27.03.25. Taniec św. Wita

Był to zupełnie niekontrolowany taniec, któremu z zapamiętaniem oddawały się publicznie grupy ludzi, doprowadzając się z wysiłku do omdlenia. Praktykowany był w Europie Zachodniej między XIV a XVII wiekiem. Uczeni dotąd się spierają o to, co było przyczyną zbiorowej psychozy.
Zjawisko to odrodziło się w ostatnich latach w Polsce. Z uporem i w amoku tańczy PiS i jego czciciele. I nieważne są tu figury taneczne…

Tak rozpoczyna się jeden z siedemdziesięciu siedmiu felietonów Janusza Andermana zestawionych w książce opublikowanej pod koniec stycznia tego roku przez Wydawnictwo Austeria (cytat: s. 167, styczeń 2023). Tytuł tego felietonu – Taniec św. Wita – sygnuje teraz także cały przywoływany zbiór tekstów. Obraz Stasysa Eidrigevičiusa na okładce swoje przy tym znaczy. Gdyby  jeszcze pamiętać o obrazach Pietera Bruegla Młodszego i przejrzeć odpowiednie hasła w Wikipedii, pojęcie o aktach  zbiorowego szaleństwa powodowanego prawdopodobnie przez pląsawicę, czyli chorobę układu nerwowego, która w przeszłości u tysiący ludzi z różnych krajów wywoływała zachowania określane  „taneczną manią”, „taneczną plagą” czy „epidemią tańca”, nabierze dodatkowej mocy…

Zebrane w książce felietony Andermana wcześniej czytać można było systematycznie od kwietnia 2021 do września 2024 roku na łamach „Dużego Formatu”, tj. magazynu „Gazety Wyborczej”. Ich formułę i stylistykę autor zgrabnie zapowiedział od razu na wejściu. W początkowej partii pierwszego tekstu – Słowa z powyrywanymi piórami – pisał:

Skrzydlate słowa to barwne wypowiedzi, które trwają i które przytaczamy. Choćby: „Co ma baba do anteny, jak dziad też ma skarpety”. Albo: „Gość w dom, żona w ciąży”. Według Homera to słowa, które lecą z ust do ust.
U nas skrzydlate słowa gromadzili i wydawali w księgach Henryk Markiewicz i Andrzej Romanowski (zob. wymienionych autorów Skrzydlate słowa. Wielki słownik cytatów polskich i obcych. Wydanie nowe poprawione i znacznie rozszerzone Wydawnictwo Literackie, Kraków 2005 – zak). Ich dzieło koniecznie należy kontynuować, bo przecież skrzydlate słowa klują się i wzlatują każdego dnia. Oczywiście mają one różną wagę i dlatego jedne poruszają się ciężkim lotem koszącym, inne natomiast swobodnie szybują w przestworzach.
Weźmy prosty przykład z dziedziny ekonomii: prawo Kopernika-Greshama, które mówi, że gorszy pieniądz wypiera  lepszy pieniądz. Owszem, dość udane, ciągle żyje i ma zastosowanie. Ale przytoczmy też inne prawo, zwane prawidłem Lecha Kaczyńskiego, które swą oczywistą oczywistością wstrząsnęło całym ekonomicznym światem: „Jeśli ktoś ma pieniądze, to znaczy, że skądś je ma”. Ważną  skrzydlatą myślą gospodarczą, która natychmiast po sformułowaniu stała się żelazną zasadą rządów PiS, popisała się  jako premier była wójt Brzeszcz Szydło: „Wystarczy nie kraść”.
Tak się składa, że autorami skrzydlatych słów są u nas osoby w taki czy inny sposób związane z PiS-em. To rzecz jasna nie dziwi, bo do PiS zlatuje się ptactwo wyłącznie wysokich lotów (Taniec…, s. 5; kwiecień 2021).

