Profesorka Monika Płatek, najwybitniejsza polska penitencjarystka mówi, że w więzieniach jak w soczewce skupiają się wszystkie procesy społeczne. I kumulują do absurdu
Kiedy w telewizji politycy obrzucają się nawzajem i innych inwektywami, więźniowie kłócą się w celach. Kiedy popularna staje się mowa nienawiści, w więzieniach rośnie agresja. Kiedy brakuje środków na wynagrodzenia dla nauczycieli i lekarzy, w zakładach karnych wybuchają bunty z powodu fatalnego wyżywienia i złego traktowania.
Dlatego książka Pawła Kapusty jest tak bardzo ważna i potrzebna. I nic dziwnego, że przez wiele tygodni znajduje się na najwyższych miejscach w rankingach sprzedaży literatury faktu. I chociaż brakuje mi w tej książce dwóch rozmów: jednej z więźniem, który mógłby wyjaśnić, jak to wygląda od strony osadzonych i drugiej – z urzędnikiem z Zarządu Zakładów Karnych, który opowiedziałby jak zatwierdza się budżet na służbę więzienną i system penitencjarny, jest to niezła, choć niepełna ilustracja sytuacji więziennictwa. To prawda, że Paweł Kapusta przyznaje, że rozmawiał tylko z klawiszami. Ale sprawa jest zbyt poważna, aby polegać wyłącznie na relacji jednej strony. Dużo mniejszym błędem wydaje się oczywiste niezrozumienie przez autora konsekwencji pewnych zachowań, a jeszcze mniejszym mylenie pojęć: „sieczkarni” z „huśtawką”, „kabaryny” z „karuzelą” lub „budą”, „dźwięków” z „termosem” lub „kabaryną”.
Najbardziej drastyczne jest to na co autor książki „Gad. Spowiedź klawisza” prawie nie zwraca uwagi. Jak klawisze delegują uprawnienia do zapewniania porządku na najsilniejszych więźniów lub liderów struktur nieformalnych. Na str. 47 można znaleźć dwa przypadki takich deali. W pierwszym strażnikowi na kacu nie chce się pilnować spacerujących więźniów. Nie może oficjalnie zakazać spacerów, ale może załatwić z jednym z terroryzujących współwięźniów bandytów, aby to on tych spacerów zakazał i spokojnie odsypiać w dyżurce.
Drugi przypadek dotyczy zaginięcia kabla od telewizora. Procedura jest taka sama. Któryś z najgroźniejszych przestępców zgadza się, aby to on zagroził gwałtem homoseksualnym sprawcy kradzieży. Przewód znajduje się natychmiast. Paweł Kapustka wierzy (albo tylko udaje), że w nagrodę bandyta zaspokoi się dłuższą rozmową telefoniczną z rodziną. Za kilka minut rozmowy miałby się zgodzić na coś, co większość współwięźniów uznaje za wysługiwanie się klawiszom, co grozi zbiorowym pobiciem lub poważnym okaleczeniem w nocy? Nie, tu nie chodzi o dłuższą rozmowę z rodziną. Skąd się niby biorą narkotyki w celach, telefony komórkowe do nielegalnych kontaktów ze wspólnikami na wolności, spotkania z prostytutkami w „mokrym pokoju”? To jest właśnie skutek przekazywania subkulturom więziennym uprawnień do zapewnienia spokoju w pawilonach, bez zakłócania spokoju strażników.
Nie mniej drastyczny jest sposób na osadzonych, którzy nie chcą zmienić celi. Nikt ich nie pyta czy dlatego, że w nowej celi siedzi na przykład więzień, który go wcześniej pobił lub zgwałcił. Sposób jest prostszy. Wsadza się takiego do celi z sadystą. Po kilku dniach oporni więźniowie sami błagają o przeniesienie. Nawet do celi, w której będą „zwyczajnie” bici i gwałceni. A to, że przy okazji stracą resztki człowieczeństwa? „No to chuj”.
Zresztą dobre relacje ze skazanymi szefami grup przestępczych przydają się także do innych rzeczy. Kiedy strażnikowi skradziono samochód, wystarczył jeden telefon „na wolność” od poważnego wyrokowca. Samochód znalazł się bardzo szybko. Tylko za jaką cenę?
Czy to znaczy, że uważam za winnych klawiszy? Za tę całą znieczulicę, wypalenie i „wygodnictwo”? Absolutnie nie, chociaż myślę, że sobie powinni inaczej radzić. Ale jak mają sobie radzić, kiedy np. wychowawca zamiast 12 podopiecznych ma ich 200, strażnicy są przeciążeni nadgodzinami, a zamiast doświadczonych klawiszy na zmianach, obsadza się nowoprzyjętych, którzy wcześniej nie przeszli testów psychologicznych. Braki kadrowe w więzieniach, o których mówią rozmówcy autora „GADa”, sięgają kilkudziesięciu etatów, a i tak stany kadrowe są wyraźnie zaniżane. Rośnie za to biurokracja w Centralnym Zarządzie ZK i Okręgowych Inspektoratach.
