Wiemy, że sukces Pańskiej misji jest ważny nie tylko dla Platformy, ale również dla Polski. Jest jednak przecież równocześnie jasne, że największa nawet partia i jej największy możliwy sukces dziś już w Polsce nie wystarczy – piszą Obywatele RP do Donalda Tuska
Panie Przewodniczący,
Obywatele RP gratulują Panu objęcia przywództwa w Platformie Obywatelskiej. Ma Pan rację podkreślając – jak uczynił to Pan w dzisiejszym wystąpieniu – że w polityce przesądzające znaczenie ma wola zwycięstwa i zdolność budzenia wiary w nie. To oczywiście głównie w ten sposób ocenia się dzisiaj tę bardzo wielką rolę, jaką ma Pan do odegrania w Polsce
Za niewątpliwie słuszne uważamy także określenie podstawowego celu polskiej polityki dzisiaj. Jest bardzo proste i zupełnie oczywiste. Istotnie cel da się dzisiaj opisać jako walkę z tym oczywistym złem, które widzimy wokół i którego diagnozę wszyscy dobrze znamy, choć wiele rzeczy trudnych można i trzeba byłoby powiedzieć o głębokich, często ustrojowych, a często społecznych i kulturowych przyczynach tego stanu rzeczy oraz o jego genezie.
Jeśli jednak związany z Pana osobą entuzjazm ma mieć ów znany nam niestety dobrze wojenny charakter, to choć w tej wojnie stoimy bardzo twardo po tej samej stronie, entuzjastycznych uniesień ona w nas nie budzi. Sam konflikt widzimy jako jedno z istotnych źródeł zła i chcemy mu przeciwdziałać. Pomijając stojące za tym oczywiste wartości uważamy przy tym, że także brutalnie jasne względy strategiczne powinny nam dzisiaj kazać szukać innych rozwiązań. Czy da się je znaleźć i gdzie należałoby ich szukać, to w naszym przekonaniu jeden z trudniejszych i głównych tematów rozmowy, która powinna się dzisiaj toczyć w Polsce wśród demokratów.
Jeśli z kolei poszukiwanie zdolnego do zwycięstwa „centrum” ma oznaczać „cięcie skrzydeł”, jak często oznaczało dotychczas, to budzi to obawy innego rodzaju. Nabrzmiałe i ostro formułowane postulaty dotyczące podstawowych praw człowieka z trudem poddają się kompromisom, a te z kolei – jeśli zawiera się je na poziomie politycznych „sztabów” – łatwo kojarzą się ze zdradą wartości. Wyrażamy przekonanie, że dzisiejsze „centrum” jest pluralistyczne i różnobarwne pod względem politycznym, światopoglądowym i gospodarczym, a do kompromisów w najważniejszych kwestiach mają prawo obywatele, a niezupełnie – polityczni sztabowcy.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Tusk: hura, oj, no cóż…
Obywatele RP z natury obywatelskiego ruchu szukają rozwiązań ponadpartyjnych i z tej perspektywy formułowali daleko idące propozycje i postulaty dotyczące między innymi możliwych wyborczych programów i strategii. Dotyczyły dwóch podstawowych grup zagadnień:
- Programu konstytucyjnej reformy ustrojowej, która zbuduje nieobecne dotąd w Polsce społeczne poczucie, że instytucje i prawo państwa należą do obywateli, a ich znaczenia nikt odtąd nie kwestionuje. W takim programie najostrzejsze nawet różnice pomiędzy np. radykalną lewicą, a konserwatywnym liberalizmem – czy miałyby one dotyczyć „kwestii światopoglądowych”, gospodarczych, socjalnych – ustępują wobec przekonania, że parlamentaryzm jest naturalnym sposobem rozstrzygania sporów, które są treścią demokracji, a decyzja w sprawach fundamentalnych należy do obywateli.
