To już pięć lat. Tyle czasu… Tekst pochodzi z „Polityki”, ale chyba mi wolno skopiować opublikowaną przez redakcję treść mojego własnego wystąpienia z 10 listopada 2017 roku, kiedy oczekiwaliśmy na pogrzeb Piotra Szczęsnego, a Obywatele RP postanowili tego dnia – raz jeden – nie zjawić się na Krakowskim Przedmieściu, zostawić uczestników smoleńskich miesięcznic sam na sam z nikomu nie potrzebnymi stalowymi płotkami, żeby się w nich mogli przejrzeć jak w lustrze w czasie, kiedy my zajmujemy się żałobą i skupionym myśleniem.
Jest strasznie trudno przychodzić tutaj, by oddać cześć, jak pewnie chcieliby niektórzy, albo po prostu upamiętnić ten dramat, który się tutaj wydarzył i tę straszną śmierć człowieka w płomieniach, tak żeby nie traktować tego instrumentalnie. Tak żeby nie próbować budować ze śmierci tego człowieka jakiegoś równoległego kultu. (…)
Ja bym chciał powiedzieć wiersz, który mi od dnia jego samospalenia wiecznie chodzi po głowie, a dokładnie mówiąc: od tego momentu, kiedy tutaj przyszedłem po raz pierwszy i zobaczyłem tę okolicę, chociaż ją dobrze znałem. To jest wiersz, który Czesław Miłosz napisał w 1943 r. wiosną i nazywa się „Campo di Fiori”. Ja ten wiersz od bardzo dawna znam na pamięć, bo bardzo wiele było takich okazji, w których samotność, o której jest mowa w tym wierszu, była przejmująca. Zawsze była to samotność protestujących ludzi. Często była to samotność ludzi, którzy tymi protestami próbowali obudzić uśpione ludzkie sumienia. Nigdy nie była to samotna śmierć, tak jak teraz.
Ten wiersz, wystarczy spojrzeć wkoło, jest strasznie prawdziwy. Tę prawdę widać, kiedy człowiek spojrzy na te budki, na ten bazar tu wkoło, w tym otoczeniu dosyć ponurym, zwłaszcza o tej porze roku. I kiedy sobie człowiek uświadomi bliskość tej karuzeli, o której Miłosz pisał, ona stała tam, niedaleko. Człowiekowi przychodzi do głowy, że tak prawdopodobnie zawsze było, zawsze jest i w tych dniach niestety zawsze będzie. Ja sobie ciągle uświadamiam, jak strasznie prawdziwy jest ten wiersz o samotności ginących.
Kiedy Piotr Szczęsny podpalił się tutaj, w tym miejscu, napisał, że to pisowskie władze mają jego krew na swoich rękach, a ja to odebrałem, jak pewnie każdy z nas, strasznie osobiście, nie tylko dlatego, że sam podpisałbym się pod prawie całym jego listem, ale też dlatego, że miałem i mam wciąż dojmujące poczucie, że też mam tę jego krew na rękach. Bo takie czyny jak to, czego dokonał Piotr Szczęsny, jak to, czego dokonał w Pradze Jan Palach, a potem Jan Zajic i następni, jak Ryszard Siwiec, one się biorą z samotności. Taką miał diagnozę rzeczywistości Piotr Szczęsny, wszędzie wkoło widział zło, które powinno poruszyć ludzkie serca, a nie porusza. To, w takiej samotności rodzi się w człowieku pragnienie, by krzykiem, jak najbardziej rozpaczliwym, budzić uśpione ludzkie sumienia. Tak samo protestował Jan Palach, myślę, że okoliczności były bardziej dramatyczne, bo sowieckie i polskie, i niemieckie czołgi stały na ulicach Pragi, świeżo rozdeptawszy najpiękniejsze idee Praskiej Wiosny. Ale Palach nie tylko przeciw czołgom protestował i prawdopodobnie nie przede wszystkim przeciwko nim. Protestował przeciw czemuś, co się potem nazywało czeską normalizacją. Przeciw temu, że można wśród tych czołgów żyć, że można wśród tych czołgów umawiać się w knajpach na randki z dziewczyną, że można pić piwo wtedy, kiedy lufy tych czołgów zaglądają w okna knajp.
Piotr Szczęsny nie podpaliłby się, gdybyśmy umieli skutecznie budzić w ludziach choćby nadzieję. Nie byłoby tego, gdyby nie ta beznadzieja. Piotr Szczęsny miał trafną diagnozę sytuacji i o tym się możemy przekonać, patrząc nie tylko na te bazary, tu wkoło, ale też na to, jak nas jest tutaj niewielu. I jak dobrze się wszyscy znamy z twarzy.
