Nadal dziwię się nie temu, że Sejm uchwalił, a Duda podpisał. To wszystko nie jest niczym nowym, jest też zgodne z logiką i interesem tej władzy i wszystkich z nią związanych — z Dudą oczywiście włącznie. Jednym z celów jest dokładnie to wzmożenie, którego jesteśmy świadkami i uczestnikami. Temu się dziwię — tej histerii i nieświadomości tego, że właśnie o nią chodzi
Nie jest również przypadkiem, że ustawę nazwano Lex Tusk, a nie np. Lex Pawlak, Nowak, czy ktokolwiek. Nie tylko polaryzacja jest ulubioną i jak dotąd skuteczną bronią Kaczyńskiego, chodzi o to, by ją zdefiniować wąsko: głos opozycji ma być głosem na Tuska i ani jednym więcej.
Tuska nie pozbawią praw publicznych. Kaczyński może i dyszy żądzą zemsty, ale aż tak nie oszalał, żeby robić coś tak jawnie wbrew własnemu interesowi. To tak, jakby zrobił wybory po aborcyjnym orzeczeniu Przyłębskiej. Przegrałby je wtedy. Jeśli kogoś pozbawią to np. właśnie Pawlaka lub kogokolwiek, kto zgodnie z logiką ówczesnej geopolityki szukał korzystnych dla Polski kontaktów z Rosją. Swoją drogą, jak nie ma niczego nowego w tym zamachu stanu w porównaniu z wszystkimi poprzednimi aktami bezprawia, tak nie zdziwi mnie nic z rzeczy, których niestety spodziewałbym się w takim wariancie po opozycyjnej stronie. Tych wszystkich słów oburzenia, zapowiedzi, że grać jednak trzeba w każdych warunkach i zgody na wybory ze złamaniem nie tylko Konstytucji, ale elementarnej, przyzwoitej solidarności.
Odpowiedź rozsądna wydaje się prosta — zbojkotujemy każde wybory, które złamią prawo w ten sposób — gorszy niż wszystko, co widzieliśmy dotąd. Do tego bym się szykował i to stale już dziś zapowiadał. Elementem tej strategii byłyby postulowane przez Obywateli RP od lat powszechne prawybory — w tej sytuacji jednak chodziłoby o coś więcej niż tylko sformułowanie wspólnej listy tak, by na niej dodać głosy zamiast je eliminować w imię źle pojętej jedności. Chodziłoby o wyłonienie w nich alternatywnego ośrodka władzy i taką frekwencję, która pokazałaby, że większości nie ma PiS. O legitymację przywództwa, które skutecznie doprowadziłoby do tego, że wyniku zbojkotowanych wyborów nie uzna żaden kraj Zachodu.
No, jak będzie, zobaczymy, choć to niestety już widać.
2 thoughts on “Jak będzie, zobaczymy, choć to niestety już widać”
Pański start w wyborach do Senatu nadal aktualny? Pytam bo szczerze kibicuję a z treści powyższego raczej trudno wywnioskować.
Dziękuję. Obiecałem kandydować. Myśle nad tym, jak by zorganizować jakiś wspólny namysł w tej sprawie.
Rzeczywistość jest taka, że mimo niezliczonych prób nie oddało się porozmawiać ani o samym „pakcie senackim” (realizowany jest tak fatalnie, że aż grozi porażką), ani o sensie mojej własnej kandydatury z żadną partią i nawet z żadnym ruchem obywatelskim. Te ostatnie boją się jakichkolwiek ruchów bez błogosławieństwa zwłaszcza najmocniejszej partii, nie chcąc ryzykować choćby cieniem konfliktu. Małe partie trzeźwo mówią, że wszystko zależy od KO i próbują załatwiać swoje, co jest ekstremalnie trudne. KO demonstracyjnie nas i mnie samego ignoruje.
Wiem wiec tyle, że kandydować musiałbym poza „paktem” —- a inaczej niż w spodziewanym przypadku Adama Bodnara, wystawią swojego kandydata (jemu raczej nie wystawią, o ile ogłosi kandydowanie — choć z pewnością rozsądnie i koncyliacyjnie postara się wtedy, by kolizja z partiami była żadna lub jak najmniejsza). Kandydowałbym wiec tak, jak przeciw Ujazdowskiemu. Może nawet dokładnie tak samo, bo w PSL słyszę, że ich zdaniem ten okręg mu się należy i oni wierzą, że w „pakcie” go dostaną. Nie będzie żadnych rozmów. Ani w tym okręgu, ani w kilku innych, gdzie proponowaliśmy przeprowadzić brakującą „pierwszą turę” z udziałem wszystkich pretendujących, bo bywa ich sporo, z niektórymi rozmawiałem i dostałem ich deklaracje, że pójdą na wyłonienie kandydata w „pierwszej turze”, wiedząc, że niespecjalnie mają szansę (na ogół ci ludzie chcą „się policzyć” przed wyborami samorządowymi, które są ich rzeczywistym celem). Na żaden z tych tematów żadnych rozmów nie będzie.
Szczerze mówiąc, nie wiem, czy jest sens kopać się z tym koniem. Poparcia znikąd nie mam. Żaden z ruchów obywatelskich mnie nie wesprze. Zgoda na wpisanie się w partyjne listy na ich warunkach raczej nie wchodzi w grę — niby po co to robić?Otwarcie mówiąc, nie wiem, co należy zrobić. Nie umiem tez przewidzieć, czy cokolwiek i co dokładnie da się w rzeczywistości osiągnąć. No i coraz bardziej fatalnie wyglądają wg mnie spodziewane skutki wyborczej strategii partii.