Pomyliłem się. Bardzo lubię się tak mylić. W tekście sprzed dwóch dni napisałem, że Donald Tusk zderzy się ze społecznymi realiami i frekwencja na wiecu, do którego wezwał, głowy nie urwie. Było na nim podobno 100 tys. ludzi. Tusk przysięgał, że nie zmarnuje tej energii. Wprawdzie ciekaw jestem sposobu – o nim niczego nie usłyszeliśmy – jednak „energia” się pojawiła, wbrew mojemu pesymizmowi.
Cały odpowiedni fragment tekstu, zawierający tę błędną ocenę jest już jednak prawdziwszy:
W niedzielę, 10 października odbędzie się w Warszawie wiec zapowiadany przez Tuska. Tusk zderzy się ze społeczną rzeczywistością. Frekwencja głów nie urwie, choć z pewnością będzie nieporównanie wyższa od tej, którą Kaczyński zbierze tego samego wieczoru na smoleńskiej mszy w katedrze. Nie ma i nie będzie społecznej mobilizacji w sprawie Unii. Pozostanie, jak było. O unijne wartości walczyli i ginęli dotąd wyłącznie Ukraińcy na swoim Majdanie. Europejczycy nie mają takich skłonności. Zwłaszcza, kiedy im się każe wierzyć, że dorosła polityka działa. I kiedy uwierzą w ten historyczny fatalizm, w którym władza upada wyłącznie sama z siebie jak to oceniał i jak postulował Adam Michnik, a ostatnio również Donald Tusk.
Marta Lempart poprowadziła ludzi z pl. Zamkowego na Nowogrodzką. Poszło z nią kilkaset osób – nie żadne dziesiątki tysięcy. Nie, żeby tak wielki tłum na Nowogrodzkiej był w stanie odwrócić kartę historii. Nie odwróci. Chociaż jeszcze nie wiedzieliśmy takiej manifestacji, na czele której obok aktywistów szedłby np. Tusk i politycy opozycji z marszałkiem Grodzkim, poselskimi i senatorskimi immunitetami – a być może warto byłoby taką zobaczyć.
Marta Lempart zapowiada kolejny protest w rocznicę ubiegłorocznego wisty Przyłębskiej. 22 października. Pomyliwszy się raz, chciałbym pomylić się znowu – coś mi się jednak zdaje, że OSK nie zdoła powtórzyć mobilizacyjnej fali z poprzedniego października.
Pamiętam gorączkowe starania Obywateli RP sprzed roku. Jeszcze w nich uczestniczyłem. Zabiegaliśmy, by marszałek Grodzki wypełnił przywódczą misję męża stanu. Nie, żeby stanął na czele tego protestu – to nie byłoby możliwe, byłoby zresztą fatalnym błędem, gdyby się nawet mogło tak zdarzyć. Nawet nie o to chodziło, żeby stanął w szeregu protestujących – to byłby również błąd. Mąż stanu miał wtedy inne zadanie.
To był szczyt przerażenia ówczesną falą pandemii – naprawdę groźną, a strach wśród pisowskich wyborców był nawet większy niż ten po „naszej stronie”. Ci sami pisowscy wyborcy z przerażeniem patrzyli, jak w środku śmiertelnego zagrożenia Kaczyński wszczyna kolejną wojnę – oni tej wojny nie chcieli i oceniali ją źle. Grodzki mógł wystąpić z ofertą pokoju – o to go wówczas prosiliśmy. Mógł ją zaadresować wprost do wyborców PiS i miał taką możliwość – w orędziu transmitowanym przez TVP. Mógł obiecać, że protest kobiet powstrzyma po spełnieniu elementarnych warunków zawieszenia broni. Podpowiadaliśmy te warunki. Występując w ten sposób Grodzki nie musiałby się opowiadać ani za, ani przeciw postulatom OSK. Nie musiałby oceniać nawet stylistyki ówczesnego „wypierdalać” i „jebać PiS”. Byłby tym, kto ma szansę przynieść pokój lub chociaż zawieszenie broni.
