Komentarz dnia: zatrzymaj się w biegu

Medialne "jedynki" - tematy z nagłówków gazet - znikają w zapomnieniu w ciągu dnia. Nikt nie kontynuuje wątków, nie pamięta o sprawach rozgrzewających emocje jeszcze wczoraj. Nie ma dyskusji, refleksji, szans utrzymania rwących się wątków. Glupiejemy. Po obu stronach polskiej politycznej wojny. Tu przynajmniej możesz się cofnąć. Zatrzymać przez chwilę i przeczytać, o czym nie przeczytasz gdzie indziej.

Kup abonament na demokrację

Jest wart co najmniej tyle, ile abonament Netflixa. Albo karnet na siłownię. Obywatele RP i powołana przez nich redakcja Obywatele.News usiłują tu stworzyć ni mniej ni więcej tylko społeczne medium publiczne. Nie tylko dlatego, że PiS przejął TVP, Polskie Radio i kontynuuje ofensywę. Również dlatego, że świat wariuje i bez tego. Media społecznościowe w rękach prywatnych korporacji kształtują naszą wiedzę, gusta, nawet wartości. Nie tylko polityka, również po prostu cywilizacja potrzebuje zerwać z obłędnym tempem narzuconym przez świat komercji, z interesami korporacji i dziczejącej polityki. Pomóż nam w budowie obywatelskiej telewizji publicznej.
Wesprzyj nas

Komentarz dnia: zatrzymaj się w biegu

Bez echa – to się zdarza w studni bez dna

Czy w takiej studni jesteśmy? Bezsiła i bierność wobec poczynań władz na białoruskiej granicy, faktyczna uległa zgoda na absurdalny stan wyjątkowy i jego obecną kontynuację, sejmowa owacja na stojąco na cześć „obrońców granic” z udziałem niemal całej opozycji – to najbardziej drastyczny z mnóstwa innych przykładów świadczących, że tak właśnie jest. Że nie ma dna tego wszystkiego. Tu jednak o innym przykładzie – świeżym i niedostrzeżonym.

7.12 przed gmachem Sądu Najwyższego konferencję prasową zorganizowało Porozumienie dla Praworządności. Obecni byli przedstawiciele wszystkich opozycyjnych partii politycznych i wszystkich głównych ruchów obywatelskiego protestu. W ciągu sześciu lat zmagań z rządami PiS takie coś nie zdarzyło się nigdy. Waga tego wydarzenia polegała – lub mogłaby polegać – głównie właśnie na tym.

Oto wreszcie opozycja postanawia współpracować. Albo mówić jednym głosem, albo przynajmniej uzgadniać stanowiska i posunięcia. Oto wreszcie pojawia się szansa na ofensywę, w której inicjatywa i plan działania należy do opozycji, a nie do PiS. PiS musi się cofnąć, wymusza to zasada „pieniądze za praworządność”, której obowiązywanie w instytucjach UE jest zdobyczą polskich ruchów obywatelskich. W mediach jednakże – delikatnie mówiąc – sensacji nie ma. Nie ma echa w studni bez dna.

Publicyści – podobnie jak większość polityków, na ile da się sądzić – przewidują, że projekt Iustitii, który wczoraj zgodzono się poprzeć i uczynić podstawą dalszych prac, i tak trafi do sejmowej zamrażarki. Dla komentatorów jest jasne, że żadna inicjatywa ustawodawcza nie ma dzisiaj szans, bo w Sejmie nie ma szabel. To piramidalna bzdura.

 

Arytmetyka sejmowa?

Po pierwsze w Sejmie dziś trzeba by było przede wszystkim przynajmniej zjawiać się na głosowaniach, zamiast zatrzaskiwać się w windzie, a głosując – nie mylić przycisków. Wtedy być może byłoby opozycji lepiej albo chociaż raźniej. To i tak nie wystarczy? Bardzo możliwe.

