11 marca 2021. Z praktyki czytania map ...
„Żyjemy dziś na mapie, którą można nazwać lotną – w odróżnieniu od wcześniejszych kartografii świata stałego i płynnego. Pojawienie się mapy lotnej nie unieważnia dwóch poprzednich, ale wszystko mocno komplikuje” – napisał w zakończeniu książki z 2017 roku Przemysław Czapliński (zob. Poruszona mapa. Wyobraźnia geograficzno-kulturowa polskiej literatury przełomu XX i XXI wieku, Wydawnictwo Literackie, Kraków, ss. 420). Wiąże się to z pytaniem, które stanowi przedmiot dociekań całej książki: „Gdzie leży Polska?” Wprawdzie nasze miejsce na mapie geograficznej nie zmieniło się, jest stałe, ale – w rezultacie wydarzeń historycznych, reprezentatywnych dla ostatniego trzydziestolecia – różne rzeczy przecież widać z tego miejsca inaczej i różne możliwości oraz problemy z tego wynikają. Zmieniło się bowiem wiele w relacjach polityczno-kulturowych. W starych ramach inaczej rozkładają się rozmaite nowe zależności i wpływy wzajemne. Według Czaplińskiego można o tym mówić, opisując trzy typy map lub może de facto kolejne, akurat zdecydowanie dominujące warstwy, jednej mapy. I tak:
Mapa stała obejmuje ziemie. Posługuje się wyraźnymi konturami obszarów własnych i przyległych. […] Bez względu na skalę, odsyła do tego, co stałe – ziem i państwa, które na danym obszarze leży.
Kiedy przechodzimy do mapy płynnej, granice między państwami przestają odgrywać kluczową rolę. […] na mapie płynnej znaczenie zyskuje wszystko, co przez granice przenika. […] Ziemia na mapie płynnej to zmienna sieć przepływów.
Mapa rzeczywistości lotnej dokłada do dwóch poprzednich wszystko, co nie potrzebuje ani ziemi, ani wody, by się przemieszczać. […] Oba wcześniejsze stany skupienia nie znikają, pojawiają się jednak jako element złożonych i zmiennych cyklów: promienie słoneczne, parowanie wód, mgły, opady deszczu i śniegu, pyły podnoszone z ziemi przez wiatr, gazy, dymy, chmury… Różnice między kolejnymi typami map znaczone są ubytkami pewności: mapa stała daje iluzję przewidywalności ruchu, bo zamyka go w granicach państw; mapa płynna obrazuje istniejące i możliwe szlaki przepływu, przewidując ich kierunki i intensywność; mapa lotna przedstawia wyłącznie to, co dzieje się w danej chwili […]. Można panować nad ziemią, można też w jakiejś mierze kontrolować przepływy, nie można jednak panować nad rzeczywistością lotną (Poruszona mapa…, s. 406-407).
Pomysł przywołanego wyżej eksperymentu myślowego, który pozwala wyodrębnić trzy typy map, w geograficzno-przyrodniczym sensie, na poziomie dosłownym, odpowiada, jak widać, trzem fizycznym stanom skupienia. Każda z map w wymiarze geograficzno-przyrodniczym reprezentuje jeden stan: stały, ciekły lub gazowy. W sensie metaforycznym, każdy z tych stanów-map określa natomiast sposób myślenia o relacjach polityczno-kulturowych między zamieszkanymi światami na takich mapach usytuowanymi. W konsekwencji każdy z nich odpowiada jakimś wyobrażeniom dotyczącym suwerenności: całkowitej (w ramach mapy stałej), akceptującej pewne formy współzależności (w ramach mapy płynnej) albo oznaczającej współuczestnictwo w kreowaniu zdarzeń i współodpowiedzialność za nie wobec oczywistych zależności wzajemnych (w ramach mapy lotnej). Nieco modyfikując zatem cytowane wcześniej pytanie o to, gdzie leży Polska, pytamy o lokalizację na jednej z charakteryzowanych wyżej map i o odpowiadające jej relacje z innymi. Czapliński dowodzi, że reprezentatywna dla nas jest aktualnie mapa lotna.
