Słowa ministra Szumowskiego: „Polacy wrócą do normalności dopiero, gdy wszyscy się zaszczepią” nie ukrywam, że mnie zmroziły. Dlaczego?
Kiedy mówimy o tym, co dzisiaj w świecie i Polsce jest nienormalne, to mamy na myśli tylko jedno, ograniczenia związane z koronowirusem. Całe reszta jest u nas podobno normalna.
A więc, z ostatniej chwili, co jest normalne:
- 28 latek bez finansowego wykształcenia, z zawodu doradca i koordynator, został wiceministrem finansów i Głównym Rzecznikiem Dyscypliny Finansów Publicznych. W przededniu jednego z największych kryzysów gospodarczych i finansowych jaki nas czeka;
- nowym ministrem nauki i szkolnictwa wyższego został inżynier elektronik, z zawodu działacz partyjny i poseł, kiedyś prezydent małego miasta. Na pewno ma kompetencje do sprawowania urzędu podobne do tych, które miał Adam Andruszkiewicz, wiceminister cyfryzacji w rządzie PiS: ma wykształcenie wyższe. O innych kompetencjach póki co cicho;
- za miesiąc wybory, w których ma prawo głosować 30 milionów ludzi. Dzisiaj nikt nie ma w świecie człowieka, który: wie jak te wybory mają przebiegać – listownie czy jednak nie – zna ich datę i ma pojęcia, kto będzie drukował karty albo zestawy do głosowania.
Nie są to ani pierwsza ani zapewne ostatnia decyzja mojego rządu, która wprawiają mnie w zdumienie. Co gorsza mam pewność, że ta władza się nie zmieni.
Przyznam się szczerze, że nie wiem jaki zastrzyk musiałbym dostać, aby uznać, że to co się w Polsce dzieje, jest normalne. Ograniczenia związane z koronawirusem wyglądają na te najbardziej sensowne.
Nie jestem biegły w medycynie, ale coś mi mówi, że za posiadanie substancji po zażyciu której powiem, że żyję w normalnym kraju, mogę trafić do więzienia.
Chyba, że zmieni się prawo, o co u nas naprawdę bardzo łatwo.
fot. flickr