Adam Michnik w okładkowej nocie przywoływanej książki zwraca uwagę,  że

Anderman sporo pisze o polityce, choć nie polityka go interesuje, ale głupota. Triumfująca obecność głupoty w świecie polityki polskiej. Te felietony to kronika głupoty czasów III RP […].
Jego głos, jednoosobowego stronnictwa zdrowego rozsądku i rozsądnego humoru, opis skundlenia Prawdziwych Polaków i ofensywy agresywnej głupoty, to świadectwo, że nie zwariowaliśmy jeszcze wszyscy doszczętnie. Każdy z tych felietonów jest polemiczny, walczący, ale wolny od mowy nienawiści i błota oszczerstwa. Anderman posługuje się ironią, a nie wyzwiskiem, szpadą, a nie pałką. Jak Benia Krzyk z Babla: mówi mało, ale smacznie.

Nasycone ironią felietony Andermana rejestrują znaczące w polskiej polityce wydarzenia i zachowania PiS-owskich polityków. I byłoby to niewątpliwie zabawne, gdyby tylko nie okazywało się równocześnie porażająco smutne i gdyby nie wyłaniała się z tych obrazów żałosna – doprawdy – rzeczywistość. Chwilami bowiem wygląda nawet na to, że szalony taniec św. Wita, który przywołuje Anderman, nie tylko PiS-u dotyczy, że wciąga nas wszystkich i ogarnia dziś nadto cały wręcz świat, skutkując coraz większą polaryzacją poszczególnych społeczeństw. Ma to oczywiście związek z dostępem do mediów cyfrowych i niespotykanym dotąd tempem, zakresem oraz jakością  rozprzestrzeniania się poglądów oraz  opinii na dowolne tematy. 

Wobec takiej refleksji przychodzi od razu na myśl wznowiona niedawno (2024 rok) przez Bellonę Pochwała głupoty Erazma z Rotterdamu (przekład anonimowy). Tekst z 1509 roku. Upersonifikowana Głupota od pięciuset lat wciąż na nowo reklamuje w nim swoje walory, zachwalając hipokryzję, cynizm, arogancję czy językowe manipulacje polegające na odwracaniu znaczeń jako podstawy udanego życia. Ekspozycja figury Głupoty uwypukla oczywiście ironiczne spojrzenie autora na ludzkie wyobrażenia o świecie i godziwym życiu.

 Na taki sygnał z półeczki wyskakuje zaraz całkiem współczesna praca Justina Gregga Przekleństwo homo sapiens. Dlaczego myślenie zabija (przeł. Maria Grabska-Ryńska i Maciej Grabski, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2023). Była już o niej mowa w tych Zapiskach w tekście pt. Paradoks wyjątkowości z 7.09.2023). Warto poza tym zwrócić uwagę w tym kontekście na książkę amerykańskiego pisarza i dziennikarza,  Matta Taibbi’ego, Nienawiść sp. z o.o. Jak dzisiejsze media każą nam gardzić sobą nawzajem (przeł. Tomasz S. Gałązka, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2024). To reportaż. Dotyczy konkretnie Stanów Zjednoczonych Ameryki, ale opisane w nim mechanizmy doskonale funkcjonują także u nas. Pisze o nich na przykład Szymon Pękala, publicysta i twórca kanałów Wojna idei oraz Szymon mówi, w książce Wojna idei. Myśl po swojemu (Znak Horyzont, Kraków 2022). Tu znajdziemy też pewne propozycje rozwiązań pozytywnych, które  dotyczą podejmowanych przez autora kwestii. We wstępnym rozdziale książki Pękali przeczytamy między innymi:

Coś się zmieniło. Zacząłem zauważać to kilka lat temu, choć z początku nie potrafiłem sprecyzować, o co dokładnie chodzi. Prawdopodobnie pierwszą oznaką zmiany było to, że zarówno w codziennych rozmowach, jak i w mediach zauważalnie wzrosła częstotliwość nazywania pojedynczych osób lub całych grup złymi ludźmi. Oczywiście prawie nigdy nie używano konkretnie tych słów. Zamiast tego posługiwano się takimi określeniami jak dosłownie jak Hitler, gorsi niż bolszewicy oraz – w zależności od środowiska – wieloma innymi zwrotami, które są synonimami zła. Innymi słowy: funkcjonuje w naszym świecie jako świecki zastępnik oskarżeń o konszachty z siłami ciemności. Wyraźnie odróżniało się to jednak  od starego jak świat i wcale nierzadkiego przekonania, że ludzie myślący inaczej lub zachowujący się inaczej niż my, to banda idiotów, która nie zna życia. […] Ludzie, z którymi się nie zgadzamy, powoli przestają być postrzegani jako ci spośród nas, którzy błądzą. Stają się obcymi. Kimś, dla kogo nie ma wśród nas miejsca. Niewiernymi, których trzeba nawrócić lub zwalczyć. Barbarzyńcami, których miejsce jest poza cywilizacją. Stają się wrogami. […] Tymczasem to wszystko nie jest takie proste. […] mam szczerą nadzieję, że książka ta pozwoli nam przyjąć postawę, dzięki której sami nie będziemy się przyczyniać  do pogłębiania napięcia i polaryzacji (Wojna idei, s. 5-14).