Przede wszystkim w Sejmie dziś – zwłaszcza w tej sprawie – nie rachunek szabel decyduje, a rachunek sił, w którym większe znaczenie, być może decydujące, ma coś zupełnie innego. W całej wieloletniej już historii batalii o sądy, którą opisywałem wczoraj, opozycja decydowała, że nie chce „umierać za sądy”. Licząc się właśnie z rachunkiem sił w Sejmie w zrozumiały sposób zakładała, że PiS przepchnie tam co chce, a wszystkie inicjatywy opozycyjne odrzuci. „Walka” miała dla niej wyłącznie symboliczne znaczenie. Opozycyjne postulaty w tej sprawie miały co najwyżej stać się oczywistym programem na po wyborczym zwycięstwie. Opowiadanie się natomiast na przykład za unijnymi procedurami przeciw Polsce opozycja uznawała za samobójcze szaleństwo, skazujące na oskarżenia o występowanie przeciw interesom Polski „na obcych dworach” – bo tak przedstawiała to zawsze propaganda TVP. Zwłaszcza, że unijne procedury długo wyglądały na „bezzębne”. Ta przewidziana w Art. 7. Traktatu wymaga jednomyślności krajów członkowskich i była łatwa do zablokowania przez węgierskiego sojusznika PiS. Na walce o sądy opozycja nie mogła niczego zyskać, mogła wyłącznie tracić.

Sytuacja uległa jednak radykalnej zmianie po 2018 roku, kiedy w wyniku intensywnej kampanii ruchów i środowisk obywatelskich postanowienia europejskiego Trybunału Sprawiedliwości postawiły sprawę na ostrzu noża, a stanowisko Komisji Europejskiej udało się odwrócić. Kłopoty z Unią, ale również opór czujących społeczne poparcie i oczekiwania sędziów spowodowały, że choć pisowska ofensywa zdobyła kilka istotnych przyczółków, to jednak utknęła w martwym punkcie. Sąd Najwyższy nie jest marionetką w rękach rządzących, a sądów powszechnych nie dało się ubezwłasnowolnić – są w istocie bardziej od władzy niezależne i niepokorne niż były kiedykolwiek dotychczas.

Dziś wobec sytuacji z Funduszem Odbudowy i zasady „pieniądze za praworządność”, która wciąż wydaje się obowiązywać w Komisji Europejskiej, PiS jest zmuszony wycofać się w sprawie sądów. Jeśli postanowi uczynić w tej sprawie choćby pół kroku wstecz, będzie to musiał zrobić i zrobi głosami własnych posłów. Arytmetyka sejmowych większości nie ma tu nic do rzeczy. Liczy się siła mierzona zupełnie inaczej.

Czy PiS umrze za sądy?

Ustępstwo PiS w tej sprawie wydaje się niewiarygodne. Wygląda na szczęście zbyt duże, by mogło być możliwe. Prestiżowa porażka w tej ustrojowo najistotniejszej batalii może zrujnować autorytet Kaczyńskiego i uznanie dla PiS. Może kosztować władzę. To jeden z powodów, dla których ta ofensywa ma potencjalnie tak wielką wagę. Reakcja PiS okazuje się zresztą zmienna. Kaczyński wysyłał przeciwstawne sygnały. Raz mówił, że reforma sądów nie wyszła – a nie wyjść miała Ziobrze, przecież nie jemu samemu – a raz, że i bez unijnych pieniędzy Polska sobie poradzi. Izba Dyscyplinarna raz bywa blokowana, a raz nie. Nie-sędziowie nie wytrzymują presji i ustępują w proteście albo wyłączają się z orzekania.

Sondaże w tej sprawie mówią zaś wyraźnie i stale coś odmiennego niż komunikują bojowe mlaski Kaczyńskiego. Polacy – w tym wyborcy PiS – oczekują unijnych pieniędzy. Źle oceniają awanturę z Unią. Źle oceniają także zamach na sądy. Sondaże mogą się oczywiście zmienić. Przy bierności opozycji zmienią się być może na korzyść władzy. Dziś w każdym razie wygląda na to, że wyborcy PiS być może nie chcą – pozbawieni funduszy z Unii – „umierać za sądy”, jak dotychczas nie chcieli za nie umierać politycy opozycji.