Od razu trzeba zaznaczyć, że całkowita niezależność oczywiście nie istnieje. Nawet, gdy chodzi o państwa traktowane tak, jakby były żelazną ręką wpisane w mapę stałą, więc gdy mamy do czynienia z obecnością szczelnych granic czy oddzielających poszczególne terytoria murów. Nawet gdy geografia wyznacza nieprzebyte, zdawałoby się, zapory. Jakieś formy współzależności zawsze się ujawnią. Będzie o tym mowa za chwilę.
Tym bardziej niemożliwa jest całkowita niezależność, gdy w grę wchodzą uwarunkowania przyrodnicze. Rzeki, dla przykładu, z wyznacznikami stałych map i z granicami się nie liczą. Płyną, bywa, „przekraczając” granice jakby nigdy nic. W takich przypadkach współdziałanie między państwami jest nieodzowne. Te konieczności odpowiadają pojęciu mapy płynnej. Coś tu da się kontrolować, ale nie wszystko, w jakiejś mierze trzeba z zagranicą współdziałać.
Przepływu powietrza z kolei kontrolować się w ogóle nie da. Myślenie i działania w kategoriach mapy lotnej wymagają, powtórzmy, współuczestnictwa, ale w takim razie także współodpowiedzialności zainteresowanych.
Jeśli podjąć próbę przekładu takich wyobrażeń na relacje i wymianę wpływów kulturowych, pomocy w ich rozumieniu może udzielić literatura, która „od tego jest” – mówi Czapliński – żeby „szukać dziury w całym, wzniecać spór tam, gdzie nikt nie widzi ku temu powodu i piętrzyć problemy tam, gdzie większość chciałaby je rozwiązać” (Poruszona mapa…, s. 245). Jego książka jest swoistym przewodnikiem po takiej właśnie literaturze polskiej, która „szuka dziury w całym” w sytuacji, gdy zmieniły się dotyczące naszego świata twarde relacje polityczne. I gdy „przenieśliśmy” Polskę na mapę lotną.
Wrócimy jeszcze do tych kwestii. Najpierw, dla lepszego osadzenia refleksji „w problematyce czytania map”, warto może zajrzeć do książki Tima Marshalla Więźniowie geografii, czyli wszystko, co chciałbyś wiedzieć o globalnej polityce (przeł. Filip Filipowski, Zysk i S-ka, Poznań 2017, ss. 384). Jej przedmiotem jest geografia fizyczna, której – według nomenklatury profesora Czaplińskiego – odpowiada mapa stała. Czytanie takiej mapy równa się zaproszeniu do namysłu nad tym, jak ludzie konceptualizują zamieszkiwany przez siebie świat w zależności od geograficznego położenia terytorium, które w tym świecie zajmują lub chcą zajmować. I jak się to przekłada na polityczne relacje z innymi.
Studiując mapy – podkreśla przywoływany autor (brytyjski dziennikarz, pisarz, komentator wydarzeń między innymi w BBC) – łatwo sobie uzmysłowić, że góry, pustynie czy dżungle stanowią naturalną zaporę absolutną lub przynajmniej zasadnicze utrudnienie dla ewentualnych najeźdźców. Rozległe równiny wręcz odwrotnie. Bywają utrapieniem zarówno dla obrońców, jak i dla napastników. Dostęp do mórz i oceanów, możliwość korzystania z niezamarzających w zimie portów (na przykład na Krymie), to z kolei kwestia panowania nad szlakami handlowymi, tworzenia korytarzy wodnych, dróg tranzytowych, więc – generalnie – napędzającej gospodarkę wymiany handlowej. W tle pozostaje pytanie o obecność i szanse wydobywania ukrytych w ziemi zasobów naturalnych, a także o przestrzeń pod uprawne pola. I zależne od tego możliwości relacji handlowych. Dodajmy noty o parametrach wskazujących wysokość gór czy rozległość wizualizowanych terytoriów. Poza tym istotny jest – ma się rozumieć – klimat.