W następstwie takiego wprowadzenia Pękala proponuje skoncentrowane na różnych zjawiskach sposoby prowadzenia rozmów, które osobom biorącym w nich udział pozwoliłyby odkrywać skutki socjotechnik polegających na uprawianych powszechnie manipulacjach językowych.

Gdy mowa o polaryzacji i tworzeniu się rozlicznych baniek społecznościowych, kwestią centralną i najbardziej chyba rozpowszechnianą wydają się rozmaite deklamacje  na temat wartości. W politycznym tańcu św. Wita bez przerwy wybrzmiewają hasła i slogany w rodzaju: „Nie możemy pozwolić odebrać sobie naszych wartości”, „Bóg, Honor, Ojczyzna”, „Europa wartości”  „Europejska wspólnota wartości”, „Chodzi o międzynarodowy porządek oparty na wartościach”…

 W takim razie warto byłoby może zajrzeć do książki szwajcarskiego autora, Andreasa Urs Sommera, pt. Wartości. Dlaczego ich potrzebujemy, chociaż ich nie ma (przeł. i przedmową opatrzył Tadeusz Zatorski, Biblioteka Kwartalnika Kronos, Warszawa 2021). Zdaje się bowiem, że mało kto się skupia na znaczeniu samego „wartość”. Sommer pisze:

Wszyscy mówią o wartościach. Ale nikt, jak się zdaje, nie zastanawia się nad tym, co to znaczy, czym wartości właściwie są. Książka niniejsza chce nadrobić te oba zaniedbania (Wartości…, s. 10).

A nieco dalej:

Rzadko się zdarza, by coś zdawało się istnieć tak niewątpliwie jak wartości, jeśli jako poszlaka ma wagę częstotliwość, z jaką się w codziennej komunikacji do nich odnosimy. […] Gdy dociekamy, c z y m  są wartości, czynimy to także, by wyjaśnić,
c z y  w ogóle istnieją, a jeśli tak, to w  j a k i  s p o s ó b (jw., s. 11).

I jeszcze:

Nikt nie zaprzeczy, że ludzie wartościują pewne istności poprzez swoje działanie, myślenie, czucie. Żyć znaczy wartościować – znaczy: przedkładać jedno nad drugie. Wartościujemy sytuacje, oferty, ludzi, doznania. Te wartościujące oceny są wyrazem preferencji, odzwierciedlają stanowiska i interesy tych, którzy wartościują. Te wartościujące oceny określają ich życie. Wartościowanie w sensie elementarnym ani nie zakłada wyżej zorganizowanej świadomości, ani nie jest czymś specyficznie ludzkim. […] Wartościowanie oznacza ocenianie, wycenianie tego, co jest, oraz tego, co by być mogło. Wartościowanie implikuje porównywanie. Nawet jeśli wartościuję coś całkowicie negatywnie, to czynię to na podstawie porównania z czymś innym, z rzeczami, które cenię, i to cenię wysoko. Do aktu wartościowania nie jest potrzebny ani język, ani to, co zarozumiali przedstawiciele homo chętnie  przypisują wyłącznie sobie samym, a mianowicie „rozum”. Wartościować kot potrafi równie dobrze, jak to potrafię ja – różnicując te wartościowania  za każdym razem w zależności od tego, co w naszych tak odmiennych żywotach wydaje się mieć znaczenie . […] Wartościowanie jest co prawda fundamentalną funkcją życiową, ale w żadnym razie nie wynika z tego jeszcze, że istnieje czy „obowiązuje” abstrakcja o nazwie „wartość” albo odpowiednie abstrakcje w liczbie mnogiej (jw., s. 12-14).

