5.01.23. O dezinformacji

Tytułowego problemu dotyczy wydana przez Agorę w listopadzie 2022 roku książka Anny Mierzyńskiej Efekt niszczący. Jak dezinformacja wpływa na nasze życie. Ta właśnie książka oraz ta kwestia w odniesieniu do naszej współczesności stanowić będą główny przedmiot uwagi w dzisiejszych Zapiskach.

Dla porządku zaznaczmy, że nie jest to problem nowy. Wręcz odwrotnie nawet – stary jak świat i ludzie. Świadczy o tym choćby ogromne bogactwo bliskoznacznych wyrazów, których używamy w funkcji synonimów tytułowego pojęcia.

Dezinformacja według specjalistycznych definicji słownikowych oznacza w każdym razie – ustalmy na wejściu – celowe albo niezamierzone wprowadzanie kogoś w błąd przez podawanie mylących lub fałszywych informacji. Może też oznaczać informacyjny szum i powodowany nim chaos. Każdy z potencjalnych synonimów tego pojęcia – choć wiadomo, że ich znaczenia nigdy nie nakładają się na siebie w stu procentach – wywołuje, dopowiedzmy wyraźnie, lawinowo wręcz narastające kolejne zestawy słów określających nieprawdziwe informacje jako kłamstwa, manipulacje, matactwa, oszustwa, blagierstwa, łgarstwa, fałszywe świadectwa, mydlenie oczu, kitowanie, sypanie piaskiem w oczy, ściemnianie, zmyłki, blagi, bujdy na resorach, hucpę, mistyfikacje, szarlataństwo, blefowanie, humbug czy nabieranie gości i tak dalej, i tym podobnie. Jaki język, taki świat – chciałoby się powiedzieć… W takim kontekście warto chyba „na wszelki w niebiosach przypadek” zajrzeć do Mini wykładów o maxi sprawach Leszka Kołakowskiego (nowe wydanie Znak, Kraków 2022). Choćby do tego, w którym na wejściu czytamy:

Przekazywanie fałszywych informacji jest, by tak rzec, w porządku natury. Motyl mówi do ptaszka: „ależ ja nie jestem motylem, tylko zwiędłym liściem”. Osa mówi do pszczoły, strażniczki ula: „ależ ja jestem pszczołą, o czym możesz się przekonać, pszczółko – dodaje uczenie – za pomocą swoich sensorów olfaktorycznych (podobno niektóre gatunki os tak czynią). Natychmiast rzuca nam się w oczy różnica między tymi dwoma kłamstwami. Chwalimy motylka, który udając listek, chroni swe życie przed drapieżnikiem, co go pożreć może. Gorszy nas wszelako osa, która udaje pszczołę, aby dostać się do ula i zrabować pokarm przez pracowite pszczółki nagromadzony. Podobnie z kłamstwami u ludzi, które oceniamy moralnie: jedne nas gorszą, inne uważamy za usprawiedliwione (Mini wykłady, s. 27).

Dalej omawia Kołakowski rozmaite motywy oraz myślowe niepewności i niewygody związane z kłamstwami, a także reguły, których należy przestrzegać, gdy już człowiek sobie uświadomi, że od oszukiwania nie ma właściwie w pewnych sytuacjach ucieczki. Wykład kończy zaś filozof tak:

Pamiętanie o tych regułach nie sprawi, byśmy się stali – czy większość nas – świętymi i bezgrzesznymi, nie zniszczy też kłamstwa na świecie, ale może nauczyć nas ostrożności w używaniu broni kłamstwa, nawet gdy użyć jej trzeba (Mini wykłady…, s. 33).

