Wygląda na to, że Węgier — Polak pozostaje bratankiem mądrego. Istnieje strona w Wikipedii o prawyborach na Węgrzech. Dostępna jest po angielsku i tę wersję polecam w linku zamiast węgierskiej, prawdopodobnie obszerniejszej – ale tego stwierdzić nie umiem.
Prawybory wyłonią wspólnych kandydatów i wspólne listy poparte przez sześć partii opozycji, które ostatnich wyborach uzyskały 46,47% głosów, ale oczywiście przegrały, bo za Fidesem stoi d’Hondt. Chciałbym prosić polskich wikipedystów o stworzenie polskiej wersji językowej. Chciałbym, by ta wersja poinformowała w jakimś przypisie o powtarzanej od 3 lat propozycji prawyborów w Polsce. Chciałbym również prosić o kasę, choć niezupełnie wiem, kogo prosić – kiedy się w sierpniu zacznie na Węgrzech głosowanie powinna tam być ekipa filmowa i grupa dziennikarzy z Polski. Kilku z redakcji Polityki, Newseeka i Gazety Wyborczej zesłałbym tam na pokutę. Powinni być tam obserwatorzy z Polski. Powinniśmy się, k…a, wreszcie czegoś nauczyć.
Najpierw na Węgrzech zawarto porozumienie dotyczące prawyborów na wspólnego lidera – kandydata na premiera. Stało się to 15 listopada ubiegłego roku. 20 grudnia postanowiono o utworzeniu wspólnych list kandydatów. Manifest koalicji podpisano 5 stycznia. Głosowanie w prawyborach ma się rozpocząć w sierpniu, może w nim brać udział każdy, kto w dniu wyborów będzie miał prawo głosu. Sposób układania wspólnych list nie został jeszcze określony.
Szymon Hołownia – że o jego przykładzie wspomnę, bo to jedyny polityczny lider, którego miałem okazję publicznie spytać, co by o takim rozwiązaniu pomyślał – wykręcał się jak rasowy polityk, choć robił to z nieporównanie większym wdziękiem. I przede wszystkim przyszedł porozmawiać, czego nikt inny z bossów nie zrobił. Powiedział jednak między innymi pewną zasadniczą nieprawdę, którą powtarza najwyraźniej z premedytacją, bo usłyszał o tym sprostowanie – a ja wspominam o tym w tym miejscu, bo z pewnością będą to nam powtarzać jeszcze nie raz. Prawybory – powiedział mianowicie Hołownia – sprawdzają się (?!) w okręgach jednomandatowych, w wyborach proporcjonalnych nie mają sensu. Jest dokładnie odwrotnie. W jednomandatowych i dwuturowych wyborach prezydentów miast sens prawyborów jest nader ograniczony, choć istnieje – bo chodzi tu między innymi o mobilizację, wiarygodność i skuteczność „przekazywania poparcia” pomiędzy turami. Jednak siła sumowania poparcia wyborców jest nieporównanie słabsza niż w przypadku list. Jeśli to bowiem nie – powiedzmy – „socjalista” zwycięży w prawyborach, socjaliści wyłącznie dla dotrzymania umowy zagłosują na „liberała”. To słaba motywacja, choć doświadczenia innych krajów pokazują, że i tak działa. W wyborach proporcjonalnych na wspólną listę trafią zaś i „socjaliści”, i „liberałowie” – ich wyborcy nadal będą walczyli o wynik swoich głosując w wyborach właściwych. Włoskie doświadczenia pokazują, że uzyskany w ten sposób „bonus za zjednoczenie” potrafi sięgać nawet 10%.
Wspólna lista opozycji ma sens również wtedy, kiedy sondaże wskazują przegraną PiS. W 2019 opozycja miała w sumie większość. D’Hondt – za zgodą liderów opozycji, którzy kalkulacje przecież znali – dał władzę Kaczyńskiemu. Polska natomiast potrzebuje większości konstytucyjnej. Ona jest możliwa.
Tylko latem trzeba pojechać na Węgry, czegoś się nauczyć i zacząć myśleć.
1 thought on “Który z bratanków mądry po szkodzie?”
Może, a raczej na pewno cała ” totalna ” Opozycja powinna się zjednoczyć. Tak jak KO, tylko również z Lewicą. – Bądzmy przyszłościowi. Również z Ruchem Sz. Hołownia, Polska 2050.