Sytuację da się więc dziś odwrócić. To unikalna okazja. Nie mieliśmy takiej dotychczas. Przyjęcie nowych ustaw sądowych zgodnych z europejskimi zasadami jest lub może być możliwe nie w wyniku sejmowych głosowań, a w wyniku twardych negocjacji partyjnych liderów.

Istnieją dwie możliwe ścieżki postępowania. Niejawne konsultacje między liderami są jedną z nich. To dla mnie obcy świat, ale takie konsultacje w oczywisty sposób zostawiają uczestnikom większe pole manewru i przestrzeń dla zachowania twarzy. Czy Kaczyński na pewno je odrzuci? Wolałbym pewność niż wróżby z mimiki prezesa – ale to bardzo prawdopodobne.

Druga ścieżka to publiczne deklaracje i presja nimi wywierana. Dla Kaczyńskiego ta ścieżka jest destrukcyjna, grozi otwartą porażką, co rodzi obawę jego gwałtownego oporu. To jest jednak karta, którą da się trzymać w ręku – nie trzeba nią grać natychmiast. Przestrzeń wyboru środków i strategii jest więc w rzeczywistości ogromna, a widzieć wyłącznie stosunek sił w sejmowych ławach oznacza ślepotę.  

Gdyby – wypełzając ze studni bez dna – wyobrazić sobie czterech liderów głównych partii reprezentowanych dzisiaj w parlamencie i w sondażach – Tuska, Hołownię, Czarzastego i Kosiniaka-Kamysza – stojących np. za marszałkiem Grodzkim, gdyby wyobrazić sobie adresowane wprost do wyborców PiS w TVP orędzie Grodzkiego wzywające Kaczyńskiego do rozmów o minimalnych warunkach umożliwiających natychmiastowe odmrożenie unijnych funduszy, to oczywiście byłoby naiwnością sądzić, że Kaczyński ulegnie. Przeciwnie – prestiżowa porażka stanie się dlań tym większa i tym więcej będzie miał powodów, by taką ofertę odrzucić, usztywniając tylko stanowisko. Niewątpliwie jednak odmowa będzie dlań kosztowna – wyborcy PiS dowiedzą się znowu, że wódz wykrwawia ich – nie siebie – w prywatnej wojnie. Oni naprawdę nie chcą umierać za sądy, dawno już stracili entuzjazm dla „walki z kastą”, bo ona od dawna jest kompletnie bezproduktywna. Można tę ofertę rozejmu ponawiać bez żadnych własnych kosztów, stale zwiększając koszty Kaczyńskiego. Jeśli nie ustąpi i nie zarządzi odwrotu, to tym razem raczej jego posłowie zaczną dla odmiany zacinać się w windach i mylić przyciski. Możliwe środki nacisku nie ograniczają się bynajmniej do tego rodzaju oferty.

Złożony w Sejmie projekt Iustitii, który Witek skieruje do zamrażarki może natychmiast stać się projektem senackim. Senat może go przesłać Komisji Weneckiej, uruchomiając oficjalną procedurę w ramach własnej działalności legislacyjnej. Opinia Komisji – jak pamiętamy – nikogo w Polsce nie wiąże. Ale dla Komisji Europejskiej będzie wiążąca politycznie. Uczyniwszy to, opozycja uwiarygodni własne zapowiedzi dotyczące również dalszych możliwych działań, choćby dziś one wyglądały na political fiction – np. idące w miliony podpisy pod obywatelskim projektem ustawy o sądach, obywatelski wniosek o referendum skracające kadencję Sejmu i nawet deklarację przeprowadzenia tego referendum również bez zgody Sejmu siłami społecznej samoorganizacji. Jest jak zwiększać presję na PiS. Jest jak rozbić pisowską większość. Jest jak budować dynamikę własnych działań i towarzyszących im społecznych emocji.

 

Co wiedzą politycy?

Liczą na to, że PiS upadnie pod własnym ciężarem. Czy i ewentualnie jak bardzo chcieliby w tym pomóc politycznym przeciwnikom? Z bardzo wielu bardzo różnych względów ta ich chęć jest umiarkowana.

