Zasada zwierzchności prawa Unii nad prawem krajowym nie jest wprost zawarta w Traktacie. Wynika jednak z logiki tradycji wspólnej dla systemów prawnych wszystkich państw wspólnoty, a potwierdzają to kolejne wyroki Trybunału Sprawiedliwości, poczynając od 1964 roku, kiedy TSUE orzekł expressis verbis, że prawa Unii muszą być stosowane w prawodawstwie krajowym, a żaden przepis krajowym sprzeczny z prawem Unii nie może być stosowany
W Polsce rządził wówczas Gomułka, odwilż po stalinizmie była już przeszłością, choć jeszcze np. nie wyrzucono stąd Żydów. Ja sam byłem dzieckiem, świat był zupełnie inny, w Polsce o wolności ludzie już przestali marzyć. Ale w Europie ta zasada – jedna z wielu – była już oczywistością.
Nie wszystkim to się musi podobać. Są sfery problemów, których Unia nie rozstrzyga. Niestety należy do nich np. prawo o aborcji. Przyjmując Europejską Kartę Praw Podstawowych, Wielka Brytania dołączyła tzw. protokół brytyjski podkreślający w tym zakresie zwierzchność prawa krajowego. Polska dołączyła do tego protokołu. Nie chcę przypominać, kto był wtedy prezydentem, a kto premierem – wstyd od tego nie zależy. Kolejny „kompromis” – wiele ich było. Są ludzie widzący suwerenność własnych państw w wolności stanowienia ograniczeń praw obywateli. Są tacy, którzy w uznaniu nadrzędności międzynarodowych traktatów widzą – zwłaszcza w tym zakresie – gwarancję obywatelskich wolności.
Niezależnie jednak od tych różnic w widzeniu spraw aż tak zasadniczych, nie dotyczy to norm praworządności w UE. Tu nie ma żadnego polskiego protokołu. Polska po prostu złamała umowę międzynarodową. To, że ta umowa była i pozostaje polską racją stanu, jest osobna sprawą. Łamiemy traktat. Po prostu.
Można mieć dzisiaj kłopot ze znalezieniem prawnej ścieżki kontynuacji „sporu z Polską”. Ona prawdopodobnie nie istnieje. Gdyby istniała – nie ma sensu. Pamiętam jak politykom Europy pokazywaliśmy kiedyś barierki wokół Sejmu i kordony policji. Trwał właśnie kolejny etap batalii o sądy, wewnątrz Sejmu strajkowali rodzice dorosłych niepełnosprawnych. W Sejmie obradowało zgromadzenie parlamentarne NATO. Politykom z Zachodu to my – ruchy obywatelskie – musieliśmy tłumaczyć, co dzieje się w zamkniętym korytarzu sejmowym, kogo i przed kim chronią policyjne barierki i z kim właściwie próbują negocjować praworządność. Nie zrobił tego żaden z polskich polityków. Przypominam o tym, bo zarówno wtedy, jak i dzisiaj polityka, do której przywykli ci Państwo, jest już kompletnie wyczerpana.
Z punktu widzenia zarówno polskiego jak europejskiego patriotyzmu sprawa wydaje się jasna. Albo powinna taka być. Ani złotówki z UE. Niestety zapłacimy za to koszmarnie. Ale układać się choćby na fundusz odbudowy z bandytami, bezczelnie i z całą ostentacją łamiącymi umowy, po prostu się nie da. Byłoby groźną głupotą próbować. Groźną dla Unii. I oczywiście również dla Polski. Nie tylko własny kraj pozwalamy niszczyć. Także wszystko wkoło siebie.
Mogę być w nie wiem jak ciężkiej sytuacji, która mnie dziś zmusza, by siedzieć w domu, a nie np. blokować budynek TK, Sejmu i Senatu jak od dawna powinny być zablokowane. Ale ni cholery stąd nie wyjadę. Nie wcześniej w każdym razie, niż zatrzymamy to demolowanie świata, do którego da się jeszcze uciec.
1 thought on “Pozwalamy niszczyć własny kraj i wszystko wokół siebie”
Z mojej perspektywy sprawy w EU idą w dobrym kierunku. Bandycki kraj z bandyckim ustrojem dyktatury band partyjnych zostanie wypieprzony w końcu z EU.
Zresztą, jako obywatel bezpartyjny nie mający praw wyborczych i wpływu na władze kraju, jak również nie akceptujący dyktatury partyjnych żuli w rodzaju Kaczyńskiego, Tuska, czy Czarzastego nie uważam Polski za mój kraj. To prywatny chlew partyjnych świń i żuli a nie wspólny dom dla polskich obywateli.