7.07.22. Obyś żył w ciekawych czasach...
To przywołane w tytule dzisiejszych Zapisków przysłowie, chińskie podobno, ma w sobie delikatny podtekst klątwy, ale czasem może być też przestrogą, więc można go chyba związać zarówno z rozkręcającymi się u nas aktualnie wyborczymi kampaniami, jak i ze współczesnymi paradoksami kulturowymi.
W tle mamy wojnę w Ukrainie i wszystko, co z nią związane, więc obrazy bestialstwa i tragedii w różnych skalach, niszczycielskiego barbarzyństwa i niezwykłego poświęcenia, a także sankcje nakładane na Rosję, ich ekonomiczne skutki doraźne i rozważania o konsekwencjach dalszych. Równolegle pojawia się myślenie o możliwym rozszerzeniu się wojny, więc o lokalnym bezpieczeństwie, ale także o globalnej perspektywie głodu, jeśli nie o zniszczeniu całej planety.
W tle mamy też oczywiście miejscowe, wewnętrzne konflikty i podziały, co zresztą okazuje się nie tylko naszą specyfiką i to zarówno gdy idzie o linie tych podziałów, jak i o przedmioty sporów. Pocieszenie wynikające z obserwacji takich podobieństw jest jednak raczej marne …
Generalnie w tle mamy jakiś coraz bardziej zwariowany świat, choć może chodzi o to przede wszystkim, że z nagła, dzięki nowoczesnym mediom, dociera do nas coraz więcej najrozmaitszych informacji, z którymi trudno się uporać. Ujawnia się w ten sposób podstawowy dziś kulturowy paradoks: zarówno brak informacji, jak i ich nadmiar mogą stanowić problem. Kto wie zresztą, czy ta druga opcja nie wiąże się ze znacznie poważniejszymi skutkami. Istotne przy tym są bowiem z wszelką pewnością źródła rozmaitych informacji, ale i to, kto, dlaczego, a przede wszystkim jak je formułuje, do kogo są one kierowane oraz kto i jak je przetwarza.
Nie od rzeczy może byłoby w takim razie zajrzeć do paru książek, które zwracają uwagę na sprawy w tym kontekście zasadniczo istotne, choć wielu „machnie na nie ręką”, sugerując, że co innego jest naprawdę ważne. Weźmy na przykład polityczne znaczenie sposobu używania języka, w tym zwłaszcza teorie metafory…
– Liczą się fakty, chodzi o prawdę, nie o zawracanie głowy przenośniami – usłyszeć by można w odpowiedzi na takie dictum. Zdaje się bowiem, że metafora – między innymi w rezultacie edukacji szkolnej – w powszechnej świadomości oznacza z reguły po prostu tylko figurę stylistyczną, charakteryzującą głównie język poezji albo retoryki. Pewne bywa przy tym co najwyżej tyle, że tę drugą, tj. retorykę, dobrze jest mieć na wszelki wypadek w podejrzeniu o manipulację, ale tak naprawdę…
– Chodzi o rzeczywistość, „zwykłemu zjadaczowi chleba” daleko zarówno do poezji, jak i do retoryki, to dobre dla „wykształciuchów” albo dla „niebieskich ptaków”, które z cudzej pracy się żywią – powie „zwykły zjadacz chleba” – całkiem nie zauważając, że paradoksalnie, niejako wbrew swemu zdaniu, przedstawił się właśnie za pomocą metafory, że poprzez tę metaforę narzuca jakąś charakterystykę siebie i swego modelu życia różnego od innych, że to oznacza jakieś ja, jakieś my w konfrontacji z jakimś ty, jakimś oni oraz że przywołany wyżej obraz „machnięcia ręką” też zresztą jest metaforą. W kontrze i dla przykładu można by zauważyć, na przykład że przecież nie bez kozery chyba byłemu prezydentowi USA, Trumpowi, przypadła do gustu formuła „polowanie na czarownice”, gdy chciał określić swą sytuację wobec prób rozliczania go za zachowania związane z atakiem na Kapitol. Za tym ewidentnie metaforycznym wyrażeniem idą przecież nie byle jakie obrazy i nie byle jaka historia, a to od razu w pewien sposób ustawia wyobrażenia możliwych zdarzeń, przynajmniej dla zwolenników „prześladowanego”.
Problem w tym, że takie metaforyczne opisy sytuacji to nie są przypadki jednorazowe, szczególne.
Problem w tym, że wszyscy, bez przerwy, na dodatek całkiem nieświadomie posługujemy się metaforami w języku codziennym.
