Kazimierz Michał Ujazdowski opuszcza PO/KO i przystępuje do KP/PSL, co wywołuje komentarze, w których jestem przywoływany, oraz pytania o mój własny komentarz. To oczywiście dlatego, że dwa lata temu wystąpiłem przeciw jego kandydaturze, kontrkandydując. W dzisiejszych komentarzach podkreśla się, że Ujazdowski, który w swojej karierze przeszedł przez wiele partii, dzisiaj zdradza kolejną
No, kilka rzeczy wypada mi z tej okazji wyjaśnić. Być może najbardziej wypadałoby nie odzywać się wcale, ale nieodzywanie się ani nie jest moją mocną stroną, ani nie uważam, by było właściwe. Prawdopodobnie zresztą wszystko, co mi powiedzieć wypada uczciwie, i tak będzie zbyt zawiłe.
Najpierw uwaga, która powinna być oczywista, a nie jest. Na drugim z załączonych zdjęć ci sami ludzie mogliby stać np. z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem. PSL pozostaje partią opozycji, to nie jest PiS. Ujazdowski nie zdradza. Nie wygląda także – wbrew komentarzom – na jednego ze szczurów opuszczających KO/PO w kryzysie. To prawda, że na mandat z list tej partii liczyć byłoby mu trudno. Ale biorące miejsca rozdaje dzisiaj np. Hołownia, a nie Kosiniak-Kamysz, więc teza o tym, że ruch Ujazdowskiego zmierza właśnie do tego, jest po prostu nieuzasadniona. Ujazdowski buduje niezupełnie „centrum”, jak twierdzi dziś PSL, ale jakąś chadecję, którą zawsze chciał budować. Dla chadecji jest miejsce w demokracji – powinni to wiedzieć również ci, którzy chadecji nie lubią.
Miałem i mam za złe Ujazdowskiemu bardzo wiele rzeczy. Był jednym z tych, którzy w katastrofie tupolewa 11 lat temu dostrzegł szansę dla PiS – a rozpętanie tej akurat „propagandy” było najgorszym złem wyrządzonym Polsce w ostatnim czasie. Było zbrodnią. Należał również do autorów pisowskich projektów konstytucji (ukrytych na stronach PiS w trakcie kampanii z 2015) – a to były projekty protofaszystowskie. Jako minister kultury uruchomił narastający od tego czasu konflikt między „kulturą narodową”, a „kulturowym relatywizmem, lewactwem” i robił to po trupach porządnych ludzi. Miał na koncie kilka innych rzeczy. W trakcie kampanii z 2019 roku pamiętano mu np. graniczący z homofobią ostry konserwatyzm.
Przypomnieć należy jednak, że o poglądach i wartościach da się i powinno rozmawiać poważnie. Przypomnę więc także Ujazdowskiego z przełomu 2015/2016, kiedy trwał konflikt o orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego.
„Są takie momenty, w których trzeba podnieść z ziemi skarb w postaci dobra RP, upuszczony w konflikcie, i powiedzieć na czym on polega. Zachęcam do opublikowania orzeczenia TK”.
Widoczni na drugim ze zdjęć ludzie stali wtedy w proteście pod KPRM, żądając publikacji wyroków. Ujazdowski oczywiście nie stał z nimi, ale kombinował, że z Dudą napisze nową ustawę o TK, która konflikt rozwiąże. Niemniej jednak na takie dictum Ujazdowskiego, Kaczyński oczywiście odpowiadał twardo, że:
„Ujazdowskiego nie można posądzać o naiwność i nieznajomość mechanizmów naszego życia. To polityk dobrze przygotowany i jego stanowisko jest mało zrozumiałe, bo jest oczywiste, że TK odrzuca stosowanie prawa, łącznie z Konstytucją i uznaje, że sam to prawo stanowi. (…) Będziemy się przyglądali jego [Ujazdowskiego] dalszym działaniom, jeżeli chodzi o członkostwo w partii.”
Kiedy startowałem przeciw Ujazdowskiemu, to mówiłem i powtarzam dzisiaj, że z jego poglądami nie dyskutuję, bo dla takich poglądów jest miejsce w demokracji – a jeśli mam co do tego wątpliwości (bo mam, uważając faszyzm pisowskich konstytucji za wykluczający z demokracji), to potrzebuję rozmowy, a nie odsądzania od czci i wiary z góry. Startowałem zatem nie w proteście przeciw Ujazdowskiemu jako aktywnemu uczestnikowi konfliktu smoleńskiego, twórcy i zwolennikowi narodowo-katolickiej konstytucji, czy nawet w obronie praw człowieka, choć ostatni z tych powodów znaczył dla mnie najwięcej. Walczyłem o prawo wyboru, które „pakt senacki” w Warszawie bardzo skrajnie naruszył. Walczyłem o debatę i choćby namiastkę wyboru tego, kto do walki w plebiscycie przeciw PiS ma stanąć w imieniu demokratów.
Mówiono wówczas o mnie w całym politycznym mainstreamie i wszystkich mainstreamowych mediach, że rozbijam głosy opozycji i w ten sposób sprzyjam PiS w tej kampanii. Mówiono tak również – m.in. w rozmowie z Ujazdowskim na zdjęciu powyżej – wśród działaczy obywatelskich. Do dzisiaj niektórzy członkowie kierownictwa KOD te rzeczy powtarzają.
