Grzegorz Braun wykonał swój performance, bo chciał, by o nim mówiono. I chciał pieniędzy. Wpuszczony przez kolegę klubowego Bosaka na mównicę w trybie „sprostowania” – wyrzygał się na judaizm. Dwukrotnie. Po to, by założyć kolejną zbiórkę
Bosak mu nie przerwał, nie wyłączył mikrofonu. Do v-ce marszałka Bosaka szybkim krokiem podszedł Hołownia i usunął go z pozycji prowadzącego. Po czym usunął z obrad Brauna. Konwent nałożył na niego finansowa karę. Chwilę później Braun zakłada (na imiennym koncie swojej prawniczki) pierwszą (w tym roku) zbiórkę na swoją działalność. Do wieczora zbiera 70 tys., ale portal zrzutka.pl blokuje zbiórkę, a kwoty trafiają z powrotem do donatorów.
Braun osiąga swój cel. Mówią o nim wieczorne dzienniki zagraniczne i polskie częściej niż o exposé premiera rządu. Cytują jego wypowiedź.
Następnego dnia rano zakłada kolejną zrzutkę, tym razem na swoją fundację, która ma dowolność w wypłacie środków dla beneficjentów. Dwa lata temu zrzutka fundacji przyniosła mu ponad 0,5 mln zł od antyszczepionkowców za słowa kierowane do ministra zdrowia o tym, że „będzie wisiał”. Wtedy też była kara. I strumień kasy z wyrazami uznania.
Prokuratura podejmuje wobec Brauna „czynności śledcze’. Hołownia zastanawia się nad pociągnięciem do odpowiedzialności Bosaka.
Bosak pęka i zawiesza Brauna w prawach członka klubu oraz zakazuje mu wystąpień z mównicy w Sejmie udając, że Konfederacja nie ma nic wspólnego z antysemityzmem. Tymczasem, w chwili, gdy piszę te słowa – zrzutka zamknęła kolejną zbiórkę na działalność legalnej fundacji Brauna tuż po tym, jak przekroczyła 150 tys.
Ile z tych pieniędzy w międzyczasie wypłacono? Na pewno wystarczy na pokrycie kilkuset kolejnych diet między kolejnymi występami.
Dlatego uwierzcie mi: Nie warto dawać antysemityzmowi i innym -izmon przestrzeni w naszych mediach i własnych zakątkach internetu.
Oni się żywią naszym oburzeniem.