Netanjahu próbuje w Izraelu przejąć kontrolę nad sądami. Zakusy na demokrację to jak widać nie tylko polska specyfika. Udało się Erdoganowi w Turcji, udało się Orbanowi na Węgrzech. Bliski celu jest Kaczyński i to jest coś, co trudno sobie – znając choć trochę historię własnego kraju wytłumaczyć
Widać jeszcze bardzo wielu rzeczy na temat demokracji, praw człowieka i funkcjonowania społeczeństwa obywatelskiego musimy się jako naród nauczyć. Choćby tego, ile potrzeba determinacji i poświęcenia własnej wygody, by tych wartości bronić.
Kiedy ogląda się sceny z ulic izraelskich miast, które kipią demonstracjami, trudno oprzeć się wrażeniu, że Izraelczycy doskonale wiedzą o co walczą. I nie ma dla nich znaczenia, że są krajem w stanie permanentnej wojny z Palestyną, że kraj jest mocno zmilitaryzowany i poddany policyjnej kontroli. Demokracja to obywatelskie wolności i obywatelskie prawo do niezależnych sądów gwarantujących sprawiedliwe wyroki wolne od politycznych nacisków. Bo właśnie o wolne sądy te uliczne demonstracje, a czasem wręcz bitwy. Bo ludzie wiedzą, że to jest ich żywotny interes i interes państwa.
My w ciągu siedmiu lat rujnowania demokracji i owszem bywaliśmy na ulicach tłumnie. Pełni wiary we własną sprawczość maszerowaliśmy skandując podniosłe hasła, machając flagami i ufając, że tego się Kaczyński wystraszy. Tymczasem ani stutysięczne marsze, ani lokalne protesty nie przyniosły żadnego przełomu.
Ani żywiołowe protesty pod sejmem w 2017 w obronie niezależności sądów, których potencjał został bezmyślnie zmarnowany, ani Wielki Marsz z października 2020, kiedy w proteście przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego protestowało kilkaset polskich miast, a w Warszawie na ulicach było sto tysięcy wkurzonych ludzi, nie przyniosły innych efektów niż efektowne „wyp****alać”.
Bo nie było w nas, oprócz odrobiny emocji, tej determinacji i uporu żeby wymusić na władzy cokolwiek. Choć właśnie upór i konsekwencja są jedynymi narzędziami, których można użyć w wymuszaniu na tej władzy respektowania interesów obywateli. Władza cofa się tylko wtedy, kiedy politycznie przestaje się jej to opłacać. Tak jak wycofała się z Krakowskiego Przedmieścia zaprzestając cyrku smoleńskiego.
Zazdroszczę uporu Izraelczykom, Francuzom, Rumunom…
fot. Twitter.com/Efrat Lachter
1 thought on “O wolne sądy są te uliczne demonstracje, a czasem wręcz bitwy”
Imponujące są te demonstracje w Izraelu. 600 tys. w Izraelu, to jest lekko ponad 2,5 mil. w Polsce. Inna rzecz, że Izrael jest krajem małym (wielkości woj. zachodnio-pomorskiego), dużo bardziej zagęszczonym i zurbanizowanym. Również spójnym i zorganizowanym, choćby ze względu na permanentny stan wojny z sąsiadami.