- Strategii wyborczej, która każe dzisiaj demokratom stanąć do wyborczego plebiscytu przeciw brunatniejącej Zjednoczonej Prawicy wspólnym blokiem wystawiającym wspólne listy i wspólnych kandydatów. By jednak wokół tych list dodać elektoraty konkurujących ze sobą sił politycznych o niemożliwych do uzgodnienia programach, trzeba koniecznie pozwolić obywatelom zdecydować o podziale miejsc na nich – w którymś z wielu możliwych wariantów otwartych, międzypartyjnych prawyborów. „Gabinetowe koalicje” kończą w Polsce źle – jak porażką w najłatwiejszych dla opozycji wyborach europejskich skończyła się Koalicja Europejska, której zawiązanie Pan wspierał. Również jak „pakt senacki”, który choć przyniósł wygraną opozycji, oznaczał równocześnie wyraźny spadek poparcia w stosunku do sejmowych wyników partii opozycyjnych. To samo sejmowe doświadczenie pokazuje jednak dobitnie konieczność wyborczego porozumienia: partie opozycji dostały większość naszych głosów, a jednak rządzi PiS.
Dialog, który próbowaliśmy o tym prowadzić z partiami bywał burzliwy. Zawsze był trudny. Był jednak dla nas oczywistą potrzebą. Udało się nam nawiązać go z kierownictwem Platformy Obywatelskiej w poprzednim składzie. Mamy ogromną nadzieję na jego kontynuację.
Rozumiemy, jak ważnej roli się Pan podjął, obejmując przywództwo w Platformie Obywatelskiej. Wiemy, że sukces Pańskiej misji jest ważny nie tylko dla Platformy, ale również dla Polski. Jest jednak przecież równocześnie jasne, że największa nawet partia i jej największy możliwy sukces dziś już w Polsce nie wystarczy.
Z poważaniem i z nadzieją
Obywatele RP
fot. Flickr.com
12 thoughts on “Obywatele RP piszą do Tuska: Trzeba dzisiaj szukać innych rozwiązań”
Myślę, że to bardzo dobra inicjatywa. Myślę ponadto, że to co się stało z naszą demokracją wynika z tego, że ludzie nie mają poczucia, że od ich głosu coś zależy. Mają poczucie, że ten głos wrzucony do skrzynki raz na kilka lat nic nie znaczy. Nie ma u nas szacunku do instytucji i organów demokratycznego państwa, praworządności, a politycy i partie nie cieszą się dobrą opinią. Podzielam pogląd, że nasza konstytucja wymaga zmian i także nasza ordynacja wyborcza. Zapisy konstytucji odnośnie sprawowania władzy przez naród pozostają faktycznie w dużej części deklaratywne tylko. Sprzyjają temu sformułowania art. 1 i 4 konstytucji, który przesądza o przekazaniu władzy politykom. Konstytucja 3Maja mówiła wyraźnie:” Wszelka władza społeczności ludzkiej początek swój bierze z woli narodu” Wydaje mi się, że ordynacja mieszana STV mogłaby wyeliminować większość wad naszej obecnej. A w konstytucji trzeba byłoby wprowadzić takie zapisy, które urealniałyby możliwość faktycznego wpływu obywateli na władzę. Myślę, że nasza reforma samorządowa , wzorowana na francuskich ,a nie anglosaskich rozwiązaniach, nie jest najszczęśliwsza. Samorządy są scentralizowane i upartyjnione i wyższe stopnie dublowane przez organy administracji państwowej., co powoduje niepotrzebne koszty i spory kompetencyjne oraz ograniczenia samorządności. Trzeba to odwrócić. To gmina powinna być podstawową jednostką samorządową i mieć kompetencje do stanowienia (autonomicznie w granicach prawa)we wszystkich sprawach jej dotyczących, a centralne organy tylko w sprawach przekraczających jej możliwości. Wyższe stopnie samorządu powinny być organami pomocniczymi. Teraz u nas władza płynie wyłącznie z góry, a od dołu ma płynąć wyłącznie zaufanie . A rząd nie potrafi sobie wyobrazić, że władza może pochodzić od tych, którzy ją im swoim wyborem powierzyli. Samorząd powinien być czwartą władzą. Trójpodział władz nie jest wystarczający ,Anglia zbudowała w poprzednich wiekach swoja potęgę państwową i cywilizacyjną dzięki rozwojowi samorządu lokalnego. Myślę też, ze wprowadzono u nas niedobre rozwiązanie ustrojowe w zakresie władzy wykonawczej. Powinniśmy wprowadzić system prezydencki lub kanclerski, a nie rozpraszać kompetencji i odpowiedzialności między premiera i prezydenta. co powoduje ,że albo prezydent jest w opozycji do rządu, albo jego bezwolnym wykonawcą A koszty wyboru kancelarii i wyborów prezydenta są potężne.
