Dziś w Sejmie konferencja prasowa. Obecna była cała opozycja i szerzej, bo byli też ludzie Gowina. To bardzo interesujące. Zaprezentowane wspólne stanowisko dotyczy zaś projektu zmian w regulaminie Sejmu. Cóż… Oczywiście potrzebnych, ale – choć bardzo wątpię, że propozycje wyczerpują problemy jakości parlamentarnej debaty – właściwe pytanie brzmi, jak bardzo istotny jest akurat ten projekt, kiedy umiera dziennie pół tysiąca ofiar Covida, nie wiadomo, ile jest ofiar wojny PiS z ludźmi na granicy, a ogłoszony niedawno nabór do KRS pcha nas do zaostrzenia wojny polskich władz z Unią Europejską i w tej sprawie opozycja jakoś milczy, choć ma wszystkie sznurki w ręku.
Bardzo bym chciał zobaczyć dziś konferencję, która dotyczyłaby którejś z tych spraw. Z Marszałkiem Senatu Grodzkim i liderami partii opozycji. Ale niechby i w takim składzie, jak wystąpił dziś.
W sprawie KRS potrzeba natychmiast deklaracji partii, że nie poprą żadnego kandydata do KRS. Potrzebny jest wspólny apel partii opozycji do rządzącej większości o powstrzymanie naboru do KRS, bo on zaostrza konflikt z UE zamiast go rozwiązywać, co grozi między innymi zaprzepaszczeniem szans na unijne środki z Funduszu Odbudowy. Wszelkie zmiany w sądownictwie muszą być zamrożone do czasu przyjęcia prawa o sądach zgodnego z prawem Unii i akceptowanego przez unijne instytucje. Projekt partie opozycyjne mają w rękach. Dostały go od Iustitii i w ramach Porozumienia dla Praworządności przyjęły, co wzbudziło nadzieję. Sprawa staje się pilna. Twardą postawę Unii i zasadę „pieniądze za praworządność” politycy również dostali do rąk od ruchów obywatelskich. Brak politycznej inicjatywy dzisiaj może tę zasadę unieważnić. Dobry moment może przeminąć.
Jeśli nawet ktokolwiek gotowy byłby machnąć ręką na ustrój sądów i sześć lat walki o nie, dzisiaj chodzi również o szansę zdecydowanego odwrócenia przewag i inicjatywy w wojnie z PiS o władzę.
Nie wiem, jakie szanse ma nowela regulaminu Sejmu dziś zaproponowana. Bardziej interesują mnie – delikatnie mówiąc – szanse rozegrania kryzysu wokół unijnych środków i KRS oraz ustroju sądownictwa. W Senacie powinniśmy dziś oglądać marszałka Grodzkiego w otoczeniu liderów partii opozycji. Liderów, nie przedstawicieli. Powinniśmy usłyszeć, że projekt Iustitii staje się projektem senackim. Powinnyśmy usłyszeć na przykład również to, że Senat poprosił o opinię Komisję Wenecką. Ta opinia – choć nie ma żadnej mocy prawnej – będzie politycznie wiązać KE, umacniając pewność, że zasada „pieniądze za praworządność” zostanie utrzymana.
Następnie powinniśmy zobaczyć Grodzkiego w TVP. Apel do rządzących powinien powtórzyć. Powinien zwrócić się wprost do pisowskich wyborców z jasnym komunikatem: obsadzając KRS PiS brnie w wojnę z Unią kosztem ogromnych i pilnie w Polsce potrzebnych pieniędzy. Oferuję rozejm. Atak na KRS jest samobójstwem popełnianym w imię politycznych ambicji Ziobry. Należy go powstrzymać. Porozumienie z Unią nic was nie kosztuje. Daje zaś gigantyczne korzyści.
Niech potem Kaczyński odrzuca ofertę, niech ponosi koszty i niech tłumaczy własnym wyborcom, dlaczego mają umierać za sądy.
Opozycjo, życzę odwagi i wyobraźni.
3 thoughts on “Priorytety parlamentarnej opozycji”
Słusznie pan ponagla ale czyni to pan na łamach „Obywatele News”, które jak się domyślam nie są czytane przez kogokolwiek z adresatów.