Nic nie jest proste na najlepszym ze światów… Nikogo zapewne nie zaskoczy więc wiadomość, że książek ukazujących różne praktyki dezinformacyjne w historycznym ujęciu nie brakuje (wystarczy kliknąć w sieci) i że zmieści się w nich opowieść z czasów jeszcze homeryckich, jak choćby ta o koniu trojańskim…

Ale książka Mierzyńskiej nie jest o historii problemu. Dotyczy tego, co dzieje się teraz i niejako wprost na naszych oczach. Dziś bowiem, powiedzmy wyraźnie, problemy dezinformacji mają wymiar inny niż kiedykolwiek w historii, czyli w czasach przedinternetowych, a zwłaszcza przed pojawieniem się w sieci platform społecznościowych, które – powszechnie dostępne – uwalniają ludzką dociekliwość, a przede wszystkim potęgują w ich użytkownikach emocje. Dziś skala, zakresy i tempo rozprzestrzeniania się oraz oddziaływania fałszywych czy niesprawdzonych rzetelnie informacji są tak niesamowite, że nie mają w przeszłości sobie równych. I nie są to problemy jednostkowe tylko czy lokalne, jak na przykład trwająca od pewnego czasu sieciowa przepychanka w sprawie opublikowanego w „Wyborczej” świątecznego tekstu profesora Matczaka. Jest to raczej kwestia zasadniczo znacząca w całym, cywilizowanym podobno, świecie.

Okazuje się bowiem, że coś poszło nie tak z prezentowanymi nie tak dawno, bo w 2012 roku, wizjami Marka Zuckerberga odnośnie do funkcji zakładanego wtedy Facebooka. Poszło nie tak, a przy tym niezwykle prędko. O rzeczywistych skutkach uruchomionych wówczas możliwości i mechanizmów powszechnej komunikacji internetowej na przykładzie Ameryki opowiada dziś między innymi tekst amerykańskiego psychologa społecznego, Jonathana Haidta, dostępny w sylwestrowym wydaniu „Gazety Wyborczej”(O demokracji wplątanej w sieć). Autor używa przy tym biblijnej metafory związanej z historią Wieży Babel, sytuując dzisiejszy świat na jej gruzach. Do tego jeszcze wrócimy…

Teraz więcej o książce Mierzyńskiej. Obejmuje ona sprawozdania z sześciu odsłon reporterskiego śledztwa prowadzonego przez autorkę w sieci, co pozwala zarysować w rezultacie mechanizmy oraz skutki oddziaływania dezinformacji na naszym rodzimym podwórku. Dezinformację definiuje autorka w załączonym słowniczku jako:

Fałszywe, zmanipulowane lub wyrwane z kontekstu informacje, rozpowszechniane w sposób świadomy, z zamiarem oszukania lub wprowadzenia w błąd odbiorców. Realizowana za pomocą różnych metod, w tym rozpowszechniania fake newsów, manipulowania treścią, podawania prawdziwych faktów w fałszywym lub zmanipulowanym kontekście, tworzenia fałszywych stron internetowych, dokumentów, organizacji lub „person” (nieistniejących osób, funkcjonujących wyłącznie w sieci) – Efekt niszczący…, s. 346.

Mierzyńska – jak powiedziano wyżej – skupia uwagę na współczesności i przede wszystkim na tym, co dotyczy Polski, choć nie tylko. Wnioski, do jakich upoważnia wykonana przez nią praca, przedstawia zaś krótko od razu we wprowadzeniu do książki. Pisze:

