W pysk dostaliśmy tym razem w Rzeszowie. Kto dostał? Obywatele RP, jak zwykle. Od kogo? No, od swoich – też jak zwykle. Wszystkich – od partii opozycji w komplecie, z Polską 2050 włącznie, oraz np. od KOD. W jakiej sprawie? W sprawie prawyborów, a jakże! Ja znowu o tym!
Jest pozamiatane. Partie uzgodniły wspólnego kandydata na rzeszowskiego prezydenta – przeciw Warchołowi od Ziobry i przeciw pewnej pani, którą niemal na pewno wystawi PiS. Oznacza to, że w Rzeszowie wyborcy opozycji będą mieli szansę na zwycięstwo. Ale oznacza to również, że nie będą mieli wyboru pomiędzy lewicą, centrum, ludowcami, Szymonitami, czy jakimiś być może środowiskami lokalnymi. Mają – jeśli im demokracja i konstytucja droga – głosować na kandydata wybranego przez kierownictwa partii. Facet jest w porządku – to nie jest przypadek Ujazdowskiego wytypowanego onegdaj w Warszawie i w związku z tym gorąco popieranego również przez lewicę. Ale w Rzeszowie demokraci wyboru nie mają. Jak wiadomo wśród demokratów, wybór nie jest ważny. Ważne jest, żeby demokrata wygrał.
Oczywiście nikt tego nie przyzna i słowem się nie zająknie, bo wygodniej jest udać, że żadnych postulatów nie było. Decyzja o wspólnym kandydacie oznacza zaś w rzeczywistości zignorowanie i odrzucenie postulatu wyłonienia go (a może jej, hę?) w otwartym, międzypartyjnym i międzyśrodowiskowym głosowaniu, w którym partie i inne komitety zgłaszają kandydatów, a wyborcy głosują, który z nich ma być tym jedynym, wystawionym do plebiscytarnej walki z PiS. W wyniku takich wyborów dałoby się wyłonić nie tylko kandydata o potwierdzonym mandacie zaufania. Nie tylko „poszerzyć bazę”, nie tylko wzmóc mobilizację wyborców, przyciągnąć niegłosujących dowodem, że tym razem naprawdę cokolwiek od nich zależy, że polityka należy do nich i oni ją kształtują. Dałoby się również zmierzyć poparcia przegranych i wobec tego podjąć np. decyzje o wiceprezydentach – jak w wyniku prawyborów w USA wiceprezydentką została ostro konkurująca z Joe Bidenem Kamala Harris.
No, ale jest pozamiatane. Prawyborów nie będzie. Wszyscy się cieszą – być może nawet słusznie – że wreszcie jest wspólny kandydat i on ma szansę dokopać PiS. O propozycji prawyborów nikt wspominać nie będzie, bo i po co? Wygodniej jest udawać, że nikt ich nie oczekiwał. I wszyscy będą tak udawali. Ja właśnie w tej sprawie. W sprawie udawania.
Wszystkie zainteresowane partie propozycję znały. Znały ją również organizacje i ruchy społeczne. W tym KOD. Nawet podpisał się pod stosownym oświadczeniem i deklaracją. Podpisawszy natomiast, ups! – na konferencji prasowej, ustami swego rzeszowskiego przedstawiciela stwierdził jednak, że idea (aczkolwiek światła i poparcia godna) w tym przypadku jest niestety błędem, bo jest za późno. Taki wybór nie byłby przy tym reprezentatywny – usłyszeliśmy. Bo oczywiście wybór partyjnych bossów reprezentatywny jest. Dziś KOD cieszy się więc również. Jest wspólny kandydat. I wygra.
Tej wiary w zwycięstwo komentować już nie będę, choć podzielam ją umiarkowanie. Nie będę powtarzał analizy wyników „paktu senackiego” itd. Zapytam jednak, dlaczego obywatelski Komitet Obrony Demokracji – choć wreszcie w Rzeszowie przyznał, że idea prawyborów ma wartość – zawsze dotąd zostawiał nas, Obywateli RP, samych do kopania się z koniem partyjnej arogancji. Dlaczego zawsze, również tym razem, rezygnuje bez cienia sprzeciwu z prawa obywateli do prawdziwego wyboru?