„Jest jednak przecież równocześnie jasne, że największa nawet partia i jej największy możliwy sukces dziś już w Polsce nie wystarczy.” – ten cytat mnie bardzo śmieszy.
Mnie to zupełnie wystarczy, i oby na jak najdłużej bo odbudowanie moralności politycznej i kultury naszego społeczeństwa potrwa dłużej niż całe moje życie.
Rady dla polityka rangi Tuska przez grupę moich znajomych z ORP są niezmiernie śmieszne i naiwne.
Cześć!
Mnie na przykład nie wystarcza największy dotąd sukces, jakim jest większość w Senacie. Zauważ, proszę, że nawet to zwycięstwo nie było dziełem jednej partii, choć większość senatorów opozycyjnych pochodzi z KO/PO. Wyniki sejmowe — o 5% wyższe od senackich, jeśli policzyć sumę poparcia partii opozycyjnych — jak wiemy nie spowodowały utraty władzy przez PiS. Gdyby nawet ją spowodowały, byłaby to władza z bardzo ograniczonym mandatem, oparta na chwiejnych koalicjach, zmuszona do obrony pozycji, niezdolna do uporania się ze „spuścizną PiS” i z wyzwaniami, które stoją przed nami niezależnie od tego wszystkiego.
Tak, oczywiście — najpilniejszym i przez to najważniejszym zadaniem na dziś jest od 6 lat pozbawienie władzy Kaczyńskiego i jego ekipy. To się nie udało i jest wyłącznie kwestią wiary, czy uda się to z Tuskiem. Nie chcę wchodzić tu w dyskusję o tym, że wybory i wyborcze zwycięstwa nie są całością polityki, a jedynie jej elementem — w dobrze funkcjonujących i ugruntowanych demokracjach niekoniecznie nawet najważniejszym, choć oczywiście niezbędnym. W Polsce tego akurat problemu nie rozumie chyba nikt. Zostawmy to więc i pomyślmy o wyborach. Dość oczywistym kluczem sukcesu są w polskiej rzeczywistości:
1. Wiara w zwycięstwo (o której bardzo słusznie mówił Tusk);
2. Jedna lista zapewniająca korzyści z arytmetyki d’Hondta i zabezpieczająca przed katastrofalnymi stratami w tej arytmetyce, dodatkowo korzystająca z bonusu za zjednoczenie i wiary w sukces (o tych rzeczach Tusk nie mówił — należy się jednak spodziewać raczej zaostrzenia rywalizacji zwłaszcza z Hołownią, niż jakichkolwiek konstruktywnych ustaleń);
3. Zdolność przeciągnięcia wyborców PiS, a także Konfederacji (tu Tusk działa jak płachta na byka);
4. Zdolność mobilizacji dotąd niegłosujących (tu znów — płachta na byka);
5. Program, w który da się uwierzyć, a najlepiej taki, który daje głosującym poczucie uczestnictwa w historii (Tusk mówił, że programu nie będzie).
Atut w postaci woli i zdolności walki charyzmatycznego i bardzo sprawnego lidera przełoży się więc być może na wzrost notowań PO, ale to raczej czyimś kosztem po stronie opozycji, która w sumie notuje dziś przecież poparcie dobrze ponad 50% obywateli. Czy to poparcie dalej wzrośnie? Nic na to nie wskazuje. W skrajnie dla Tuska korzystnym wariancie PO/KO osiągnie taką pozycję, przy której wszyscy inni będą mieli tak marginalne znaczenie, jak opozycyjni konkurenci Trzaskowskiego w wyborach samorządowych. To się może zdarzyć, owszem. I może dać zwycięstwo oraz odsunięcie PiS.
