Dziś we Francji debata prezydencka. New York Times cytuje najstarszych Francuzów: takiej niechęci do prezydenta jeszcze nie widzieli. Sondaże wróżą dobrze – przewaga Macrona nad Le Pen sięga w niektórych z nich 10%.
I choć Le Pen szkoli się intensywnie, ocieplając wizerunek i wyznaczając wygodne dla siebie płaszczyzny konfliktu, raczej trudno sądzić, by dzisiejsza debata przyniosła odwrócenie trendu. Podobnie jak w Polsce, również we Francji po obu stronach tamtejszej politycznej wojny widać tendencję „obstawiania pewniaków”. Im bliżej wyborów, tym bardziej wyniki sondaży stają się klarowne. Liderzy wzmacniają swoje pozycje. Tak było i w pierwszej turze francuskich wyborów – wszystkie wykresy ostro zmierzały do ostatecznego rezultatu.
Pięć lat temu wygrana Macrona była spektakularna. Jego przewaga w sondażach była jednak wówczas trzykrotnie większa. Wszyscy przewidują więc dzisiaj, że i ostateczny wynik nie będzie taki, jak był 5 lat temu.
No, ważne, żeby Macron wygrał – sądzimy wszyscy, co oznacza we Francji, w Polsce i całej Europie, że w rzeczywistości ważna jest przegrana Le Pen. Podobnie jak w Polsce, również we Francji chodzi od dawna już nie o klasyczną politykę, ale o wojnę kultur. Choć Macron obiecywał odnowę Republiki i republikańskiego ducha, w zasadzie każdy przeciw Le Pen był dla francuskich republikanów dobry. Sondaż sprzed pięciu lat o drugiej turze przeciw Le Pen bez Macrona był nieco mniej wyraźny, ale pokazywał to samo. Wygrać miał Fillon – pomimo obciążającego go skandalu. Przewagę miał większą niż Macron dzisiaj…
Komentatorzy wciąż się obawiają. Sztab Macrona nie obwieszcza zwycięstwa. Uzasadnione są obawy, że niechęć „postępowych republikanów” do rozczarowującego ich prezydenta każe im w dniu wyborów zostać w domach zapewniając zwycięstwo Le Pen.
Wspomniany artykuł New York Timesa cytuje lapsusy Macrona. „Szukasz pracy? Po prostu przejdź na drugą stronę ulicy, a znajdziesz bez trudu” – to jeden z nich, już dziś klasyczny. „Nigdy nie widziałem prezydenta V Republiki tak złego jak ty” – NY Times cytuje publiczny dialog Macrona z jednym z wyborców, zarzucających mu pogardę dla ludzi. W odpowiedzi Macron wykonał wskazującym palcem kółeczko wokół skroni i wzruszył ramionami. Na zubożałej i pozbawionej przemysłu północy kraju — to dzisiaj twierdza Le Pen — Macron jest tak niepopularny, że przegrał nawet w swoim rodzinnym mieście Amiens w pierwszej rundzie. W jednym z miast tego samego regionu, podczas kolejnego takiego „ulicznego dialogu” w odpowiedzi na ostrą krytykę jego prezydentury, Marcon miał odpowiedzieć „Nie żyjesz w prawdziwym świecie”. Rozmówczyni zareagowała zdumieniem: „„Nie żyjemy w prawdziwym świecie?! Pan to mówi nam, panie Macron?!” Brzmi znajomo? Przypomina wpadki Komorowskiego? No, nie tylko jego. Hillary Clinton zapamiętano, kiedy mówiła o wyborcach Trumpa, że są „pożałowania godni”. W Polsce mówimy o „pisowskiej hołocie” …
We Francji dobrze się ma opowieść o języku arogancji i pogardy Macrona. Znamy to dobrze. W odpowiedzi Macron „buduje tamę” przeciw Le Pen. Też to znamy. Przykład sondażowych ocen szans Fillona w starciu z Le Pen pokazuje, że we Francji wciąż działa ta podstawowa strategiczna kalkulacja polityki, która mówi, że strach przed skrajną prawicą zapewni zwycięstwo każdemu kandydatowi republikańskich demokratów. Mimo silnego negatywnego elektoratu Macrona wygląda na to, że ten sam lęk zadziała ponownie. Na szczęście. W Polsce – jak wiemy – to już działa niezupełnie.
Czego się nauczą polscy politycy z ostatnich doświadczeń europejskich wyborów? Dostali lekcję, która z całą pewnością każe im zignorować zastosowany na Węgrzech „eksperyment” z prawyborami odnawiającymi demokrację i wzorem Macrona postawią na „sprawdzony” schemat wojny kultur. Już nie mam siły życzyć im powodzenia. Świat osuwa się w kulturową polaryzację. Amerykanie mają okazję głosować za pomocą – jak to się w Stanach nazywa – split ticket. Czyli wybierać np. prezydenta z jednej partii, a gubernatora z drugiej. Bywało, że wyniki wyborów w połowie amerykańskich okręgów wyglądały właśnie tak. Dziś takich okręgów jest poniżej 10%. Polaryzacja wszędzie na świecie zbliża się do stanu równowagi, co tylko sprzyja gwałtowności konfliktów i jałowości rzeczywistej polityki.
Francji, Europie, Polsce i sobie serdecznie życzę zwycięstwa Macrona. To niemal tak samo ważne jak wojna w Ukrainie. Ale złudzeń co do szczęśliwej przyszłości mam bardzo niewiele. Jeśli Macron we Francji wygra nawet stosunkiem 70 do 30% – a tak nie wygra – i tak będzie to budzić grozę. Bo to oznacza – w obliczu wojny! – że co trzeci Francuz woli pogardę wobec „obcych” od własnych „aroganckich elit”; woli też jawną agenturę Rosji od NATO i UE. 51% francuskich wyborców wsparło kandydatów sceptycznych wobec NATO i UE w I turze głosowania! W cieniu Buczy…
Wniosek z tego taki, że wbrew wszelkim polskim narzekaniom nie jesteśmy gorsi od Francuzów. Lepsi też raczej nie jesteśmy, żyjemy po prostu w innym miejscu. Jesteśmy tacy jak oni. Ale puenta wali w twarz jeszcze bardziej. Otóż
Francuzi prawdopodobnie wygrają – pomimo, że są tacy jak my. Polacy przegrywają – pomimo, że są tacy jak Francuzi.
Źródło grafik – Financial Times i Wikipedia.