Pytam KOD po raz kolejny, bo odpowiedzi nie dostałem nigdy – prawybory to pomysł dobry, czy zły? Poprzecie go kiedyś, czy nie poprzecie nigdy? W Rzeszowie jest za późno – powiedzieliście. To nieprawda, ale nikt tego nie przyzna, więc i Wy nie przyznacie – mniejsza o to. Do wyborów parlamentarnych wszakże – terminowych, bo przedterminowe to sprawa osobna i temat pytań innych – zostało ponad 2,5 roku. Czy to z kolei za wcześnie, by o prawyborach porozmawiać? Choćby o „pakcie senackim” i wspólnych kandydatach wyłonionych głosami wyborców, zamiast wytargwanych w ostatniej chwili w partyjnych gabinetach i narzuconych demokratycznym wyborcom, jak mój ulubiony i cudownie wrażliwy, choć również konserwatywnie drażliwy Kazimierz Michał Ujazdowski w Warszawie? Tam, w Rzeszowie, za późno, a tu – w całej Polsce – za wcześnie? To kiedy będzie ten dobry moment? Choćby ten, żeby o tym pogadać?
Żeby było jasne – nie przez telefon w cztery oczy i uszy. Publicznie. Bo obywatelska debata tak się odbywa. W cztery oczy załatwia się deale, które obywatelskim ruchom nie przystoją.
Pytam „zza grobu”, co zaznaczam, żeby tym razem było jasne, że odpowiadać nie musicie, jakby to cokolwiek zmieniało i jakbyście kiedykolwiek odpowiadali. Nie jestem już liderem Obywateli RP – jeśli nim kiedykolwiek byłem. Pomijając fakt, że u nas nie ma zarządu i żadnego „kierownictwa”, ja się w dodatku wycofałem z aktywności, kiedy mnie wreszcie dopadła życiowa konieczność podjęcia odpowiedzialności za rodzinę, której nie mam już jak zrzucić na nikogo, bo tak zrządził los. Pisać jednak wciąż mogę, przynajmniej czasem.
Więc pytam we własnym tym razem wyłącznie imieniu, szczerze wściekły, bez „organizacyjnego” obowiązku dbania o dyplomatyczne sformułowania – w czym zresztą nigdy nie byłem dobry, uważając w dodatku bezczelnie, że dyplomacja do ruchu obywatelskiego pasuje średnio, bardziej zaś pasuje nazywanie rzeczy po imieniu. Nikt mi nie musi odpowiadać – ani prywatnie, ani oficjalnie, jak zaznaczyłem. Ale odpowiedź należy się moim przyjaciołom z ruchu Obywateli RP, bo oni będą się wciąż z tym koniem kopać i ja będę na to patrzył. Z bezsilnymi łzami w oczach. Kotły policyjne wytrzymujemy spokojnie i one na nas wrażenia nie robią. Odsiadki, na które się decydowaliśmy zawsze i które wreszcie następują też nie. Flekowanie przez swoich znosimy jednak gorzej – i ja też się nie nauczyłem. Zamierzacie już zawsze wzruszać ramionami i się odwracać?
* * *
Konrad Fijołek na konferencji prasowej informuje, że politycy oraz działacze obywatelscy dokonali wyboru — wśród polityków z pierwszych stron gazet, istotnie, szef KOD. Zobacz relację TVN 24
9 thoughts on “Dostaliśmy w pysk. Pytanie do KOD”
Nadal brakuje mi w Polsce rzeczo-
wych dyskusji i otwarcia na nowe
rozwiazania. Szkoda, ze Powyzszy glos
Pana Pawla tez nie znalazl odzewu.
Ciekawa bylabym tez reakcji na propo-
zycje Lecha Walesy – ZBIERANIA podpi-
sow na poparcie wczesniejszych
wyborow.