Będzie to jednak miało wszystkie wady owej słabej większości, o której była mowa wyżej. I całe mnóstwo kolejnych. Będziemy — jeśli to ten scenariusz będzie realizowany — świadkami i uczestnikami kolejnej kampanii niweczącej cały wysiłek „obywatelskiego społeczeństwa” i takiejże demokracji. Utrwalającej przekonanie, że o wszystkim decydują polityczni liderzy, że zmiana możliwa jest tylko w ustawach itd. Co gorsza to sztaby określą, co jest dobrym „centrum”, a co „szkodliwym radykalizmem” lub przeszkadzającym „tematem zastępczym. Możemy i na to machnąć ręką — ale właśnie po raz kolejny definiujemy konflikt w kategoriach „moheru” i „lemingów”, przy czym w tych prymitywnie plemiennych kategoriach kulturowych mieści się w Polsce już właściwie wszystko. Nie tylko „kwestie światopoglądowe”, ale i polityka zagraniczna, edukacja, ochrona zdrowia, ekologia, rosnące sfery problemów gospodarczych, pomoc społeczna. Zapłacimy za to cenę ogromną.
Zwycięstwo demokratów — boję się myśleć, co dokładnie będzie dla nas oznaczać ta demokracja — będzie być może niechwilowe. Byłoby świetnie. To jest możliwe, owszem — głównie z powodu dezintegracji dotychczasowej prawicy w wyniku takiej klęski. Będzie trzeba czasu na jej odrodzenie. O tym, co się odrodzi, tym bardziej boję się myśleć, choć sądzę, że każdy w Polsce zna odpowiedź z obchodów 11 listopada i podobnych okazji.
Niezmiernie śmieszne i naiwne rady formułujemy od lat. Taka nasza śmieszna i naiwna rola. Istnieje bowiem sposób, który daje jakościowo inną miarę wyborczego zwycięstwa. Zarówno co do skali, jak co do treści — co się zresztą ze sobą wiąże. Skorzystał zeń swego czasu Prodi i stał się we Włoszech mężem opatrznościowym. Korzystają teraz Węgrzy. Dlaczego nie miałby skorzystać Tusk, skoro w Europie, z której wraca, myśli się właśnie w podobnie otwartych kategoriach?
Dobrze wiem, że w Polsce za poważnych uchodzą wyłącznie polityczni macherzy, a odpowiedzialność wyborców polega na ograniczeniu oczekiwań i niezależności własnych poglądów. Dorosłość polityczna wymaga, by nie wierzyć woli ludu, bo ona bywa niebezpieczna. Tyle, że tego rodzaju przedstawicielstwo w demokracji właśnie przeżywa pełen wstrząsów kryzys. Odczuliśmy go boleśnie w 2015 i nadal nie byliśmy w stanie przepracować. Trudno — pozostanę śmieszny i niepoważny.
Coś Ci dedykuję z niepoważnego podwórka. Uważnie policzyłem głosy — niewielu w Polsce to robi, a szkoda, bo gdyby np. dziennikarze zadali sobie ten minimalny trud i przeliczyli d’Hondtem dowolnie wybrany sondaż z 2019 roku, wiedzieliby, czym się skończą trzy bloki. Wiedzieliby o pozostałych nieszczęściach wyborczych. Policzyłem głosy na siebie. Wiem, że głosów wyborców Konfederacji dostałem o wiele więcej niż liderzy Konfederacji w Sejmie. I tak — to jest niepoważna sytuacja, jestem nią niezmiernie zakłopotany. Ale wiem, skąd wziąć poparcie niegłosujących, albo tych, którzy głosują w rozpaczy aż tak absurdalnie. Wiem, jak przyciągnąć głosy lewicowców, którzy nigdy nie zagłosują na żadną PO, z Tuskiem na czele tym bardziej. I wiem jak dodać te głosy do bloku przeciw PiS. To 15, max 20%. Kto umie to wziąć, bierze wszystko. Kto odrzuca tę możliwość szukając centrum i tnąc skrzydła, ten przegrywa jak przegrywała dotąd zadufana w sobie, największa partia opozycji. A kto jeszcze umie — jak Prodi — przyprowadzić do urn nawet 10% dotąd niegłosujących, ten też bierze wszystko, jak to Prodi zrobił.
Jeśli poważny Tusk nie zechce posłuchać naiwnych i niepoważnych Obywateli RP, to będzie to jego arogancja i jego sprawa. Również jego odpowiedzialność, choć sądzę, że się z niej wyłga, jak zwykle dotąd. My robimy swoje. Nie umiemy nie robić. Poważni dziennikarze uparli się nie liczyć, nie myśleć logicznie i nie wyciągać wniosków. Poważnie jest ubrać się w dobry garnitur i bić brawo na zrobionej z rozmachem konwencji. Wolę być niepoważny.
