracji i migrantów, a za tym idą rozróżnienia między swoimi i obcymi, a także między tutejszymi / swoimi niby, a jednak innymi – choćby dlatego, że reprezentują kogoś z grupy LGBTQIA. Skala różna, ale też nic nowego…

Wstrząsającą ilustrację „wiecznie tego samego”, którym jest w tym przypadku antysemityzm, dokumentuje opublikowane w czerwcu tego roku dwutomowe dzieło Joanny Tokarskiej-Bakir Kocia muzyka. Historia chóralna pogromu krakowskiego (Czarna Owca, Warszawa 2024, tom pierwszy przynosi opowieści o tytułowych wydarzeniach, tom drugi to dokumenty).

Pogrom na krakowskim Kazimierzu – zainicjowany roznoszoną w niesamowitym tempie na zasadzie plotki wieścią o mordowaniu przez Żydów polskich dzieci, których krew i poodcinane palce niektórzy podobno dopiero co widzieli w synagodze – miał miejsce 11 sierpnia 1945 roku. Można go „rozpatrywać  jako wydarzenie polityczne albo religijne, czyli tumult” (Kocia muzyka…, s. 565) – pisze autorka sygnalizowanej pracy, sposób opowiadania o nim charakteryzując następująco:

Metodę opowieści zapożyczam z pierwszego aktu pogromu. Będzie to kocia muzyka, wielogłos nieocenzurowanych świadectw, pokrewny temu, co Świetłana Aleksijewicz nazywa historią chóralną, choć w miejsce polifonii operujący raczej atonalnością. […] Ta historia nie jest podobna do tego, czego uczono nas w szkole, ale na pewno pomaga zrozumieć, dlaczego Żydzi stąd wjechali (Kocia muzyka…, s. 15).

A nieco dalej objaśnia:

Kocia muzyka to „hałasowanie wszystkim, co wydaje dźwięk, od pokrywek po gardło, to znana od średniowiecza forma dręczenia sąsiadów. To, co od końca lipca 1945 roku działo się pod synagogą Kupa przy Miodowej.

Od strony Warszauera do zapuszczonego ogrodu synagogi co piątek wdzierają się swawolnicy zbyt mali, by ich karać, ale zbyt dokuczliwi, by zlekceważyć. Rzucają kamienie, podpalają krzaki, wrzeszczą, piją, defekują. […]

Naprzeciw synagogi przy Miodowej 26 znajduje się schronisko. Mieszkają w nim ludzie, których już miało nie być: Żydzi (Kocia muzyka…, s. 32-33).

„Miało ich nie być”, a wracają na kiedyś zajmowane miejsca. Zaczęło się więc od donosu dwunastoletniego chłopca na temat postępowania Żydów z polskimi dziećmi – kto mu ten pomysł podsunął, przeczytamy w jego zeznaniach (tom 2., s. 56-60). Ostatecznie zaangażowało się w te skierowane przeciwko Żydom wydarzenia bardzo wielu ludzi, w tym sprawujących państwowe funkcje.   Od strzału oddanego przez zamknięte drzwi zginęła wtedy jedna osoba – Róża Berger, która właśnie wróciła z Auschwitz-Birkenau…   

Tokarska-Bakir, definiując pojęcie pogromu, pisze w związku z powyższym:

[W]brew temu, co ogłosiły nazajutrz gazety, nie był on wcale dziełem „mętów”. Suflowali go księża na kazaniach – o czym świadczą raporty WiN przytaczane w tej książce – pochwalali oficerowie podziemia […].

Pogrom nie jest dziełem „mętów” nawet wtedy, gdy „męty” go realizują. Jest normatywną, moralistyczną reakcją na potępianą formę zachowania dewiacyjnego, która uzyskała akceptacje elit, co zachęciło doły społeczne „do czynu”. Ludzie słuchają kazań i wypatrują przyzwolenia, a gdy je otrzymają, po swojemu naprawiają świat – wszak nie wolno Żydom zabijać polskich dzieci i oddawać ich krwi Armii Czerwonej (Kocia muzyka…, s. 565).

Dziś także nie brakuje u nas zachowań wynikających z antysemickich nastawień. Figura, którą analizował w swoim czasie René Girard (1923-2015) w książce Kozioł ofiarny (przeł. Mirosława Goszczyńska, Wydawnictwo Łódzkie 1987), całkiem nieźle się przy tym sprawdza. Pewną odpowiedź na pytanie, jak takie wydarzenia funkcjonują natomiast potem w naszej zbiorowej pamięci, przynosi za to wiersz Czesława Miłosza pt. Naród. Nie bez powodu cytowany niżej fragment tego właśnie utworu (zapisany, nawiasem mówiąc, bez odstępów między kolejnymi dwuwersami) stanowi motto poprzedzające relację z badań przeprowadzonych przez Tokarską-Bakir:

Najczystszy z narodów Ziemi, gdy osądza je światło błyskawic,
Bezmyślny a przebiegły w trudzie zwykłego dnia.