Adresaci, coż… Do wielu z nich sam słałem i słaliśmy rozmaite „dezyderaty”, nie jestem pewien, czy cokolwiek czytają. Były tu kiedyś projekty w rodzaju „Kanciasty Stół”, „Złoty Róg” (oba to programy youtubowej telewizji, którą próbowaliśmy rozwijać), czy ostatnio przerwany cykl tekstów „150 Pytań na 150 Tygodni” i chodziło o wybory. Wszystko to były lub miały być debaty, w których polityków jednak twardo stawialiśmy wobec pytań i postulatów, pozwalając im — owszem — wygłaszać przekazy dnia, bo bez tego się duszą, ale też równocześnie zmuszając ich jednak do odpowiedzi również na niewygodne pytania. Nauczyli się nas unikać, a ponieważ „zasięgi” nigdy nie przekroczyły skromnej bańki, to mogli sobie na to pozwolić.
Dwukrotnie był u nas Hołownia. On trochę tak ma, że jednak stara się naprawdę rozmawiać, a trochę oczywiście taka jest rola wciąż „aspirującego”. Trochę deklaracji nowych w wyniku tych debat z jego strony padło i on się do dziś z nimi identyfikuje — choć niestety zdecydowanie nie ze wszystkimi. Hołownia był jedynym z liderów, który nas zaszczycił. I oczywiście dzięki niemu przebiliśmy bańkę, docierając do zdecydowanie szerszej grupy odbiorców — nowej dla nas i ciekawej, choćby tylko poznawczo. Tak mogłaby wyglądać droga, ale nie daliśmy rady. Inicjatywa splajtowała finansowo, organizacyjnie, kadrowo. Zarżnęliśmy się i nic.
Czasem jednak widać, że się adresaci odzywają, jakby znali treść publikowanych tu propozycji.
Wyznam zresztą szczerze, że np. tym razem zadbałem o nikłą cyrkulację tego akurat tekstu. Da się to zrobić, udostępniając go w nocy i mało intensywnie rozpowszechniając po mediach społecznościowych. Zrobiłem to w nadziei, że rozmowy na temat proponowanej tu strategii trwają. I trwają rzeczywiście. Może lepiej niech to nie wygląda tak, że politykom „mówimy, co mają robić” (choć skądinąd byłby to porządek raczej właściwy).
Natomiast mamy wiele obserwacji, które wskazują, że publikowane w ten sposób postulaty jednak docierają do adresatów. Ponieważ Obywatele.News ma zasięgi jakie ma oni tylko mogą udawać, że o niczym nie słyszeli. Równie rozbrajająco — i nawet bardziej szczerze — wyglądają ich okrągłe oczy na wieść o piśmie przesłanym im mailem, zostawionych w sekretariacie, czy nawet podanym do rąk. Efekt jest zawsze ten sam, czyli żaden. Wyjściem działającym jest publikacja w mediach mainstreamowych. To też robimy. Politycy uczą się ignorować i to. Dziennikarze nie mają zaś zwyczaju dopytywać.
W poprzednim komentarzu dnia sformułowałem zakład. Twierdziłem, że nikt z dziennikarzy nigdy nie zapyta Tuska o ów „ciąg dalszy”, który zapowiedział na wiecu 10 października. Otóż przegrałem. Zapytała Karolina Lewicka w TOK FM. Zbyt wielkiego kwantyfikatora użyłem. Tusk nie odpowiedział. Gdyby mu jednak to samo pytanie uporczywie zadawali dziennikarze przy każdej okazji, byłaby szansa, że się polska polityka stanie odrobinę mniej folwarczna.
Pańska lakoniczna uwaga, na którą odpowiadam prawdopodobnie zbyt obszernie, dotyczy więc oczywiście problemu o centralnym znaczeniu. Choć wciąż mamy niezależne media, nie mamy niezależnej opinii publicznej. Niezależne media kontrolują i krytykują włądzę. Sympatyzują z opozycją, starają się pomóc, nie chcą zaszkodzić. Ani nie ośmielają się jej krytykować, ani nawet próbować ujawnić, organizować i wyrazić opinię publiczną wobec nich. Robią to, ponieważ mylą role — wydaje im się, że ich misją jest sprzyjać stronie polskiej wojny, co da się zrozumieć. Ale też dlatego to robią, że pisać i mówić pod prąd jest w dzisiejszym świecie mediów samobójstwem. Mówią więc wyłącznie to, co potwierdza poglądy zakładanego odbiorcy.
