W planach wydawniczych krakowskiego „Znaku” jest książka Giselli Perl, „Byłam lekarką w Auschwitz”. Publikacji o zbliżonych tytułach jest ostatnio wiele; temat jak gdyby spowszedniał. Ale Perl spisała swoje wspomnienia zaraz po wojnie, nie znając późniejszego, bogatego piśmiennictwa poświęconego Holokaustowi, opracowań historycznych, polemik. Jej świadectwo jest źródłowe, osobiste, pierwsze
Ta węgierska Żydówka, lekarka-ginekolog, miłośniczka literatury i muzyki, przeszła przez wszystkie kręgi nazistowskiego piekła: od Auschwitz, przez Hamburg, po Bergen-Belsen. Wszędzie tam, gdzie była, pozostała wierna swojemu najgłębszemu posłaniu i postanowieniu: nieść pomoc cierpiącym o każdej porze życia i w każdych warunkach; nie dać się upodlić; nie pozwolić, by odebrano człowieczeństwo innym.
Leczy więźniarki nie mając narzędzi, medykamentów, środków opatrunkowych, gołymi rękami wykonuje zabiegi ginekologiczne. Czasem jedynym – skutecznym – lekiem są bajkowe opowieści, którymi karmi swoje współtowarzyszki, umierające z głodu, na tyfus, pobite, oszpecone.
W strasznych, obozowanych warunkach, wśród odoru strachu i śmierci, robi wszystko, by ludzie nie tracili nadziei i poczucia godności. Ratuje im życie, ratuje ich dusze. Staje przed potwornym dylematem: kobiety, które w obozie wydają na świat dziecko, idą na śmierć, razem z nowo narodzonymi dziećmi; i oto ona, dla której każde narodziny to rzecz najświętsza, usuwa potajemnie ciąże – za co jej samej grozi śmierć – żeby uratować życie tych kobiet.
Poszczególne, krótkie rozdziały książki poświęca osobom, zawsze osobom – nie bezimiennemu ogółowi. Są wśród nich uwięzione w obozie przedwojenne artystki, pieśniarki; są proste, wiejskie dziewczęta, każda ze swoją niepowtarzalną historią. Są lekarki i pielęgniarki z różnych krajów, z którymi łączy Perl ślubowana wzajemnie solidarność, ciężka praca, a czasem wielka, sprawdzona w najtragiczniejszych chwilach przyjaźń.
Jest tu także portret Irmy Grese, sadystycznej nadzorczyni SS, która doznaje seksualnej rozkoszy patrząc, jak Perl operuje bez znieczulenia kobiety, wcześniej okrutnie pobite przez samą Grese. Ta ostatnia ucieleśnia główną, zdaniem Perl, tendencję nazistów: nie tylko zabić wszystkich Żydów, ale wymyślnymi sposobami zmienić ich najpierw w istoty niższego rzędu, brudne, plugawe, odstręczające, niegodne ludzkiego traktowania – i na ich tle wywyższyć siebie, rasę panów.
Skąd tyle podłości, tyle okrucieństwa, tyle zła? Na gniewne i rozpaczliwe pytanie: dlaczego? – zadane po tym, jak w Auschwitz grupy żydowskich chłopców najpierw lepiej karmiono i ćwiczono w sprawności fizycznej, a później jednym rozkazem posłano do krematorium – Autorka nie znajduje odpowiedzi.
Ale czytelnik może też zapytać: Skąd tyle dobra? Skąd tyle siły w tej kobiecie, która sama straciła w obozach całą rodzinę, doznawała wszelkich udręk, a mimo to była dla innych ludzi podporą, osobą pełną czułości, wyrozumiałości, cierpliwości, nie znającą zmęczenia, rezygnacji, obojętności?
Zdjęcia: Wikipedia