To przeciez oczywiste, ze jesli cos nie
przynosi oczekiwanych skutkow, to
trzeba szukac nowych drog I sposobow,
by osiagnac zamierzony efekt, a nie
powielac stare wzory, ktore okazaly sie
wielokrotnie bezskuteczne.
Wiemy, ze dyplomacja nigdy nie byla
nasza mocna strona, a mozliwa jest
tylko PRZEZ ROZMOWY.
ST. HOWKING ujal to krotko: „Najwiek-
sze osiagniecia Ludzkosci byly rezulta-
tem rozmow, a najwieksze jej upadki
byly skutkiem braku rozmow. To, co
Powinnismy teraz zrobic, to zapytac,
czy JESZCZE ROZMAWIAMY” – cytuje
z pamieci, ale sens jest zachowan.
To raczej nie my, a nienarodzona jeszcze polska demokracja w pysk dostała. Demokracja bowiem to nie tylko partie polityczne i ich deale gabinetowe. One w zasadzie z demokracją mają tyle wspólnego, ile wspólnego z demokracją mają wszelkie inne deale (tak, te które tak mocno krytykujemy). Demokracja to styl życia, demokracja to forma wspólnoty. Samymi instytucjami demokracji się nie zbuduje. To już wiemy po trzydziestu latach, mam nadzieję. Instytucje, w tym partie polityczne to jedynie jeden z bezpieczników, nie istota i nie jądro demokracji. A wszystkie bezpieczniki mamy przepalone, te partyjne może i najbardziej.
Panie Pawle. Z całym szacunkiem ale zaczynam podejrzewać że zafiksowal się pan na tych prawyborach jak Kukiz na Jowach. Ja oglądałam cała konferencje od początku do końca i widział tam przedstawicieli bardzo wielu ruchów społecznych stowarzyszeń przedstawicieli wielu lokalnych społeczności którzy gremialnie poparli kandydata na prezydenta Rzeszowa. Lepszych prawyborów nie można sobie wymyślić. Proszę troszkę więcej zaufania do ludzi. Pozdrawiam serdecznie.
Tak, ja widziałem np. Kubę Karysia. reszty nie rozpoznaję. Może to są działacze obywatelscy. Znam co najmniej kilkoro, których zrobiono w trąbę. Rzeszowski KOD podpisał się pod deklaracją prawyborczą, po czym dostał po głowie od własnego szefa — też z Rzeszowa. Po czym widzimy radosną konferencję.
Ręce opadają.
Trzeba do procesu wyborczego podchodzić zarówno uczciwie, jak też pragmatycznie. W inicjatywie Wygrajmy Wybory dla Demokracji, a także w Sekcji Programowej KODu spieraliśmy się gorąco wokół prawyborów.
Trochę faktów:
Tak, prawybory są doskonale przyjmowaną generalną ideą, o której powszechnie się myśli, że służą do uczciwego wyłonienia najlepszego kandydata, popieranego przez większość. To dosyć powszechne przekonanie.
Inaczej to wygląda, gdy rozłoży się tę ideę na realizacyjne konkrety i zweryfikuje, na ile spodziewany mechanizm prawyborów zrealizuje te szlachetne zamierzenia.
– wobec braku ustawy i niechęci władz państwowych są minimalne szanse na udostępnienie lokali tradycyjnie używanych w trakcie wyborów. Zapewnienie powszechnej dostępności udziału i obsady w lokalach będzie w miarę możliwe tam, gdzie są sprzyjające samorządy lokalne.
– w żadnym miejscu nie będzie dostępu do list wyborczych, a system prawyborów musiałby spełniać wyśrubowane wymagania RODO, lub straciłby możność zapobiegania wielokrotnemu głosowaniu.
– w referendach bierze udział parę procent mieszkańców i nie ma powodu do zakładania, że w prawyborach będzie inaczej. Niewielka, lecz sprawnie kierowana grupa może radykalnie zmienić wynik. Takimi grupami mogą dysponować partie, stowarzyszenia, bogate grupy interesów. Nie dysponują zwykli obywatele.
