9.06.22. "Przekopywanie pamięci" ...
W ubiegłym miesiącu ukazała się książka Agaty Tuszyńskiej Żongler. Romain Gary (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2022) – niezwykła doprawdy opowieść o równie niezwykłym życiu jej bohatera. Ta niezwykłość ma u podstaw sygnalizowane wyżej dość szczególne „przekopywanie pamięci” (Żongler, s. 16) i w rezultacie szczególną wersję literatury biograficznej. Szczególną, bo dotyczy zarówno wszystkiego, co związane z życiem samego Gary’ego, jak i tego, co istotne dla pewnych fragmentów biografii opowiadającej o nim autorki. Tak czy inaczej, wyszło blisko pięćset stron tekstu, który znakomicie się czyta…
Swego bohatera przedstawia Tuszyńska zaraz na wejściu tak:
Poza kilkoma datami niewiele wiemy na pewno.
Urodził się w 1914 w Wilnie jako Roman Kacew.
Zmarł w 1980 w Paryżu jako Romain Gary.
Wykorzeniony, nigdzie nie znalazł domu. Choć wydawał się obywatelem świata.
Pisarz, lotnik, dyplomata, współczesny Don Juan. Po jego debiucie w 1946 roku Simone de Beauvoir zachwycała się: „Cóż za bogactwo doświadczeń!” Można by dodać jeszcze: mistyfikator, zdolny twórca własnej legendy. Barwnie żonglował różnymi wątkami swojego życia. Ostatni występ skomentował krótko: „Dobrze się bawiłem. Dziękuję i do widzenia”.
[…]
Potrafił utrzymywać równowagę na wulkanie sprzeczności. Z nich budował swoje życie. I powieści, choć rozmach biografii przewyższał niekiedy jego literacką moc.
Chciał być mistrzem swojego losu. Żonglerem doskonałym. Zawsze gotowym do poskromienia następnej kuli. Wbrew logice i prawu ciążenia. Dojrzewał do kolejnych wtajemniczeń. Stale przesuwał próg idealnego lotu.
„Gari, gari – płoń. Poddaj mnie próbie ognia. Niech się wypali całe moje ja”.
Pseudonim, który na kilkadziesiąt lat stał się jego drugą skórą, związany był z matką,
Miną Owczyńską, rosyjską Żydówką, w młodości aktorką. […]
Matkę stworzył na kartach najsłynniejszej swojej książki Obietnica poranka. Matka i syn.
Zapewnił im obojgu życie po życiu godne najważniejszych literackich tandemów. Choćby jego ulubionego – Don Kichota i Sancho Pansy.
W wybranym pseudonimie jest ogień, ale jest też popiół. Samospalenie (Żongler, s. 5-6).
A nieco dalej:
Imię? Roman, Romain, Romuszka, Émile.
Nazwisko? Kacew, de Kacev, Gari, Gary, Ajar, Sinibaldi, Bogat.
Urodzony? W Wilnie, w Kursku, w Moskwie, na rosyjskich stepach, w 1914 roku, w maju, w grudniu po południu… W drodze do ojczyzny, Francji.
Ojciec? Lejb, Leonid, Leon Kacev, kupiec futrzany, pardon – chan z Samarkandy, Gruzin, Kozak, Tatar, polski książę. A raczej chyba na pewno, Iwan Mozżuchin, rosyjski amant filmowy.
Matka? Mina, Nina, Maria Owczyńska, Bergsztajn, Kacew. Aktorka, modystka, święta.
Imiona, nazwiska, daty, miejsca. Wszystko się plącze, wyklucza, powraca w kolejnych wariantach w dokumentach, wywiadach i książkach autora Obietnicy poranka (Żongler, s. 10)
Opracowana przez Tuszyńską biografia stanowić może dla niektórych czytelników świetny impuls do podjęcia ponownej lektury książek Gary’ego, dla innych zaś źródło nowych inspiracji lekturowych. Polskich tłumaczeń nie brakuje. Są wśród nich między innymi na różnych poziomach do żywego aktualne także dziś Korzenie nieba (z 1956 roku) oraz w swoim czasie kultowe wręcz Życie przed sobą (z 1975 roku), czyli dwie powieści tego samego autora uhonorowane Nagrodą Goncourtów – wbrew regułom, ma się rozumieć, obowiązującym według regulaminu przyznawania tej nagrody, więc wiąże się z tym cała historia… Jest naturalnie autobiograficzny Biały pies (także w wielu aspektach dziś aktualny) i oczywiście autobiograficzna Obietnica poranka.
