7.03.24. O deglobalizacji
W kontekście protestów organizowanych aktualnie u nas i w innych europejskich krajach przez rolników oraz związanych z tymi protestami sytuacji warto może przyjrzeć się uważnie rozpoznaniom prezentowanym w książce o znamiennym tytule: Koniec świata to dopiero początek. Scenariusz deglobalizacji Petera Zeihana (przeł. Tomasz Bieroń, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2023). W okładkowej nocie czytamy, że jest to praca ukazująca „Obraz nadchodzącego świata, w którym o żywność czy energię toczyć się będą prawdziwe bitwy…”. W rozwinięciu tej formuły znajdziemy też dopowiedzenie:
Rok 2019 był ostatnim bardzo pomyślnym rokiem dla światowej gospodarki. Od pokoleń wszystko staje się coraz szybsze, lepsze i tańsze. Światowe łańcuchy dostaw, zintegrowane międzynarodowe rynki energetyczne i finansowe, innowacyjne branże gospodarki – wszystko to umożliwiły przede wszystkim Stany Zjednoczone. Dzięki globalnemu systemowi handlowemu pod kierunkiem Amerykanów miliardy ludzi mają co jeść i mogą uzyskać wykształcenie. Jak się jednak okazało, były to rozwiązania sztuczne i tymczasowe. Ameryka straciła właśnie zainteresowanie podtrzymywaniem tego systemu przy życiu.
W naszym oplecionym siecią wzajemnych powiązań świecie niedługo zmieni się wszystko – jak produkujemy towary, jak uprawiamy ziemię, jak pozyskujemy elektryczność, jak przewozimy kupowane dobra i jak za nie płacimy. Jakiś świat się kończy. Jakiś świat się zaczyna. Autor, posługując się geografią jako analitycznym punktem wyjścia, wyjaśnia, dlaczego narody zachowują się tak, a nie inaczej, i ze zdumiewającą dokładnością przewiduje, jak będą się zachowywać jutro (wyróżnienie: zak).
Zeihan mieszka w Kolorado. Korzystając z języka marketingu, przedstawia się jako „geopolityczny strateg”. W ramach wykonywanej profesji „ogarnia” cały świat, obsługując korporacje energetyczne, instytucje finansowe, stowarzyszenia biznesowe, koncerny rolnicze, uniwersytety, a także amerykańską armię. W swych badaniach stosuje „sprawdzone narzędzia geopolityki i demografii do przewidywania przyszłości globalnych struktur gospodarczych, a raczej czekającego nas już niedługo ich zaniku” (s. 15). We wstępie do swej sześćsetstronicowej książki podkreśla:
Amerykański powojenny porządek, zwany czasem Pax Americana, wywołał skokową zmianę warunków. Nowe reguły przeobraziły gospodarkę na skalę światową. Na skalę krajową. Na skalę lokalną. W efekcie tej zmiany warunków powstał świat, który znamy. Świat zaawansowanego transportu i finansów, zawsze dostępnej żywności i energii, nieustannych usprawnień i oszałamiającej prędkości.
Ale wszystko przemija. Teraz stajemy w obliczu kolejnej zmiany warunków.
Trzydzieści lat od zakończenia zimnej wojny Amerykanie wracają do domu. Nikt inny nie ma dostatecznego potencjału militarnego, aby zapewnić globalne bezpieczeństwo, a tym samym umożliwić globalny handel. Ład pod przewodem Ameryki ustępuje nieładowi. […]
Świat po 1945 roku jest najlepszy w całych dziejach ludzkości. […] W latach dwudziestych [XXI w.] nastąpi załamanie konsumpcji, produkcji, inwestycji oraz handlu prawie wszędzie. Globalizacja rozpadnie się na kawałki. Regionalne, krajowe i mniejsze. Kosztowna sprawa. Życie spowolni. A przede wszystkim się pogorszy. […] To nie znaczy jednak, że nie mogę przedstawić kilku wskazówek… (s. 16-17).