– nie da się zapewnić reprezentatywności oraz uczciwości prawyborów prowadzonych poza porządkującymi je ramami ustawowymi
Dziwne to. Piszesz, jakbyś nie wiedział o tym, że prawybory bez spisów wyborców są możliwe (zarówno we Włoszech, skąd oryginalny pomysł, jak i w Polsce) i przedstawiliśmy rozwiązanie. Ustawa do niczego potrzebna nie jest.
Sprzyjających samorządów lokalnych nigdy nie będzie. Żaden z nich nie może udostępnić ani wspomnianych spisów, ani lokali, ani żadnego fragmentu własnej infrastruktury. I żaden się nie odważy. To nie jest do niczego potrzebne. W miastach wystarczą namioty z urnami wewnątrz, na wioskach objazdowe urny w furgonetkach. Tak to robiono we Włoszech, na Węgrzech itd.
Oprogramowanie do rejestracji wyborców, zabezpieczające przed powtórnym głosowaniem zaprezentowaliśmy — chyba je widziałeś na spotkaniu w Dużym Pokoju trzy lata temu.
Manipulacje — też to wielokrotnie oiawialiśmy. Zakładaliśmy 5% progu frekwencyjnego jako warunek uznania ważności głosowania. Próby trollingu widziano we Włoszech. Miały najwyżej 4% skuteczności. Nie zaburzyły wyniku.
Uczciwość prawyborów gwarantuje prosty fakt, że przy urnach w komisjach siedzą przedstawiciele konkurujących komitetów i patrzą sobie na ręce. Kampania podlega ustalonym przez umowę (nie ustawę — po co?) regułom. Da się zakazać bilboardów i spotów. Da się wymagać co najwyżej ulotek, da się żądać spotkań bezpośrednich.
Argument o zwykłych, uczciwych ludziach w odróżnieniu od politycznych mafii jest argumentem przeciw powszechnemu głosowaniu „zwykłych ludzi”.
Rozmawialiście więc w Sekcji Programowej KOD o jakimś własnym pomyśle prawyborów co najwyżej. Nie o naszym. Może trzeba było spytać…
Przypominam sobie Pana rozmowę z Hołownia w czasie pewnej debaty. A potem Pana komentarze, tak różne od tego co mówił Pan w trakcie tej rozmowy. Dla mnie fałsz bije po oczach, niestety. A w tym artykule jakieś żale tylko. Jak się tak traktuje ludzi to potem są tego konsdkwencje…
Proszę — z łaski swojej — zacytować choć jedną sprzeczność. Rozmowa — co zauważyłem z niepokojem — była z zadowoleniem przyjęta w ruchu P2050 i to mnie oczywiście cieszyło, a nie niepokoiło. Niepokój wywołało to, że nikt z komentujących rzeczowość, spokój i merytoryczny poziom rozmowy, nie zauważył zgrzytów i przecież jednak wyraźnie zaakcentowanego protokołu rozbieżności. O prawyborach — w tym kontekście widzę Pani komentarz — Szymon Hołownia opowiedział o własnych wyobrażeniach, które są fałszywe. O czym w rozmowie mu powiedziałem. Nie rozumiał i prawdopodobnie nadal nie rozumie idei oraz szczegółów. Do spotkania w tej sprawie nie doszło. Prawdopodobnie nie dojdzie. Myliłem się natomiast we własnym komentarzu, co do poglądów Hołowni dotyczących referendum aborcyjnego i sposobu rozstrzygnięcia tej sprawy. Sprzeczności, które w komentarzu podniosłem, ilustrowałem cytatami. Jak jest dzisiaj dla mnie jasne — albo niedokładnie Hołownię zrozumiałem, albo on być może nie dość precyzyjnie się wyraził. Przy bardzo różnej ocenie stanowisk w sprawie samej aborcji, pogląd na sposób rozwiązania tego konfliktu mamy obaj ten sam. Nie zgodność jest tu w każdym razie najważniejsza, ale fakt, że nikt tu nie kłamie. Ani Hołownia, ani ja. Poglądy obce da się docenić i uznać za uczciwe lub nie niezależnie od tego, czy się je podziela.
Jeszcze raz proszę o cytat przy zarzucie fałszu.