Arogancję od dłuższego już czasu wyczuwam w ruchu ORP szczególnie w doradzaniu innym organizacjom politycznym i społecznym.
Liczę, że społeczeństwo polskie łącznie z dzisiejszą opozycją od prawa do lewa połączy siły aby obalić mafię PISu i ich rozliczyć i zmiażdżyć.
Liczę też, że ton kolejnego listu ORP będzie w tonie który okaże chęć na dialog, wsparcie i stworzenie silnej bazy, która umożliwi wygraną. Podawanie recept publicznie przed utworzeniem platformy dialogu często prowadzi w Polsce do ostracyzmu i stawanie niby po tej samej stronie ale „nie za bardzo”. Brak zaufania wzajemnego w Polsce wśród demokratów i liberałów doprowadza do tego, że każda koalicja rozkłada się od środka zanim się pozna i okrzepi. Dotyczy to kolejno tworzących się nowych partii jak i „ulicznych / aktywistycznych” ruchów społecznych. Brak nam wytrwałości, konsekwencji i dialogu, debat i rotacyjnego kierownictwa. Zaufanie oraz świadomość, że wsłuchanie się w innych opinie i stworzenie zdrowej mozaiki to jedyna droga do uwieńczenia kolejnych wyborów sukcesem.
Teamwork, Trust, Profesionalizm. No emotions.
Fact based political agenda and relay race vs. single long distance run.
Good luck Poland!
Powodzenia Polsko!
Nie bardzo wiem, na czym polega ta nasza arogancja i w czym dokładnie ją widzisz — zakładam jednak, że to kwestia moich niedostatków w wychowaniu.
Pozwalam sobie jednak zauważyć, że te same uwagi o arogancji słyszałem — także od Ciebie — w reakcji na publicystyczne teksty. Publicystyka z natury polega na publicznej dyskusji i do niej zmierza. Nie wymaga się tu rozmów w cztery oczy, aż poznamy się polubimy tak, że będziemy gadać jednym głosem. Siłą faktu w moim nieokrzesanym umyśle pojawia się myśl o obrazie majestatu po prostu.
Przy całej świadomości nieokrzesania, nie mogę jednak pojąć, skąd biorą się u nas w Polsce te ścisłe rygory dyplomatycznych protokołów w zastosowaniu do przasnej polityki wewnętrznej, w której dominuje fałsz i dość brutalna siła. To przy tym bardzo jednostronnie określane wymagania. Podlegają zasadzie z powiedzonka o tym, co wolno wojewodzie.
Na samego Tuska może się powołam. Na jego konferencje prasową, na której wolno pytać i również bolesne pytania są dopuszczone. Pozwalam sobie zauważyć, że ruch obywatelski ma do odegrania rolę podobną do tej, którą powinny pełnić skłonne do kłopotliwych pytań media.
Jakoś nie uważały nasze pytania i sugestie polityków europejskich. Odpowiadali natychmiast, a z rad korzystali. Sam pamiętasz misję do kard. Nycza swego czasu. List był grzeczniejszy? Nie sądzę. Był bezczelny choć w grzecznej formie wyrażony. I przyniósł efekt nieoczekiwanie duży, choć przecież z chłodna rezerwą, a nie deklarowaną głośno życzliwością.
Dlaczego np. socjalistycznym związkom zawodowym wr Francji wolno nieparlamentarnie żądać rozmaitych rzeczy od socjaldemokratycznych polityków, a jakiekolwiek żądanie do „naszych” koniecznie narusza obyczaj?
Pozwól się poinformować, o czym list zresztą informuje. Dialog nazwiazalismy. Chcemy go kontynuować.
Poza tym zatem, że nie rozumiem, gdzie tu niegrzeczności i na czym ma polegać grzeczność w tych sprawach, nie wiem przede wszystkim tego, co jest nie tak z treścią propozycji. To w normalnych warunkach powinno być najbardziej interesujące — nie konwenanse. Przeczuwam kłopot tkwiący właśnie w tym.
Dziękuję Paweł za odpowiedź i życzę powodzenia, i Polsce i tobie osobiście. Serdecznie pozdrawiam.