I rzeczywiście obok apokaliptycznej wizji odnajdziemy w trakcie lektury sugestie pewnych rozwiązań, które w jakimś stopniu mogłyby ją zniwelować. Analizy Zeihan rozpoczyna jednak „od początku”, to jest od czasu, gdy „byliśmy wędrowcami”, a wędrówki służyły poszukiwaniu jedzenia. Później też do początków rozmaitych zjawisk wraca, gdy omawia znaczące zwroty w ludzkiej historii. Te związane z „geografią sukcesu”, to jest z położeniem geograficznym stwarzającym jednym możliwości, jakich nie mieli inni. I te, które wiązały się z demografią, z rozwojem dalekomorskich wypraw czy technologii. W kolejnych rozdziałach podejmuje kwestie transportu, finansów, energii, surowców i produkcji przemysłowej, by zakończyć analizy prezentacją problemów dotyczących rolnictwa. Skupia przy tym uwagę na sprawach geopolityki zagrożeń żywnościowych oraz zależności rolnictwa od zmian klimatycznych, co aktualnie interesuje nas szczególnie.
Książka Zeihana napisana jest szczęśliwie bez terminologicznego zadęcia, a chwilami, jak sam autor przyznaje, z wisielczym wręcz humorem (zob. uwagi na s. 585) i także niespecjalistom może otworzyć oczy na wiele zjawisk dotyczących nas wszystkich. W wymiarach lokalnych i globalnych wskazuje zależności, które regulują nasze funkcjonowanie w świecie i nad którymi mało kto, pilnując własnego podwórka, zastanawia się na co dzień. Skłania do stawiania zasadniczych pytań. Zarówno o skutki globalizacji, jak i deglobalizacji.
Zwracając uwagę na to, jakie znaczenie ma miejsce czyjegoś urodzenia i zamieszkania, od razu na wejściu Zeihan przywołuje na przykład historię Egiptu oraz Hiszpanii i Portugalii, które dzięki swej lokalizacji na pewnym etapie dziejów miały przewagę nad innymi krajami. Pisze:
Egipskie miasta są tam, gdzie są, ze względu na idealne w epoce przedindustrialnej połączenie dostępu do wody i bufora w postaci pustyni. Na trochę podobnej zasadzie Hiszpanie i Portugalczycy zawdzięczają swą niegdysiejszą potęgę nie tylko wczesnemu opanowaniu technologii dalekomorskich, ale także położeniu na półwyspie, które odgradzało je od panującego w pozostałej części kontynentu europejskiego zamieszania” (s. 17).
Zaraz dodaje jednak, że „geografia sukcesu nie jest niezmienna”. I wyjaśnia:
Wraz z ewolucją technologii ewoluuje również lista wygranych i przegranych. Postęp w wykorzystaniu wody i wiatru odesłał wyjątkowość Egiptu do lamusa, skutkiem czego powstało pole do popisu dla nowej grupy mocarstw. Rewolucja przemysłowa sprowadziła Hiszpanię do roli zaścianka, a jednocześnie stworzyła zalążki imperium brytyjskiego. Nadchodzący globalny nieład i zapaść demograficzna nie tylko zepchną wiele krajów w otchłań przeszłości, ale także stworzą warunki do wzrostu potęgi innych (s. 18).
Za najważniejszą część swej książki autor uznaje jej rozdział końcowy. Ten dotyczący rolnictwa (s. 487-584). Oto, co pisze w nim na temat pszenicy, o której ostatnio wiele słyszymy:
Dawno temu, w dalekiej krainie [w przypisie czytamy: „Z pewnością wcześniej niż w dziesiątym tysiącleciu przed naszą erą na terenie dzisiejszego Kurdystanu, jeśli ktoś chce wiedzieć dokładnie”], ludzie udomowili pierwszą roślinę – pszenicę. Osiągnięcie to umożliwiło mnóstwo innych rzeczy. Garncarstwo, Metale. Pismo. Domy. Drogi. Komputery. Miecze świetlne. Wszystko.