Przy okazji warto może wspomnieć, że znaczącą moc tej ostatniej podkreśla w swej najnowszej powieści, wydanej prawie równocześnie z przedstawianą właśnie biografią – taki ładny zbieg wydawniczych okoliczności – Łukasz Orbitowski, gdy w końcowych podziękowaniach słowa autorskiej estymy kieruje między innymi właśnie pod adresem Romaina Gary’ego (Chodź ze mną, Świat Książki, Warszawa 2022, ss. 464). Pisze:
Nie wypada, aby pisarz dziękował innemu pisarzowi, zwłaszcza jeśli obiekt wdzięczności dawno rozstał się z życiem. Tym razem zrobię wyjątek. Podczas pracy nad Chodź ze mną zgubiłem cel i kierunek, znalazłem się w ciemności i naprawdę nie wiedziałem, co dalej. Z rozpaczy sięgnąłem po Obietnicę poranka Romaina Gary’ego, najlepsza powieść o relacji matki i syna, którą jakieś trzydzieści lat temu podsunął mi ojciec. Nie szukałem tam inspiracji i chyba nawet niewiele ukradłem. W zamian odzyskałem wiarę w siebie, skończyłem tę książkę i mogę napisać te podziękowania. Dla cieni Romaina Gary’ego również (Chodź ze mną, s. 462).
Dla porządku trzeba jednak zaznaczyć, że tak powieść Orbitowskiego, jak i poświęcona Gary’emu praca Tuszyńskiej zapowiadane były w lekturowej przestrzeni informacyjnej rozmaicie. W okładkowej nocie o przedstawianej biografii czytamy opinię Jarosława Mikołajewskiego:
Kocham Romaina Gary’ego, jego pisarstwo i życie spisane własną ręką. Jest to miłość odwieczna. Kocham pisarstwo Agaty Tuszyńskiej i historię Romaina Gary’ego spisaną jej ręką. Ta miłość trwa dopiero od wczoraj.
W „Książkach. Magazynie do Czytania” znaleźć można natomiast opinię w zasadzie odwrotną. Tu przedstawia Żonglera Katarzyna Wężyk i czyni to w rubryce pod tytułem „Co nie zachwyca”. Zdanie swe formułuje zaś między innymi tak:
„Żongler” powinien mieć nadtytuł „Agata Tuszyńska prezentuje”, bo autorka jest w nim obecna niemal tak bardzo jako nominalny bohater. O swojej historii rodzinnej, ukrywanym żydowskim pochodzeniu matki, o tym, jak sama się z tym mierzyła, opowiada nie tylko czytelnikom, ale, metaforycznie, samemu Gary’emu, w adresowanych do niego listach. Pisarz raczej byłby wkurzony: to on przecież stanowił centrum wszechświata i nie lubił dzielić się uwagą (numer z kwietnia 2022, s. 21).
W tej samej rubryce okazuje się też, że i powieść Orbitowskiego niekoniecznie i nie wszystkich zachwyca. Literaturoznawczych koneserów drażni w niej językowe ubóstwo bohatera, który stara się uporządkować znaczące elementy swej biografii, spisując je na podstawie opowiadania matki, a że „jest mężczyzną po gastronomicznej zawodówce, pisze tak, jak potrafi, a że potrafi niewiele, czytelnik cierpi”… Pocieszenie w tym, że tego pewnie „pożeracze fabuł nie zauważą”, stwierdza Dariusz Nowacki. Pytanie tylko, czy „mężczyzna po gastronomicznej zawodówce” byłby wiarygodnym bohaterem, gdyby tak operował językiem, jak profesorowie po uniwersyteckiej filologii… Wtedy trzeba by chyba pomyśleć tę książkę całkiem inaczej.