W Więźniach geografii Tima Marshalla czytamy:
Tereny, które zamieszkujemy, od zawsze decydowały o naszych losach. Decydowały o wojnach, polityce, wykreowały mocarstwa, wpłynęły na społeczny rozwój ludności zasiedlającej obecnie niemal każde miejsce na Ziemi. Może się wydawać, że technologia zniwelowała dzielące nas odległości, zarówno w sensie fizycznym, jak i psychicznym. Łatwo jednak zapomnieć, że teren, na którym żyjemy, pracujemy i wychowujemy dzieci, ma ogromne znaczenie, a wybory dokonywane przez przywódców siedmiomiliardowej populacji zamieszkującej naszą planetę będą zawsze do pewnego stopnia podyktowane przez rzeki, góry, pustynie, jeziora i morza, które ograniczają i zawsze ograniczały nas wszystkich.
Nie istnieje w zasadzie jeden najważniejszy czynnik geograficzny. Góry nie są wcale ważniejsze od pustyń, tak samo jak rzeki od dżungli. W różnych obszarach geograficznych będą miały największy wpływ na poczynania ludzi, dyktując im, co mogą, a czego nie mogą. […]
Czynniki te mogą mieć zasadniczy wpływ na różne aspekty naszej cywilizacji, od polityki i strategii wojskowej po rozwój człowieka, w tym język, handel, religię (Więźniowie…, s. 12).
Marshall dowodzi, że nawet genialne technologie współczesne niewiele tu mogą zmienić. Jako obserwator i twórca reporterskich relacji „z konfliktów w Chorwacji, Bośni, Macedonii, Kosowie, Afganistanie, Iraku, Libanie, Syrii i Izraelu” – o czym informuje nota na skrzydełku wymienianej książki – wie z autopsji, jak się te sprawy przedstawiają „w praniu”. Od razu we wstępie daje więc niedawny przykład zależności politycznych planów i rozwiązań od klimatu:
[…] w roku 2001 […] byłem świadkiem, jak klimat, mimo współczesnej technologii, wciąż dyktuje warunki i decyduje o posunięciach nawet najpotężniejszych armii. Miało to miejsce w północnym Afganistanie […] W powietrzu krążyły już amerykańskie bombowce, które przeprowadzając naloty na pozycje talibów i Al-Kaidy na zimnych, zakurzonych równinach i w górach na wschód od miasta Mazar-i Szarif, torowały wojskom lądowym drogę do Kabulu. Po kilku tygodniach stało się oczywiste, że Sojusz Północny przygotowuje się do marszu na południe. I wtedy świat zmienił kolor.
Burza piaskowa, najintensywniejsza, jaką widziałem w życiu, nadała wszystkiemu odcień musztardy. Nawet wypełnione drobinkami piasku powietrze wokół nas miało jej kolor i gęstość. Na trzydzieści sześć godzin wszystko z wyjątkiem piasku znieruchomiało. Widoczność na wysokości podmuchów wynosiła kilka metrów, jasne było jedynie to, że dalszy postęp wojsk musiał poczekać na zmianę pogody.
Amerykańskie systemy satelitarne, szczyt osiągnięć technologicznych, były kompletnie bezużyteczne w obliczu klimatu tych dzikich terenów. […] Potem zaczęło padać. Pokrywający wszystkich i wszystko piasek zmienił się w błoto. Następnie deszcz przeszedł w ulewę tak potężną, że chatki z cegły mułowej, w których mieszkaliśmy, wyglądały, jakby zaczęły się topić. Ponownie stało się jasne, że dalszy marsz na południe musi zaczekać, aż natura i jej żywioły wyszaleją się do końca. Reguły geografii znane Hannibalowi, Sun Zi oraz Aleksandrowi Wielkiemu obowiązują również współczesnych przywódców (Więźniowie…, s. 16).