Strach, agresja i władza – te trzy elementy pojawiają się w tle prawie każdej operacji dezinformacyjnej w internecie. Czasami dochodzi czwarty element: pieniądze, ale – wbrew temu, co mogłoby się wydawać – interesy finansowe nie są wcale najczęstszą motywacją do siania zamętu w środowisku informacyjnym. Z reguły chodzi o sprawowanie kontroli, czyli o władzę właśnie: władzę nad ludźmi i ich decyzjami. Można ją mieć nie tylko dzięki wygranym wyborom, nie tylko z powodu wygranej wojny, ale także przez wywoływanie strachu, generowanie chaosu, przyzwalanie na agresję, przemoc i nienawiść. Za pomocą odpowiednio dobranego przekazu dezinformacyjnego da się: skłócić państwa; sprawić, że ludzie zerwą relacje z najbliższymi albo znienawidzą się wzajemnie; przekonać innych, by podjęli złe dla swego zdrowia i życia decyzje; wywołać zamieszki; doprowadzić do destabilizacji politycznej w dowolnym kraju; zburzyć zaufanie społeczne do instytucji publicznych, do nauki.
Efekt niszczący dezinformacji, rozprowadzanej w internecie i powielanej przez niektóre media, jest naprawdę potężny. Zwłaszcza że docieranie z nią do masowego odbiorcy za pomocą mediów społecznościowych jest dziś śmiesznie tanie. Właśnie dlatego dezinformacja, rozumiana jako świadome przekazywanie nieprawdziwych, zniekształconych danych czy narracji, stała się w ostatnich latach tak powszechna: daje ogromne możliwości przy niskich kosztach (za to odkrywanie prawdy staje się coraz droższe i bardzo czasochłonne). A że dezinformacja jest nieetyczna? Że niszczy ludzi, relacje, tkankę społeczną? W dzisiejszym świecie te kwestie zbyt często okazują się, niestety, nieistotne.
Dopóki nie jesteśmy świadomi, w jakim stopniu jako użytkownicy internetu ulegamy dezinformacji, dopóty wydaje nam się, że bezpośrednio nas nie dotyczy. Może tylko czasami. Ale raczej rzadko. Dopiero kiedy przyjrzymy się bliżej temu, co naprawdę dzieje się w sieci, odkryjemy, że już jesteśmy jej ofiarami. Podejmujemy decyzje, opierając się na fałszywych danych, a nasze emocje falują zgodnie z interesami innych ludzi, daleko od naszych potrzeb i oczekiwań – choć najczęściej nie mamy o tym pojęcia. To naprawdę przerażające, że żyjemy, nie wiedząc, czyje interesy właśnie zaspokajamy.
Tropienie dezinformacji i dezinformatorów to poruszanie się w przestrzeni, w której jest dużo pytań, ale mało odpowiedzi. Wygląda jak chodzenie po omacku w ciemności: czasami zapali się gdzieś jakieś światło, widać ścieżkę, może nawet kilka wyraźnych dróg, ale reszta wciąż pozostaje niewidoczna. Ta książka jest więc zbiorem opowieści o odkrytych przeze mnie ścieżkach. […]
Najgroźniejsza w dezinformacji jest ciągłość jej dziania się. Na naszych oczach rozwija się, potężnieje, zmienia postrzeganie świata, język, tożsamość. […] Badania naukowe pokazują, że niechcianym wpływom w środowisku informacyjnym można się przeciwstawić. Podstawowym warunkiem jest jednak poznanie ich mechanizmów działania (Efekt niszczący…, s. 5-7).

Pisanie książki Mierzyńska ukończyła w pierwszych dniach sierpnia roku 2022, więc – zaznacza – zapis stanu wiedzy dotyczący wspomnianych wyżej mechanizmów i prowadzonych przez nią „sieciowych śledztw” wtedy właśnie się urywa, choć opowiadane historie z wszelką pewnością mają swoje ciągi dalsze… Rezultaty jej „sieciowych śledztw” i splątane w ich ramach najrozmaitsze działania tak czy tak zwalają z nóg.

Pierwsza z tych historii związana jest z wyborami w roku 2019 i ukazuje napędzające wyborczą kampanię, celowo inicjowane, akcje wyzwalania oraz podsycania nienawiści do osób LGBT+, w tym sposoby eksponowania wątku domniemanej wczesnej seksualizacji dzieci. Akcja zakończyła się niewątpliwie powodzeniem, bo jej uczestnicy i beneficjenci wybory wygrali.

Część druga to historie związane z pandemią, więc z koronasceptykami i antyszczepionkowcami. W tle pulsują oczywiście lęki, niepewność, nieufność, niewiedza, brak zaufania do państwa i jego instytucji oraz rujnowanie demokracji, która przecież na zaufaniu się opiera.

