30.11.23. Słoń w naparstku i... nie tylko
Autor „dokonał czegoś na miarę upchnięcia słonia w naparstku – udało mu się podsumować niektóre z największych i najważniejszych idei w zaledwie kilkuset słowach. I to w sposób dowcipny, wnikliwy i poszerzający horyzonty” – taka między innymi rekomendacja towarzyszy książce Jonny’ego Thomsona Wielkie idee dla zabieganych. Mała książeczka o przełomowych koncepcjach, (przeł. Dominika Braithwaite, Wydawnictwo Insignis, Kraków 2023). O innej książce tego autora, tj. o jego Filozofii dla zabieganych była już kiedyś w tych Zapiskach mowa (zob. tekst pt. Codzienna filozofia praktyczna z 20.01.2022). Tym razem we wstępnej zapowiedzi autorskiej czytamy:
Jeśli masz wolną chwilę, spróbuj pomyśleć, jak było wcześniej. Wyobraź sobie świat bez zegarów, monoteizmu, antybiotyków. Życie bez plastiku, małżeństwa czy państw narodowych. Wybierz którąkolwiek z wielkich idei opisanych w tej książce i pomyśl, jak wyglądałoby bez niej twoje życie. W niektórych przypadkach jest łatwiejsze niż w innych. Wielu z nas pamięta czasy bez internetu (choć trudniej sobie przypomnieć, w jaki sposób załatwiano wtedy wiele spraw). Są jednak i takie odkrycia, bez których trudno sobie wyobrazić naszą rzeczywistość. Jak to możliwe, że ludzie nie wiedzieli o istnieniu bakterii? Albo pierwiastków. Jak radzono sobie bez pisma, pieniędzy czy elektryczności?
Wielka idea to według mnie taka koncepcja, która pojawia się i urasta do takich rozmiarów, że staje się nieodłącznym znakiem czasów. Nie zawsze oznacza to zmianę paradygmatu, lecz z pewnością przekształca i przeorientowuje społeczeństwo. Ewolucja, silnik spalinowy czy bankowość to pomysły, które dźwignęły świat i nim wstrząsnęły, po czym wszystko wróciło na swoje miejsce, tyle że świat wyglądał już zupełnie inaczej niż wcześniej. Wielkie idee to takie, przed którymi było jakieś „wcześniej”.
Podobnie jak wszystkim wcześniejszym pokoleniom, nam także przychodzi się dziś mierzyć z nowymi wielkimi idami. Edycja genów, nanotechnologia, sztuczna inteligencja czy fizyka kwantowa – któraś z tych dziedzin zdefiniuje nasze czasy. Niektóre z nich wprowadzają zamęt, a niektóre są tak innowacyjne, że początkowo wydają się wręcz niepokojące (Wielkie idee…, s. 14-15).
Podobnie jak książka poprzednia, Wielkie idee dla zabieganych w papierowej wersji mają nadzwyczaj poręczny format. Czyta się je lekko. Thomson przypomina w niej zaś i kolejno przedstawia „w pigułkach” przełomowe koncepcje z zakresu biologii, chemii, fizyki, medycyny, a także takie, które dotyczą społeczeństwa, polityki, technologii, kultury, religii i wiary. Każdy ze wskazanych obszarów refleksji poprzedza króciutkie wprowadzenie. Rozdział poświęcony Polityce rozpoczynają na przykład takie oto uwagi:
Wystarczy, aby w jednym pomieszczeniu spotkało się dwoje ludzi, a na pewno zaczną politykować. A to dlatego, że w polityce chodzi o władzę. W czyich jest rękach, w czyich być powinna, a w czyje nigdy nie może trafić. Każdy, kto kiedykolwiek uczestniczył w zadaniu typu „podzielcie się na grupy”, wie, że władza jest często czymś nieodzownym. Ktoś musi przejąć stery, aby można było cokolwiek zrobić. Historia polityki uczy nas jednak, że każdy ma inny pomysł, jak rządzić. A to może prowadzić do konfliktów. W polityce chodzi o władzę i jej podział.