Piotr Szczęsny zginął straszną śmiercią w płomieniach po to, żeby ktoś zechciał przeczytać dwie strony maszynopisu. I ten wiersz Miłosza jest dlatego prawdziwy, że on mówi bardzo wyraźnie, że to się nie może udać tak prosto, to się nie może udać teraz.
W dniu, kiedy Piotr Szczęsny umarł, dotarliśmy tutaj strasznie późno w nocy, trzeba było położyć dzieci, była pierwsza w nocy, kiedyśmy tutaj przyszli i stały tutaj przypadkowe osoby, czekając na autobus. Stał chłopak z dziewczyną, rozmawiali, dziewczyna powiedziała coś śmiesznego, chłopak się roześmiał, a potem widząc, że my tutaj stoimy, skonfundował się i ten uśmiech zgasił. On prawdopodobnie nie wiedział, co się tu stało. To nie był człowiek obojętny i zły, to był człowiek przyzwoity, on nie szydził, jak Ziemkiewicz. Jemu było głupio, że się śmiał. Cóż, żyje swoim własnym życiem, przychodził tutaj, schował się za załomem tego muru, bo wiał wtedy straszny wiatr i padał deszcz, grzał się wręcz przy tych zniczach. Ale to przecież nie jest tak, że był niewrażliwy na tę śmierć. Tych świeczek wtedy ja naliczyłem tutaj 123, może źle policzyłem, ale było ich w moim rozumieniu 123, a nie 123 tysiące. I było ich tylko tyle właśnie dlatego, że ta diagnoza Piotra Szczęsnego była trafna. Trzeba by obudzić sumienie.
Ale chcę wrócić do tego bardzo mądrego i prawdziwego niestety wiersza Czesława Miłosza: „język ich stał się nam obcy”. Tam każde słowo jest precyzyjnie dobrane i każde słowo ma swoje niezwykle doniosłe znaczenie, „język ich stał się nam obcy”. Płonący w getcie mówili obcym językiem, ale nie na tym ta obcość polegała. Ona polegała na płomieniach, które tych ludzi paliły. Tego, co ludzie mówią w takiej rozpaczy, nikt, kto jej nie przeżywa, nie jest w stanie zrozumieć, a nawet kiedy rozumie, nie jest w stanie przyjąć. Ludzie przyzwoici nie wzruszają ramionami ani nie szydzą, jak Ziemkiewicz, ale ludzie przyzwoici wolą takich słów nie słyszeć. I Miłosz pisał, że po wielu latach bunt wznieci słowo poety na nowym Campo di Fiori. Ale tam, w tym niezwykle precyzyjnym wierszu, tuż przedtem napisał: „aż wszystko będzie legendą”.
Jan Palach w Czechach stał się taką legendą i był jednym z takich etosów, węgielnych kamieni czeskiej, przepięknej, aksamitnej rewolucji. Ten jego krzyk był etycznym symbolem dla ludzi, którzy wtedy w Pradze, na placu Vaclava, protestowali, mógł się nim stać i oni mogli przyjąć te jego słowa dlatego, że one nie były tak rozpaczliwie zaadresowane do nich bezpośrednio. Dlatego, że nikt im w twarz nie krzyczał: obudźcie się. Oni mogli się powołać na legendę. I wtedy mogli ją uznać za własną.
Od czasu, od tego 19 października, sam patrzę z bólem na kilkudziesięcioro moich serdecznych przyjaciół, którzy biegają po mieście z listem Piotra Szczęsnego na ulotkach, ze spreyami, którymi malują fragmenty tego listu na ulicach, i wiem, że piszą obcym językiem. Wiem, że piszą obcym językiem. Straszliwy dramat potwornej śmierci w płomieniach, tej, która ma obudzić ludzkie sumienia, na tym właśnie polega, że ten krzyk nikogo jeszcze nigdy w historii nie obudził. Nie krzyk. Gdzie indziej trzeba widzieć nadzieję, gdzie indziej trzeba widzieć nadzieję. Nie w rozpaczliwym krzyku, bo on zawsze będzie w obcym języku.
