18.08.22 Gorące tematy
Teksty zebrane w tej książce zawierają myśli kontrowersyjne i dotykają tematów gorących. Jeśli ktoś czyta książki tylko po to, by znaleźć w nich potwierdzenie własnych opinii i przekonań, powiedzmy od razu: ta książka nie jest dla niego.
Tak zapowiada we wstępie swą najnowszą książkę Wolność pisana po Jałcie Stefan Chwin (Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. Josepha Conrada Korzeniowskiego, Uniwersytet Gdański, Gdańsk 2022). Gorącą problematykę swej książki autor charakteryzuje zaś następująco:
Polska kultura nadawała słowu „wolność” znaczenia tak dalece sprzeczne, że trudno chyba znaleźć w ludzkim języku słowo o sensach bardziej rozciągliwych, z którymi – jak dowodzi historia – można zrobić właściwie wszystko. […]
Teksty, które znalazły się w tej książce, powstawały na przestrzeni wielu lat, ale łączy je jedno: wszystkie dotyczą tej właśnie kwestii. Zastanawiam się w nich, jak Polacy w różnych momentach swej pojałtańskiej historii rozumieli wolność, jakie jej definicje tworzyli, jak o nią walczyli, jak jej bronili przed rozmaitymi zagrożeniami, jakie mieli z nią kłopoty filozoficzne, polityczne i sądowe, także – co nie mniej ważne – jak ją odbierali innym” (s. 5).
Wśród zebranych tekstów, w znacznej mierze – dodajmy – nacechowanych autobiograficznie, są artykuły, eseje, recenzje i szkice sugerujące konieczność podjęcia dalszych badań, jest pamflet, z którego jasno wynika, że gdy nie chodzi o zwykłe zabijanie czasu, żadna lektura nie ma naprawdę sensu bez pytania o znaczenia czytanego. Niektóre nie były dotąd nigdzie publikowane, inne w latach 1993-2021 ukazały się w „Tekstach Drugich”, „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, „Tytule”, „Kafce”, „Znaku” „Kwartalniku Literackim”, „Kwartalniku Artystycznym”, „Przeglądzie Politycznym”, „Res Publice Nowej” czy w zbiorowych polskich i obcych tomach pokonferencyjnych. Wszystkie te prace podporządkowane są, jak zaznaczył we wstępie autor – gdański pisarz, profesor literaturoznawstwa – tematowi określonemu w tytule całości i pogrupowane w sześć zestawów odpowiednio do podejmowanego właśnie aspektu tematu głównego. Te Zapiski – niech to będzie od razu jasne – zaoferować mogą tylko drobne sprawozdanie dotyczące zawartości tomu oraz zachętę do indywidualnej lektury…
I tak. Rozważaniom o „wolności pisanej po Jałcie” służy – dla przykładu – analiza istotnych dla polskiej kultury sposobów kształtowania się pamięci zbiorowej. To w tekście otwierającym omawiany tom: Polska pamięć – dzisiaj. Co pozostaje? Trwały ślad i mechanizmy niepamiętania. Chwin wskazuje tu dwie matryce pamięciowe: „narracji podmiotowej” oraz „narracji podważonej czy pozornie podmiotowej” (s. 11).
Z tą pierwszą – w skrócie rzecz ujmując – wiąże się przekonanie, że zawsze samodzielnie kształtowaliśmy własną historię i nawet klęski nie niwelują poczucia tego aktywistycznego aspektu. Zawsze przecież da się powiedzieć, że tego lub owego Polacy „sami chcieli”, „sami ściągnęli sobie na głowę to nieszczęście” – grunt, że nasz świat w zupełności zależy od nas samych, że byliśmy autorami polskich dziejów i że zawsze gotowiśmy byli w obronie ojczyzny kłaść swe życie na stos (s. 12). Furda przy tym, że
dziewięćdziesiąt parę procent Polaków nigdy nie było żadnymi powstańcami kościuszkowskimi, listopadowymi, styczniowymi, żadnymi powstańcami warszawskimi, żołnierzami wyklętymi ani członkami Solidarności (plakatowa liczba 10 milionów, często przywoływana jako dowód wielkiej liczebności ruchu, jest mitem kompensacyjnym, bo zapisanie się do związku wcale nie równało się byciu jego rzeczywistym członkiem, czego dowodem choćby natychmiastowy rozpad Solidarności jako ruchu masowego po 13 grudnia 1981, z którego Solidarność już nigdy – także po roku 1989 – się nie podniosła (s. 17).
Druga ze wskazanych matryc każe pamiętać inaczej, odwrotnie, a mianowicie że o naszych losach decydowali inni, jesteśmy więc ofiarami wrogich sił.
