Odpowiedź na to pytanie wydaje się niby oczywista: Jarek. Tymczasem gdy robi się bałagan, pojawiają się kłopoty, to prezes szybko zmyka do swej nory, a na światło dzienne wychodzi Kaja Godek. Popularnie nazywa się to zarządzanie przez kryzys. Prezes jest mistrzem w rozgrywaniu takich partii. I nie jest to partia szachów, a raczej kąpiel w gnojówce
Mamy oto obecnie podobną sytuację. Aferę Mejzy, galopującą inflację, kompromitacje służb przy okazji kryzysu granicznego, trzeba przykryć nowymi konfliktami, a do tych Kaja Godek nadaje się idealnie. Mamy więc piątą czy szóstą wojenkę aborcyjną i jak będzie potrzeba, to PiS urządzi nam ich jeszcze z dziesięć. Wszystko po to, by ludzi wkurzyć i odwrócić ich uwagę od afer, drożyzny i ogólnego dziadostwa władzy.
Trybunał Przyłębskiej orzekł ostatnio, że prawo do sądu i uczciwego procesu zagwarantowany w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, jest niezgodny z polską konstytucją. Mamy więc już wizję jak będą się toczyć sprawy w Polsce. Tylko czekać kiedy Julia i jej teatrzyk ogłoszą, że posiadanie innych poglądów niż pan Jarosław, kłóci się z konstytucją i prognozą pogody.
Między jedną aferą, a drugą wypłynęły kolejne maile ze słynnej już skrzynki ministra Dworczyka. Tym razem dowiadujemy się, jak Pinokio i ekipa organizowali medialną kampanię związaną z trzecią rocznicą rządów gabinetu Mateusza. Z korespondencji ministra wynika, że uważany za niezależnego eksperta od wizerunku, mediów i polityki Eryk Mistewicz jest „ekspertem” na gwizdniecie władzy i to on idealnie nadaje się do tworzenia właściwej dla rządu narracji.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Lista o sile, jakiej nikt dotąd w Polsce nie widział
Mistewicz to facet z mojego pokolenia. Pamiętam, jak pisywał w wydawanym w PRL, tygodniku harcerskim Na Przełaj. Dziś to publicysta prorządowego Do Rzeczy. W harcerskim tygodniku wydawanym jeszcze za Miecia Rakowskiego (którego stoczniowcy w Gdańsku chcieli powiesić na krawacie), głaskacz Pinokia pisał moim zdaniem mądrzejsze rzeczy.
Ciekawostką jest fakt, że organizatorem i pomysłodawcą rocznicowych laurek był… dawny kierowca starego Morawieckiego. To już drugi wypadek, gdy zwykły kierowca odgrywa tak istotną i sprawczą rolę w polityce. W latach 90. szarą eminencją biura prezydenta Wałęsy był Mieczysław Wachowski. Powszechnie uważano go za wpływową postać, która rozgrywała wszelkie bitwy personalne i finansowe wokół prezydenta.
Okazuje się więc, że ostatecznie kierownicę trzymają na zapleczu wielkiej polityki sami… byli kierowcy. Umiejętność dodawania gazu i hamowania w odpowiednim momencie jest przydatna w polityce. Jak się wyda po latach, że za całą polityką PiS stoi słynny pogromca seicento, czyli brawurowy kierowca od Beaty Szydło, to stanie się jasne czemu jako kraj walnęliśmy prosto w drzewo.
A Jarek? Cóż, Jarek przecież nie ma prawa jazdy.
fot. Pixabay
O autorze
Krzysztof Skiba
Muzyk, satyryk, publicysta, aktor, konferansjer, autor happeningów, wokalista rockowy. Członek zespołu Big Cyc.