W ramach tej części znajdzie się między innymi omówienie problemów charakteryzujących monarchię, rozdział Kościoła i państwa, suwerenność, rządy arystokracji, demokrację, mechanizm działań współczesnego państwa, komunizm, faszyzm, prawa człowieka, prawa obywatelskie. Podobnie w kolejnych rozdziałach. W każdym autor przedstawia szerokie spektrum problemów podporządkowanych wielu bardzo rozmaitym, ale znaczącym hasłom. Będzie więc mowa, by wymienić tylko parę, o darwinizmie i o teorii strun, o szczepionkach, o terapiach przeciwnowotworowych, o migracjach i o silnikach parowych, o Internecie, ale też o poezji, tańcu i teatrze lub o ruchomych obrazach, o micie stworzenia świata, piekle, modlitwie i apokalipsie… I rzeczywiście są to ujęcia upychające słonie w naparstku. Pozwalają się zorientować w temacie i mogą być punktem wyjścia do dalszych rozmaitych rozszerzeń i studiów. Poza wszystkim skłaniają jednak do namysłu na znaczeniami różnych pojęć, których używamy, bywa, nie zawracając sobie głowy ich definiowaniem, oraz nad mechanizmami, które zapewniają spójność rozmaitych grup społecznych, a także nad tym, dlaczego proces porzucania rozmaitych wyobrażeń, mitów, przyzwyczajeń, pewnych sposobów myślenia oraz pewnych modeli życia bywa tak trudny, że dla wielu całkiem nie do przejścia, co oczywiście rodzi konflikty. Przykładów w bliskim nam świecie nie brakuje. Ostatnio choćby mówi się u nas wiele na temat „in vitro” i jest w książce Thomsona rozdział objaśniający związane z tym kwestie. W jego zakończeniu autor pisze między innymi:
Obecnie na świecie żyje około 8 milionów ludzi poczętych metodą in vitro. Odpowiada to mniej więcej populacji Szwajcarii. Z tą procedurą wiąże się jednak szereg problemów (Wielkie idee, s. 223).
O problemach dotyczących tej kwestii słyszymy stale, lecz powyższą statystykę chyba mało kto bierze pod uwagę, a już na pewno nie ci, którzy wiedzą wszystko o „prawdziwym człowieczeństwie”.
Wśród przedstawianych w książce Thomsona idei znajdziemy oczywiście także uwagi na temat podejmowany zwykle w finale tych Zapisków.
Zanim powstały szkoły – pisze Thomson – istniały nieformalne metody edukacji, które sięgają czasów starożytnych. A jeśli uznamy, że jedną z takich metod mogły być udzielane córce przez ojca lekcje rzucania włócznią, to nawet czasów prehistorycznych. Koncepcja sformalizowanego systemu opartego na programie nauczania zrodziła się jednak dopiero wraz z powstaniem pierwszych dużych miast i złożonych biurokracji… (jw., 455-456).
Po drodze – dodajmy – też zdarzyło się to i owo, a sprawy te rozmaicie się miały w różnych częściach świata i w odniesieniu do różnych ludzi… W każdym razie prezentację historii idei dotyczących edukacji zamyka Thomson zdaniem, które warto by – tak, jak zwykł to robić Mały Książę z opowieści Saint-Exa – „powtarzać, aby zapamiętać”. Powtarzać przynajmniej od czasu do czasu. Choćby po to, by rozumieć, dlaczego niektórzy, głosząc myśli o nieodzowności edukacji, robią wszystko, by prze-pisywać historię i określać jej jedynie słuszną wersję w oczekiwaniu na powtarzanie obowiązujących sloganów o umiłowaniu tradycji oraz szacunku dla niej. Zdanie to brzmi:
Im więcej się uczymy, tym mniej akceptujemy zastany porządek i to dzięki temu ludzkość wciąż się rozwija” (Wielkie idee…, s. 458).