Możesz planować… Przyroda robi swoje i jest tak, jak w Psalmie Wisławy Szymborskiej z tomu Wielka liczba (zob. Wiersze wybrane, Wydawnictwo a5, Kraków 2002, s. 203-204):
O, jakże są nieszczelne granice ludzkich państw!
Ile to chmur nad nimi bezkarnie przepływa,
ile piasków pustynnych przesypuje się z kraju do kraju,
ile górskich kamyków stacza się w cudze włości
w wyzywających podskokach!
[…]
Tylko co ludzkie potrafi być prawdziwie obce.
Reszta to lasy mieszane, krecia robota i wiatr.
Rozmaite wyobrażenia o mapach w większym lub mniejszym stopniu zazębiają się i nakładają na siebie… Książka Marshalla obejmuje uwagą Rosję, Chiny, USA, Europę Zachodnią, Afrykę, Bliski Wschód, Indie i Pakistan, Koreę i Japonię, Amerykę Łacińską i Arktykę. Gdy idzie o tę ostatnio wymienioną krainę, trzeba myśleć o skutkach globalnego ocieplenia. Pisze Marshall:
Gdy nadejdą ludzie lodu, wytoczą najcięższe działa. Kto ma te działa? Rosjanie. […] Stany Zjednoczone są państwem arktycznym, brakuje im jednak strategii działania w regionie, w którym temperatura wciąż rośnie. […] w Arktyce lód topnieje, gwarantując coraz łatwiejszy dostęp, co w połączeniu z odkrytymi tam złożami surowców i dostępem do technologii pozwalającej na ich wydobycie sprawiło, że uwaga państw arktycznych skupiła się na możliwych korzyściach lub stratach, jakie można odnieść w tych najtrudniejszych na świecie warunkach. […] Terytoria są ogromne i jest się o co bić (Więźniowie…, s. 344).
Jest też w książce Marshalla miejsce dla polskich geograficznych uwikłań. W zasadzie już jej pierwsze zdania wprowadzają bliski nam temat. Czytamy oto: „Władimir Putin twierdzi, że jest człowiekiem religijnym, zagorzałym orędownikiem Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego. Niewykluczone zatem – sugeruje Marshall – że codziennie wieczorem, kładąc się spać, modli się do Boga w tych słowach: Dlaczego nie stworzyłeś gór na Ukrainie?” (Więźniowie…, s. 7).
Parę stron dalej dorzuca:
W chwilach, gdy Władimir Putin nie myśli akurat o Bogu lub górach, zajmują go rozważania o pizzy. Konkretnie mówiąc o kształcie kawałka pizzy – klinie.
Na cienkim końcu tego klina leży Polska. W tym miejscu Nizina Środkowoeuropejska, rozciągająca się od Francji po Ural (stanowiący naturalną granicę pomiędzy Europą i Azją, mający ponad tysiąc sześćset kilometrów długości), jest szeroka na zaledwie pięćset kilometrów. Zajmuje obszar od Morza Bałtyckiego na północy po Karpaty na południu. Nizina Środkowoeuropejska obejmuje północno-zachodnie tereny Francji, Belgię, Holandię, północne Niemcy i niemal całą Polskę.
Z perspektywy Rosjan taki układ ma swoje dobre i złe strony. Polska stanowi względnie wąskie przejście, którym Rosja mogłaby w razie potrzeby wprowadzić swoje siły zbrojne, blokując jednocześnie drogę wojskom maszerującym na Moskwę. Dalej jednak klin się zaczyna rozszerzać. Na wysokości rosyjskich granic ma już trzy tysiące kilometrów szerokości, a jej równiny biegną do samej Moskwy i dalej w głąb kontynentu. […] Zanim jakiekolwiek wojsko zdoła się zbliżyć do Moskwy, jego linie zaopatrzeniowe są zbyt rozciągnięte, by móc sprawnie funkcjonować. Błąd ten popełnił Napoleon w 1812 roku, a w 1941 powtórzył go Hitler. […]
Rosjanie […] W ciągu ostatnich pięciuset lat musieli niejednokrotnie odpierać ataki od strony swojej zachodniej granicy. Polacy przekroczyli Nizinę Środkowoeuropejską w 1605 roku, po nich Szwedzi pod wodzą Karola XII w 1708 roku, następnie Francuzi prowadzeni przez Napoleona w 1812 roku oraz dwukrotnie Niemcy, w obu wojnach światowych w latach 1914 i 1941. Patrząc z innej perspektywy, jeśli uwzględnimy napoleońską inwazję na Rosję z 1812 roku, wojnę krymską toczoną w latach 1853-1856 oraz obie wojny światowe, okaże się, że Rosjanie walczyli na Nizinie Środkowoeuropejskiej średnio co 32 lata (Więźniowie…, s. 26-27).