Nie ma języka bez matafor. Metafory stosujemy „na każdym kroku”. Za ich pomocą konceptualizujemy swoje pojęcia i swoje wyobrażenia o świecie, swój sposób pojmowania świata, swoje myślenie o świecie i swój sposób życia w nim. Mówimy, wcale na ogół nie zauważając, że nasze mówienie wypełniają metafory, że są one wszechobecne. Świat zaś jest w tym mówieniu taki, jak stosowane do jego opisu metafory. Oto parę drobnych przykładów:
SZCZĘŚLIWY TO W GÓRĘ; SMUTNY TO W DÓŁ […]: Czuję się uniesiony. To podniosło mnie na duchu. Doznawał wzlotów i upadków. Gdy o niej myślę, czuję się uskrzydlony. Czuję się przybity. Czuję się oklapły. Czuję się dennie. Wpadłem w depresję. Jestem w psychicznym dołku. […] ŚWIADOMY TO W GÓRĘ; NIEŚWIADOMY TO W DÓŁ […]: Podnieś się. Już wstałem. On wstaje wcześnie rano. Zapadł w głęboki sen. Wpadł w trans. Pogrążył się we śnie. Jest pod narkozą. Zatopił się w rozmyślaniach. […] ZDROWIE I ŻYCIE TO W GÓRĘ; CHOROBA I ŚMIERC TO W DÓŁ […]: Jest u szczytu swych sił. Łazarz powstał z martwych. Jest w szczytowej formie. On tryska zdrowiem. Zapadł na zdrowiu. Niknie w oczach. Powaliła go grypa. On podupada na zdrowiu. Padł martwy. Nastąpiło zejście. […] PANOWANIE TO W GÓRĘ; BYĆ POD PANOWANIEM TO W DÓŁ […]: Mam nad nią władzę. Panuję nad sytuacją. On stoi wyżej ode mnie. Jest u szczytu władzy. Jest w naczelnym dowództwie. Ma wyższą rangę. Jego wpływy wzrosły. On mnie przewyższa siłą. On jest pod moim zwierzchnictwem. Władza wymyka mu się z rąk. Władza leży na ulicy (= nikt nie rządzi). On jest niżej ode mnie w hierarchii społecznej. On jest nisko notowany. […] PRAWOŚĆ TO GÓRA; NIEPRAWOŚĆ TO DÓŁ […]: On ma wzniosłe zasady. Ona ma wysokie wymagania. Nie bądź podstępny. Nie zniżałbym się do tego. To byłoby poniżej mojej godności. Wpadł w otchłań zepsucia. Uczyniono rzecz niską.
I tak dalej i tym podobnie. Powtórzmy: w zależności od tego, jakich metafor kto używa, takie jest jego wyobrażenie o świecie, w takich ramach on działa, na takie podstawy wskazuje jego język i tak wartościuje on świat.
W ten sposób w każdym razie przedstawiają te problemy George Lakoff i Mark Johnson, autorzy książki Metafory w naszym życiu. Pierwsza wersja opracowanej przez nich koncepcji światło dzienne ujrzała w 1979 roku, następnie przez lata całe była pilnie rozwijana. Najświeższe, uzupełnione i poszerzone wydanie książki Lakoffa i Johnsona pochodzi z roku 2003 (polskie edycje zob. w przekładzie i ze wstępem Tomasza P. Krzeszowskiego – odpowiednio: PIW 1988, Aletheia 2020).
Książka reprezentuje ujęcie kognitywistyczne, to znaczy, że dotyczy relacji między poznaniem, umysłem – postrzeganym między innymi z perspektywy neurobiologicznej – i komunikacją. Wszystkie przytoczone wyżej przykłady i nieskończenie wiele innych w niej właśnie można znaleźć (zob. s. 54-57). Tłumacz polskiej wersji przypomina jednak, że i o wiele wcześniej już, więc zanim wykrystalizował się kognitywizm, zwracano na te kwestie uwagę. Na dowód cytuje między innymi znamienne dość zdania z wypowiedzi Clive’a S. Lewisa, autora powszechnie chyba znanych Opowieści z Narni i Listów starego diabła do młodego. Lewis pisał zaś na przykład, że:
Każdy, kto mówi o rzeczach, których nie można zobaczyć ani dotknąć, ani usłyszeć itd., musi nieuchronnie tak mówić, jakby rzeczy te można było zobaczyć, lub ich dotknąć lub je usłyszeć (np. należy mówić o […] „wzroście” i „rozwoju” jak gdyby instytucje mogły rzeczywiście rosnąć tak jak drzewa lub rozwijać się niczym kwiaty; o „wyzwalaniu się” energii, jak gdyby istotnie była ona zwierzęciem wypuszczanym z klatki (Tomasz P. Krzeszowski, Wstęp do wydania polskiego, w: Metafory w naszym życiu, s. 10-11).