Trzecia część podejmuje kwestię spiskowych teorii, w tym przekonań na temat światowego spisku przywódców politycznych. Tu drogi prowadzą do przegranych przez Trumpa wyborów i ataku na Kapitol.  

W dalszej części mamy natomiast szansę śledzić znaki, które składają się na walkę o rynek przeciwcovidowych szczepionek, w tym upadek potencjalnej roli szczepionkowego zbawcy świata, do której pretendowała Putinowa Rosja i szczepionka Sputnik V.

W następnym rozdziale będzie z kolei okazja towarzyszyć  „sieciowemu śledztwu” autorki w sprawie obnażającej słabości naszego państwa afery mailowej. Państwa, które „wpadło w sieć”, w tym interesów rosyjskich. Znamienna wydaje się przy tym zbieżność tego wyrażenia z tytułem wspominanego poprzednio artykułu Haidta o sytuacji w Ameryce i „demokracji, która wpadła w sieć”. Geograficzne odległości nie grają tu roli. Sieciowe mechanizmy oddziałują globalnie. W razie potrzeby zatrudnia się dziesiątki tłumaczy.

Końcowa partia książki dotyczy wojny w Ukrainie i szaleńczo rozbudowanego oraz ciągle jeszcze rozbudowywanego, obliczonego na międzynarodowe zasięgi, rosyjskiego sieciowego przemysłu fałszowania informacji o wszystkim, co z tą wojną się wiąże.

W finale tego krótkiego sprawozdania z treści prezentowanej książki wypada już tylko zauważyć, że wobec możliwości majstrowania przy ludzkich mózgach, jakie umożliwia internet i media społecznościowe, niezwykle łatwo jest stracić rozeznanie co do rzeczywistych realiów świata, w jakich naprawdę żyjemy. Przy okazji zatem, niejako na marginesie książki Mierzyńskiej, niech mi wolno będzie wskazać książki, które mogą służyć pogłębieniu rozumienia stanowisk zajmowanych przez niektórych bohaterów książki Mierzyńskiej. Tym razem mowa o opublikowanych przez Wydawnictwo Czarne pracach Łukasza Lamży, dziennikarza naukowego i filozofa: (1) Światy równoległe. Czego uczą nas płaskoziemcy, homeopaci i różdżkarze (2020) oraz (2) Trudno powiedzieć. Co nauka mówi o rasie, chorobie, inteligencji i płci (2022). Dobrze się czyta te teksty, ich tytuły wskazują zaś zarówno omawianą problematykę, jak i stosunek autora do badanych kwestii. Krótko mówiąc, książki Lamży pozwalają nabierać dystansu do „sieciowej jednoznaczności” podejmowanych tam problemów…

Gdyby zaś wrócić do wzmiankowanej na początku dzisiejszych Zapisków idei Jonathana Haidta, by myśleć o skutkach oddziaływania sieciowej dezinformacji jako o życiu na ruinach Wieży Babel, trzeba by chyba zaznaczyć, że w biblijnej opowieści nie ma mowy o zburzeniu wieży, lecz tylko lub aż o pomieszaniu języków. Ich wielość uniemożliwiła porozumiewanie się, choć musi być też odbierana jako wartość związana z różnorodnością i odmiennością reprezentowanych przez nie kultur. Konsekwencją pomieszania języków było w zaprzestanie dalszej współpracy przy budowie i rozproszenie się budowniczych po świecie… Internetową sieć można by w takim razie potraktować dziś jako możliwy w dosłownym rozumieniu powrót do jednego języka…

Okazuje się jednak, co widać zarówno po lekturze artykułu Haidta, jak  i śledztwie Mierzyńskiej, że ten potencjalnie wspólny język i wspólna przestrzeń wcale nie znoszą odmienności, lecz nawet multiplikują podziały, spory, interesy, dając im mocniejszy głos oraz niszcząc przy tym instytucje i państwa.