Wrócimy jeszcze do tego. Póki co natomiast warto może od razu uwolnić trochę tych słoni z naparstka. Na przykład poprzez lekturę książki Sama Harrisa Nadając sens. Rozmowy o świadomości, moralności i przyszłości (przeł. Aleksandra Paszkowska, Wydawnictwo Filia, Poznań 2023). Mamy w niej do czynienia z zapisem trzynastu fascynujących rozmów autora z jedenastoma światowej klasy uczonymi. Są wśród nich między innymi tacy autorzy znanych w Polsce prac, jak Timothy Snyder czy Daniel Kahneman.
Rozmowy dotyczą zaś tego samego, co książka Thomsona, tyle że w wersji rozszerzonej i skoncentrowanej na ideach aktualnych, takich, które dziś „są w grze”. Rozmowy te odbywały się w ramach prowadzonego przez Harrisa podcastu Making Sense. Na potrzeby publikacji książkowej zachowany został w nich pierwotny porządek wymiany myśli, ale wypowiedzi zostały wycyzelowane, zaznacza Harris. Dotyczą zaś „najważniejszych pytań naszych czasów” i odsłaniają problemy oraz punkty widzenia w zakresie różnych dziedzin. W tym pytań o istotę świadomości i samoświadomości, o rozróżnienia między świadomością i inteligencją, o naturę umysłu, o funkcje mózgu, o rozróżnienia między nauką i nienauką oraz o niebezpieczeństwa związane ze sztuczną inteligencją, o wolną wolę, myślenie szybkie i wolne, politykę, rasizm, tyranię i faszyzm, a także o przyszłość ludzkości i o to – podkreśla Harris w przedmowie – „jak umysły takie jak nasze mogą najlepiej tworzyć świat, w którym warto żyć”. Teksty z omawianego tomu zachowują cechy rzeczywistych rozmów ludzi zainteresowanych daną koncepcją, eksponując tym samym niczym niezastępowalną wartość rozmowy i debaty publicznej. Wymagają spokojnej, powolnej lektury. I rzeczywiście chodzi w nich o konkretne problemy, nie o popisywactwo, więc nie o językową demonstrację czyjegokolwiek znawstwa i sytuację typu „między nami specjalistami”. Są zatem dla każdego, kto zwykł czytać i nad czytanym się zastanawiać. Ze względu na eksponowane u nas ostatnio polityczne fobie wart szczególnej uwagi jest w tym zbiorze na przykład początek rozmowy z niemieckim uczonym, Thomasem Metzingerem…
Gdyby zaś w takim kontekście wrócić do refleksji na temat powszechnej edukacji, dobrze byłoby może poddać namysłowi fragment ze wstępu do omawianej książki, a w związku z nim problemy rozdziału nauk humanistycznych i ścisłych, kwestię samego pojęcia humanizm i tej jego wersji, która określana jest jako posthumanizm, model kształcenia nauczycieli oraz pojęcie nauki w odniesieniu do prac z zakresu psychologii, pedagogiki czy dydaktyki i kwestie falsyfikalności obserwacji, które stanowią ich podstawy. Harris w każdym razie pisze tak:
Od dawna wierzę w ostateczną jedność wiedzy, a zatem uważam, że granice pomiędzy tradycyjnymi dyscyplinami należy w zasadzie ignorować. W tym momencie o rzeczywistości wiemy chociaż tyle, że nie podlega ona uniwersyteckim wydziałom. Sądzę też, że większość zła na świecie – wszystkich zbędnych nieszczęść, które sobie nawzajem wyrządzamy – jest wytworem nie czynów złych ludzi, ale czynów dobrych ludzi powodowanych złymi ideami. Zasady te razem wzięte wskazują na to, że trudno nawet powiedzieć, jak wielkiego postępu moralnego można by dokonać dzięki zniesieniu przeszkód w trzeźwym myśleniu na dowolny interesujący temat (Nadając sens, s. 11-12).