Spójrzcie za siebie, zobaczcie ludzi chodzących po sklepach, ludzi jadących autobusami, ludzi, którzy tu się nie zatrzymują, może wiedzą o tym, co my tutaj dzisiaj robimy, może nie, ale to nie są ludzie źli. To nie są ludzie obojętni, to są właśnie ci ludzie, dla których Piotr Szczęsny podpalił się w tym miejscu. I dla których my od dwóch lat robimy, co tylko w naszej mocy, żeby temu złu, które jest wkoło nas, zapobiec. Dla nich to robimy. Dla nich powinniśmy zrobić coś takiego, co powinno było zostać zrobione również za Piotra Szczęsnego i co mogłoby spowodować, żeby się ten bliski nam człowiek nie spalił tu, w tym miejscu. Powinniśmy umieć dać ludziom nadzieję na zmiany. Powinniśmy umieć gromadzić się w proteście przeciwko temu złu, które i on widział i dlatego zginął, nie po to, żeby wykrzyczeć w beznadziei swój gniew, swoje oburzenie, swoje wzburzenie, tylko po to, żeby to zmienić. Po to żeby to zmienić.
Dzisiaj jesteśmy tu, a nie tam, na Krakowskim Przedmieściu, gdzie smoleński tłum prawdopodobnie dociera już pod pałac prezydencki. Daj Boże, towarzyszy im pustka i same te barierki. Daj Boże, nikt nie wrzeszczy na nich mordercy i daj Boże, nikt nie słyszy w odpowiedzi tego samego. Taki konflikt to ostatnia rzecz, którą chcielibyśmy przeżywać dzisiaj. Dzisiaj, kiedy oczekujemy pogrzebu Piotra Szczęsnego. Wszystko, tylko nie to. Wrócimy tam za miesiąc, to chcę powiedzieć. Piotr Szczęsny spocznie w grobie na krakowskim Salwatorze i będziemy kończyć żałobę, mam nadzieję, jak każdy zdrowy na umyśle człowiek wierzący w Boga bądź też niewierzący, wszystko jedno, żałoba się kończy, zostaje pamięć po człowieku. Ból zamienia się w pamięć.
Nasz ból, mam nadzieję, zamieni się w determinację i zmieni się w taką chęć myślenia o tym, co da się zrobić, żeby temu złu wokoło nas położyć kres. Długo można to zło definiować. Nie chcę dzisiaj tego robić innymi słowami, niż zrobił to Piotr Szczęsny, który tutaj straszną śmiercią zginął w płomieniach po to, żeby ludzie zechcieli przeczytać raptem dwie strony maszynopisu.
Dziękuję, że jesteście, jesteśmy, tego dnia tu, a nie tam. Jest ileś powodów, żeby być tu, a nie tam, poprzestańmy na tym, że jesteśmy tu, żeby pokazać, że istnieją rzeczy dla nas i nie tylko dla nas ważniejsze niż to, co przedostaje się niestety do opinii publicznej z tych demonstracji w miesięcznice smoleńskie, a jest to obraz konfliktu dwóch zwaśnionych stron. Są rzeczy ważniejsze niż to, żeby robić na złość Kaczyńskiemu czy walczyć z kultem smoleńskim, choć on ze wszech miar na walkę z nim zasługuje. (…) Proponuję, żebyśmy dzisiaj pomyśleli o tych ważniejszych rzeczach w skupieniu, bo są związane z osobą Piotra Szczęsnego, który, jak wszyscy wiemy, podpalił się w tym miejscu 19 października, a w dziesięć dni później zmarł.
P.S.:
Gdyby ktoś chciał przeczytać Miłosza, Campo di Fiori jest np. tu.
Demonstracja na Krakowskim Przedmieściu jednak się wówczas odbyła. Była bardzo spokojna. Milcząca jak pierwsze demonstracje Obywateli RP.
Minęło pięć lat, których nie umiem ocenić ani bez bólu, ani bez wyrzutów sumienia.
1 thought on “Pamięć. Piotr Szczęsny”
Tak jak i ty Pawle, bardzo mocno wstrząsnęła mną ta śmierć, będąca ofiarą naszego pokolenia, które nie potrafiło zgasić tego zakłamanego monstrum PiSowskiej propagandy, złodziejstwa i panoszenia się w Polsce. Polski, która miała przecież być normalnym krajem europejskim. Miejscem normalnego i dobrego życia.
– Piotrze, pamiętamy o twym poświęceniu i tragizmie tego czynu. Twoje słowa zawsze pozostaną w nas. Szkoda, że tak mało słyszało twój ból i krzyk o ratunek dla nas wszystkich. Szkoda, że nie dotarło twoje przesłanie do strzech w naszych domach.