Najnowsza powieść Grzegorza Kalinowskiego to nie tylko rys historyczny Powstania, ale też wątek szpiegowski i nawiązania do współczesności.
Wiem, że tak nie wypada. Ale nie jestem w stanie powstrzymać się od refleksji osobistej. Moja Babcia była szyfrantką Komendy Głównej Armii Krajowej, w trakcie powstania była w Warszawie. Moja mama była kurierką Komendy Głównej Armii Krajowej, w trakcie powstania w misji do Lwowa. Bardzo bliska kuzynka mamy, z którą mieszkała prawie całą wojnę, pracowała w podziemnej wytwórni uzbrojenia (polskie steny i filipinki) w sierpniu i wrześniu 44, była w Warszawie. Mój ojciec był ostatnim szefem kontrwywiadu AK na Podkarpaciu, w czasie powstania organizował, już pod sowiecką okupacją, sieć łączności z Londynem. Podobnie jak Rybski… (nie dokończę bo bym spojlerował). Wszyscy ich dalsi i bliżsi krewni i znajomi byli w AK, a wielu z nich walczyło w powstaniu. Czytając najnowszą książkę Grzegorza Kalinowskiego czułem się tak jakbym słuchał ich opowieści. Wzruszyłem się, niektóre ze zdarzeń znałem już wcześniej z relacji babci.
Wypada więc, czy nie wypada? A może autor chciał, żebyśmy wrócili do takich wspomnień rodziców i dziadków?
Czy tak należy z kolei odebrać jego „spowiedź” w Posłowiu, na zakończenie książki?
„Granatowy 44” to częściowo kontynuacja losów niektórych postaci z poprzednich książek Grzegorza Kalinowskiego. Czytelnicy „Pogromcy Grzeszników” i „Śledztwa ostatniej szansy” odnajdą tutaj przynajmniej dwóch bohaterów znanych z tych powieści policyjnych: Wincentego Rybskiego i Zygmunta Stolarczyka. Przewinie się też Aleksandra Jung, a i nazwisko Karola Strasburgera wspominane jest niejednokrotnie. I chociaż akcja dzieje się w czasie wojny, a szczególnie Powstania Warszawskiego, chodzimy tymi samymi ulicami, wchodzimy do tych samych budynków, jemy w tych samych lokalach, które pamiętamy ze „Śledztwa…”
Hagiografowie powstania i polskiego podziemia będą jednak rozczarowani. Nie opisuje go na kolanach. Podobnie jak nie opisuje na kolanach wcześniejszych akcji bojowych żołnierzy Armii Krajowej.
Świadom jego konsekwencji, Grzegorz Kalinowski ma dystans do Powstania (chociaż nigdzie wyraźnie tego nie mówi), pokazując jak ginęli wspaniali ludzie w projekcie politycznym, który de facto do niczego nie prowadził, ani nie doprowadził.
Autor, jak każdy rzetelny historyk, na kartkach książki pokazuje także AK jako organizację bardzo zróżnicowaną, grupującą ludzi bardzo sympatycznych i bardzo niesympatycznych. Co ciekawe, akurat czytając o ówczesnych postawach ludzi i ich wyborach, powieść wydaje się bardzo współczesna. Nawiązuje do podziałów wynikających z mentalności, poglądów, wychowania i doświadczenia Polaków. A także zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Dokładnie takich, jakich szczególnie teraz, nie sposób nie zauważyć pomiędzy Bugiem a Odrą i Suwałkami a Zgorzelcem.
To nie pierwsza powieść, w której widać jak Grzegorz Kalinowski jest wielkim pasjonatem historii, muzyki i piłki nożnej. Wyraźnie to można wyczytać w starannych przypisach, w których każda postać historyczna ma jednozdaniowy biogram (nie więcej, przecież to nie leksykon), a znajomość knajp i ich menu, programów na żywo, muzycznych i rozrywkowych, oglądanych w wojennej Warszawie, a także warszawskich klubów piłkarskich i wyników ich meczów, zaimponowałaby niejednemu encyklopedyście.
Jest także w powieści wątek szpiegowski i to bardzo wyraźny. Ale tak jak powinno być z informacjami o tajnych operacjach wywiadowczych – dawkowane bardzo dyskretnie i subtelnie. Żeby nie spojlerować, mogę tylko zwrócić uwagę na postać Tomasza/Thomasa Junga (znanego zresztą także z poprzednich książek Kalinowskiego). Można się domyślać, że to postać klasy najwybitniejszych polskich szpiegów II Wojny Światowej: Krystyny Skarbek, Klementyny Mańkowskiej, Jerzego Szajnowicza, Kazimierza Leskiego, czy Romana Czerniawskiego. A istotnym elementem szpiegowania, są poszukiwania śladów, pozwalających zidentyfikować źródła Abwehry w polskim podziemiu.
Jest też oczywiście szpiegowska zagadka. Kiedy zaczyna się rozwiązywać dowiemy się, że wszystko wygląda inaczej niż na początku się wydawało, poszukujący stają się poszukiwanymi, a tropieni ścigającymi. Na szczęście jest tak wiele niedopowiedzeń, że nie da się ich zostawić „tak sobie”. Wygląda na to, że autor też jest ciekaw i sam z niecierpliwością czeka na kontynuację. Ja i myślę, że wszyscy inni czytelnicy też.
O autorze
Piotr Niemczyk
W latach 90. dyrektor Biura Analiz i Informacji Urzędu Ochrony Państwa, wiceszef zarządu wywiadu UOP. Wieloletni ekspert Sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych. Współorganizator Krajowego Centrum Informacji Kryminalnej. Członek Rady Konsultacyjnej przy ośrodku szkolenia ABW w Emowie. Obecnie jest niezależnym ekspertem ds. bezpieczeństwa
3 thoughts on “„Granatowy 44””
Książka świetna, jak zwykle, ale takiego niechlujstwa korektorskiego jeszcze nie widziałem.
Jakieś przykłady? Interpunkcja, ortografia, składnia?