Z tego widać, że cokolwiek by nie mówić, mapa stała jest raczej i mimo wszystko tylko myślową iluzją. Nawet chiński mur nie chroni od „lęku przed wpływem” takim czy innym. Nawet z Orwellowego świata jakiś krecik się czasem wydostanie.
Gdyby natomiast zajrzeć teraz do świeżo wydanej książki profesora Andrzeja Chwalby i Wojciecha Harpuli Polska – Rosja. Historia obsesji. Obsesja historii (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2021, ss. 470), to studiowanie map może nam uzmysłowić, dla przykładu, że „Polska to punkt. Rosja to pół Europy i Azji”, więc że jest to w istocie relacja „mrówki i słonia” (Polska – Rosja…, s. 18). Łatwo się też może okazać, że jesteśmy w rezultacie nie tylko „więźniami geografii”, ale również „zakładnikami pamięci” (Polska – Rosja…, s. 11-40) i wprost „więźniami historii” (Polska – Rosja…, s. 19).
Gra tytułowych formuł przywoływanej książki zwraca natomiast zgrabnie uwagę na sytuacje, gdy mrówka wcale jednak nie godzi się być mrówką. Wyobraża sobie nawet, że jest słoniem. Wszystko w ramach mapy płynnej, bo ideę „mapy poruszonej”, o której mowa w książce Czaplińskiego, ten rodzaj mrówek bierze co najwyżej za potwierdzenie swej potencji, a nie za otwieranie się jakichś nowych opcji i to niezależnie od geograficznych kierunków. Zaznaczmy przy okazji, że ze względu na analizę różnorakich przywiązań i uwikłań, warto w tym kontekście mieć w pamięci choćby tylko tytuł książki Yi-Fu Tuana Przestrzeń i miejsce (przeł. Agnieszka Morawska, PIW, Warszawa 1987, ss. 253).
Rosja nie oznacza oczywiście naszej jedynej zależności terytorialnej. Położenie kraju w Europie Środkowo-Wschodniej z automatu niejako określa przede wszystkim myślenie w kategoriach Zachód versus Wschód i w takim razie wywołuje pytania o to, kim chcemy być, a kim pod żadnym pozorem, ale też kim możemy być, a kim nie z powodu określonych historycznych doświadczeń lub ich braku. I to w sytuacji akcesu do Unii Europejskiej.
Inaczej mówiąc, położenie zajmowanego terytorium, które uzmysławiają mapy, więc geografia fizyczna, decyduje też o „geografii społeczno-kulturowej”. Tak to nazywa Jan Sowa w książce (s. 36), która w swoim czasie wzbudziła rozmaite i gwałtowne nawet kontrowersje. Chodzi o Fantomowe ciało króla. Peryferyjne zmagania z nowoczesną formą (Universitas, Kraków 2011, ss. 572). Owe kontrowersje odzwierciedlały, jak się wydaje, spór możliwy do obserwowania ciągle i na bieżąco. Jest to spór wyobrażeń (czytaj – fantazmatów, jakby objaśniła Maria Janion) – na temat historycznej roli i dzisiejszej formy naszej państwowości. W tym kontekście znaczące wydaje się zdanie Andrzeja Ledera sformułowane w książce Prześniona rewolucja. Ćwiczenia z logiki historycznej (Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2014, ss. 208). Leder zwraca uwagę, że „od czasu teoretyków warszawskiej szkoły historyków idei i wyrastającego z niej kulturalizmu polskiego w myśleniu historycznym nie zostały przyswojone – poza wyjątkami – nowe podejścia i narzędzia teoretyczne”, które umożliwiałyby „opis świadomości i nieświadomości społecznej” (Prześniona rewolucja, s. 10). Przykład wyjątku w tym zakresie stanowi właśnie Fantomowe ciało króla (Prześniona rewolucja, s. 114-116).