Obawiam się, że powrót Tuska czyni wieloletnie „wiernopoddańcze” starania ORP o dialog i współudział społeczny w rządach jaszcze bardziej absurdalnymi, niż to było dotąd. Powrót Tuska to plan ponownego przejęcia hegemonii przez symbiotyczny duopol POPiS-owy nad całą polityką w kraju. Na dialog między mafiami nomenklaturowymi i społeczeństem nie będzie miejsca. Tylko przynależność do odmóżdżonych plemion tkwiących w wzajemnym szczękościsku wirtualnej wojnie będzie się w tej rozgrywce liczyć.
Nie mogę pojąć — wiernopoddancze?! Kandydowanie przeciw Ujazdowskiemu nie było staniem u progu ze zmiętą czapka w dłoni. Nie przypominam sobie, by jakikolwiek ruch społeczny w Polsce zrobił tyle w tej sprawie. Chyba, żeby poważnie traktować Kukiza jako ruch społeczny. Również jednak w takim przypadku trzeba nie lada wysiłku, by poważnie traktować jego deklaracje.
Ciągle Pan nie rozumie i się niesłusznie obraża. Wiernopoddańcza jest sytuacja i obiektywna pozycja pseudo-obywateli w państwie. W demokracji ORP i Pan nie błagałby od lat partii pełniących rolę „Rasy Panów” o wysłuchanie i o reformy w partiach i w państwie, tylko zgłosiłby Pan indywidualnie lub z grupą towarzyszy we własnym regionie własną kandydaturę/kandydatury na posła w wyborach do Sejmu. I starałby się o przekonanie do swych postulatów wyborców w swoim regionie. Taka postawa byłaby godna wolnego obywatela w normalnej demokracji.
Ale Pan doskonale wie, że tego nie może i że nie żyje w demokracji. I że nie jest w stanie korzystać z elementarnych praw obywatelskich. Jest Pan tak jak i ja i reszta obywateli „obywatelem pańszczyźnianym”, który może jedynie na kolanach błagać partyjno-medianą rasę panów o wysłuchanie, łaskawość i zmiłowanie. Samo akceptowanie tej poniżającej godność obywatelską sytuacji, co ORP robi od wielu lat i ja krytykuję na od kilku lat jest dla mnie „wiernopoddańcze”.
O ile wiem, Obywatele RP nie zaakceptowali tej sytuacji nigdy. W każdych wyborach próbowaliśmy stawiać warunki.
Prawda nie tylko na tym polega, że ordynacja uniemożliwia tak wiele, że trudno ja nazwać demokratyczną. Przede wszystkim polega na tym, że „buntownik” może liczyć na 15%.
Nie ma wśród Polaków żadnych oczekiwań w tym zakresie. Sprawdzimy to na Tusku. Stawiam, że cokolwiek zrobi, będzie git, a każda krytyka będzie „zdradą sprawy”.
O ile wiem ORP od zawsze odmawiała wzięcia na sztandary podstawowego prawa obywatelskiego jakim jest realne bierne i czynne prawo wyborcze zdefiniowane w 4, 32, 96 i 99 art. polskiej konstytucji. Co więcej oficjalne stanowisko ORP mówiło sloganami partyjnej dyktatury, że nie ma „demokracji bez partii politycznym” w sensie utrzymania monopolu i „przewodniej roli” partii politycznych w państwie (co zresztą dzisiaj pięknie powtórzyła pani Gronkiewicz-Walz).
Bez partii politycznych i ich przewodniej roli w państwie, owszem, nie ma nazizmu i bolszewizmu, ale demokracja może się jak najbardziej obyć partii politycznych a już w ogóle wyklucza ich dyktat i przewodnią, monopolistyczną rolę w państwie. W demokracji prawo wybieralności i wybierania przysługuje każdemu obywatelowi a nie monopolistycznym mafijnym organizacjom udającym partie polityczne.
To tyle w tym tomacie.
Dla jasności dodam, że demokracja też nie toleruje zakazu działania partii politycznych jako dobrowolnych zrzeszeń wolnych obywateli. Wolność zrzeszania to też podstawowe prawo obywatelskie zawarte w trzeciej zasadzie „wolności wyborów”. Ale tę zasadę jeszcze bardziej łamie przymus przynależności partyjnej i zasada monopolu partii politycznych na sprawowanie władzy w państwie. To jest dziedzictwo nazizmu i komunizmu – z pewnością nie demokracji.