Z koncepcji Lakoffa i Johnsona wynikają w każdym razie praktyczne wskazówki, jak skutecznie mówić do swoich oraz jak i dlaczego do tych, których dopiero chce się do prezentowanych racji przekonać. Generalnie rzecz biorąc, z analiz tych wynikają zaś ustalenia, że polityczne podziały oznaczają odwołania do dwóch przeciwstawnych modeli rodziny. Jeden z nich – konserwatywny – opiera się na wyobrażeniach związanych z surowych ojcem, patriarchą, którego autorytet jest totalny i niepodważalny oraz drugi – liberalny – odwołujący się do wyobrażeń o ojcu opiekuńczym. Każdy z tych modeli wyobrażeń o rzeczywistości angażuje inne metafory, inaczej określa ramy społecznego życia i inaczej charakteryzowane wartości ma u podstaw. Z tym zaś wiążą się zasadnicze podziały polityczne.
Kwestię takich podziałów precyzyjnie przedstawia także inna jeszcze książka Lakoffa – Nie myśl o słoniu! Jak język kształtuje politykę (przeł. Anna Ewa Nita i Jacek Wasilewski, Oficyna Wydawnicza Łośgraf, Warszawa 2011). Wprawdzie odnosi się ona do sytuacji amerykańskiej, ale formułowane w niej uwagi całkiem dobrze przystają do naszego „tu i teraz”. W każdym razie przedstawiane w niej analizy przekonująco objaśniają, dlaczego wielu głosuje tak czy inaczej – często niejako wbrew własnym interesom – wcale nie dlatego, że nie rozumieją, co się do nich mówi. Z tym wiąże się między innymi sugestia typu: „Nigdy nie używaj języka drugiej strony. Jej język narzuca bowiem ramę – i nigdy nie będzie to pożądana przez ciebie rama” (Nie myśl o słoniu!, s. 30). „Język – przeczytamy w Przedmowie Howarda Deana do tej właśnie książki – to podstawa” (s. 15).
W polskim obiegu czytelniczym są – dodajmy – i inne jeszcze interesujące książki Lakoffa, z których każda uświadamia, jak dalece nasze obrazy świata i różnych jego zjawisk wpisane są w język, jakim o tym świecie mówimy i w metaforykę, jaką przy tym stosujemy. Do takich prac należy istotny dla sposobu postrzegania kobiet w kulturze tom Kobiety, ogień i rzeczy niebezpieczne. Co kategorie mówią nam o umyśle (przeł. Magdalena Buchta, Agnieszka Kotarba, Anna Skucińska, red. nauk. Elżbieta Tabakowska, Universitas, Kraków 2011), a także ważna, jak się zdaje, ze względu na myślenie o wyborczych kampaniach praca pt. Moralna polityka. Jak myślą liberałowie i konserwatyści (przeł. Michał Szczubiałka, Aletheia, Warszawa 2017). W tej ostatniej Lakoff pisze między innymi:
Wielu liberałów wybiera studia w dziedzinie nauk politycznych, ekonomii, nauk społecznych i prawa. W trakcie studiów ludzie ci pośrednio przyswajają sobie określony światopogląd dotyczący samego myślenia i rozumowania, światopogląd sprzeczny z faktami naukowymi ustalonymi w kognitywistyce i neuronaukach. Przyswajają sobie kilkusetletnią teorię racjonalności głoszącą, że myślenie jest świadome (podczas gdy na ogół jest podświadome), że opiera się na logice (podczas gdy w rzeczywistości opiera się na ucieleśnionych przedstawieniach pierwotnych, ramach, metaforach pojęciowych i integracji pojęciowej), że wszyscy używają tej samej logiki (co ma sprawić, że jesteśmy zwierzętami racjonalnymi). W rezultacie ma być tak, że jeżeli przedstawi się ludziom fakty, to wyciągną z nich słuszne wnioski. […] Nie chodzi o to, że fakty się nie liczą. Oczywiście liczą się – ogromnie. Abyśmy jednak traktowali je poważnie, wymagają ram odpowiednich terminów moralnych. Żeby to uczynić, czy jesteśmy liberałami czy konserwatystami, musimy rozumieć światopogląd osób, do których się zwracamy. […] Żeby mieć jakąkolwiek nadzieję na zasklepienie podziałów w naszej kulturze, musimy rozumieć ów problem światopoglądów i wprowadzić go do życia publicznego (Moralność polityki, s. 14-15).