Bez litości dla wdów i sierot, bez litości dla starców,
Kradnący sprzed ręki dziecka skórkę od chleba.

Życie składa w ofierze, aby ściągnąć gniew niebios na wrogów,
Płaczem sierot i kobiet wroga poraża.

Władze oddaje ludziom o oczach handlarzy złotem,
Pozwala wznosić się ludziom o sumieniach zarządców bordelu.

Najlepsi jego synowie pozostają nieznani,
Zjawiają się tylko raz jeden, aby umrzeć na barykadach.

Gorzkie łzy tego ludu przerywają w połowie pieśń,
A kiedy milknie pieśń, mówi się głośno dowcipy.

W kątach izb cień przystaje i pokazuje serce,
Za oknem wyje pies do niewidzialnej planety.

Naród wielki, naród niezwalczony, naród ironiczny,
Umie rozpoznać prawdę, zachowując o tym milczenie.

(Tekst z 1945 opublikowany po raz pierwszy
w zbiorze Światło dzienne w 1953 roku;

Wychodzi na to, że wielkiemu poecie niejednoznacznie trochę rysował się kiedyś obraz naszego narodu. Dziś natomiast kultywowanie tendencji do milczenia na temat pewnych rozpoznań skutkuje tym, że o krakowskich pogromach mało kto z krakowian wspomina, o ile w ogóle o nich kiedykolwiek słyszał. Gdyby jednak w szkole rozprawiano o problemach, jakie poruszał w swej książce Hawking i analizowano to, o czym pisze Kingsnorth, a na lekcjach historii dopuszczano rozmowy o sprawach odkrywanych przez Tokarską-Bakir, to by przecież znaczyło, że w polskiej szkole zamiast „nauczać miłości do Ojczyzny”, uprawia się kult rozpusty opisanej w wierszu Głos w sprawie pornografii Wisławy Szymborskiej:

Nie ma rozpusty gorszej niż myślenie.
Pleni się ta swawola jak wiatropylny chwast
na grządce wytyczonej pod stokrotki.

Dla takich, którzy myślą, święte nie jest nic.
Zuchwałe nazywanie rzeczy po imieniu,
rozwiązłe analizy, wszeteczne syntezy,
pogoń za nagim faktem dzika i hulaszcza,
lubieżne obmacywanie drażliwych tematów,
tarło poglądów – w to im właśnie graj.

W dzień jasny albo pod osłoną nocy
łączą się w pary, trójkąty i koła.
Dowolna jest tu płeć i wiek partnerów.
Oczy im błyszczą, policzki pałają.
Przyjaciel wykoleja przyjaciela.
Wyrodne córki deprawują ojca.
Brat młodszą siostrę stręczy do nierządu.

Inne im w smak owoce
z zakazanego drzewa wiadomości
niż różowe pośladki z pism ilustrowanych,
cała ta prostoduszna w gruncie pornografia.
Książki, które ich bawią, nie mają obrazków.
Jedyna rozmaitość to specjalne zdania
paznokciem zakreślone albo kredką.

Zgroza, w jakich pozycjach,
z jak wyuzdaną prostotą
umysłowi udaje się zapłodnić umysł!
Nie zna takich pozycji nawet Kamasutra.

W czasie tych schadzek parzy się ledwie herbata.
Ludzie siedzą na krzesłach, poruszają ustami.
Nogę na nogę każdy sam sobie zakłada.
Jedna stopa w ten sposób dotyka podłogi,
druga swobodnie kiwa się w powietrzu.
Czasem tylko ktoś wstanie,
zbliży się do okna
i przez szparę w firankach
podgląda ulicę.Początek formularza

 

Dół formularza

(Wiersz z tomu Ludzie na moście,
pierwodruk „Twórczość” 1984, nr 3, s. 6-7,
w: Wiersze wszystkie, Znak, Kraków 2023, s. 440-441).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O autorze

Zapiski na marginesach starych i nowych lektur

Fot. Wikimedia

Fot. Franciszek Vetulani

Zofia Agnieszka Kłakówna – mieszka w Krakowie, polonistka, literaturoznawczyni, od zawsze i stale zajmuje się problemami edukacji — w teorii i w praktyce, w różnych rolach, w różnych szkołach, w różnych miejscach, w Polsce i poza jej granicami, jest autorką paru książek na ten temat, współautorką koncepcji edukacyjnej i odpowiadających jej podręczników pod nazwą To lubię! Sztuka pisania, przez wiele lat redagowała czasopismo „Nowa Polszczyzna”. Zdaniem recenzentów jej prac – „skrajna indywidualistka, która przedziwnym sposobem prawie zawsze pracuje w zespole”. 

Wszystkie zapiski

12.09.24. O geopolitycznych grach…

Na czele autokratycznego państwa „stoi złoczyńca, który kontroluje armię i policję. Wojsko i służby nieustannie grożą społeczeństwu zastosowaniem przemocy. Wśród obywateli są zarówno podli kolaboranci, jak i dzielni opozycjoniści.
(…) W XXI wieku taki obrazek niewiele ma wspólnego z rzeczywistością.

Czytaj »