Co zaś do ewentualnego „wkurzenia” Romaina Gary’ego, raczej też nie wszystko jest całkiem pewne. Jak niepewne są zresztą w ogóle wszelkie prezentacje jakichkolwiek historii, także gdy idzie o biografie. Poza tymi może, które sprowadzają się wyłącznie do wyliczania dat. Zwykle przecież o przedstawianej wizji zdarzeń decyduje ich wielowymiarowy kontekst i punkty widzenia. W każdym razie, istotnie, Tuszyńska nie usuwa się w cień. Rekonstruując biografię Gary’ego, próbuje na sposób reportażowy odtworzyć wygląd i atmosferę miejsc, w których się ona kształtowała, na przykład atmosferę Wilna z czasów dzieciństwa swego bohatera. Próbuje też opisywane sytuacje w pewnych aspektach porównać i zrozumieć, stosując jako pryzmat własne doświadczenia. Ma bowiem w życiorysie takie elementy, które daje się w jakiejś mierze zestawić z tymi, które charakteryzują jej bohatera, o których mogliby, być może, rozmawiać także na żywo. Ich odkrywaniu służy cytowane w tytule tych Zapisków „przekopywanie pamięci”. Tuszyńska tak swe podejście charakteryzuje:
Trudnię się dziwacznym zajęciem. Zajęciem niekoniecznym. Zbieram linie papilarne ulic. Zdejmuję je ze schodzonych chodników teraźniejszości. Robię to bez użycia narzędzi. Gołymi rękami, z pomocą oczu i nosa. Przenikam w głąb, pod skórę czasu, by wydobyć rysy, kształty, zapachy i smaki. Rynsztoku, kwitnących akacji, spoconych koni, perfum. Kostka, kocie łby, ceramika. Kawałki, okruchy, ślady. Schodzone pantofle, potłuczone kolana, dotyk miotły. Kamień polny, beton, Zagubiona rękawiczka, liście, topniejący śnieg. Łuszczą się plany zwielokrotnionej rzeczywistości. Mieszają warstwy wspominania. I pamiętania (Żongler, s. 16).
A nieco wcześniej:
Skąd we mnie ta potrzeba rozdrapywania przeszłości, wnikania w głąb czasu, rozgniatania warstw narosłych na kolejnych planach rzeczywistości? Jak ją wytłumaczyć i jak jej sprostać? Gna mnie jakiś instynkt przekopywania pamięci, by dostać się do najstarszych jej pokładów, zarysowanych najwcześniej, najtrwalej zapisanych w glebie. Chcę dotknąć tych miejsc. Wydobyć ile się da z niepamięci i spod milczącego bruku. Nasączyć je codziennością i jej dzisiejszym echem (Żongler, s. 16).
Na historię Żonglera składają się w przedstawianej biografii trzy części wyznaczane używanymi przez jej bohatera nazwiskami: Kacew, Gary, Ajar. W każdej jest naturalnie mowa o twórczości z danego okresu życia (jako Kacew pisał dużo, ale to wszystko były próby, debiut firmował nazwiskiem Gary). Poznawanie losów pisarza tak czy inaczej warto bezsprzecznie związać z paralelną lekturą jego powieści dla wypracowania sobie własnego o nich zdania.
Gdyby zaś chodziło o edukację szkolną, zauważmy na koniec, że czytanie choćby fragmentów Korzeni nieba to szansa rozmowy o tym, iż – zdawałoby się – dosłowne tylko i konkretne znaczenia zdarzeń (w tym przypadku problem i konieczność ochrony słoni jako niszczonego gatunku) wynikają między innymi z wyobrażeń metaforycznych o wolności uosabianej przez te zwierzęta oraz że te wyobrażenia mogą z kolei uwalniać siłę przetrwania u ludzi więzionych w nieludzkich warunkach, pozbawionych ludzkich praw, że nadto w innych nieco sytuacjach pomagają one ponadto uzmysławiać sobie konsekwencje uruchomianych przy takich okazjach idei nacjonalistycznych, ambicji indywidualnych czy ekonomicznych wizji …
Szkole, w której chodziłoby o tworzenie warunków do samodzielnego konstruowania wyobrażeń o świecie i orientacji w nim, a nie tylko o wypełnianie wizji któregoś z ministrów oświaty, można by polecić poza tym gruntowny namysł i rozważanie znaczeń związanych z przywoływanymi niżej fragmentami Obietnicy poranka Romaina Gary’ego. Dotyczą one wspomnień autora o edukacji, którą ośmioletniemu chłopakowi serwowała matka poprzez opowieści o bożkach określających świat i jego mieszkańców.