Wszystko, co dotąd powiedziane – zaznaczmy na marginesie i na wszelki wypadek – nie znosi naturalnie potocznego dość przeświadczenia, wzmiankowanego na początku tych Zapisków, że mianowicie poezja istotnie „żyje z metafor”. Zobaczmy dla porządku, jak one działają choćby w sonecie 73. Williama Szekspira, bo o nim w książce Lakoffa i Johnsona też będzie mowa:
Usłyszysz we mnie tę porę roku, gdy zielone
Liście żółkną i rzedną, aż żadnego nie ma
Na drżącym z zimna drzewie, którego koronę
Wypełniał śpiew, lecz dzisiaj pusta jest i niema.
We mnie ujrzysz ten schyłek dnia, gdy reszta słońca
Gaśnie z wolna, sprawiając, że dzień od zachodu
Pochłania krok po kroku ciemność gęstniejąca.
Noc, ów sobowtór śmierci, kres trosk i zawodu.
We mnie ujrzysz powolne ognia dogasanie,
Żar, który swoją młodość, grę płomieni żwawą,
Obrócił w popiół – własne śmiertelne posłanie,
Gdzie skona, tym strawiony, co było mu strawą.
Ujrzysz – lecz zaczniesz odtąd, zwykłym serca prawem,
Kochać goręcej to, co stracić masz niebawem.
(William Shakespeare, Sonety, przekład, wstęp i opracowanie Stanisław Barańczak, Wydawnictwo a5, s. 111).
Komentarz do przywołanego sonetu z książki o metaforach Lakoffa i Johnsona pozwala w każdym razie stwierdzić, że zawsze chodzi w nich o to samo, o ukazanie czegoś nieuchwytnego za pomocą kategorii i zjawisk w jakiejś mierze uchwytnych, a wybory tych uchwytnych charakteryzują nasze myślenie i postrzeganie świata. Czytamy więc:
Szekspir w sonecie 73. używa trzech metafor dla życia ludzkiego: dnia, roku i ognia. […] są to metafory złożone z następujących bardziej podstawowych metafor: ŻYCIE TO ŚWIATŁO i ŚMIERĆ TO CIEMNOŚĆ oraz CZAS ŻYCIA TO CYKL PRZYBYWANIA I UBYWANIA. Dni, lata i płomienie obejmują cykl przybywania i ubywania, przy czym światło i ciepło wiążą się z przybywaniem, a ciemność i zimno z ubywaniem (Metafory w naszym życiu, s. 392).
W takim kontekście znienacka jakoś przychodzą na myśl słowa z wypowiedzi Wiesława Myśliwskiego wygłoszonej z okazji otrzymania przez niego w dziewięćdziesiątą rocznicę urodzin doktoratu honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pisarz mówił, że jego twórczość – motywowana pytaniem „kim jest człowiek, kim jestem ja, jaki jest ten świat?” – wiąże się z myślą, iż: „Dopóki człowieka stać na własny język, stać go na własne myśli, własne uczucia, własne sny. Słowem, stać go na wolność” (wystąpienie to opublikowano w najnowszym numerze „Znaku” – lipiec-sierpień 2022 – pod odredakcyjnym tytułem Literatura nauczyła mnie wolności, zob. s. 61).
Rzecz jednak także w pytaniu, jak dalece „nasz język” istotnie jest „naszym językiem”, co do którego uświadamiamy sobie zarówno jego metaforyczną warstwę, jak i jej znaczenia. I w jakim stopniu jest on rzeczywiście oraz dla kogo „własny”… Zwłaszcza wobec kulturowej zmiany, którą powodują media cyfrowe…
Tu chciałoby się od razu wskazać inną jeszcze niż dotąd lekturę. Taką, która na te właśnie kwestie zwraca uwagę. I właściwie – wobec opisywanych w niej sposobów używania w polityce nowych mediów – każe myśleć, że mrzonką staje się jakakolwiek ludzka racjonalność.
