Blisko rok temu Władysław Frasyniuk powiedział na antenie TVN24:
Słabość powoduje agresję, to jest taka pusta demonstracja siły dla ludzi słabych. Szczerze powiedziawszy to jest pewnego rodzaju zagrożenie, bo tłum tchórzy jest potwornie niebezpieczny – zadepcze każdego na swojej drodze. Więc patrzę też z niepokojem na tę arogancję, chamstwo, prostactwo. Szczerze mówiąc słowo żołnierz jest upokarzające dla tych wszystkich, którzy byli na misjach polskich poza granicami, bo ja mam wrażenie, że to jest wataha. Wataha psów, która otoczyła biednych słabych ludzi. Tak nie postępują żołnierze. Śmieci po prostu. To nie są ludzkie zachowania – trzeba to mówić wprost. To antypolskie zachowanie. Ci żołnierze nie służą państwu polskiemu, przeciwnie – plują na te wszystkie wartości, o które walczyli pewnie ich rodzice albo dziadkowie.
Po tych słowach Błaszczak – w obronie „żołnierzy” – wniósł akt oskarżenia. Kierownictwo TVN24 zdystansowało się od Frasyniuka, wyrażając ubolewanie z powodu jego słów na ich antenie. Publicyści dyskutowali trochę. Dzisiaj zapadł wyrok. Skazujący. Niska szkodliwość kazała sędzi umorzyć postępowanie, każąc jednak Frasyniukowi powpłacać niewielkie kary. Adwokat – znakomity Radek Baszuk – już zapowiedział apelację.
Sam w tamtej dyskusji sprzed roku pisałem, że komentujący tę sprawę publicyści nie powinni akurat Frasyniuka pouczać, co wolno w takich sytuacjach mówić, tylko pytać go o to – bo on to wie, jak mało kto. To przede wszystkim jego się powinno pytać, co wolno. Władek Frasyniuk był jednym z tych nielicznych, którzy po przełomie z 1989 roku apelowali – i nie tylko, bo on również realnie pomagał tym ludziom – by funkcjonariuszy reżimu PRL traktować po ludzku i dawać im szansę. Sam spędził 4 lata w najcięższych więzieniach PRL, niemal każdego dnia bity. Szacunek dla ludzkiej godności należy się każdemu – twierdził wówczas, gdy mało kto chciał słuchać takich napomnień – również sprawcom ciężkich przestępstw przeciw godności. Ale nie wtedy, kiedy ich ofiary są wciąż bezbronne i to ich trzeba bronić przed wszechwładną podłością, której nie da się – i nie wolno – nazywać parlamentarnie.
Sędzia nie wytrzymała przy słowie „śmieci”. Moim zdaniem słusznie, choć podtrzymuję zdanie, że w tej sprawie to Frasyniuk powinien być i nauczycielem, i sędzią – to od niego powinna pochodzić nasza wiedza o tym, co się godzi, a co nie. I co jest przyzwoitością. Dla mnie jednak również ten jeden krok był za daleko. Kto widział Frasyniuka wtedy, ten wie, że szukał określenia, wiedząc dobrze, że powinno być ostre, że to, co powiedział dotychczas, nie wystarczy, zwłaszcza przy całym zakłamaniu, które towarzyszyło tamtej podwójnie granicznie sytuacji. Przypomnę, że niemal w komplecie parlamentarna opozycja nagradzała wtedy brawami na stojąco ofiarność „obrońców granic”. No, szukając słowa, Frasyniuk znalazł niewłaściwe. Dlaczego? Bo nacechowane odczłowieczającą pogardą. Niemniej ważne jest wiedzieć, o czym był cały ten cytowany akapit. Podpisałbym się pod nim, choć tego jednego słowa bym nie użył świadomie.
Mamy teraz jednak sytuację procesu i orzeczenia o winie. Jeśli p. sędzia Anna Borkowska chciała określić w nim dopuszczalne granice, to postąpiła słusznie. Gdzieś te granice leżeć muszą, niezależnie od tego, że Władek Frasyniuk uważa – i ma rację! – że w granicznej sytuacji przejmować się granicami nie wolno, trzeba bronić ludzi (dzieci przecież, na Boga!), trzeba bronić najświętszych i najbardziej oczywistych ludzkich wartości. Przed kim? Przed sforą psów – przed tym określeniem bym się nie cofnął. Jeśli wyrok ma dotyczyć winy i o niej orzekać –jest dramatycznym błędem. I proces świetnie to pokazał.
Nie było w tej sprawie pokrzywdzonych oskarżycieli posiłkowych. Radek Baszuk słusznie, niezwykle celnie i precyzyjnie jak zawsze u niego zauważył, że szukać by ich trzeba było właśnie na granicy. W osobach psów przerzucających dzieci i ciężarne kobiety przez zasieki, zostawiających ich na bagnach w nocy, bez picia, jedzenia, środków do życia. Te psy twarze zasłaniały sobie kominiarkami. Obowiązkowych identyfikatorów na mundurach nie miały. Kim są, jeśli nie tchórzliwymi psami właśnie? Wyrok sędzi Borkowskiej nie powinien być utrzymany właśnie dlatego, że uznaje winę człowieka sprawiedliwego, nie odnosząc się do zbrodniarzy tchórzliwych i podłych właśnie jak wataha psów.
Tego zaś pomijać nie wolno. Dowiedzieć się zaś o tym można właśnie od Frasyniuka, bitego i poniewieranego przez ludzi, z których każdy miał swoją godność i prawa, które należy uszanować. To skazany Władysław Frasyniuk wie, w jaki sposób.
1 thought on “Wataha psów. Tak nie postępują żołnierze”
Przepisy prawa nie nadążają za ludzką wrażliwością na bezmiar krzywd zadanych godności ludzkiej.Trudno chamstwu trzeba się przeciwsie przeciwstawiać godnością osobistą bez względu na cenę oporu