Nie chcą wiązać się i brudzić porozumieniami z Konfederacją, Gowinem, ewentualnymi pisowskimi renegatami. Nie chcą brać odpowiedzialności, mając chwiejną przewagę, wątpliwych sojuszników i gigantyczne wyzwania stojące przed zdemolowanym krajem w ostrym kryzysie. To dotyczy polityków, których znamy z medialnych nagłówków. Większość parlamentarzystów opozycji to jednak postacie anonimowe dla opinii publicznej i wyborców. Własne pozycje zawdzięczają partyjnym nominacjom, wciągnięci do Sejmu przez partyjne „lokomotywy” czasem z ledwie kilkoma tysiącami głosów uzyskanymi przez siebie samodzielnie. Dla partyjnych polityków los opozycjonisty nie jest tragedią. Przegrane wybory to na ogół utrata niewielkiego procenta „miejsc biorących” – kariera stosunkowo niewielkiej liczby ludzi ulega wtedy perturbacjom. Osobiste ryzyko partyjnych karier jest nieporównanie mniejsze niż w biznesie i mniejsze niż w wielu innych zawodach. Związane jest w mniejszym stopniu z wynikiem partii w wyborach, a w decydującym – z decyzją partyjnego szefa o miejscu na liście. Odważne projekty nie leżą ani w naturze polityków, ani w ich interesie.

To nie są krytyczne uwagi o jakości „klasy politycznej”. Tak działa system i politycy postępują w jego ramach racjonalnie. Ta racjonalność jednak żadną miarą nie sprzyja temu, by politycy nocami myśleli gorączkowo o realizacji ważnych społecznych postulatów – snu z powiek nie spędza im nawet troska o wyborcze zwycięstwo rozumiane tak, jak je rozumiemy my, ich wyborcy.

Politycy wiedzą, że nośny społecznie postulat działa na ich korzyść, gdy wciąż pozostaje do realizacji – gdy wierzymy, że zrealizuje się po wyborczym zwycięstwie. Zakładając nawet, że praworządność wciąż pozostaje naszym żywym marzeniem – a niezupełnie prawdziwe jest to założenie po wszystkich tych latach i wobec widocznego gołym okiem zmęczenia – lepiej jest gonić króliczka niż go przed czasem złapać.

Racjonalność polityków rozumiem. Ale już nie zagłosuję na żadnego, który mi będzie obiecywał np. praworządność, nie kiwnąwszy palcem dla jej realizacji dziś. Bo to jest kuglarskie naciąganie mnie na głos. Bo dziś da się grać i o sądy, i o przyspieszone wybory również. Bo jedno się z drugim rymuje. Batalia o sądy może przesądzić w walce o władzę.

Co wiedzą ludzie mediów?

To dla mnie pozostaje zagadką. Unia Europejska mówi twardo, że nie będzie unijnych pieniędzy bez niezawisłości sądów. Wiemy, że PiS musi się cofnąć. Morawiecki zapowiada więc kolejną reformę na drugi kwartał. Inicjatywy opozycji nie widać – choć powinna być oczywistością najzupełniej naturalną. Dziennikarze nie pytają o nią polityków. Dlaczego?

Przemyślne analizy komentatorów analizujących subtelności „politycznych narracji” nigdy nie przynoszą tej przecież dość prostej konkluzji, że w polityce i również w wyborczych zmaganiach oni i my – politycy i ich wyborcy – gramy w różne gry i posługujemy się w nich zgoła odmienną punktacją. Nie rozumiem misji mediów, które odmawiają liczenia punktów w naszej, wyborców skali. To dlatego studnia nie ma dna i nie słyszymy echa niczego, co przynajmniej mogłoby być ważne.