Pszenica jest wręcz idealną rośliną spożywczą. Rośnie dosyć szybko, więc może stanowić podstawę diety niezależnie od długości sezonu wegetacyjnego. Łatwo się ją hybrydyzuje, aby ją dostosować do różnych wysokości nad poziomem morza, temperatury i poziomu wilgotności (s. 490).
Dalej idą opowieści o tym, gdzie są najlepsze warunki do uprawy pszenicy i kto nimi dysponuje oraz jak się to ma do innych, wyliczonych wyżej ludzkich osiągnięć. Jest też mowa o tym, gdzie i jak udomowiano inne rośliny, które decydują o naszym żywnościowym bezpieczeństwie. I wszystko to brzmi nadzwyczaj fascynująco, gdyby tylko wnioski dotyczące naszej współczesności nie były tak ponure. Czytamy bowiem:
Z powodu braku żywności upadło o wiele więcej rządów niż z powodu wojen, epidemii czy konfliktów politycznych razem wziętych. A chociaż w dzisiejszych czasach wiele o tym nie myślimy, żywność jest nietrwała. Jedyna rzecz, bez której absolutnie nie możemy się obejść, na ogół zepsuje się najdalej po kilku miesiącach, nawet przy zachowaniu wszelkich reguł jej przechowywania. W przeciwnym razie zepsuje się najdalej po kilku dniach. Żywność jest ulotna, ale głód jest wieczny.
Na dłuższą metę przyszłość rysuje się w coraz ciemniejszych barwach. Jeśli system dostaw żywności z jakiegoś powodu się załamie, to nie będziemy mieli możliwości po prostu zacząć produkować jej więcej (s. 489).
Ostateczna wersja książki Zeihana złożona została niecałe dwa tygodnie przed rosyjską inwazją na Ukrainę, ale 28 lutego 2022 roku autor uzupełnił jednak tekst o dotyczący tej wojny istotny akapit. Pisze w nim między innymi:
Rosjanie siedzą już po uszy w swojej inwazji na Ukrainę. Wojna może mieć bardzo różny przebieg, ale w najlepszym razie sezon siewny w 2022 roku zostanie zakłócony, dając światu przedsmak przyszłych niedoborów żywnościowych. Poprzedni przypadek zakłóceń w eksporcie rolnym z krajów postsowieckich miał miejsce w 2010 roku. Cena pszenicy wzrosła dwukrotnie, co poskutkowało między innymi licznymi protestami, upadkami rządów i arabską wiosną. Czekają nas znacznie gorsze rzeczy (s. 540).
Zdaje się, że aktualnie doświadczamy właśnie znaków tego rodzaju zależności, gdy pomyśleć o rolniczych protestach. W epilogu książki Zeihana przeczytamy w każdym razie:
W najbardziej pokojowym i zamożnym okresie swoich dziejów Europejczycy okazali się niezdolni do wypracowania wspólnej polityki gospodarczej, bankowej, zagranicznej czy uchodźczej – tym bardziej strategicznej. Bez globalizacji prawie trzy pokolenia fantastycznych osiągnięć rozpłyną się w powietrzu. Być może zada mi kłam reakcja na wojnę w Ukrainie. Mam taką nadzieję (s. 587, wyróżnienie – zak).