Sowa przedstawia swe widzenie rzeczy z wielu perspektyw, używając innych narzędzi do analizy rozpatrywanych sytuacji niż przyjmowane w tradycyjnych, ściśle historycznych ujęciach. Proponuje przy tym „geograficzny holizm”. Pisze:
[…] nie da się zrozumieć dynamiki przemian zachodzących wewnątrz danego państwa, regionu czy społeczności, nie umieszczając ich w kontekście szerszego systemu powiązań i oddziaływań. Los poszczególnych, lokalnych elementów jest zawsze częścią większej, czasem nawet globalnej układanki. Dlatego uważam, że nie da się w pełni zrozumieć przemian zachodzących w obrębie państwa polskiego czy Europy Środkowo-Wschodniej bez zdiagnozowania zależności, w jakie były one uwikłane na przestrzeni wieków. Zależność […] niekoniecznie trzeba rozumieć jako bezpośrednie podporządkowanie, czy też „stłamszenie” przez zewnętrzną potęgę polityczną lub ekonomiczną, choć może ono przyjmować taką postać. Ogólnie jednak kategorie zależności proponuję pojmować jako powiązanie lokalnych realiów z szerszym kontekstem (Fantomowe ciało króla…, s. 29).
Ta rozprawa, podkreśla autor dalej, nie jest
książką historyczną. To w całości tylko i wyłącznie książka o współczesności i nowoczesności, które ani na chwilę nie znikają z horyzontu. Nie jest to jednak książka o współczesności i nowoczesności jako o-tym-co-się-właśnie-wydarza, ale o ich genealogii. I ich scenie pierwotnej takiej, jaką zobaczyć można z ostatnich rzędów środkowo-europejskich peryferii” (Fantomowe ciało króla…, s. 42).
Lektura Fantomowego ciała króla pozwala w każdym razie zrewidować rozmaite szkolne uproszczenia obrazu przeszłych zdarzeń. Na przykład tych, które dotyczą zaborów i utraty niepodległości, skoro na dobrą sprawę:
począwszy od 1572 roku nie było w ogóle czegoś takiego jak państwo polskie (i litewskie). Zamiast nich pojawiła się osobliwa jak na Europę tego okresu federacja magnackich dominiów działająca zgodnie z ultrademokratycznymi zasadami demokracji uczestniczącej. Była to jednak parodia demokracji w nowoczesnym sensie tego słowa, ponieważ z zasady wykluczała z udziału w rządzeniu radykalną większość społeczeństwa (nie tylko chłopów, ale również mieszczaństwo) (Fantomowe ciało króla…, s. 37).
Lektura Fantomowego ciała króla z wszelką pewnością może też pomóc w rozumieniu tego, skąd się bierze to, co się wokół nas dzieje teraz oraz w nazywaniu tego. Nie musi być nawet czytana w całości. Autor uprzejmie podsuwa Mały przewodnik: Jak czytać „Fantomowe ciało króla”. Objaśnia w nim zależności, które pozwalają się po tej wielostronicowej rozprawie sensownie poruszać (Fantomowe ciało króla…, s. 44).