To albo niewiedza – skrajna i w ten sposób dyskwalifikująca – albo kłamstwo, co oczywiście powinno dyskwalifikować również. W 2019 roku wszystkie dostępne dane zarówno z sondaży, jak z wyników poprzednich wyborów, pokazywały bardzo jednoznacznie, że PiS ma w tym okręgu 30% i nic więcej. Nie istniała możliwość takiego podziału pozostałych 70% pomiędzy Ujazdowskiego i mnie, w którym żaden z nas nie uzyskuje więcej niż 30%. To była zatem sprawa między Ujazdowskim i mną. Rudnicki z PiS nie miał żadnych szans. Z przykrością patrzę do dzisiaj, że ruchy obywatelskie występujące w obronie demokracji, stanęły nie za wyborem i z determinacją walczącymi na jego rzecz Obywatelami RP, a poparli murem najtwardszy beton partyjnych aparatów, który mnie w tym czasie mieszał z błotem.
Te same problemy czekają nas w kolejnych wyborach. Proszę wszystkich o chwilę refleksji. Czego chcecie? List ułożonych w partyjnych gabinetach tym razem dobrze? Co to znaczy „dobrze”? Sami Biedronie na tych listach będą? I czy rzeczywiście ktokolwiek poważnie wierzy, że to wystarczy? Np. patrząc na samego Biedronia? Albo może Trzaskowskiego? Który we własnej kampanii powtarzał, że konwencja stambulska to temat zastępczy? Z jakich to aniołów chcecie poskładać wymarzone i zwycięskie listy?
Przypominam też, że 2/3 wyborców lewicy zagłosowało na Ujazdowskiego. Podobnie jak 2/3 zwolenników Wiosny głosowało jednak na Koalicję Europejską. I przypomnę, że sam, niemal połowę ze swych 85 720 głosów dostałem od sejmowych wyborców… Konfederacji. Życie bywa skomplikowane. Wybór wartości to nie jest wybór łatwych haseł.
Gdyby nawet ktoś był sobie w stanie wyobrazić, że do wyborów w imieniu demokratów pójdą sami lewicowi obrońcy praw człowieka na listach przygotowanych w ten sposób – będę protestował. Bo to po prostu – chcemy tego, czy nie chcemy – nie byłaby reprezentacja polskiej demokracji. To demokracji brońmy – jej zasad, bo one nieźle działają również w wyborczym starciu – a nie własnych wierzeń i własnych ideowych sztandarów.
Odchodząc z aktywności zapowiadałem, że nie wycofam się z oporu wobec bezprawia policji i przyjdzie mi jeszcze z pewnością np. siedzieć, jak ostatnio z powodu absurdalnych wyroków nakazowych. Kolejne czekają w kolejce i ona powoli posuwa się naprzód.
Zapowiadałem również, że w razie kolejnego równie udanego „paktu senackiego” będę kandydował. Tej obietnicy mogę niestety nie być w stanie wypełnić, bo może się tak zdarzyć, że kandydować nie będzie mi wolno po prawomocnych wyroku za przestępstwo umyślne (nieumyślnych unikam). Niemniej namawiam kumpli z Obywateli RP i działaczy obywatelskich do kandydowania. Takiego właśnie, które wymusza demokratyczne standardy, jak je próbowałem wymusić w sytuacji z Ujazdowskim. Wszystkim przypominam – dostałem 15% głosów (odliczając głosy Konfederacji – 8%), Ujazdowski 55%. Za Ujazdowskim wyborcy opozycji stanęli murem. Poważne pytanie brzmi, za czym dokładnie stanęli?
Odpowiedź jest oczywista – stanęli przeciw PiS i dali sobie wmówić, że tak trzeba. Inne sformułowanie tego samego poważnego pytania brzmi, czy dadzą to sobie wmówić w kolejnych wyborach? Czy ci, którzy nie mają na to ochoty, uwierzą, że problem zniknie, kiedy zobaczą na listach po prostu sympatyczniej brzmiące nazwiska? Jeśli tak, to pozwólcie sobie powiedzieć – to niebezpieczna naiwność. Ponieważ ponieważ być może nie będę mógł kandydować sam, wydaje mi się ważne, by powtórzyć zasady. To dlatego się odzywam.
Ujazdowski w PSL nie narusza standardów demokracji w żadnym stopniu. Naruszał je skrajnie Ujazdowski wciśnięty na listy przez KO uprawiającą hegemonię po opozycyjnej stronie. Błagam, nie zapominajmy, o co naprawdę walczymy.
fot. Wikipedia oraz zdjęcie z profilu kandydującego do Senatu Ujazdowskiego
2 thoughts on “Kasprzak: – Nie zapominajmy, o co naprawdę walczymy”
Przemalowywane lisy to standard naszej polskiej „demokracji”. Przy czym rozróżniam tu przypadki obleśne, jak Czarnecki, Michał Kamiński, Gietrych, na granicy obleśności, jak Ujazdowski lub Kowal a nawet naturalne i usprawiedliwione, jak np. Arłukowicz, który swego czasu został wymobbowany z SLD i zawinął do innej przystani.
Aktualne przejście Ujazdowskiego też widzę mniej krytycznie, bo PO przechodząca z pozycji konserwatywno-liberalnych na pozycje lewicowo-liberalne jest dla konserwatywnie nastawionych członków coraz bardziej niestrawna. Podobnie jak autor oceniam bardziej krytycznie odleglejszą przeszłość tego człowieka.
Takie małe pytanko problemowe. Czy ORP w swojej koncepcji prawyborów wyklucza całkowicie stosowanie parytetów. Co będzie na przykład, gdy w wyniku prawyborów niektóre grupy mniejszościowe, jak np. lewica zostaną całkowicie lub niemal całkowicie wykluczone?
To samo dotyczy parytetów płciowych, które są prawnie wymagane na listach partyjnych w „wyborach” do Sejmu. Jak ten problem ORP chce rozwiązać?