Trwa planowany demontaż ławek patriotycznych. Wiadomo, że grudnia już nie przeżyją. Przypomnijmy ich krótką i burzliwą historię, bo jest idealną metaforą tandety PiS
Kilka miesięcy temu z inicjatywy kancelarii premiera, a za kasę należącego do Skarbu Państwa Banku Gospodarstwa Krajowego, postawiono w dużych miastach szesnaście ławek wpisanych w kontur Polski. Każda z tych ławek kosztowała sto tysięcy złotych. Zdaniem fachowców można było zrobić taką ławkę za 25 procent tej ceny, ale ktoś z kumpli premiera musiał pewnie zarobić.
O trwałości produktu niech świadczy fakt, że ławka postawiona w Poznaniu, po dwóch dniach przypominała już skrzyżowanie stracha na wróble z zardzewiałym czajnikiem, gdyż nie wytrzymała… deszczu.
Hitem afery z ławkami była powszechnie wyśmiewana instrukcja korzystania z ławki, z której obywatel mógł dowiedzieć się, że na ławce nie można leżeć, pić piwa, zażywać narkotyków, a aby skorzystać z ławki należy stać w kolejce w odpowiedniej odległości od ławki.
Ta zabawka władzy kosztowała państwo polskie 1,6 mln zł i to wszystko w czasie poważnych wyzwań jakie stawia przed nami wojna na Ukrainie i kryzys energetyczny. Od kancelarii premiera oczekiwałbym pomysłów nie na kiczowate ławki, które rozpadały się po kilku dniach, ale na skuteczne rozwiązywanie problemów kryzysowych.
Przypadek tych durnych ławek, które pod koniec listopada są demontowane i pewnie pójdą na zimowy opał, by karakan na Żoliborzu miał ciepło w kalesonach, może się wydać banalny i w sumie mało istotny. Wszak przy przekopie Mierzei Wiślanej, czy elektrowni w Ostrołęce utopiono miliardy, a nie jakieś marne i do tego niecałe dwa miliony.
To jednak dobry symbol tego co robi „patriotyczny” PiS. Ławki miały promować program inwestycji strategicznych, a okazały się tylko cyrkową fasadą za nasze pieniądze.
O autorze
Krzysztof Skiba
Muzyk, satyryk, publicysta, aktor, konferansjer, autor happeningów, wokalista rockowy. Członek zespołu Big Cyc.