Więc najpierw Tatoche, bóg głupoty, z czerwonym tyłkiem małpy, z głową jaskiniowego intelektualisty, ze swoim niepohamowanym zamiłowaniem do abstrakcji; w roku 1940 był ulubieńcem i ideologiem Niemców; dziś coraz częściej szuka schronienia w czystej wiedzy i teraz można go dostrzec, jak spoziera spoza ramienia naszych uczonych; po każdym wybuchu nuklearnym jego cień trochę wyżej wznosi się nad ziemią; lubuje się zwłaszcza w podstępnym nadawaniu głupocie zewnętrznych kształtów genialności i werbowaniu największych prominentów, by skuteczniej doprowadzić nas do zagłady (Obietnica poranka, przeł. Jan Pański, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2018, s. 15).
Tak się akurat składa, że cały szereg działań spod znaku Tatocha precyzyjnie opisuje Maciej Górny w prezentowanej w poprzednich Zapiskach książce Historia głupich idei albo duch narodu w świątyni nauki (Wydawnictwo Filtry, Warszawa 2022). Ale idźmy dalej:
Plugawiec, bóg prawd absolutnych, niby janczar stojący na stercie trupów, ze szpicrutą w ręku, z czapką nasuniętą na oczy. Szczerzący zęby w uśmiechu. To nasz najdawniejszy pan i władca; tak długo już kieruje naszymi losami, że porósł w bogactwa i szacunek; ilekroć zabija, torturuje lub prześladuje w imię prawd absolutnych – religijnych, moralnych czy politycznych – połowa ludzkości liże jego buty w rozczuleniu; bawi go to niezmiernie, ponieważ wie doskonale, że prawdy absolutne nie istnieją, że są jedynie środkiem służącym utrzymaniu nas w niewoli (Obietnica poranka, jw., s. 15-16).
Swego rodzaju komentarza dookreślającego funkcje tego bożka można by szukać w książce Sapiens. Od zwierząt do bogów Yuvala Noaha Harariego (przeł. Justyn Hunia, PWN, Warszawa 2018). I jeszcze:
Filoche, bóg miłości, przesądów, pogardy, nienawiści; wychylony ze swej budki portiera, przy wejściu do zamieszkanego świata, wykrzykuje: „Wstrętny Amerykanin, wstrętny Arab, wstrętny Żyd, wstrętny Rosjanin, wstrętny Chińczyk, wstrętny Murzyn!”; to znakomity organizator ruchów masowych, wojen, linczów, prześladowań, zręczny dialektyk, wielki inkwizytor i amator wypraw krzyżowych; mimo owrzodzonego łba, czaszki hieny i małych powykręcanych nóżek to jeden z bożków najpotężniejszych i budzących największy posłuch; znaleźć go można wszędzie, to jeden z najgorliwszych stróżów naszej ziemi, walczy z nami o władzę nad nią z największą przebiegłością i zręcznością.
Są jeszcze inne bożki, bardziej tajemnicze i podejrzane, bardziej podstępne i zamaskowane, które trudno zidentyfikować; liczne są ich kohorty i wielu mają zaufanych wspólników (Obietnica poranka, jw., s. 16).
Nie ulega chyba wątpliwości, że wyliczane przez Gary’ego bożki całkiem dobrze czują się także w naszej własnej współczesności oraz że dobrze byłoby mieć tego świadomość, by nie dać się zwariować ich wiernym wyznawcom i sługom…