Do tego prawie wszędzie jest przepełnienie. Jeżeli do celi czteroosobowej trafi sześciu więźniów to wiadomo, że dwóch będzie musiało spać na podłodze, a w dzień w celi jest tak ciasno, że mogą tylko chodzić albo siedzieć i to na raty, bo kiedy dwóch rozmawia chodząc, to inni muszą siedzieć, żeby im nie przeszkadzać. Ten problem rośnie proporcjonalnie do wielkości celi i liczby ponadnormatywnie przebywających tam więźniów. Łatwo sobie wyobrazić, jak rośnie agresja i frustracja w takich miejscach.
Jak sobie z tym radzi więziennictwo? Wzorcowo. Manipulując statystyką. Łączna liczba transportów wyjeżdżających rocznie z więzień i aresztów oscyluje wokół 100 tysięcy. Jakim cudem, skoro osadzonych jest nie więcej niż 75 tysięcy? To proste. Więzień „w transporcie” nie jest przypisany do żadnego konkretnego ZK. Czyli normy nie są przekroczone w żadnym więzieniu. A to, że liczba więźniów jest większa niż liczba miejsc w zakładach? Kolejny cud „dobrej zmiany”.
Wszyscy rozmówcy Pawła Kapusty przyznają się do bicia. Nie do przemocy w ramach stosowania środków przymusu bezpośredniego, tylko do bicia. I to brutalnego i obrzydliwego, bo na przykład połączonego z topieniem głowy więźnia w muszli klozetowej. Wygląda na to, że – pomimo kamer prawie wszędzie – staje się ono normą. Może to jest wyjaśnienie tego, dlaczego w 2017 i 2018 roku było najwięcej napaści na funkcjonariuszy SW od czasu wprowadzenia wiarygodnych statystyk?
Pomimo katastrofy kadrowej i przepełnienia więzień minister sprawiedliwości nie traci dobrego humoru. Podlegli mu wysocy urzędnicy resortu, publicznie obrażają doświadczonych dyrektorów więzień za zwracanie uwagi na nieracjonalne pomysły. Na pytania o dofinansowanie służby więziennej odpowiadają, że nie może tak być, aby stawka żywieniowa więźnia była większa niż chorego w szpitalu. Siłą rzeczy o żadnej resocjalizacji mowy nie ma. Nie ma nawet jak typować więźniów, którzy by się do resocjalizacji nadawali, bo większość czasu zajmuje załatwianie doraźnych spraw i wypełnianie papierów.
Żaden z rozmówców nie zgadza się z teorią swojego najwyższego przełożonego, że wysokość kary odstrasza przestępców. Wręcz przeciwnie, skazani na wysokie kary nie mają żadnych hamulców przed popełnianiem kolejnych przestępstw, tyle że w więzieniu. Ci którzy pozostają na wolności, wysokością kary się nie przejmują, bo zakładają, że i tak kary unikną. Natomiast epatowanie okrucieństwem i odwetem powoduje, że społeczeństwo nie chce pomagać byłym więźniom. A właśnie to, jak zostaną przyjęci po odbyciu kary, to najważniejszy warunek resocjalizacji.
Dlatego, w tytule tej recenzji, obok Gada wymieniam ministra sprawiedliwości i byłego wiceministra nadzorującego więziennictwo. To nie pojedynczy strażnicy odpowiadają za zapaść kadrową i niedofinansowanie więzień. To nie oni odpowiadają za przepełnienie, coraz dłuższe kary i to, że zwolnienie warunkowe jest prawie niemożliwe do uzyskania. Nie oni odpowiadają za to, że polityka karna opiera się na straszeniu, grożeniu coraz poważniejszym odwetem, a przestępczość i tak rośnie, a resocjalizacji właściwie nie ma. Dlatego książkę Pawła Kapusty zaliczam do lektur obowiązkowych.
Piotr Niemczyk
- Paweł Kapusta, Gad. Spowiedź klawisza, Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2019
O autorze
Piotr Niemczyk
W latach 90. dyrektor Biura Analiz i Informacji Urzędu Ochrony Państwa, wiceszef zarządu wywiadu UOP. Wieloletni ekspert Sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych. Współorganizator Krajowego Centrum Informacji Kryminalnej. Członek Rady Konsultacyjnej przy ośrodku szkolenia ABW w Emowie. Obecnie jest niezależnym ekspertem ds. bezpieczeństwa
1 thought on “Lektury obowiązkowe. GAD, Jaki, Ziobro”
To co wspominam przy tej okazji nie ma oczywiście wiele wspólnego z tym tekstem. Ale pamiętam gdy na początku lat ’90-tych Przemek Gintrowski dał koncert w więzieniu w Siedlcach. Koncert był świetny, ale nie pamiętam czy akurat wtedy zaśpiewał „Mury” 🙂 Na pewno za to śpiewał tam „Ja”. No, ale nie o samym koncercie chciałam. Po nim spotkaliśmy się z kierownictwem więzienia, jakimiś klawiszami pewnie też, było ich z siedem osób. Przemek dopytywał o różne sprawy, aż w końcu padło to zdanie, które pamiętam do dziś: „Panie Przemku, tak naprawdę to jest kwestia umowy: oni siedzą, a my ich pilnujemy. Ale jeśli oni zechcą zerwać tę umowę to my nie mamy szans”.