Leszek Szerepka wstrzelił się w aktualne potrzeby rynku czytelniczego po prostu jak snajper. W czasie, gdy trwają protesty na Białorusi, a reżim porywa niewygodnego blogera, jego książka o szwadronach śmierci pokazuje z jakiego rodzaju zagrożeniem mamy rzeczywiście do czynienia. Powieść „Białoruski snajper” dotyczy co prawda okresu 2014-2016, ale możemy sobie wyobrazić, że teraz jest tylko gorzej i protestujący przeciwko totalitaryzmowi, zagrożeni są jeszcze bardziej
Chociaż główne postacie „Białoruskiego snajpera” są fikcyjne, to przecież bez trudu odgadniemy kim są prymitywny dyktator Aleksander Łukawyj i jego doradca do spraw najbrudniejszych Wiktor Dajman. Tym bardziej, że w sąsiadujących państwach nazwiska polityków są już prawdziwe i ich relacje można odczytywać w tylko jeden sposób.
Mimo, że Leszek Szerepka kojarzył się przede wszystkim jako publicysta, to jednak jego książka jest rasową powieścią sensacyjną. Pewnej pięknej, młodej damie, aspirującej do pracy modelki, bardzo podpada prezydent i jego najbliższy doradca (można domyślać się za co). Jej sojusznikiem staje się, śmiertelnie w niej zakochany, tytułowy snajper, świetnie wyszkolony oficer ochrony prezydenta. Pomimo, że ich plan jest perfekcyjny i działają z najwyższą dyskrecją i ostrożnością, pętla utworzona przez KGB, które zaczyna domyślać się zagrożenia – zaciska się.
Leszek Szerepka – były wieloletni dyplomata pracujący w Rosji, na Ukrainie i na Białorusi, do połowy 2015 roku był ambasadorem RP w Mińsku – prawdopodobnie sam doświadczył różnych form inwigilacji stosowanych przez KGB. A w „Białoruskim snajperze” jest ich wiele. Tajne przeszukania, obserwacja, nadzór elektroniczny i infiltracja agenturalna to tylko wstęp. Ponieważ akcja dzieje się w totalitarnej dyktaturze, środki stosowane przez tajne służby praktycznie nie mają ograniczeń. Z woli prezydenta i tajnego trybunału zdarzają się porwania, tortury i zabójstwa osób niewygodnych (szefów mafii i przeciwników politycznych). Szerepka pisze o tym w taki sposób, jakby to było coś oczywistego. Dlatego najgorsze nawet wynaturzenia wydają się bardzo realnie.
A przy okazji dowiadujemy się jakie są kulisy państwa totalitarnego. Z jednej strony obietnice i przechwałki o wielkich sukcesach dla ogłupiałego elektoratu. Z drugiej tworzenie państwa mafijnego. Gromadzenie „kompromatów” na wszystkich polityków, przejmowanie mediów i manipulacja nimi, nachalna propaganda skierowana do własnych obywateli i polityków zagranicznych. Zarazem przemyt papierosów na ogromną skalę, handel bronią z podobnymi sobie dyktaturami i organizacjami terrorystycznymi, dostawy do państw objętych sankcjami, wreszcie rozliczenia transakcji w „krwawych diamentach”. Jednym słowem: jak wyciągnąć miliardy dolarów, do prywatnej kieszeni, w państwie, w którym obywatele żyją na granicy ubóstwa. A wszelki opór dławi się brutalną przemocą.
Znacznej wiarygodności dodaje książce Leszka Szerepki pewien specyficzny styl i język. Charakteryzujący nie te fragmenty, które dotyczą wątków sensacyjnych, tylko opisy negocjacji, intryg politycznych, sytuacji społecznej i gospodarczej. Od początku czytania zwraca uwagę, że ten styl nie jest typowy dla tego rodzaju powieści. Po dłuższym zastanowieniu, wpadłem na to skąd znam ten język. Tak się pisze noty dyplomatyczne, sprawozdania z placówek, analizy wysyłane z ambasad do „centrali”. Czyta się to inaczej niż sarkastyczne chwilami opisy w rodzaju „zabili go i uciekł” (notabene autentyczne zdanie z książki), ale to tylko dodaje powieści smaku.
Tekst opublikowany został na portalu smakksiazki.pl
O autorze
Piotr Niemczyk
W latach 90. dyrektor Biura Analiz i Informacji Urzędu Ochrony Państwa, wiceszef zarządu wywiadu UOP. Wieloletni ekspert Sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych. Współorganizator Krajowego Centrum Informacji Kryminalnej. Członek Rady Konsultacyjnej przy ośrodku szkolenia ABW w Emowie. Obecnie jest niezależnym ekspertem ds. bezpieczeństwa