Zainteresowani sygnalizowanymi tu problemami zechcą może wobec tego zajrzeć do opublikowanej na łamach „Dwutygodnika” (wyd. 380/2024) rozmowy Ivanny Skyba-Yakubowej z ukraińskim pisarzem, Serhijem Żadanem. Tekst nosi tytuł w jakiejś mierze zbieżny z rozpoznaniami Zeihana: To jest koniec czasów (przeł. Anna Ursulenko, w internecie: dwutygodnik.com). Żadan mówi tam między innymi:
Świat przechodzi tektoniczne zmiany, które można opóźnić, przeoczyć lub zignorować, podobnie jak wielu ludzi zignorowało w pierwszej dekadzie XX wieku zbliżającą się apokalipsę 1914 roku; potem Europa uparcie i infantylnie ignorowała lata 30. w Niemczech i Moskwie. Teraz dzieje się coś zupełnie identycznego pod względem koszmaru, pod względem ogólnej nieodpowiedzialności. Większość świata nadal łudzi się, że sprawę może załatwić partia rakiet lub karetek pogotowia, ale w rzeczywistości jest to już koniec czasów. […]
Jeśli chodzi o rozdźwięk ze światem, to wiek XX, który wydawał się końcem końców, miał skłonić świat – choćby ze względu na liczbę ofiar – do wyciagnięcia wniosków i lekcji, do wytyczenia granic, poza które nie wolno się cofać. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Okazało się, że historia jest zbyt elastyczna, by narósł pancerz chroniący ludzkość. Pancerza jak nie było, tak nie ma.
Już w 1983 roku zwracała na to uwagę Wisława Szymborska w wierszu opublikowanym po raz pierwszy w „Tygodniku Powszechnym”:
Wisława Szymborska
Schyłek wieku
Miał być lepszy od zeszłych nasz XX wiek.
Już tego dowieść nie zdąży,
lata ma policzone,
krok chwiejny,
oddech krótki.
Już zbyt wiele się stało,
co się stać nie miało,
a to, co miało nadejść,
nie nadeszło.
Miało się mieć ku wiośnie
i szczęściu, między innymi.
Strach miał opuścić góry i doliny.
Prawda szybciej od kłamstwa
miała dobiegać do celu.
Miało się kilka nieszczęść
nie przydarzyć już,
na przykład wojna
i głód, i tak dalej.
W poważaniu być miała
bezbronność bezbronnych,
ufność i tym podobne.
Kto chciał cieszyć się światem,
ten staje przed zadaniem
nie do wykonania.
Głupota nie jest śmieszna.
Mądrość nie jest wesoła.
Nadzieja
to już nie jest ta młoda dziewczyna
et caetera, niestety.
Bóg miał nareszcie uwierzyć w człowieka
dobrego i silnego,
ale dobry i silny
to ciągle jeszcze dwóch ludzi.
Jak żyć – spytał mnie w liście ktoś,
kogo ja zamierzałam spytać
o to samo.
Znowu i tak jak zawsze,
co widać powyżej,
nie ma pytań pilniejszych
od pytań naiwnych.
(Z tomu Ludzie na moście, w: Wisława Szymborska, Wiersze wszystkie,
Wydawnictwo Znak, Kraków 2023, s. 428-429).
Dopóki pocisk nie uderzy w sąsiednie budynki, trudno zrozumieć gniew i ból ludzi, w których już uderzył. Oczywiste jest, że nie życzymy nikomu, aby pocisk trafił w jego osiedle. Ale przydałoby się zrozumieć, że to nie jest wojna między Rosją a Ukrainą; to jest trzecia wojna światowa.
Teraz Polscy rolnicy ponownie blokują przejścia na granicy polsko-ukraińskiej, to dla nich akceptowalne. Wrzucają zboże z naszych ciężarówek. […] Uwierzcie, jeśli jutro granica Rosji przesunie się do Rawy Ruskiej, polscy rolnicy nie będą już niczego blokować przed rosyjskimi czołgami. […]
…koniec czasów. Wiele wartości, które wydawały się nieodwracalne, nienaruszalne i ugruntowane w życiu społecznym, świadomości historycznej i na poziomie terminów akademickich, tak naprawdę nic już teraz nie znaczy. Wszystko okazało się pustą retoryką, niepopartą działaniami tych, którzy tę retorykę uprawiali. Okazało się, że Europa środkowa była fikcją wymyśloną przez intelektualistów. Zwykłą intelektualną zabawą. […]
Podobnie wiele rzeczy, które wydawały się przełomowe i innowacyjne po zburzeniu muru berlińskiego, takie jak wielokulturowość czy zwycięstwo nad imperium zła, utraciło dziś sens. W perspektywie historycznej wszystkie te rzeczy okazały się krótkotrwałe i nie tak stabilne, jak się wydawało. Imperium zła potrzebowało zaś trzydziestu lat, aby odbudować się ideologicznie, emocjonalnie, motywacyjnie i ponownie stać się sobą – imperium zła.