Uwagę zainteresowanych problemem zajęłaby też z pewnością inna, późniejsza książka tego samego autora: Inna Rzeczpospolita jest możliwa! Widma przeszłości, wizje przyszłości (Wydawnictwo ABW, Warszawa 2015, ss. 294), jak również dostępne w Sieci rozmowy O duchowej kondycji Polaków z jego udziałem. Kontekst znakomicie rozszerzający i pogłębiający te partie rozważań Sowy, które dotyczą losów pańszczyźnianych chłopów, stanowić może natomiast wydana niedawno Ludowa historia Polski. Mitologia wyzysku i oporu. Mitologia panowania Adama Leszczyńskiego (Wydawnictwo ABW, Warszawa 2020, ss. 672).
Po tych dygresjach wróćmy do książki Czaplińskiego. W Poruszonej mapie autor posługuje się kategorią „geografii kulturowej” oraz – za pracami Edwarda Saida, autora między innymi koncepcji studiów postkolonialnych – pojęciem „geografii wyobrażonej”. Taka wyobrażona geografia może być sytuowana, zgodnie z wcześniej już formułowanymi sugestiami, zwłaszcza w ramach mapy lotnej. Proponując czytelniczą wyprawę najpierw wzdłuż linii Wschód – Zachód, by potem obserwować „reorientację wyobraźni na oś Północ – Południe”, autor zwraca uwagę, że doświadczamy właśnie procesu, „w ramach którego wyobraźnia przeprowadza się z historii zdominowanej przez myślenie o wolności do historii nakierowanej na myślenie o powiązaniach” (Poruszona mapa…, s. 7). Odpowiedzi na cytowane u początku tych Zapisków pytanie „Gdzie leży Polska?”, każe przy tym szukać w literaturze. To główne pytanie przekłada w konsekwencji na pytania o to, „jak polska literatura projektuje naszą przynależność do większych całości” i jak spełnia funkcję „laboratorium geografii wyobrażonej”. Peregrynacje turystyczne i literackie nastawione na takie „przeszukiwanie” literatury są możliwe rzeczywiście tylko w ramach mapy lotnej.
Podjęta przez Czaplińskiego wyprawa przynosi omówienia najważniejszych reporterskich i prozatorskich (czasem też filmowych i teatralnych) reprezentacji światów, z którymi w nowym układzie politycznym pozostajemy w sąsiedzkich relacjach od początku lat dziewięćdziesiątych. Wystarczy powiedzieć, że od tego czasu do 2015 roku samych tylko książek na temat Rosji, już bez ilościowego wyliczania innych, powstało – podsumowuje Czapliński swą biblioteczną kwerendę – około stu pięćdziesięciu. Zaczynając od Imperium Ryszarda Kapuścińskiego, mamy zatem szansę przyglądać się Rosji i myśleniu o Rosji przez pryzmat twórczości Janusza Głowackiego, Eustachego Rylskiego, Krystyny Kurczab-Redlich, Mariusza Wilka, Jacka Hugo-Badera czy Jacka Dukaja. Potem przyglądamy się innym stronom świata w literaturze naszej przedstawianym, w tym relacjom z Niemcami, idei Europy Środkowej, problemom ukazywanym w powieściach Stefana Chwina, Pawła Huelle, w książkach Andrzeja Stasiuka, Mariusza Szczygła, Jerzego Pilcha czy Bronisława Świderskiego. Nie sposób, naturalnie, wszystkich wyliczyć. Z pewnością jest co czytać i jest o czym myśleć. Poruszona mapa oferuje pewien znaczący porządek takich poszukiwań i takiej lektury. Formuły zastosowane w spisie treści nie są przy tym obojętne: Wschód, czyli brud Europy; Zachód, czyli płynna forma; Południe, czyli krajobraz osobności (Zanikający Środek, Wątpliwe Południe), Północ, czyli inna nowoczesność… Ważna wydaje się tu uwaga, że relacja Północ – Południe nabrała w trakcie zmian, o jakich mowa, szczególnego, większego niż kiedykolwiek, znaczenia…
Formułując, mogłoby się zdawać, oczywiste już pod każdym względem odpowiedzi na pytanie, „gdzie leży Polska” i jak pojmowana mapa ją aktualnie reprezentuje, warto jeszcze na wszelki wypadek podjąć bardzo uważną lekturę ósmego rozdziału z książki Matka Polka. Anne Applebaum w rozmowie z Pawłem Potoroczynem (Wydawnictwo OsnoVa, Warszawa 2020, ss. 312). Rozmowy zostały nagrane w 2019 roku. Rozdział nosi tytuł Niebezpieczna halucynacja (s. 159-187). Dotyczy rosyjskiej polityki. Gdyby na tej podstawie, wzorem Tima Marshalla, przewidywać możliwe sny Władimira Putina, mało kto i nie tylko na Nizinie Środkowoeuropejskiej miałby odwagę spać spokojnie.