Mowa tym razem o książce Petera Pomerantseva To nie jest propaganda. Przygody na wojnie z rzeczywistością (przeł. Aleksandra Paszkowska, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2020). Od razu na wejściu trzeba pewnie przemyśleć, z czym wiążą się te tytułowe metafory, więc co oznaczają i jakie odniesienia przywołują pojęcia przygody, wojny i rzeczywistości, jakie charakterystyki zdarzeń się za nimi kryją i z czym będziemy tu mieć do czynienia, skoro to nie propaganda jest opisywana…
Wcześniejsza książka Pomerantseva, reportaż urodzonego w Ukrainie syna żyjących na emigracji rosyjskich dysydentów – Jądro dziwności – dotyczyła Rosji obserwowanej przez autora w czasie jego dziesięcioletniej tam pracy (polskie wydanie z roku 2015 z tytułem wskazującym na grę z Jądrem ciemności Conrada; w oryginale: Noting is True and Everything is Possible).
Przygody na wojnie z rzeczywistością przynoszą natomiast eseistyczne obserwacje z reporterskich podróży po całym niemal świecie. Rosji i Ukrainy, ale też Chin w żadnym razie nie omijają.
Informacje Pomerantseva o działającej w Petersburgu farmie trolli łatwo, przy okazji mówiąc, połączyć z tym między innymi, o czym piszą Michael Isikoff i David Corn w opowieści pt. Rosyjska ruletka. Jak Putin zhakował Amerykę i wygrał wybory za Donalda Trumpa (przeł. Barbara Gadomska, Agora 2018).
Z prac Pomerantseva wynika w każdym razie, że w rozmaitych częściach świata w podobny sposób stosowane jest celowe odwracanie znaczeń w sieciowych informacjach i że to, co miało nas przed takimi sytuacjami chronić, zdaje się tym lepiej służyć wszelkim ich wypaczeniom. Szczególnie niesamowite wydają się opisy mechanizmu, który sprowadza się do tworzenia przez jedną osobę nieskończonej ilości internetowych grup o całkiem odmiennych zainteresowaniach po to, by nagle wszystkim zasygnalizować pewien element w jakiejś mierze elektryzujący każdą z tych grup i następnie wykorzystać to w politycznej walce.
Pomerantsev, zapowiadając treść kolejnych sześciu części swej książki, anonsuje opisy działań, w których nowych narzędzi informacyjnych używa się do łamania ludzi, niszczenia całych ruchów oporu, do rozmywania granic między wojną a pokojem, do prowadzenia wojny informacyjnej i konstruowania nowych wyobrażeń o ludzkiej tożsamości nawet tam, gdzie, jak w Wielkiej Brytanii, „tożsamość zawsze zdawała się utrwalona” (To nie jest propaganda…, s. 14). Ukazuje przy tym świat, w którym znaczenie „map geograficznych” przejmują „mapy sieci” pozwalające z miejsca za pulpitem w dowolnym mieście świata kierować bieżącymi zdarzeniami w odległych od niego rejonach, wręcz na drugim jego końcu. Powalające w tych opisach jest zaś to, że nowe techniki komunikacji doskonale odpowiadają metodom starych kagiebistów. Niedarmo książkę Pomerantseva rozpoczyna przedmowa pt. „Telegram”. Jako dostarczyciel telegramu przedstawił się mianowicie zza drzwi, dzwoniąc do nich bladym świtem, człowiek z ekipy KGB, która przyszła aresztować Igora Pomerantseva, ojca autora przedstawianej książki. Taka „rozrywka” w ramach trudnej pracy wymagającej rannego wstawania i prowadzenia nocnych przesłuchań…
W opracowaniu Pomerantseva znajdziemy poza tym inne znaczące biograficzne oraz autobiograficzne opowieści, jak również fragmenty twórczości ojca, Igora Pomerantseva. W okładkowej nocie Wojciecha Szota przeczytamy zaś:
Nowoczesna demokracja poddana manipulacji może stać się skuteczną bronią wymierzoną we wszystkich wierzących właśnie w demokrację. Jak działa ten zaklęty krąg i czy możemy go przerwać? Naprawdę to trzeba przeczytać.
W komentarzu można by powiedzieć: nic dodać, nic ująć! To trzeba przeczytać, streszczanie nie miałoby sensu! Trudno będzie nie pomyśleć podczas lektury, że istotnie, w czasach ciekawych i pełnych kulturowych paradoksów przychodzi nam żyć…
Co na to wszystko nasza szkoła? Aktualnie przekształcana jest bez wątpienia w modelową instytucję, w której nie chodzi o dociekanie znaczeń, lecz o ich odwracanie. W sprawie metafor zaś? Zabawki poetów…