W rezultacie współczesność postrzegamy różnie, w zależności od tego, przez jakie sita nasza przeszłość została przepuszczona i poprzez jakie obrazy, jakie zdarzenia uczono nas ją postrzegać. W tle są oczywiście wizje romantyczne. A wszystko to określa zarówno polskie wewnętrzne relacje, jak i myślenie o relacjach z nie-Polakami .
Punktem wyjścia i kontekstem dla takich analiz jest w książce Chwina między innymi geneza zbrodni ukraińskich na Wołyniu w 1943 roku i przypomnienie o polskich represjach, jakich doświadczali od Polaków Ukraińcy od XVII do XX wieku, więc to, co na ogół pamiętamy i czego raczej nie chcemy pamiętać.
A oto – dla orientacji – przykłady paru innych znaczących tytułów, którymi opatrzone są kolejne teksty z omawianego tomu. Zapowiadając przedmiot dalszych rozważań, dają przedsmak różnych aspektów rozpatrywanego w książce problemu głównego: Czy pamięć sprzyja rozwojowi demokracji?; Trzy polskie niepodległości: 1918, 1989, 1993; Prawdziwy koniec wojny. Zerwanie i ciągłość w historii; Wielkie deportacje środkowoeuropejskie z lat 1939-1950 w perspektywie aksjologicznej. Wyzwanie dla literatury.
Zajmuje Chwina również kwestia języka i tego „kto naprawdę decyduje o tym, jakimi słowami nazywamy i osądzamy świat”. W szkicu Władcy słów pyta, kto rządzi językiem:
Korporacje telewizyjne? Rządy państw? Wielkie gazety? Parlamenty? Kościoły? Uniwersytety? Szkoły? Intelektualiści? Pisarze?” (s. 293).
I wskazuje przykłady „twórczości literackiej w służbie polityki” (s. 296), więc świadectwa politycznych manipulacji polegające na wprowadzaniu pozornie drobnych korekt słownych w prezentacjach rozmaitych zdarzeń. Wprowadzanych po to, by wyzwolić określone emocje, a w istocie zasadniczo zmienić obraz przedstawianej społeczeństwu sytuacji, co zresztą nie tylko Polski dotyczy. Pisze:
W dzisiejszym świecie słowo ma moc większą niż kiedykolwiek. Pojawia się bowiem w nowym otoczeniu. Skorelowane w cyberprzestrzeni z komputerowym obrazem ma siłę dotąd niespotykaną. Kto wie, może największym wydarzeniem artystycznym końca XX wieku, a nawet największym happeningiem wszech czasów – największym, bo mającym największą w dziejach świata widownię – okaże się transmitowana na żywo przez CNN konferencja w Radzie Bezpieczeństwa, na której amerykański generał wielokrotnie powtarzał słowa „broń”, „biologiczna”, „ruchome”, „laboratoria”, pokazując przy tym wirtualne obrazki irackich ciężarówek, które na swoim osobistym komputerze mógłby zrobić każdy informatyk posiadający dobrą kartę graficzną. Nie wszyscy zostali przekonani, nie miało to jednak żadnego znaczenia. Lotniskowce ruszyły na Morze Arabskie. W ciągu kilku dni, jak podają niektóre źródła, na pustyniach pod Bagdadem zabito wiele tysięcy ludzi (s. 297).
Kwestię języka, jakim politycznie uzasadniana była w Polsce sprawa wysłania polskich żołnierzy do Iraku, analizuje gruntowniej w tekście Irak i „dusza polska”. Moralne aspekty „narracji irackiej” w mediach polskich. Nieco inne obszary tego rodzaju działań na języku, co następnie zresztą staje się także elementem polityki, wskazuje Chwin w szkicu Język Radia Maryja i język medycyny. Skutek zawsze jest podobny. Sugerowany czy wręcz narzucany język zaczyna „myśleć za nas”, jak taką sytuację w odwołaniu pewnych fragmentów z wiersza Dyletant Friedricha Schillera określa Chantal Delsol (zob. Nienawiść do świata. Totalitaryzmy i ponowoczesność, przeł. Marek Chojnacki, Pax, Warszawa 2017, s. 280).
W innych rozprawach analizuje Chwin niezliczone wręcz problemy, które są w Polsce tabuizowane. Omawia w sumie dwadzieścia cztery zakresy tabu, na przykład tabu religijno-patriotyczne czy tabu „wrodzonej tożsamości” – zob. Strefy chronione. Literatura i tabu w epoce pojałtańskiej oraz Polskie myślozbrodnie, czyli O czym lepiej nie mówić głośno w Polsce. Podstawą tej ostatniej refleksji, nie bez przyczyny zapowiadanej po orwellowsku, są między innymi odwołania do twórczości Witolda Gombrowicza.