Paweł, w kulminacji proponowanej przez Ciebie rozgrywki obsadzasz Pana Marszałka Grodzkiego w roli frontmana zjednoczonej opozycji – ale też faktycznego rzecznika i pełnomocnika unijnych skarbników – który przebija swoim orędziem pisowską bańkę i kupuje (w ścisłym sensie – przy okazji potwierdzając efektownie tzw. pażyrność ludu) rewoltę przeciw osaczonemu tym prostym szantażem Jarosławowi. Pozwól, że ćwiczebnie odegram pisowca z Ziem Odzyskanych (przez PiS ma się rozumieć). Wkluczam telewizor. Pan Marszałek mówi, ja mnę beret w spoconych dłoniach . Po pierwsze. Cały PiS wie, że Torakochirurg ma za uszami. Jeżeli mówi coś, że wymiar sprawiedliwości wymaga pilnej sanacji, to „pod celą” jest to zawsze główny temat grypserskich konkursów krasomówczych. Po drugie. Jeżeli mówi, że za skręcenie KRS w tejże chwili załatwi górę kapusty, to odsłaniam w uśmiechu ubytki po górnych dwójkach: wżenił się w baronów kolumbijskich czy może przedawkował netfliksy? Po trzecie. W przeciwieństwie do zblazowanych wolnościowych elit z Placu Zbawiciela jako pisowski prostak pogryzając ołówek nie na darmo trawię dlugie godziny nad wyrafinowaną i rozległą jak Kraszewski (dzieła zebrane a nie zakład leczniczy) politgramotą Pawła Kasprzaka. Z dotychczasowych diagnoz P.K. wyłania się Pan Marszałek Grodzki jako postać raczej sklecona z deficytów, uników, niespełnień i rozczarowań, taka – uczcijmy Lema – „Wielkość urojona”. Zatem, kiedy widzę w telewizorze profesora Grodzkiego, który z pasją, determinacją i błyskotliwą inteligencją, grając na kilku krajowych, unijnych i transatlantyckich fortepianach PRZEBRANŻAWIA swoim orędziem pisowskie hufce i doprowadza Prezesa J.K. do płaczu (ZAMACH NA KATSCHORA!) – to ja reguluję odbiornik i nie daję wiary zmysłom. To musi być sen. Jeśli czytasz pilnie Kaprzaka, już dawno wiesz, że Pan Marszałek nie dysponuje – by tak rzec – adekwatnym potencjałem ontologicznym, by podjąć się ról z kategorii Captain America. Oczywiście metanoia jest zawsze możliwa… W tym punkcie porzucam rolę pisowskiego słuchacza marszałkowskiego orędzia (wygłoszonego w krainie syren i jednorożców) i dzielę się wątpliwością zupełnie wprost. Ty sam dostrzegasz to ryzyko. Jeżeli opozycja ustawi się w sytuacji w rodzaju: „Mam dzianych i silnych kolegów. Słuchajcie frajerzy, jak chcecie zobaczyć kasę, na początek wychodzicie pod stół i mówicie, że wasze siostry to…” – to będzie igranie z ogniem. Temperatura podskoczy… Tobie nie udało się wparować do parlamentu, „dał nam przykład Jake Angeli jak zwycìężać mamy…”. No to wyobraźmy sobie jak Marsz Niepodległości przekierowuje się na Wiejską. Z innej beczki. Obserwuję zagraniczne sieci handlowe i jakoś nie widzę szału radości z perspektywy „zagłodzenia” no oczywiście, że „Kaczora”, nie Polaków oczywiście ani polskiego popytu… No wiem, że szczytem bezczelności byłaby próba werbunku Kasprzaka do PiS, ale czy nie sądzisz, że Barejowska logika „szatniarza niezłomnego” zdominowała już modus operandi unijnych organów? Mityczny „mechanizm” pozostaje w sferze projektów, ale już zaczął działać… To unijne „woluntarystyczne” ludowładztwo europarlamentu zalatuje trochę tzw. duraczówką. Czy mamy już pojedynek wolnoamerykanki PiS kontra Euro-PiS? Wiem, że zabieram Ci czas bzdetami, ale… nigdy nie mogę pojąć, dlaczego Twoje teksty (erudycyjne , pomysłowe, pełne pasji) są w gruncie rzeczy tak rzadko opatrywane poważnymi komentarzami niezliczonych światłych i postępowych leniów „na poziomie”… No to zbójeckim prawem Greshama-Kopernika wtranżalam się ja – postać z Mrożka… Pozdrawiam serdecznie.