Powiedziawszy to wszystko, zdaję sobie przecież sprawę, że wystarczyłaby nawet nie obecność, ale jeden tweet Tuska zapowiadający Porozumienie dla Praworządności, żebyśmy przez najbliższy tydzień rozmawiali o nim z ekscytacją, patrząc na dociekliwe pytania Moniki Olejnik w „Kropce nad i”. Prawdopodobnie to bardziej niż wszystko inne świadczy o tym, że studnia, w której tkwimy, dna naprawdę nie ma.

Nie będzie żadnego mającego realne znaczenie porozumienia ani dla praworządności, ani w żadnej innej sprawie. Dwa miesiące temu na zwołanym jednym tweetem wiecu w sprawie Unii Europejskiej i Polexitu Tusk obiecał, że ciąg dalszy nastąpi. Ta obietnica znaczy dziś już mniej więcej tyle, co niegdysiejsze zapowiedzi Rafała Trzaskowskiego, który obiecał wykorzystać potencjał dziesięciu milionów. W żadnym publicystycznym programie żaden dziennikarz nie zapyta o ciąg dalszy. Zakład?

O autorze

4 thoughts on “Bez echa – to się zdarza w studni bez dna

  1. Szanuje intencje autora, ale długość tekstu odbiera mu moc.

    1. 🙂 To jeden z moich krótszych tekstów. Moc natomiast — wiem jak to jest w praktyce, ale wciąż zakładam, że liczy się raczej siła argumentów, nie moc haseł. No, taram się, żeby było jako tako zgrabnie — widać nie wychodzi, przepraszam.

  2. Jak coś nie jest wyrażone na Twiterze, to nie działa? Nie wiem, dlaczego długość tekstu miałaby mu odbierać moc. Że politycy tego nie przeczytają, bo to dla nich za trudne? A krótsze by przeczytali? Po co? Jeszcze musieliby po tym coś zrobić, jakoś się odnieść, a to za duży wysiłek intelektualny. Oczywiście można by – a może nawet trzeba by – zrobić z tego resumé dla mniej cierpliwych odbiorców, ale problem nie w długości tekstów, tylko w krótkości perspektywy u odbiorców. Nie mam na myśli pana Wiesława, tylko tych, którzy mogliby o czymś zdecydować. Albo choć zatwitować.

  3. To jest chyba pierwszy raz od sześciu lat, w którym mógłby rozważyć określenie „demokratycznej opozycji” bez cudzysłowów. Projekt przywrócenia praworządności jest konkretny i deklaracja jego poparcia jest zdecydowana. I zgadzam się, że sama deklaracja nie wystarczy. Potrzeba jest seria działań uwiarygadniających wolę i plany „opozycji” już teraz. Obietnice, że po wyborach będzie lepiej mam głęboko w dupie, co wynika z dekad doświadczeń.

Comments are closed.

Starsze komentarze dnia

Ludzka uwaga jest dziś ulotna

Chwila prawdy o nas: Google Trends - zestawienie częstości wyszukiwania haseł "seks", "dieta" i "Andrzej Duda".

Pomóż budować społeczne media

Medialne "jedynki" - tematy z nagłówków gazet - znikają w zapomnieniu w ciągu dnia. Nikt nie kontynuuje wątków, nie pamięta o sprawach rozgrzewających emocje jeszcze wczoraj. Nie ma dyskusji, refleksji, szans utrzymania rwących się wątków. Glupiejemy. Po obu stronach polskiej politycznej wojny

Kup abonament na demokrację

Jest wart co najmniej tyle, ile abonament Netflixa. Albo karnet na siłownię. Obywatele RP i powołana przez nich redakcja Obywatele.News usiłują tu stworzyć ni mniej ni więcej tylko społeczne medium publiczne. Nie tylko dlatego, że PiS przejął TVP, Polskie Radio i kontynuuje ofensywę. Również dlatego, że świat wariuje i bez tego. Media społecznościowe w rękach prywatnych korporacji kształtują naszą wiedzę, gusta, nawet wartości. Nie tylko polityka, również po prostu cywilizacja potrzebuje zerwać z obłędnym tempem narzuconym przez świat komercji, z interesami korporacji i dziczejącej polityki. Pomóż nam w budowie obywatelskiej telewizji publicznej.
Wesprzyj nas