W naszej bańce huczy od wyrazów zniesmaczenia poparciem Lewicy dla PiS w sprawie Funduszu Odbudowy. Równocześnie Rzeczpospolita publikuje sondaż – już drugi z kolei po pierwszym sprzed trzech tygodni – pokazujący miażdżącą większość obywateli opowiadających się za głosowaniem za pisowskim projektem ratyfikacji. No, ładnie – ze swoim własnym zbrzydzeniem wylądowałem na marginesie liczącym wg IBRiS 2,7% obywateli. Czyli wśród ziobrystów i Konfederatów. No, dobra – to żarty, choć sondaże przeprowadzono naprawdę. Czy da się o tym powiedzieć cokolwiek poważnego?
Czy naprawdę była szansa na opór?
Jeśli była, to trzeba by założyć, że Kaczyński rzeczywiście nie poradzi sobie z Ziobrą. To mocne założenie – szanowni panowie na coś się dogadali w weekend i z jakichś powodów postanowili nie ujawniać szczegółów. Dlaczego tak postanowili, okazało się dzisiaj (we wtorek) – ponieważ równocześnie Czarzasty gadał z Dworczykiem i kiedy gadał, to informacja o ew. kapitulacji Ziobry przed Kaczyńskim byłaby przedwczesna. Ja oczywiście nie wiem, czy Ziobro istotnie skapitulował i chyba nikt tego nie wie – zakładam tylko, że to jest możliwe i nawet prawdopodobne. Zakładając jednak, że Ziobro nie skapitulował i że Kaczyński ratyfikacji Funduszu nie przepchnie, trzeba by było przełknąć żabę głosowania z Ziobrą, przeciw – co by nie mówić – unijnemu projektowi i zmierzyć się z konsekwencjami odmowy ratyfikacji właśnie w Unii. Tu być może dało się rozważyć kilka kolejnych kroków, ale one wymagałyby od opozycji umiejętnej realizacji bardzo precyzyjnie określonych politycznych celów. No – a przecież mieliśmy próbować mówić poważnie…
Głosowanie przeciw PiS wcale nie jest tak oczywistą obligacją porządnych ludzi, jak się na pozór wydaje.
Wspomniane sondaże są znamienne. Niespełna miesiąc temu 74% chciało przyjęcia planu odbudowy (przecież przy okazji – szaleniec by nie chciał). Odrzucenia chciałoby wtedy 10,7%. Reszta nie miała zdania. Wiedzieliśmy wówczas z zapowiedzi, że Lewica chce ratyfikacji, podobnie zresztą jak Hołownia. Zaskoczenie dzisiejszą „zdradą” Lewicy jest z tego powodu samo nieco zaskakujące i trąci fałszem – na który chciałbym zwrócić uwagę i zaproponować, żebyśmy to mieli z tyłu głowy myśląc o tej sytuacji. Trzy tygodnie temu za ratyfikacją było 88% wyborców PiS i 70% wyborców opozycji. Dzisiejszy sondaż – poza dalszym spadkiem sprzeciwu wobec ratyfikacji – pokazał podział wśród wyborców KO. 49% z nich uważa, że opozycja powinna głosować razem z PiS, a 42% chce wstrzymania się od głosu, jeśli Kaczyński nie spełni żądań. Dodatkową ciekawostką jest to wstrzymanie się od głosu. Potężnej liczbie ludzi wydaje się, że różnica między głosem przeciw, a wstrzymaniem się ma jakiekolwiek znaczenie.
Uważam, że ten sondaż pokazuje miarę spustoszenia w naszych głowach, a zawdzięczamy je dotychczasowej opozycyjnej polityce. Opór nie jest możliwy zdaniem Polaków – oto, co ten sondaż pokazuje. Oczywiście wśród polityków opozycji darmo szukać męża stanu, który wbrew sondażom poszedłby za wizją, do której chciałby nas przekonać. Co się w takim razie stało np. Sienkiewiczowi, który grzmiał o zdradzie? I innym, politykom PO, o których wiele się da powiedzieć, ale przecież nie to, że sondaży nie znają i nie postępują stosownie do nich? To kolejne pytanie, które warto w tyle głowy zachować.
Mężowie stanu ocknęliby się co najmniej w początkach pandemii i w farsie z głosowaniem na Dudę. Nie głosowaliby tarcz, tylko żądaliby konstytucyjnego stanu nadzwyczajnego. Mieliby odwagę odrzucać i odwrócić szantaż PiS każący im głosować wbrew konstytucji „dla dobra ludzi”. Pokazaliby – orędziami Grodzkiego w TVP – że ludzi chronią nie pisowskie tarcze, tylko konstytucja, którą tarcze obchodzą po to między innymi, by odpowiedzialność państwa wobec poszkodowanych obywateli zmniejszyć. Mąż stanu miałby odwagę i talent by zażądać zawarcia politycznego pokoju na czas wojny z pandemią, by zadbać o to, by żądanie usłyszeli wyborcy PiS i by odrzucanie oferty pokoju obciążało politycznie Kaczyńskiego. Wiedziałby, że wobec protestu kobiet należy za rozpętanie kolejnej wojny obciążyć Kaczyńskiego, wziąć na siebie postulaty protestujących. Kiedy się zamiast tego wszystkiego konsekwentnie daje ciała w każdej z tych spraw, uczestnicząc w łamiących konstytucję głosowaniach kolejnych tarcz, własnych podwyżek (!) lub słusznej skądinąd, choć na milion sposobów wadliwej piątki dla zwierząt, kiedy się z troski o własne rankingi startuje w fikcyjnych wyborach, odrzucając realne oferty przejęcia władzy, co oferował „zdrajca Gowin” w maju zeszłego roku – to nie ma się dziś możliwości stawiania warunku praworządności pod presją ryzyka utraty setek miliardów.