***
Gdyby zaś szło na koniec o stały motyw tych Zapisków, więc o postrzeganie funkcji i formy edukacji w związku z prezentowanymi tematami, to szkic sensownego projektu działań dla właściwego ministra znaleźć można na stronach 186-187 wspomnianej przed chwilą rozmowy z Anne Applebaum. Poza tym uwagi będą jeszcze dwie.
Pierwsza. Więźniowie geografii Tima Marshalla istnieją też w wersji adresowanej do młodych czytelników. W tym przypadku podtytuł brzmi: 12 map, które pomogą ci zrozumieć świat (przeł. Filip Filipowski. Wydawnictwo Zysk – S-ka, Poznań 2019). Może to być świetna podstawa lekcji geografii i historii na różnych etapach kształcenia. Książka łączy właściwie informacje z trzech dziedzin – z geografii, historii i polityki. Zwizualizowano w niej mapy. Wypełniono ją znakomitymi rysunkami, które mogą służyć przy budowaniu opowieści historycznych i przy charakteryzowaniu specyfiki kulturowej poznawanych krain. Są tam też dymki z ważnymi informacjami wyodrębnionymi z książki przeznaczonej dla dorosłych. Na ostatniej stronie czytamy:
Na naszej planecie wciąż czeka wiele nierozwiązanych problemów. Niektóre z nich istnieją od tysięcy lat i będą miały wpływ na naszą przyszłość: Himalaje wciąż będą oddzielać dwie rosnące potęgi, Chiny i Indie; równiny w Europie są wciąż czułym punktem Rosji, a Bangladesz z roku na rok musi likwidować zniszczenia spowodowane powodziami.
Również przyszłość niesie nowe wyzwania. Zmiany klimatyczne mogą wpłynąć na naszą geografię na wiele różnych sposobów: podnoszący się poziom morza może sprawić, że niektóre miasta znajdą się pod wodą; wyższe temperatury mogą mieć wpływ na opady, zwiększyć zakres susz i powodzi; zmieniający się krajobraz może naruszyć habitaty wielu roślin i zwierząt. Wyścig po surowce może stać się bardziej zażarty niż kiedykolwiek przedtem.
Lecz ta planeta to jedyna, jaką mamy. I musimy żyć na niej wszyscy razem (12 map…).
Uwaga druga ma źródło w książce Czaplińskiego. Dotyczy reformy edukacji w Szwecji, którą między innymi opisuje w zbiorze reportaży Polski hydraulik i inne opowieści Maciej Zaremba. Czapliński komentuje reportażowy zapis na temat edukacji tak: „Sądzono, że skoro nowoczesność jest zmienna, to należy przekształcić szkoły tak, by nadążały za zmianami. […] Szkoła postrzegana jako wytwórnia nowoczesnego społeczeństwa zmieniła się w swoje przeciwieństwo – w wylęgarnię niekompetentnych i niedojrzałych jednostek” (Poruszona mapa…, 346-347). Wniosek: „przy przenoszeniu rozwiązań z jednego państwa do sąsiedniego” trzeba „zachować ostrożność […] cudza nowoczesność nie podlega kopiowaniu” (Poruszona mapa…, s. 349).
Podobnie przeszłość – dodajmy już „spoza kurtyny” przedstawianych lektur. Przeszłość nie podlega kopiowaniu bez zmian i korekt, choć, niestety, prób takich działań mamy dzisiaj okazję doświadczać u nas na potęgę.