Nie bardzo rozumiem tę całą burzę wokół Gowina i jemu podobnych. Prof. Hall w RP.pl pyta czy powinniśmy weryfikować każdego polityka, który kiedyś był związany z PiS a dziś zmienił miejsce w ławach poselskich i polityczny światopogląd. Otóż uważam, że powinniśmy, a nawet musimy
Czas najwyższy odświeżyć polską scenę polityczną radykalnie, wymieniając garnitur polityków z generacji dawnej „Solidarności”. Przyczyn takiej konieczności jest wiele.
Po pierwsze nigdzie nie jest zapisane, że ktoś kto dostał się do parlamentu, musi w nim spędzić resztę życia.
Po drugie, u bardzo dużej części polityków daje się po kilku latach zauważyć objawy głębokiej degeneracji pryncypiów dla których szli do polityki. Spowodowane jest to najczęściej utratą wrażliwości na zmieniającą się rzeczywistość, brak umiejętności analizowania zmieniających się potrzeb społecznych i przyjmowania ich za swój obowiązek do spełnienia, zarówno w przypadku konkretnego polityka jak i całych formacji.
Po trzecie, większość polityków – zwłaszcza tych starszego pokolenia – być może wskutek tradycyjnego modelu wychowania, bardzo szybko podaje się swoistemu procesowi betonowania własnego światopoglądu, którego nie potrafi oddzielić od potrzeb własnego elektoratu. Tworzą więc z własnych partii twierdze, których zadaniem jest obrona wyznawanych wartości, a interesy własnego elektoratu schodzą na dalszy plan wobec interesów samej partii.
ZOBACZ TAKŻE: Gruba kreska czy Norymberga? Przyszłość sądownictwa po katastrofie PiS-u
Kiedy kilka lat temu Ryszard Petru rzucił postulat, by polityk miał prawo w Sejmie zasiadać tylko dwie kadencje z rzędu, posypały się na niego gromy. A jednak uważam, że to on miał rację, bo posłowie podlegają najczęściej tym samym mechanizmom co partie sprawujące władzę – szybko zaczynają wierzyć w swoją nieomylność, mądrość i wyższość, które w efekcie prowadzą nieodmiennie do totalnej katastrofy nie tyle ich samych, co ich wyborców. Wystarczy prześledzić historię ostatnich trzech dekad, by uznać to za najlepszy powód, by zwłaszcza w obecnej sytuacji – kompletnej ruiny państwa, gruntownie „przewietrzyć” parlament, a Sejm w szczególności. Przy okazji pozbylibyśmy się nieudaczników, którzy najskuteczniejsi są w okładaniu się grabkami, nie potrafiąc się dogadać nawet między sobą w sprawie jednej listy.
Młodych, wykształconych, zaangażowanych społecznie ludzi w Polsce nam nie brak. Byłaby gwarancja, że poukładają politykę po nowemu myśląc o przyszłości i wyzwaniach współczesnego świata, bo dla młodych, prawa i swobody obywatelskie to aborcja, LGBT, migracje, klimat, służba zdrowia i setka innych „nieterazów” bez rozwiązania których nigdy nie będzie społecznego spokoju.
To również państwo, w którym Kościół katolicki sprawuje pieczę tylko nad swoimi wyznawcami, bez prawa do wtrącania się w życie całego społeczeństwa. Całkowity rozdział Kościoła od państwa, zarówno finansowy jak i pozbawiający go wpływu na stanowienie prawa w Polsce, to również postulat, który spełnić mogą tylko nowe polityczne elity, wybrane wolą obywateli a nie partyjnych kacyków, żonglujących miejscami na listach wyborczych, podobnie jak stołkami w spółkach skarbu państwa.
Kiedy dom wymaga kapitalnego remontu, trzeba zacząć od przegniłych elementów, zanim się wszystko rozpadnie.