Twierdzę więc po pierwsze, że Lewica – owszem – dała ciała szczególnie spektakularnie, ale nie bardziej niż KO. Cała opozycja na własne życzenie jest dziś niezdolna do oporu, nie ma żadnych narzędzi i żadnych atutów, nie ma wśród niej nikogo, komu na opór pozwoliłby charakter. I przekonała Polaków, że tak jest dobrze i normalnie. Sondaże to pokazują. Twierdzę również po drugie, że zarówno zaskoczenie, jak oburzenie polityków PO są nieszczere. Naprawdę, nie dajmy się jak dzieci nabierać na prezentowany nam teatrzyk.
Co dostał Kaczyński od Lewicy? Między innymi to samo, co od dawna dostaje od całej opozycji utrzymującej fikcję polityki w parlamencie, który od dawna nie istnieje i żadnej polityki nie prowadzi – legitymizację demokratury. Pozór politycznych negocjacji. Ale tym razem dostał więcej. Każda ze stron zachowuje możliwość grania ulubionych ról. Kaczyński dba o naród. I dostaje kasę na spokojniejsze rządy. Ziobro też skorzysta – zachowując rolę patriotycznego twardziela i kozaka, który się Kaczyńskiemu nie kłania. Z jego władzy nadal przecież będzie korzystał. I z kasy też. Lewica – jest z narodem, a sondaże potwierdzają to dodatkowo. Nie jest przecież antyPiSem, potrafi docenić pozytywy. Na to umówił się Czarzasty z Dworczykiem. Kasy z Unii ta umowa nie dotyczyła. Bądźmy poważni – ta kasa przyszłaby tak czy owak i Kaczyński dostałby ją w łapy zawsze.
Co jednak ciekawsze, na opozycji również podzielono się rolami. Nie twierdzę, że podział ról był świadomy – choć przecież od dawna zapowiadano, że Lewica ratyfikację chce poprzeć. No, więc Lewica zachowuje się jak dbający o lud pragmatyk, którzy wie, że PiS potrafi czynić dobro, jak je uczynił poprzez 500 Plus. KO/PO pozostaje zaś twardą opozycją totalną, która pryncypiów demokracji i praworządności nie porzuca. Ubawiłem się, a miałem mówić poważnie…
Ale w rzeczywistości mówię jednak poważnie. Bo przede wszystkim uratowana, wzmocniona i utrwalona została pisowska większość i władza – a co najmniej od przygody z Gowinem sprzed roku jest to zgodne z intencją wszystkich w opozycji. Rok temu to wprawdzie Czarzasty mówił, że z terrorystą się nie paktuje, co mu dzisiaj przeszło. Rok temu ciężar paktów brał na siebie Budka. Dzisiaj panowie raptem się zamienili miejscami.
Doprawdy nie ma powodu, by się ekscytować.
2 thoughts on “Lewica z narodem”
To co w tej sprawie odstawiła tzw. „opozycja”, to jest czystej wody „tupolewizm”. Są sytuacje, że jak najbardziej się z terrorystami pertraktuje, choćby po to, by oszczędzić jak najwięcej zakładników i by szukać nawet najmniejszej szansy skutecznego finalnego strzału prosto w terrorystyczny mózg.
„Tupolewizm” tutaj polega na zupełnym zatraceniu poczucia hierarchi zasad i wartości. Tak jak pod Smoleńskiem padlinożercze hieny w imię kampanii wyborczej na katyńskich trupach połamały wszystkie zasady i wartości, by w efekcie skończyć jako mielonka w podsmoleńskim błocie, tak teraz tak zwana „opozycja” w imię koniunkturalnego dokopania PiS-owi łamie wszelkie zasady i wartości ryzykując resztki prestiżu Polski w Europie i przy okazji całą Europę. Bo przecież jakoś to będzie. A że może to być ludzka mielonka w smoleńskim błocie, czy to kataklizm i rozpad całej Unii Europejskiej — to przecież obojętne, przecież jakoś miało być, to i jakoś to będzie.
Tutaj tzw. „Lewica” chwyciła wajchę w reakcji na meldunek „Pull up”. I chwała jej za to, chociaż mojego głosu ona nigdy nie zdobędzie. Bo w tej farsie z zasady nie biorę udziału.
Teraz ruch 11 gwiazdek…