Piotr Maciej Kaczyński wskazał mnie wśród innych, więc udostępniam i odpowiadam, bo to ważne, by dyskutować rzeczowo, zwłaszcza z tak rzeczowo wyłuszczonymi argumentami. Niech chociaż dyskusja trwa. Pozwoliliśmy jej zniknąć i płacimy za to kolejnymi strzelistymi aktami głupoty w kolejnych wyborach
Od zawsze będąc zwolennikiem jednej listy dobrze rozumiem argumenty sceptyków i je podzielam. Że użyję podobnej do Piotra figury — tyle, że w drugą stronę.
Każdy lek niewłaściwie stosowany zagraża życiu lub zdrowiu. W tym cała rzecz.
Tekst Macieja Kaczyńskiego TUTAJ
Argumenty o niepełnej sumie elektoratów koalicji znam, zawsze podkreślałem. O ile arytmetyka D’Hondta, psychologiczna premia dla silnego zwycięzcy i kilka rzeczy podobnych, wydawało mi się oczywistymi i łatwymi do sprzedania (wydawały się — bo w 2019 mieliśmy wybory parlamentarne przegrane dzięki 3 listom z pełną świadomością polityków, którzy jednak tak proste rzeczy policzyć potrafią), o tyle było dla mnie jasne, że zjednoczenie a la Schetyna to recepta na klęskę. Leszek Miller na jedynce w Poznaniu z Michałem Wawrykiewiczem na szóstce starczy za charakterystykę pomysłu.
Wspólna lista powinna być efektem normalnej, konkurencyjnej prawyborczej kampanii. Inaczej będzie to, co widzieliśmy i właśnie znowu widzimy.
Kampania medialna, zwłaszcza GW, jest nie tylko dlatego niebezpiecznym dziwadłem, że oto politykę uprawia ktoś, czyim obowiązkiem jest bezstronność arbitra. Jest niestety po prostu głupia. To nie jest i nigdy od zarania nie była kampania na rzecz jednej listy. To była i jest kampania na rzecz listy jedynej.
To zaś jest najgorszym z możliwych pomysłów. Szkodliwym w każdym wymiarze, gdyby się miał zrealizować, ale w dodatku opartym na fałszywych założeniach, że Tusk i Platforma mogą wygrać sami i tak będzie lepiej, kiedy ich większość będzie przewidywalnie zdyscyplinowana choć szczuplejsza, zamiast konstytucyjna być może, ale poróżniona w wielu sprawach. Nie ma takiego wyboru. Skrajnie nieodpowiedzialną głupotą było zakładać jego istnienie. Cóż, założono.
Kampania doskonale wpisała się więc w Tuskowe poszukiwania skrzydeł do wycięcia i tych do wchłonięcia i (lub) zneutralizowania. Wyprzedziła tę strategię. Jak kiedyś wist Michnika „wasz prezydent, nasz premier”. Politycznych ofert wspólnej listy nie było. Nie było polityka w żadnej partii — z PO włącznie — który by o wspólnej liście poważnie pomyślał dłużej niż przez 5 minut. To czysty PR. Sprawny i skuteczny ze strony PO, zręcznie neutralizujący zagrożenia w wydaniu Lewicy i fatalny ze strony Hołowni.
To się skończy III kadencją. Cóż, Hołownia gra tak głupio, że być może zasługuje na los pod progiem. A my wszyscy, grillując go zgodnie z życzeniem Wyborczej, zasłużyliśmy na III kadencję.
Dziękując za przywołanie, przyznaję więc w odpowiedzi otwarcie, że zgrany z pomysłów, bezsilny i olewany z ostentacją, której wyraźną intencją jest upokorzyć (z Czerskiej zresztą również wywalony na zbity pysk) mentalnie szykuję się właśnie na to: na III kadencję. Będę zresztą znów jak znalazł. Bohaterskim „rycerzem konstytucji”, którego klepiemy po plecach, kiedy go tarmosi policja i poniewierają pisowskie media — ale któremu o „dorosłej polityce” wymądrzać się nie wolno, bo to już jest warcholstwo…
III kadencja jest zresztą perspektywą nie najgorszą i wcale nie najtrudniejszą. Pyrrusowe zwycięstwo byłoby już zupełnie niemożliwym do przeżycia przedłużeniem klinczu, w którym tkwimy obecnie. Przecież trzeba będzie bronić swoich, niezależnie od tego, że niczego nie zrobią sparaliżowani nie tylko przez Dudę z Przyłębską, ale przede wszystkim przez własny strach i intelektualną impotencję.
Przynajmniej teoretycznie III kadencja uzasadni czerwoną kartkę, która należy się wielu ekipom i wielu ludziom. Ale nie wierzę w to, że się odważymy. Będzie kampania prezydencka, kolejny „bój o wszystko” – niezależnie od parlamentarnego wyniku tej jesieni. Bo albo trzeba będzie przełamać weto PiS, mając nikłą większość w parlamencie (nie wierzę niestety), albo trzeba będzie samemu wetować. Zamiast czerwonej kartki dla polityków przegrywających kolejne wybory na własne życzenie, będzie kolejne jakieś „Trzask, prask” wykrzykiwane w uniesieniu zbiorowego szaleństwa…
2 thoughts on “To się skończy III kadencją”
Tusk musiałby być umysłowo chory – a choć go nie lubię, to go o słabości umysłowe nie podejrzewam – gdyby CHCIAŁ wygrać tegoroczne wybory. Z niewystarczającą większością. Stałby jak dupek i dudek i to jeszcze z trybunałem prostytucyjnym kurtyzany przyłębskiej na przeciw.
Tusk potrzebuje większości konstytucyjnej na którą szans w następnej dekadzie nie ma, albo silnej większości zwykłej po wyborze swojego, wiernego prezydenta. Wtedy dopiero otwiera się realna władza.
Jego pragmatycznym celem do wyboru swojego Prezydenta może być tylko osłabianie PiS-u, wzmacnianie Konfederacji oraz anihilacja lub silne zdegradowanie przystawek tzw. „demokratycznej opozycji”. No i wyboru posłusznego prezydenta. I myślę, że w to Tusk właśnie gra, jako doświadczony wyga.
Z panem Piotrem Maciejem też się nie zgadzam. Jedną z licznych patologii tej naszej pseudodemokracji, i jedną z ważniejszych, jest właśnie to, że media nie spełniają swej tradycyjnej roli informującej, kontrolującej i opiniotwórczej w służbie publicznej, lecz są wiodącymi ośrodkami politycznymi, silniejszymi niż same partie polityczne, tubami propagandowymi w dziedzictwie kulturowym Jerzego Urbana i Józefa Goebbelsa. Pfuj. To jeden z fundamentów tej antydemokracji.