Ani Grodzki, ani nikt z polityków, z którymi rozmawialiśmy, nie rozumiał, o co chodzi. Nikt nie widział, że nawet fiasko takiej „pokojowej misji” – fiasko, które oczywiście było najbardziej prawdopodobnym rezultatem – obciąży politycznie Kaczyńskiego, który na oczach własnej publiczności odrzuci dla własnych celów potrzebny wszystkim pokój.
Uwijaliśmy się gorączkowo, wiedząc, że nadchodząca wielka demonstracja w Warszawie będzie kulminacją, po której albo nastąpi zmiana formuły i polityczny przełom, albo załamie się wzrost frekwencji manifestacji, które wyłącznie na tym polegają, że coraz więcej ludzi wyraża na nich zdanie. Po kulminacji nieuchronnie następuje po prostu uwiąd. Rok temu liderki OSK dobrze zdawały sobie z tego sprawę. Nazajutrz po kulminacji październikowych protestów powołały więc Radę Konsultacyjną – jawnie nawiązując do białoruskiej Rady i Swiatłany Cichanouskiej próbującej tworzyć alternatywny ośrodek władzy. Rada Konsultacyjna przełomu jednak nie przyniosła. Liderki OSK wykonały 200% normy. Twierdzę, że nie popełniły błędu. Zrobiły, co mogły zrobić i o wiele więcej. Musiałyby być równocześnie sobą i kierownictwem PO, by mogło się coś udać.
Tak jak wtedy, tak tym bardziej dzisiaj jestem przekonany, że żadna taka próba nie uda się bez stworzenia przywództwa z największym, niemożliwym do zakwestionowania mandatem. Zatem z udziałem lojalnie współpracujących wszystkich politycznych przywódców, którzy w dodatku zechcą swój mandat przywództwa potwierdzić, prosząc o to obywateli, na czele których chcą stanąć.
Nie będę wracał do idei prawyborów. Obywatele RP zaproponowali referendum. „Po katalońsku” – niech PiS odrzuci obywatelski wniosek i niech obywatelskie społeczeństwo referendum przeprowadzi i tak. Dobrze wiemy, że żadna z rzeczy tego rodzaju się nie wydarzy. Powinniśmy więc znać rezultat i tego boju, i następnych. Czyjkolwiek będzie ten październik, będzie tak samo bezpłodny, jak poprzednio. Niestety.
2 thoughts on “Październikowa rewolucja Donalda Tuska i Marty Lempart”
Właściwie można spletowac następny symetrysta dal głos.Mysmy mówili ,myśmy przewidywali,bardzo dobrze iż Marszałek Senatu nie dał sie wkręcić.Tekst pełen fochow,zostawcie ,nie przeszkadzajcie ,filozofia nam teraz nie potrzeba na teraz na dziś musimy obudzić wokół siebie ,wszystkich którym jest bliskie wartości UE,wszystkich którzy chcą żyć w uczciwym,przyzwoitym kraju .Przepraszam dla mnie to jest paplanie ,właściwie czemu ma służyć .
Symetrysta, a jakże… Taki, który spędził miesiące na demonstracjach, o których w większości Szanowny Pan nie miał nawet pojęcia, który raczej już setki godzin spędził w policyjnych kotłach, na komendach i w aresztach, który wchłonął litry pieprzowego gazu itd. Owszem, mówiliśmy i owszem, przewidywaliśmy — np. każdą z kolejnych wyborczych klęsk, proszę Pana. Zechce Pan wyjaśnić, w co dokładnie nie dał się wkręcić marszałek Grodzki i jakie dobro z tego wynika? Wybaczy Pan, ale budzenie wyznawców europejskich wartości, jakoś niezupełnie wychodzi. Nie tylko Tuskowi, mnie również. Jeśli Pan chce budzić — bardzo proszę. Ale jeśli budzić chce Pan np. mnie, to radzę się zastanowić, czy Pan przypadkiem nie zwariował.