To tytuł jednej z płyt słynnej, punkowej grupy The Ex z lat 80. Na okładce płyty były twarze licznych polityków od Reagana po Jaruzelskiego. Dziś ten tytuł idealnie pasuje do tego, co dzieje się w Polsce, bo znowu namnożyło się kowbojów
Kowboj nr 1
Zero rzeczywiście uwierzył, że jest kowbojem. Stary, estradowy klaun Rosiewicz zaśpiewał o nim piosenkę, że „wystarczą cztery Ziobra i Polska będzie dobra”, w gazetach pisali o nim jako o „szeryfie”, który będzie robił porządki i pan Zbigniew, co to na studiach nagrywał na magnetofon kolegów, z którymi szedł na piwo, postanowił być postacią z westernu.
Ten wystrzałowy wizerunek zepsuł mu niestety dawny kolega Jacek Kurski, bo przed laty, gdy odszedł z jego partii i na kolanach wrócił do prezesa, nazwał go obraźliwie „galaretą”.
Zbigniew rzeczywiście ma twarz jak z galarety. Nawet, gdy mówi stanowczo, to czujemy, że się trzęsie jak stary tramwaj. Ma teraz poważne powody do obaw, czy Jarek jego kanapową partyjkę weźmie na listy wyborcze. Pistolet w gaciach, to więc świadome budowanie wizerunku twardziela.
Poparcie w granicach błędu statystycznego powoduje, że bez Kaczelnika szeryf Zbig jest jak mówił Leszek Miller, nawet jako Zero „przeszacowany”.
Kowboj nr 2
Drugi kowboj naszej sceny politycznej to Glapa. Od miesięcy urządza swe seanse kabaretowe zwane konferencjami i im więcej gada tym bardziej inflacja rośnie. W tym miesiącu jest najwyższa od 26 lat. Gratulacje.
Kowbojem nr 3
Jest oczywiście komendant główny policji zwany od pewnego czasu Granatnikiem. To, że po rozwaleniu bronią przeciwpancerną komendy nadal szefuje policji jest fenomenem światowym.
W westernach było zwykle tak, że przyjeżdżał do miasteczka rewolwerowiec, facet z mroczną tajemnicą i samotnie pokonywał bandę Złych.
Dziś, aby pokonać bandę Złych nie potrzebujemy żadnego rewolwerowca, tylko świadomości, że z takimi śmiesznymi kowbojami to rzeczywiście Polska skończy na pastwisku i Dzikim Wschodzie.
rys: Marcin Grabia