Paradoks zatem. Jeden z wielu związanych z mitem Wieży Babel. Była już zresztą kiedyś o tym mowa w tych Zapiskach (zob. tekst i wskazówki bibliograficzne z 4.03.2021). W rozważanym tu kontekście szczególnego znaczenia zdają się w związku z tym nabierać dotyczące tego problemu interpretacyjne sugestie Michała Głowińskiego. Autor wyprowadza je z analizy obrazu Pietera Bruegla i jego malarskiej wizualizacji Wieży Babel. Budowla nie została zburzona – podkreśla profesor – jej wygląd utrwalony w naszej wyobraźni za sprawą wspomnianego obrazu składa się zaś

z niezliczonej liczby okien, czy raczej – bo tak chyba należałoby powiedzieć – otworów. „Okna” te bowiem mają różne kształty i rozmiary, rozmaicie są usytuowane, ich rozłożenie nie podlega regułom symetrii. Nie stanowią one z pewnością „okien na świat” umożliwiających poznanie tego, co znajduje się poza budowlą. Są raczej „kanałami komunikacyjnymi” w świecie, w którym komunikowanie się między ludźmi przestało być możliwe. Przez każdy z tych otworów mówi się inaczej, a więc i tutaj mamy do czynienia z przestrzenią nieporozumienia. I to być może, w postaci wyrazistszej niż gdziekolwiek indziej.
Analogie z labiryntem nasuwają się same przez się. […] Labirynt Babel może być odosobnionym miejscem, ową wyizolowaną przestrzenią negatywną, może jednak też – jak labiryntowe miasto i labiryntowe więzienie – podlegać uogólnieniu i stać się światem (Mity przebrane, s. 184-185).

Trudno się oprzeć myśli, że wcale w takim razie nie żyjemy na gruzach Wieży Babel. Przeciwnie, coraz dalej i powszechniej wchodzimy w labirynt tworzony przez tę przedziwną budowlę. Często na dodatek bez świadomości specyfiki jej przestrzeni… Mierzyńska ma więc z pewnością rację, gdy pisze w zakończeniu swej książki:

Potrzebujemy szeroko zakrojonej edukacji, uczącej rozróżniania prawdy od fałszu w sieci oraz nagradzającej krytyczne myślenie; potrzebujemy rozpoznania mechanizmów psychologicznych i socjologicznych, zwiększających  indywidualną i społeczną podatność na dezinformację, a po ich rozpoznaniu – stworzenia programów wspierających odporność na fałsz i manipulację; prawa, które będzie karało kłamstwo w sieci i ochroni ofiary internetowej przemocy; instytucji państwa reagujących na nieprawdziwe informacje i wspierających  obywateli w docieraniu doprawdy. Do walki z dezinformacją potrzebujemy rozwiązań systemowych  (Efekt niszczący…, s. 343-344).

Chodzi, ma się rozumieć,  o taką edukację – by nawiązać do stałego motywu tych Zapisków – którą moglibyśmy się zajmować w ramach państwowego systemu pod warunkiem, że ani państwo ani ten system nie byłyby budowane na dezinformacji, z jaką mamy aktualnie do czynienia. Anna Mierzyńska prócz książki stworzyła dodatkowo dostępny w sieci stosowny poradnik, ale to nie wystarczy.

O autorze

Zapiski na marginesach starych i nowych lektur

Fot. Wikimedia

Fot. Franciszek Vetulani

Zofia Agnieszka Kłakówna – mieszka w Krakowie, polonistka, literaturoznawczyni, od zawsze i stale zajmuje się problemami edukacji — w teorii i w praktyce, w różnych rolach, w różnych szkołach, w różnych miejscach, w Polsce i poza jej granicami, jest autorką paru książek na ten temat, współautorką koncepcji edukacyjnej i odpowiadających jej podręczników pod nazwą To lubię! Sztuka pisania, przez wiele lat redagowała czasopismo „Nowa Polszczyzna”. Zdaniem recenzentów jej prac – „skrajna indywidualistka, która przedziwnym sposobem prawie zawsze pracuje w zespole”. 

Wszystkie zapiski