Znajdzie się w każdym razie w książce Sommera miejsce zarówno na pytania o „ontologię”, to jest o sposób istnienia wartości, jak również o „onkologię”, która ich pojmowania dotyczy, a także na wzmianki o żądaniach „wolności od wartości” , które formułowano na początku XX wieku. Pojawią się też uwagi o instytucjach, w które wpisywane bywają określone wartości, a także o dokumentach takich, jak Europejska Konwencja Praw Człowieka z 1950 roku czy preambuła Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej z 2000 roku. Pozwala to zastanowić się nad historycznymi przemianami w ludzkich wyobrażeniach na temat godności człowieka, wolności czy solidarności i w konsekwencji nad tym również, co dzieje się na polsko-białoruskiej granicy…

W takim kontekście niektórzy zechcą zaś przypomnieć sobie może niewielką książeczkę Marii Janion pt. „Czy będziesz wiedział, co przeżyłeś” (Wydawnictwo Sic!, Warszawa 1996) i jej lekturę potraktować jako impuls oraz punkt wyjścia do kontynuowania refleksji nad oznakami zmiany paradygmatu określającego naszą zbiorową tożsamość po epokowym przewrocie 1989 roku. Janion formułowała swe uwagi na ten temat trzydzieści parę lat temu. Zmieniło się od tej pory wiele…

Tytuł książki profesor Janion zobowiązuje i zachęca, by jak zwykle na zakończenie kolejnej partii tych Zapisków, zwrócić uwagę na kwestię edukacji – bez wątpienia podstawową ze względu wszystkie opisywane wyżej problemy. Wspomina w tej książce profesorka między innymi Vaclava Havla i jego „marzenie dla Czecho-Słowacji”. Wiązały się z nim słowa: „Najwyższą wartością dla mnie jest nie państwo, ale człowiek i ludzkość”. Decydująca powinna być przy tym, napisze Janion, nauka „świadomego przeżywania własnej egzystencji”, czyli swoista szczepionka – przy pewnych założeniach możliwa do dystrybucji w szkole. Szczepionka traktowana jako zabezpieczenie przed udziałem w rozmaitych politycznych pląsawicach tanecznych także wtedy, gdy zachęcają do nich skrzydlate słowa skrywające rzeczywiste interesy tych, którzy takie tańce aranżują.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O autorze

Zapiski na marginesach starych i nowych lektur

Fot. Wikimedia

Fot. Franciszek Vetulani

Zofia Agnieszka Kłakówna – mieszka w Krakowie, polonistka, literaturoznawczyni, od zawsze i stale zajmuje się problemami edukacji — w teorii i w praktyce, w różnych rolach, w różnych szkołach, w różnych miejscach, w Polsce i poza jej granicami, jest autorką paru książek na ten temat, współautorką koncepcji edukacyjnej i odpowiadających jej podręczników pod nazwą To lubię! Sztuka pisania, przez wiele lat redagowała czasopismo „Nowa Polszczyzna”. Zdaniem recenzentów jej prac – „skrajna indywidualistka, która przedziwnym sposobem prawie zawsze pracuje w zespole”. 

Wszystkie zapiski

27.02.25. Gry z przeszłością

Intensyfikacja majstrowania w przeszłości następuje w czasach kluczowych dla podtrzymania, odtworzenia, a nawet zbudowania na nowo poczucia zbiorowej tożsamości

Czytaj »

16.01.25. Informacyjne rewolucje…

„Kiedy piszemy kod komputerowy, to nie tylko projektujemy jakiś produkt, ale też przeprojektowujemy politykę, społeczeństwo i kulturę. I dlatego lepiej by było, gdybyśmy mieli gruntowne rozeznanie w polityce, społeczeństwie i kulturze.”

Czytaj »

2.01.25. Dawać do myślenia…

„W przypadkach kłamstwa politycznego najbardziej zastanawiające nie jest bowiem to, że ten i ów polityk je formułuje i do wierzenia podaje, ale to, że ono samo wykazuje zdumiewającą żywotność i pleni się, jak chwasty, rozsiewane równie dobrze przez władców, jak poddanych.”

Czytaj »