Sygnalizowane wyżej rozpoznania i wynikające z nich konkluzje mają, niestety, naprawdę głęboko zanurzone w czasie podstawy. Jest coś niezmiennego w ludzkich działaniach. Mimo niezwykłych dokonań na przestrzeni dziejów wciąż nietrudno je odnieść do tekstu sprzed dwóch i pół tysiąca lat prawie, to jest do dysputy Sokratesa i Trazymacha oraz innych uczestników spotkania ukazanego w Państwa Platona. Współczesny nam filozof, Simon Blackburn, autor pracy Platon. Państwo. Biografia (przeł. Anna Dzierzgowska, Wydawnictwo MUZA SA, Warszawa 2007), nie bez kozery, o czym była już w tych Zapiskach mowa, napisał w zakończeniu swych rozważań:
W czasach, gdy światowe źródła energii zaczynają się wyczerpywać, gdy czujemy, że podobnie znika wiele zasobów naszej kultury w takim kształcie, jaki zyskały w oświeceniu, gdy podstawowy sposób myślenia o rzeczywistości polega na przeciwstawianiu sobie różnych stylów życia (przy czym podobnie myślą nasi mężowie stanu), kiedy religijne zacietrzewienie traktowane jest jako cnota, gdy demokracja na Zachodzie zmienia się w plutokrację, gdy politycy otwarcie szydzą z ethosu służby publicznej, wprowadzając na wyższe stanowiska swoich ludzi i specjalistów od PR – w tych czasach i w tym świecie nasza przyszłość może zależeć od tego, jak poważnie potraktujemy problem, który stawia przez nami Państwo (Platon. Państwo. Biografia, s. 157, wyróżnienie – zak; zob. Zapiski pt. Pytania fundamentalne z 25.01.2024).
Tu można by dodać jeszcze, że problem tej przyszłości zależy w dużym stopniu od edukacji, która – niezależnie od najrozmaitszych przemian społecznych i kulturowych – nieodmiennie, jak u Platona, wciąż stawia na „przekazywanie” odgórnie ustalonych przekonań i wzorców. Znakiem tego u nas jest na przykład dopisywanie lektur do obowiązującego spisu lub ich skreślanie. I nieważne, kto / co akurat skreśla i kto / co dopisuje. Podobnie jak w dyspucie u Platona, nie liczy się bowiem stwarzanie uczącym się warunków do dyskutowania o znaczeniach tego, co było i co jest oraz o znaczeniach takich lub innych tekstów w odniesieniu do różnych kontekstów. Nie liczy się rozmowa i wypracowywanie sobie przez uczących się własnej wizji otaczającego świata…
Interesująco o tym między innymi mówił ostatnio w rozmowie z Michałem Olszewskim Jan Klata w związku wyreżyserowanym przez siebie w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie spektaklem Państwo Platona (zob. tekst Sokrates kładzie się na torach w: „Gazeta Wyborcza. Wolna Sobota” z 2.03.2024). Tory są w tym przedstawieniu elementem scenografii. Sokrates się na nich kładzie, podkreśla reżyser, „żeby zablokować nadjeżdżający pociąg towarowy z historią”, to jest powstrzymać tendencje do wprowadzania w życie takiej wizji państwa, w ramach której „rząd ustanawia prawa podług własnych interesów”. Niestety, blokada wciąż nie dotyczy „jedynie słusznych” wyobrażeń o edukacji…