Jest w omawianym tomie także opowieść pt. Polska Miłosza, Polska Herberta. Pozwala ona podjąć refleksję nad pojęciem narodu, w tym „narodu idealnego”, odpowiadającego „całościowemu, uogólnionemu wyobrażeniu wspólnoty narodowej, będącego przedmiotem uczuć patriotycznych” oraz „narodu empirycznego”, tj. „doznawanego w codziennych kontaktach z osobami fizycznymi i grupami, które naród tworzą” (s. 225). Przedmiotem uwagi są tu zanurzone w biograficzno-narodowych doświadczeniach poglądy z tego zakresu dwóch najpierw zaprzyjaźnionych, a potem totalnie skłóconych poetów (o wielkiej, pijackiej zresztą awanturze, po której drogi przyjaciół się rozeszły, w szczegółach przeczytać można w biografii Miłosza autorstwa Andrzeja Franaszka, s. 817 i dalsze).
Referowanie tego, co składa się na odmienność poglądów Miłosza i Herberta, daje w każdym razie okazję, by mówić o eksponowanych w tej kontrowersji wyobrażeniach na temat „prawdziwych” Polaków i Polaków „nieprawdziwych” czy o „odsiewaniu ziarna od plew” oraz o całym skomplikowaniu tych wizji. Świadectwa ich pulsowania i ścierania się są w naszej przestrzeni publicznej ciągle słyszalne. Eseje Chwina pomagają wskazać dotyczące ich zapalne punkty …
Książka Chwina to 29 tekstów i 600 stron. Jest co czytać i jest o czym myśleć. Osobny zestaw stanowią w niej prace dotyczące tożsamości Gdańska oraz mitów i prawd „nowej tożsamości gdańskiej”, co wiąże się z „wielkimi deportacjami środkowoeuropejskimi z lat 1939-1950”.
Finał tych Zapisków stanowią zwykle wzmianki dotyczące edukacji. Wolność pisana po Jałcie Stefana Chwina także w tym zakresie dostarcza mocnych impulsów. Wśród nich znaczący jest opis „prawdziwego uniwersytetu” i historii seminarium prowadzonego przez profesor Marię Janion w Instytucie Filologii Polskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej przemianowanej z czasem na Uniwersytet Gdański. Niektóre z zamieszczonych w omawianym tomie esejów potraktować by można zresztą, nawiasem mówiąc, jako gotowe projekty tematycznych seminariów literaturoznawczych, co wcale nie umniejsza ich czytelniczej atrakcyjności dla czytelników niezgłaszających pretensji do specjalnego znawstwa w tym zakresie. Jako wzorzec dla myślenia o sensownej organizacji „czytania z innym” można by w tym kontekście wskazać rozważania pod tytułem Czy ironia może być językiem prawdy? Kilka uwag epistemologicznych na temat „pamfletu historycznoliterackiego”
Szczególnie inspirujący dla myśleniu o edukacji na poziomie szkoły średniej, konkretnie zaś na temat historii, jest w tym zbiorze natomiast wspomniany już wyżej tekst pod tytułem Czy pamięć sprzyja demokracji? Chwin pisze w nim między innymi:
Myślę, że jest tylko jedna droga: należy młodych ludzi traktować poważnie, to znaczy stawiać im poważne, a więc bardzo trudne pytania. Tylko wtedy rozmowa o przeszłości wciągnie i naprawdę rozgrzeje młode umysły i serca. Należy w przeszłości odnajdywać takie pytania, które nie tylko były ważne dla minionych pokoleń, lecz także nadal są poruszające (s. 27-28).
Daje Chwin następnie przykłady takich problemów i pytań oraz wskazuje zasadność dyskutowania o nich w szkole, powołując się na kwerendy internetowe, które potwierdzają zainteresowanie młodzieży wyliczanymi przezeń sprawami. Sugeruje też rozważanie alternatywnych wariantów wydarzeń historycznych i opracowanie w tym celu gier, które pozwalałyby inaczej niż w ramach deterministycznego fatalizmu wyobrażać sobie ich przebieg. Koncepcje takie pozostają oczywiście w absolutnej sprzeczności z pomysłami „preparowania narodowej tożsamości” według wizji naszych aktualnych decydentów oświatowych i zwolenników określonej partii politycznej. Dla pracy z wolnymi, samodzielnie myślącymi ludźmi to jednak one mają rzeczywisty sens.